Maratony piesze

Opublikowany 28 lipca 2014 | autor Grzegorz Łuczko

1

Przeklęte pagórki i ta nieszczęsna przecinka, czyli Szaga 2014

Włącz muzykę. XxanaXX – Story. #dobrebopolskie.

###

Obudziły mnie promienie słońca i ciepło kolejnego pogodnego, czerwcowego dnia. Otworzyłem oczy i spróbowałem rozeznać się w sytuacji. Leżałem na jakiejś poduszce ułożonej na drewnianym pomoście. W głowie jeszcze szumiało od alkoholu. W zasadzie mogłem być jeszcze pijany. I najprawdopodpobniej byłem. KN urządził z wielką pompą swoje trzysieste urodziny. Osiemnastkę dwanaście lat później, sami rozumiecie.

Chrzypsko Wielkie. Pomost nad jeziorem. Czerwiec, 2013.

Najlepszą decyzją jaką mogłem podjąć w tamtym momencie było przekręcenie się na drugi bok i próba zaśnięcia. A co zrobiłem? Ruszyłem chwiejnym krokiem w kierunku samochodu i przebrałem się w strój biegowy. I to nie był dobry pomysł, o nie! Raz, że alkohol, dwa, że upał, trzy, że alkohol! Nie mogłem sobie jednak odmówić zrobienia treningu w tak urokliwym miejscu. Trzeba oddać KN, że miejscówkę wybrał przednią.

Chrzypsko Wielkie, część pojezierza Międzychodzko-Sierakowskiego. Urokliwe jeziorka, pagórki i lasy. Poprzedniego dnia z okien samochodu okolica prezentowała się wybornie. Po prostu idealne miejsce na niedzielny trening. Oczekiwania oczywiście rozminęły się z rzeczywistością i to dość spektakularnie. Niemrawym krokiem poczłapałem po asfalcie chcąc wydostać się ze wsi i zagłębić w tych cudownościach, które wczoraj tylko migały mi przed oczami.

Trud okazał się daremny. Słońce prażyło niemiłosiernie, a moja forma pozostawiała wiele do życzenia. Delikatnie pisząc. Po trzydziestu minutach, które okrutnie wymęczyłem, miałem dość. Dość tego dnia, bo okolica zrobiła na mnie na tyle duże wrażenie, że wiedziałem jedno: jeszcze tu wrócę! I wróciłem. Oczywiście, że wróciłem. Tyle, że cały rok później.

###

Po Rzeźniku – jak wiecie po lekturze ostatniego wpisu – obiecałem sobie dwie rzeczy. Wrzucić na luz i nie planować żadnych startów (w długiej perspektywie). Zrywając z niechlubną tradycją marudzenia na blogu napiszę nieskromnie, że udało mi się zrealizować te posulaty w 100%! Treningowo wrzuciłem na luz, ale już trzy tygodnie po powrocie z Bieszczad pakowałem się w kolejną kabałę. Nomen omen. Ruszyliśmy z Poznania we trójkę. Z Tomkiem i Mikołajem. Mikołajem Kabałą.

Kierunek: Sieraków, czyli powrót w tą urokliwą okolicę, której nie dane było mi poznać rok wcześniej. Powrót do korzeni. A w zasadzie w krzaki. Wróciłem na orienterskie trasy, czyli do biegania z mapą i kompasem w poszukiwaniu punktów kontrolnych. Od tego wszystko się zaczęło. Miałem dość biegania na wynik, chciałem więcej przygody. A tego typu starty dostarczają jej pod dostatkiem.

#Szaga #Sieraków.

Miejce: Sieraków. Impreza: Szaga (bo na szagę, na przełaj, poza drogą). Trasa: 50 kilometrów. W tym optymalnym wariancie. Trasa liczy 9 punktów kontrolnych, w tym czekają nas dwie przeprawy promem przez Wartę. Realnie patrząc na swoje możliwości chcę powalczyć o pierwszą dziesiątkę. Konkurencja wydaje się dość mocna, a ja dawno nie biegałem z mapą. No i ta moja nieszczęsna forma, która dopiero się buduje.

Jedynka wydaje się łatwa, ale te początki na biegach na orientację zwykle mam kiepskie. Obieram bezpieczny wariant i biegnę swoim tempem nie oglądając się na innych. Początek po asfalcie, który szybko opuszczamy – wbieg do lasu, odbicie w drogę w lewo – trochę błądzenia, aby znaleźć właściwą drogę, ale już jestem przy punkcie. A tam kolejka. Przede mną jakieś dziesięć osób spokojnie czeka na swoją kolej podbicia karty startowej.

szaga1

Przelot do dwójki jest dość długi. Biegnę przez leśne ścieżki co jakiś czas kontrolując mapę. Nikt mnie nie dogania, raczej to ja dobiegam do zawodników przede mną. W tym Marcina Kargola, zaprzyjaźnionego blogera. Dobiegamy razem do dwójki, a później udaje mi się go przegonić wybierając bezpieczniejszy, a jak się później okażę – skuteczniejszy wariant.

Z dwójki wracamy się kawałeczek próbujac przebić się drogi, która miała nas wyprowadzić na północ, w kierunku trójki. Marcin odbija wcześniej w las, „na szagę”, próbując skrócić dystans. Ja biegnę nieco dalej odbijając w drogę. Ta okazuje się mocno nieoczywista.

Biegnąc a to lasem, a to skrajem pola docieram do właściwego rozwidlenia. Marcina nie widzę ani przede mną, ani za mną. Dostrzegam przed sobą jednego biegacza, którego będę gonił przez najbliższe kilometry, aż do przeprawy promowej. Ta kursowała o nieregularnych porach, więc można było trafić bardzo nieszczęśliwie i stracić cenne minuty w oczekiwaniu na prom.

#Prom. Przeprawa przez Wartę.

I tak też się stało. Dobiegłem pół minuty za biegaczem przede mną, gdy prom wypływał z drugiego brzegu. Po kilku minutach dobiegł Marcin, a za nim jeszcze bodaj trójka zawodników. I tak zamiast powiększać przewagę, musiałem budować ją na nowo. Na promie okazało się, że przed nami była już spora grupa ponad dziesięciu osób…

W tego typu biegach psychika odgrywa olbrzymią rolę. Takie drobne informacje potrafią dodać człowiekowi niemalże skrzydeł. Lub wręcz przeciwnie. Teraz, pisząc te słowa, wydaje się to proste. Przyjmując perspektywę kanapową łatwo powiedzieć: olej takie drobnostki. Początek biegu, a Ty się przejmujesz miejscem, przecież do końca jeszcze wiele się może wydarzyć i na pewno wydarzy!

Jasne, że tak naprawdę to był dopiero początek. Biegliśmy na trójkę, do końca zostało jeszcze wiele kilometrów, dużo można było jeszcze zyskać. Problem jednak w tym, że zaraz po wysiadce z promu zacząłem słabnąć. Minęło mnie kilka osób i dobiegałem do trójki z myślą, że zamiast nadrabiać to teraz zacznę tracić to, co zyskałem na początku…

Wariant przecinką przez pagóry

Po drugiej stronie Warty teren zrobił się bardziej pagórkowaty. Mijam uczestników krótszej trasy, którzy pokonują swoją trasę w odwrotnym kierunku do nas. A później zostaję sam. Cały czas biegnę, chyba, że jest pod górę. Wtedy idę. Ale ten bieg to raczej świński trucht. Zwłaszcza na przelocie między czwórką, a piątką – pakuje się na przecinkę, która jak sama nazwa wskazuje – przecina na wprost wielkie pagóry. Szlag mnie trafia na każdym kolejnym podejściu.

Wydaje mi się, że tracę tam mnóstwo czasu. Moje tempo jest ślimacze. Na szczęście nawigacja idzie mi dość sprawnie, nie mylę się, wybieram dobre warianty. Nawet ten z tą nieszczęsną przecinką. Bo jak okazuje się na szóstce jestem na dziewiątym miejscu! Ale jak to? Zastanawiam się głośno. Nikogo nie minąłem, od dobrych kilkudziesięciu minut nie widziałem żywego ducha na trasie…

Niespodzianka

Widocznie ten wariant, który tak przeklinałem okazał się bardzo skuteczny. Na szóstce dodatkowo dowiaduję się, że przeprawa promowa jest nieczynna i omijamy punkt ósmy. Zamiast tego zostaje nam siódemka i dziewiątka, która jest bardzo blisko bazy. Do kolejnego punktu dobiegam niesiony dobrymi informacjami o krótszej trasie i dobrym miejscu.

Idealny wariant z siódemki na dziewiątkę to… przepłynięcie wpław Warty! Dzięki temu zaoszczędzić można dobrych kilkanaście minut – ja niestety nie pływam, więc nawet się nad tym nie zastanawiam. Ruszam w długi i nudny odcinek do Sierakowa. Dobrych dziesięć kilometrów, bez trudności nawigacyjnych – odcinek, który powinienem pokanać w mniej niż godzinę w dobrej formie.

A teraz truchtam noga za nogą. W dodatku mam problem z lewą stopą, pojawił się dziwny ból. Na dłużej przechodzę do marszu i nawet przez chwilę zastanawiam się czy nie odpuścić ostatniego punktu i zrezygnować w Sierakowie. Ból na szczęście przechodzi, a ja zaczynam znów truchtać. Nie mam już sił, więc muszę oszukiwać umysł, odciągać jego uwagę od bólu i zmęczenia.

Brak jednego punktu i ten długi przelot sprawiają, że tracę motywację. Droga jest prosta i płaska. Posiłkuję się więc interwałem czasowym dla marszu i biegu. Trzydzieści sekund marszu i półtorej minuty biegu. To na tyle krótkie odcinki, że mimo dużego zmęczenia jestem w stanie zmusić się do takiego wysiłku.

Mój system wytrzymuje do mostu nad Wartą w Sierakowie. Później kompletnie opadam z sił. Próbuję jeszcze podbiegać, ale to już wygląda naprawdę żałośnie. Staram się jak najszybciej maszerować i podbić ostatni punkt. Spotykam tam jeszcze jednego biegacza, ale nawet nie podejmuję walki. Puszczam go przodem. Ja już nie mam sił na ściganie.

Oglądam się tylko co jakiś czas za siebie czy nikt mnie nie goni i spokojnym tempem docieram do mety. Po 6 godzinach i 16 minutach kończę Szagę ostatecznie na 9 miejscu. Jest radość!

Zdjęcia: organizator.

#

Dotarliście do tego miejsca? Cieszę się! To znaczy, że prawdopodobnie Wam się podobało. Część z Was jest już zapisana na starą listę mailingową, z której niedługo będę rezygnował. W związku z tym mam do Was prośbę, anulujcie proszę tę starą subskrybcję i zapiszcie się na listę poniżej. A jeśli nie jesteś jeszcze zapisany lub zapisana, to zachęcam Cię do zapisu, nie przegapisz nowych tekstów, a także tych bonusowych, tylko dla czytelników zapisanych na listę.




O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



One Response to Przeklęte pagórki i ta nieszczęsna przecinka, czyli Szaga 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA