Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 24 lutego 2009 | autor Grzegorz Łuczko

33

Włóczykij 2009: Relacja

INFO:

Nazwa: Włóczykij Trip Extreme
Typ: pieszo
Dystans: ok. 60km
Miejsce: Gryfino, zachodniopomorskie
Teren: delikatnie pofałdowany
Pogoda: sporo śniegu
Wynik: 1 miejsce [9:50]
Frekwencja: 75 osób

Organizatorzy wywieźli nas kilkadziesiąt kilometrów za Gryfino, do bazy wrócić mieliśmy już niestety o własnych siłach. Pada śnieg i jest naprawdę zimowo – nie będzie lekko, myślę popijając herbatę i dyskutując z Karolem z Marszobloga. Dystans 60-ciu kilometrów wininen pokonany być w czasie 12 godzin, po drodze czekać będzie na nas aż 18 punktów kontrolnych. W zasadzie limit czasu jest tak dobrany, że nie licząc kilku osób (na palcach jednej ręki) reszta z 75-cio osobowego tłumku uczestników nie ma realnych szans na zmieszczenie się w nim. Dla kogoś kto regularnie nie trenuje bądź nie madoświadczenia w tego typu rajdach to po prostu mission impossible – nie mam pojęcia dlaczego poprzeczka została zawieszona tak wysoko (później okaże się, że trasa tak naprawdę miała więcej niż 60 kilometrów… ponoć 68)? Startujemy w odstępach 3 minutowych, zostałem wylosowany jako jeden z ostatnich. Ostatni będą pierwszymi?

Miłe miłego początki

Obawiam się nieco o moją formę, trenuje dopiero od miesiąca a najdłuższy bieg jaki zrobiłem w tym czasie to raptem 12 kilometrów. Gdzie 12 a gdzie 60 kilometrów? Taktyka jednak jest prosta, biegnę dopóty dopóki będą siły. To tylko 60-tka, więc nawet jeśli, w którymś momencie skasuje się to dam radę dotoczyć się do mety. PK11 (punkty od 11 do 28) zdobywam po długim i nieprzyjemnym przejściu na azymut przez pole i torowaniu drogi w śniegu. PK stoi na szczycie górki, co z tego, skoro w nocy i tak nic nie widać. Do PK2 biegnę cały czas, jest wspaniale, ubita droga a nogi same niosą. Forma jednak dopisuje. Wyprzedzam kolejnych uczestników, którzy wystartowali przede mną – m.in cały zastęp rycerzy w całym rynsztunku! Zdecydowane to nie jest impreza dla ścigantów!

Na PK13 doganiam Karola i chwilę biegniemy w kierunku małej „szosy” ukrytej w leśnej gęstwinie. Do kolejnego punktu wedle mapy doprowadzić nas miała piękna, prościutka i wyraźna droga. Jak się zapewne domyślacie drogi nie było, a ja wylądowałem nad szerokim strumieniem i bez pomysłu jak znaleźć się po drugiej stronie. Straciłem tam nieco czasu próbując znaleźć jakieś połamane drzewo, w końcu postanowiłem wrócić się nieco na południe i tam też znalazłem coś na kształt kładki. Nie bez strachu przed zimną kąpielą zacząłem przechodzić na drugą stronę. Później jeszcze przedzieranie się przez łąke z odpowiednim azymutem i wyjście na drogę prowadzącą na punkt. Nie mogłem powstrzymać śmiechu, w opisie PK14 znalazło się tylko enigmatyczne słowo „wypadek”, i faktycznie, organizatorzy upozorowali wypadek samochodu, ciekawy PK!

Flow, czyli płynę

Dalej nudy. Asfalt do PK17 z ogniskiem i herbatką, można tam było się zatrzymać na godzinę, która nie była wliczana w końcowy czas. Oczywiście nie zamierzałem odpoczywać, nogi rozgrzane a ja chętny na kolejne kilometry, trzeba było wykorzystać ten „ciąg na bramkę”. Jak się okazało po 2,5 godzinach od mojego startu byłem tam pierwszym uczestnikiem i jednocześnie wysunąłem się na pozycję lidera. Z chłodnych analiz listy startowej jasno wynikało, że celem jaki powinienem sobie postawić w tym rajdzie jest walka o zwycięstwo, nie zdziwił mnie więc fakt, że byłem pierwszy. Nie sądziłem natomiast, że stanie się to tak szybko.

Byłem dumny z siebie. Pieprzyć to, że nie mam konkurencji, pomyślałem. Robię swoje, a jeśli dobrze mi to wychodzi to po, co szukać dziury w całym? Jest coś takiego jak przepływ – flow. Nie wiem na czym dokładnie polega koncepcja amerykańskiego profesora węgierskiego pochodzenia Mihaly’ego (zaglądam do wikipedii, tego nazwiska po prostu nie da się zapamiętać!) Csíkszentmihályi’ego, wydaje mi się jednak, że w bieganiu również jest coś takiego, co nazwać można przepływem. Przepływem mocy? Nie wiązałbym tego jednak z kondycją, czy wytrenowaniem, oczywiście nasza aktualna forma jest podstawą każdego wysiłku fizycznego, ale nie tylko ona decyduje. Moim zdaniem kluczowa sprawa to psychika. Informacja o tym, że już po 2,5 godzinie przegoniłem wszystkich uczestników dodała mi mnóstwo nowych sił. W głowie pojawiła się pewność, że wygram te zawody i nic nie stanie mi na przeszkodzie. Nogi stały się lekkie i same niosły do przodu, rozpierała mnie energia i pewność siebie. To był ten moment, w którym wszystkie elementy układanki, na krótką chwilę zostały idealnie dopasowane. Płynąłem…

Zaciskanie zębów i mentalność zwycięzcy

Na kolejne punkty wchodziłem bez pudła. Na PK20 i skraj żwirowiska wyszedłem skrajem lasu, obierając kierunek na kompasie. Trafiłem prawie idealnie. Wszystko układało się po mojej myśli, idzie mi aż za dobrze, cholera, myślałem nie bez strachu. Jeśli idzie tak dobrze to przecież w końcu musi się coś spierdzielić? Przecież zawsze się tak dzieje! Nie mam mentalności zwycięzcy – niektórym wystarczy pierwszy start, żeby automatycznie wskoczyć do czołówki i znaleźć w niej swoje miejsce, a ja zawsze gdzieś robię błąd. Nie wiem czy dlatego, że jestem słaby czy po prostu noszę w sobie ugruntowaną już opinię na swój temat, w której nie ma miejsca dla mnie w czołówce?

Niedługo potem zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki zmęczenia. Zaczęły boleć mnie nogi. Nie biegło mi się już tak lekko jak wcześniej. Normalnie nie trzeba wkładać zbyt wielkiego wysiłku, żeby rozpocząć bieg, po prostu wychodzisz na trening i zaczynasz biec, dzieje się to automatycznie. Mamy wypracowany nawyk i nie musimy skupiać uwagi na tym, żeby zaangażować nasze mięśnie do wysiłku. Po jakichś 4 czy 5 godzinach ten mechanizm przestał działać. Próba podbiegnięcia, gdyby nie świadomy wysiłek, kończyłaby się niepowodzeniem. Siłą woli jednak wprawiałem się w ruch i przetrzymywałem kilka najgorszych sekund. Później już było całkiem nieźle.

Podbiegając i maszerując na zmianę zaliczyłem kolejny PK z numerem 21 na cmentarzu. Bieg sprawiał mi coraz większy wysiłek, w pewnym momencie stwierdziłem nawet, że już więcej nie dam rady, że już nie mogę… To był ten moment, o którym często myślę jako tym decydującym, jeśli w takiej chwili znajdziesz w sobie siłę, żeby zacisnąć zęby i biec dalej to kształtujesz w sobie mentalność zwycięzcy, jeśli odpuszczasz to.. to wygrywanie zostaw innym. Pomyślałem, że to koniec, że przecież mięśnie są już tak skatowane, że mogę tylko iść. Musiałem jednak spróbować.

Przez kilkaset metrów odpoczywałem w marszu po czym zebrałem się w sobie i zmusiłem do biegu. Cała praca tak naprawdę polegała na przekonaniu samego siebie, że potrafię. Wydawało mi się, że nie mam sił, fizycznie byłem zdruzgotany, ale przecież wiedziałem, że gdzieś są jeszcze ukryte rezerwy! Chcę, mogę, potrafię! Ruszyłem ociężale i bez przekonania, ale udało się! Znów zacząłem podbiegać, oczywiście mniej niż wcześniej, ale udało mi się przełamać samego siebie.

Druga w nocy pośrodku niczego

Na PK23 za dnia musiał być ładny widok na Odrę, tymczasem jednak było zupełnie ciemno i wietrznie, nawet nie próbowałem rozglądać się dookoła tylko od razu zbiegłem nad rzekę i ruszyłem w kierunku kolejnego punktu. Droga na szczęście była wyjeżdzona przez samochody, można było względnie swobodnie przemieszczać się naprzód. Wyszedłem w jakiejś zaśnieżonej wsi i zacząłem wspinać się pod górę asfaltem przykrytym białym puchem. Było cudownie. Pusty i prosty asfalt prowadzący nie wiadomo gdzie, może i na sam koniec świata? Śnieg przyjemnie zawiewał w twarz, a magia przpełniała całe to miejsce. To są te chwile, których zazdrościć moją nam zwykli ludzie, którym nie chce ruszyć się swojego tyłka z przed telewizora. Jeśli nie bierzesz udziału w rajdach masz nikłą szansę, że wylądujesz na pustym asfalcie pośrodku niczego o 2 nad ranem.

Kolejne kilometry przyszło pokonać mi maszerując wzdłuż torów, nie tylko nie mogłem biec, ale i marsz w śniegu sprawiał problemy. PK26 był umieszczony na drzewie, konkretnie orzechu, niedaleko torów. Wystarczyło znaleźć odpowiednią przecinkę, miałem jednak obawy czy uda mi się to zrobić. Maszerowałem przy torach i nie miałem żadnych punktów odniesienia. Mogłem tylko liczyć na to, że mapa będzie odpowiadała rzeczywistości i pomimo ciemności zauważę rozgałęzienie. Trafiłem pod wiadukt a droga odbijała w lewo. Doszedłem do skrzyżowania 3 dróg, po prawej stronie powinien znaleźć się punkt kontrolny…

Punkt, który był ale nie tam gdzie być powinien

30 minut później wracam nieco przybity tą samą ścieżką pod wiadukt i kieruję się na przedostatni punkt rajdu. Krótko, punktu nie było w tym miejscu, w którym być powinien. Znalazłem go kilkaset metrów dalej. W zasadzie nie przejąłem się tym aż tak bardzo, oczywiście czas nieubłagalnie leciał a ja chciałem pokonać całą trasę jak najszybciej. Rozmawiałem przed startem z Piotrkiem Szaciłowskim i ten chcąc mnie zmobilizować do większego wysiłku ustalił mi poprzeczkę na 8 godzinach i 15 minutach. Przez cały czas trwania rajdu miałem w głowie ten wynik i chciałem zmieścić się w założonym czasie. Oczywiście warunki nieco utrudniały sprawę, ale dzięki jasno określonemu celowi miałem cały czas motywację do szybkiego napierania.

Jednak po tych 30 minutach, które straciłem na PK26 spadła również moja motywacja. Złe ustawienie punktu kontrolnego to najgroszy błąd jaki może popełnić organizator zawodów. Włóczykij to rajd organizowany przez ludzi z pasją i zapałem, dlatego nie potrafię i nie chcę czepiać się tego błędu – to ich drugi zorganizowany rajd, a nie myli się tylko ten, kto nic nie robi! Zresztą szybko zapomniałem o tej wpadce przecierając szlak w kierunku asfaltu, który zaprowadzić miał mnie prawie pod sam punkt. Stanąłem na krzyżówce przyglądając się mapie, z góry dochodził mnie dźwięk prądu pędzącego liniami wysokiego napięcia a gdzieś w lesie na prawo czaił się czerwony lampion. Dojście do niego jednak okazało się problematyczne, choć gdybym dojrzał na czarno-białej kserówce przecinkę poprowadzoną wzgłuż linii enegetycznej i po chwili odbijającej w „mój” las pewnie nie straciłbym tych 15 minut, które straciłem na przedarcie się przez dno strumienia i podejście na skarpę z punktem.

Ostatni punkt

Opadłem z sił, nie byłem już w stanie wydobyć z siebie nic więcej, tą malutką rezerwę, która mi jeszcze została postanowiłem zostawić na finisz, teraz skupiłem się już tylko na jak najszybszym przebieraniu nogami podczas marszu w kierunku następnego PK. Pieprzony młyn. Ostatni – 28 punkt kontrolny – należał do grupy tych punktów, których szczerze nienawidzę. Jak namierzyć się na miejsce, które nie ma rozsądnej pozycji ataku? Nie ma żadnej drogi, kanału, czegokolwiek co pomóc mogłoby w poprawnym i szybkim znalezieniu się u celu. Balansując z jednej strony nogami a z drugiej rękoma opartymi o pień drzewa przedostałem się na drugą stronę szerokiego strumienia. Później wcale nie było już z górki. Najpierw strome podejście na nasyp kolejowy i próba namierzenia się z jego okolic na młyn. Wypatrzyłem delikatny zakręt torów w kierunku południowym, strzałka na kompasie wkrótce odchyliła się w tą właśnie stronę a mi nie pozostało nic innego jak zejść z powrotem nad strumień. Po krótkich poszukiwaniach znalazłem punkt – oczywiście po drugiej stronie!

A więc za tym wzgórzem jest asfalt i prosta droga do mety, tak? Zapytałem sam siebie i nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie torując sobie drogę w śniegu po kostki. Dochodziła 5 nad ranem i nadal było ciemno ale różowa łuna na niebie sprawiała, że cała ta przeprawa przez pole miała w sobie coś z magicznego posmaku. Zachowałem jeszcze ostatnie siły na finisz – chciałem koniecznie pokonać cały dystans poniżej 10 godzin. Ściganie się z czasem przybiera u mnie już postać pewnego automatyzmu. Każda równa liczba musi zostać „połamana”, 10 i 20 godzin, 9,5 i 19,5 godziny. Liczy się ta jedna decydująca minuta. 10 godzin i 1 minuta to nie to samo co 9 godzin i 59 minut. Różnica wydaje się nieznaczna, ale w rzeczywistości zmienia wszystko. Zapytajcie się maratończyka czym dla niego jest jedna minut jeśli przybiegnie na mecie po 3 godzinach i 1 minucie. Uwierzcie, że długo będzie rozpamiętywał te 60 sekund…

Finisz i przemyślenia o naturze człowieczej

Wyszedłem wreszcie na asfalt i zacząłem biec. Ociężale i niezbyt szybko, ale biegłem. Przy pierwszej znajomej ulicy schowałem kompas, mapę i przyśpieszyłem. Napawałem się chwilą sukcesu. Z każdą sekundą i każdym metrem bliżej mety sił przybywało. 9 minut po 5 rano zameldowałem się na mecie. Z miejsca znalazłem się w centrum uwagi, czułem się nieco niezręcznie próbując wytłumaczyć się, że tak naprawdę to wcale nie zrobiłem wielkiej rzeczy. Organizatorzy z niedowierzaniem kręcili głowami. Według nich byłem cyborgiem i tyle. A ja po prostu zrobiłem swoje najlepiej jak potrafiłem.

Zwycięstwo smakuje wybornie i nie mam zamiaru teraz zasłaniać się tym, że konkurencji prawie nie było, że zupa była za słona czy co tam jeszcze. Wygrałem, koniec kropka. Cieszę się bardzo, bardzo. Potrzebowałem tego, musiałem udowdnić sobie, że potrafię, że potrafię wygrywać jeśli trzeba, że potrafię zmusić sam siebie do podjęcia jeszcze większego wysiłku gdy organizm ma już serdecznie dość. Włóczykij dodał mi mnóstwo sił i wiary we własne możliwości. Kolejne starty to odkrywanie samego siebie, jeśli stawiasz poprzeczkę wciąż wyżej i wyżej to każdy kolejny rajd przynosi nowe odpowiedzi, dowiadujesz się nowych nieznanych Ci wcześniej rzeczy o samym sobie. Czasem są to mikro zmiany, które zachodzą w Tobie dzięki doświadczeniu, które zbierasz, a czasem to prawdziwe przełomy. Mam nadzieje, że start we Włóczykiju był dla mnie właśnie takim małym przełomem i ustawieniem się na drodze w dobrym kierunku. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak nie rozglądać się na boki tylko popędzić naprzód!

PS. Zdjęć niestety nie ma…
PSS. Jednak coś się znalazło 😉 . Autorem zdjęcia jest Tomasz Miler.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

    Wpis przedstartowy:

  • Przed WłóczykijemO piłce nożnej, o tym, że najlepiej liczyć tylko na siebie, i że chcę dać z siebie wszystko, czyli przedstartowe bla, bla.
  • Relacje z zawodów:

  • Harpagan 36, październikTak naprawdę to byłem jeszcze zmęczony po Przejściu, nie miałem mocy, żeby się pościgać i dlatego start wyszedł bardzo mdło… No, ale ostatecznie to jednak zawody klasyka, zdobyłem tytuł, zostałem Harpaganem.
  • Przejście 2008, wrzesieńTyle kilometrów to jeszcze nie zrobiłem w życiu na raz jeden. 145 000 metrów wokół Kotliny Jeleniogórskiej.
  • Półmaraton Szczeciński 2008, sierpieńDebiut na ulicy. Ponoć wszyscy kiedyś kończą „na ulicy” (to taki żarcik o biegaczach 😉 ). Fajnie było, ale generalnie wolę las!
  • WSS 2008, lipiecSzybka setka pod Poznaniem, nie to co Harp! Szybko, względnie łatwo i względnie przyjemnie.
  • Darżlub 2007, grudzieńKrótka, nocna przebieżka po ciężkim, pofałdowanym terenie w okolicach Trójmiasta. Nawigacja taka, że aż strach się bać!
  • Więcej…


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



33 Responses to Włóczykij 2009: Relacja

  1. parvata mówi:

    No! Super, gratuluję! 🙂

  2. Kuerti mówi:

    Szybka jesteś! Dzięki 🙂 . To „No” jest bardzo wymowne, podoba mi się, jeśli dobrze je interpretuje to tak samo sobie pomyślałem na mecie 🙂 .

  3. Adam mówi:

    No i wreszcie optymizmem i radością wieje! Oby tak dalej. 🙂

  4. BartekW mówi:

    …a wypełniłeś ankietę jedzeniową mądralo?
    ;P

  5. rocha mówi:

    „…Śnieg przyjemnie zawiewał w twarz…”
    daj mi kontakt do twojego dilera 🙂
    Gratulacje

  6. Kuerti mówi:

    Adam,

    Bo wreszcie jest z czego się cieszyć, forma dopisuje 🙂 .

    Bartek,

    😉 . Się robi formularz internetowy co by ułatwić wypełnianie ankiet, a ja nie wypełniłem kwestionariusza bo i na setce nie byłem 😉 . Natomiast mam kilka uwag, przy wysokiej intensywności z trudem przychodziło mi spożywanie jedzenia (w ciągu 10 godzin zjadłem: 2 batony, pół mleczka w tubce i drożdzówkę, czyli znacznie mniej niż normalnie), tutaj jednak w grę wchodzą tylko „szybkie” węglowodany. Bułkę miałem w plecaku ale nie przełknąłbym jej. Dużo dał mi isostar, na pewno im wyższa intensywność tym sprawdza się lepiej. Po Włóczykiju zaczynam stosować go wreszcie regularnie.

    Rocha,

    Matka Natura panie, Matka Natura 🙂 . Zimą uwielbiam biegać przy padającym śniegu. Ekstra uczucie!

  7. Pankins mówi:

    Gratulacje!
    Naprawdę dobry wynik jak na takie warunki. Niestety mi nie udało się pojechać na Skorpiona a bardzo na to liczyłem. Kłopoty zdrowotne mnie wykluczyły. A szkoda bo chciałem sprawdzić się już na jakichś zawodach.

    ps. Wczoraj wyruszyli na tresę BWC. Przebiegali sobie obok mojego domu środkiem ulicy nie zważając na samochody. Podziwiam ich odwagę, u nas kierowcy są bardzo nerwowi:D Dodam tylko że warunki są naprawdę ciężkie. Mokry śnieg przynajmniej po kolana więc nie będą mieli lekko.

  8. Paweł mówi:

    Kurcze, 18 PK na 60 kilometrach i limit 12 godzin? Rzeczywiście, poprzeczka wysoko. Pytałeś organizatorów dlaczego właśnie taki limit dali? Zależy im na wysokiej poprzeczce czy może nie są świadomi skali trudności?

    p.s. Wygranie zawodów to musi być wspaniałe uczucie. Jeszcze raz gratuluję.

  9. Kuerti mówi:

    Pankins,

    Dzięki. Rajd nie zając, za niedługo masz kolejną szansę u Huberta w Stalowej Woli – dolnysan.blog.onet.pl.

    Ps. Fajnie masz, możesz sobie wyjść na trening i spotkać mastersów 🙂 .

    Paweł,

    Organizatorzy nie bardzo zdawali sobie sprawę z tego, że limit jest tak kasujący. Tak jak pisałem to ludzie z pasją, ale bez doświadczenia rajdowego.

    Uczucie zwycięstwa zawsze jest przyjemne, wmacnia wiarę w siebie i to jest cholernie pozytywne. Staram się jednak nie odlatywać za mocno od ziemii, bo wiem, że sporo jeszcze mi brakuje do tych najlepszych. Tylko, cholera, no niech będzie więcej takich chwil jak ta przedwczoraj na Włóczykiju, takich znaków, że zmierzam w dobrą stronę!

    Tego również i Tobie życzę, byłeś bardzo blisko skończenia całości na bardzo wysokim miejscu, ale coś nie zagrało, jakiś element nie podpasował. Jestem przekonany o tym, że jeśli wkładamy w jakąś czynność wysiłek i stale eliminujemy błędy to nie ma możliwości, żebyśmy nie zostali w tej dziedzinie bardzo dobrzy, po prostu musi nam się udać! 🙂 .

    (pozytywnie jest, dopóki nie opadną ostatnie opary endrofin 😉 . Dobrze, że wiosna niedługo 😉 )

  10. Adam mówi:

    „Do kolejnego punktu wedle mapy doprowadzić nas miała piękna, prościutka i wyraźna droga. Jak się zapewne domyślacie drogi nie było, a ja wylądowałem nad szerokim strumieniem i bez pomysłu jak znaleźć się po drugiej stronie.”
    Jak sie przyjrzysz dokladnie to zobaczysz, ze to nie byla droga tylko krzywo sklejona w programie graficznym mapa 🙂 Zobaczylem to dopiero na drugi dzien 🙂 przy swietle dziennym i sam zamiast skorzystac z mostka po lewej albo klody polecialem na prawo do „drogi widmo”

  11. marek mówi:

    Gratuluje mistrzu.
    Jak w niskiej temp. zachowywało sie mleczko?
    Ja na Skorpionie żałowałem że nie mam tubki ale gryząc kamienno-lodowe batony obawiając sie że mi zaraz zęby sie połamią myślałem sobie że mleczko by mi zamarzło w tubie

  12. Kuerti mówi:

    Adam,

    Witaj na PK4! Od razu coś ta droga wydała mi się podejrzana! Ale myślę sobie, że może Unia wyłożyła kasę, że nowa droga, że organizatorzy ładnie zaznaczyli to na mapie.. a tu proszę 🙂 .

  13. Kuerti mówi:

    Adam,

    Witaj na PK4! Od razu coś ta droga wydała mi się podejrzana! Ale myślę sobie, że może Unia wyłożyła kasę, że nowa droga, że organizatorzy ładnie zaznaczyli to na mapie.. a tu proszę 🙂 .

    Marek,

    Dzięki, do mistrza jednak jeszcze mi brakuje małe co nieco 😉 . Mleczko, hmm.. Zgęstniało solidnie 🙂 . Tak, że z trudem je pochłaniałem, przy niższych temperaturach pewnie by zamarzło tak jak podejrzewasz…

  14. MAREK mówi:

    Gratuluję zajęcia 1-go miejsca!!! Zapraszamy na wykorzystanie nagrody w naszej wypożyczalni ( http://www.kajaczek.info ) w terminie do końca 2009 r. PROSIMY O KONTAKT Z USTALENIEM TERMINU. ZAPRASZAMY ( dostępne pole biwakowe 250 m od Odry )

  15. memor mówi:

    Oczywiście równiez Gratuluję!!!

    Czytam Marka i jeszcze bardziej mi sie ten rajd podoba niż wcześniej Ci pisałem:)))

  16. sebas mówi:

    o wiktorie w sportowym cv zawsze ciezko 😉 na ta wygrana pewnie zlozyly sie setki(tysiace) km treningow i startow w ostatnich 2-3 latach, a nie tylko koncowy okres przygotowan

  17. Kuerti mówi:

    Marek,

    Witaj na PK4! Dziękuje 🙂 . Na pewno się odezwę 🙂 .

    Memor,

    Taka mała uwaga dla czytelników nie zorientowanych w temacie, organizatorzy Włoczykija ufundowali bony pieniężne dla pierwszej trójki, dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach więc nie będę zdradzał szczegółów, krótko mówiąc za rok warto pojawić się w Gryfinie nie tylko ze względu na fajny rajd 😉 .

    Sebas,

    Oczywiście masz rację, organizm jednak pamięta te wszystkie obciążenia, i tak sobie myślę, że może właśnie dlatego tak ważny jest odpowiedni opoczynek…

  18. jasiekpol mówi:

    EEEE bez sensu że wygrałeś, teraz będzie na blogu optymizmem wiało, a jak jeszcze do tego dojdzie wiosna ? Zakochasz się jeszcze, zaczniesz mocniej trenować, wystarujesz w AT , ba nawet ukończysz ??? blog stanie się przewidywalny na +, a już się tak melancholijnie robiło, listopadowo. Echhh. Zmiany zmiany, zmiany. Znaczy Gratuluję.

  19. Kuerti mówi:

    Jasiekpol,

    A co powiesz na spektakularną bójkę wewnątrz teamową na rajdzie On-Sight, wielka kłótnia i rozwiązanie raidteamu? 😉 . Żartuję, kierunek jest dobry, ale to nie znaczy, że teraz wszystko będzie tak ładnie się układało, na pewno nie! Tak czy inaczej dzięki 🙂 .

  20. Flux mówi:

    Witajcie. Tutaj Przemek z Włóczykija. Poprzeczka rajdu sama się podwiesiła, kiedy dwa dni przed rajdem zaczęło nieźle sypać. To może był nasz błąd, że nie przygotowaliśmy się na taką sytuację i w ostatniej chwili nie zmieniliśmy limitu. Ale tylko może 🙂 Rozważaliśmy taką sytuację – postanowiliśmy inaczej. Wcześniej zrobiłem całą traskę w 12 i pół godziny, a zawodowcem nie jestem, nie trenuję itd. Pamiętam jak w ubiegłym roku Bartek Woźniak przyszedł do nas na metę i sprawiał wrażenie totalnie zrelaksowanego 🙂 Zmieścić się w naszym limicie to był cel ustawiony dla zawodowców takich jak Grzesiek. Dla innych celem było samo ukończenie rajdu i przejście w ogóle całej trasy, a jeszcze dla innych przekraczanie granic swojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej, nawet jeśli to miało by być zdobycie kilku punktów kontrolnych. Wiem, że przy tak różnorodnym poziomie jest praktyka do robienia dwóch tras. My jednak upieramy się przy jednym dla wszystkich. I tak już zostanie. Cóż… jesteśmy inni 🙂 Za rok WŁÓCZYKIJ TRIP EXTREME będzie jeszcze bardziej odjechany i bardziej interdyscyplinarny. Pokłony

  21. Kuerti mówi:

    Flux,

    Witam na PK4 🙂 . Wygląda na to, że mamy inne definicje ukończenia rajdu, dla mnie skończyć zawody to zebrać wszystkie punkty kontrolne w określonym limicie czasu, z tego co napisałeś wynika, że dla Ciebie ukończyć zawody znaczy to tyle co pokonać całą trasę ale niekoniecznie zebrać wszystkie PK i niekoniecznie zmieścić się w limicie czasu.

    Żeby nie było nieporozumień, ja jestem zwolennikiem ustawiania poprzeczki bardzo wysoko, lubię wymagające zawody, wiem jednak, że jest spora grupa ludzi, która ma odmienne zdanie. Na Włóczykiju mało kto zwrócił uwagę na limit, więc problemu widocznie nie ma.

    Co do 2 tras, hmm… Znaczna część uczestników to baardzo początkujący i pewnie wydłużenie limitu czasu nic by im nie dało. Może więc faktycznie na przyszły rok zrobić 2 trasy? 60 i 30km np.? Ewentualnie zostawić tak jak jest a zwiększyć limit (18h to byłby sensowny czas) jeśli łatwiej Wam pozostać przy jednej trasie.

    Wychodzi na to, że tylko narzekam, a rajd był naprawdę fajny i jeśli będę tylko mógł to za rok wystartuję również, a pewnie i znajdzie się więcej chętnych uczestników ze środowiska rajdowego. Jeszcze raz dzięki za trud i wysiłek włożony w organizację.

  22. Jacek mówi:

    „Wygląda na to, że mamy inne definicje ukończenia rajdu, dla mnie skończyć zawody to zebrać wszystkie punkty kontrolne w określonym limicie czasu”

    Definicje są pewnie dwie, dość skrajne względem siebie 🙂 Jedna – zacytowana powyżej – a druga to „zebrać choć jeden punkt i dotrzeć na metę przed jej zamknięciem”. Taka n.p. obowiązywała na Skorpionie, co było bardzo fajne – nawet jak już nie było szans przejścia całej trasy, to opłacało się być w terenie do końca limitu. Klasyfikacja rozróżniała tych, którzy zebrali jeden PK od tych, którym jednego zabrakło, zamiast wszystkich ich wrzucić do worka z napisem „NKL” 🙂

  23. Kuerti mówi:

    Jacek,

    Ja myślę, że jedna zawiera się w drugiej. Zostajesz sklasyfikowany jeśli w X czasu podbijesz przynajmniej jeden PK. to normalna praktyka i chyba nie ma co tutaj kombinować. Ale być sklasyfikowanym a ukończyć zawody to dwie różne sprawy (co zrozumiałe osoba, która ukończy zawody zostaje również sklasyfikowana 😉 ), kończy rajd tylko ta osoba, która zbierze wszystkie PK w limicie czasu.

    Absolutnie nie mam nic przeciwko, żeby robić tak trudne trasy, żeby mało kto miał szanse je ukończyć vide Skorpion. Imprez mamy tyle, że i dla takich wyzwań znajdzie się miejsce.

  24. sebas mówi:

    a ktos poza toba Kuerti zrobila cala trase z wszystkimi PK w limicie? 😉

    ps. ciekawy finisz w BWC. 2 podejscia do mety prowadzi Treverse(UA)…

  25. rocha mówi:

    sebas, nawet u Ukraińców naszą relację obsmarowaleś!
    🙂
    Dogonią? Nie dogonią?
    No i co z nogami Igora?

  26. Kuerti mówi:

    Oprócz mnie tylko 2 osoby podbiły wszystko w limicie.

    Na BWC pozostała nam chyba już tylko walka o drugie miejsce… A za 2h zaczynają na Speedzie, szkoda, ze nie ma na żywo wyników jak w poprzednich latach, cholera, jak w poprzednich latach brałem udział to były, a teraz jak siedzę w domu i bym pokibicował znajomym to oczywiście wyników nie ma! 🙁

  27. Adam mówi:

    Finish Kochani, finish… A 360 mają szansę na wygraną!
    Od trzech kwadransów biegnie speed, jakie są Wasze typy?

    Edit: Aaaależ emocje, 3,5 doby rajdu i wszystko na minuty…obłęd!

  28. Kuerti mówi:

    Tak gdyby kiedyś ktoś to czytał i nie będzie na czasie.. Rozmawiamy o Bergson Winter Challenge Edycja 2009, do samego końca – na 400 kilometrowej trasie, po 4 dobach napierania – walczą 3 zespoły, idą łeb w łeb a na mecie o zwycięstwie decyduje… decyduje 1 minuta! 60 sekund…

    Coś niesamowitego po prostu. Trudno coś napisać, może tylko to, że chciałbym kiedyś stoczyć tak piękną walkę… Huh, niesamowite, niesamowite…

    Ps. Na speedzie, albo Speleo albo Nawigator, a może Jasło znów namiesza?

  29. Łucja mówi:

    Grzesiek, gratulację za włóczykija!
    Co do BWC Speed to staram się w miarę możliwości wrzucać informację o Niezłej Korbie na naszej stronie. Chłopcy póki co nie dają się i walczą 🙂

  30. sebas mówi:

    Troche jednak zaskoczyl mnie Tilak, choc z reguly sa w czolowce. Jak tak spojrzec wstecz, dlugimi momentami byli na dole klasyfikacji. Prawodpodobnie na biegowkach odwrocili losy BWC. Zaluje, ze nie znalem przebiegu trasy masters, chetnie bym w padl na jakis odcinek, mialem 2 etapy pod nosem jak sie okazalo

  31. Kuerti mówi:

    Łucja,

    Dzięki! Oczywiście śledzę losy Niezłej Korby 🙂 .

    Sebas,

    Próbowałem co nieco wywnioskować po czasach na poszczególnych PK ale generalnie z samej relacji ciężko było stwierdzić w jakim miejscu aktualnie przebywają zespoły i co przed nimi. Wygląda na to, że rzeczywiście Czesi kilka godzin straty odrobili na kilkudziesięciu kilometrach nart.

    Ogromnie ciekaw jestem jak to wyglądało w rzeczywistości. Czy reszta teamów słaniała się już na nogach a Czesi, jak wiadomo dobrzy narciarze, załatwili konkurencje techniką? A może to, że trzymali się z tyłu przez większość rajdu to celowa taktyka i oszczędzanie sił?

  32. Michal mówi:

    „Cala zabawa polega na sciganiu zajaczka a nie na jego zlapaniu” – Czerwone Gitary
    No coz, wspolczuje, moze nastepnym razem uda sie WYGRAC.
    Mihu

  33. Kuerti mówi:

    Witaj na PK4! 🙂

    Chyba nie do końca wiem o co Ci chodzi, jeśli dobrze się domyślam to myślę, że nie masz racji 😉 .

    Mógłbyś rozwinąć swoją myśl?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA