Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 4 listopada 2008 | autor Grzegorz Łuczko

6

Maroko 2008: Droga wzywa!

Jest taki piękny cytat, który niezmiennie motywuje mnie do podejmowania kolejnych wyzwań, stawiania im czoła mimo strachu. Pozwolę sobię przytoczyć go właśnie w tym miejscu i w tym czasie, tuż przed wyjazdem do Maroka…

Rozterki przedwyjazdowe

„Umysł jest ortodoksyjny, konserwatywny. Zawsze chce poruszać się po śladach, wydeptaną ścieżką – ścieżką, na której napotka mniejszy opór. Więc zawsze słuchaj nieznanego. I gromadź odwagę, aby móc poruszać się po nieznanym. Potrzeba ogromnej odwagi, wyzbycia się strachu, aby dorosnąć do swojego przeznaczenia. Ludzie przepełnieni strachem nie są w stanie wydostać się poza to, co znane. Znane daje pewien rodzaj wygody, bezpieczeństwa, ponieważ jest… znane. Wiemy wystarczająco dużo o tym, co poznaliśmy, możemy więc łatwo sobie poradzić. Nawet w stanie uśpienia jakoś sobie dajemy radę – nie ma potrzeby się budzić; to, co znane, jest dla nas bardzo wygodne.

W momencie przekraczania granicy znanego rośnie strach, ponieważ teraz będziemy jak głupcy, bez wiedzy, co wolno, a czego nie. Teraz nie będziemy już tak pewni siebie, teraz może się zdarzyć, że popełnimy błędy; możemy się zgubić. Właśnie ten strach przywiązuje ludzi do znanego, a gdy ktoś da się spętać znanemu, staje się martwy. Życie powinno być niebezpieczne – nie ma innej drogi. Jedynie przez niebezpieczeństwo osiąga się dojrzałość. Trzeba być poszukiwaczem przygód, gotowym zaryzykować to, co znane, na rzecz nieznanego. A gdy człowiek zasmakuje radości bycia wolnym i nieustraszonym, nie będzie tego nigdy żałować, ponieważ wtedy dopiero przekona się, czym jest pełne życie. Wtedy przekona się, co znaczy zapalenie pochodni życia jednocześnie na dwóch końcach. Choćby najkrótszy moment tej intensywności zadowala bardziej niż cała wieczność przeciętnego życia.” (Osho – „Odwaga. Radość niebezpiecznego życia”. Str. 52-53).

Znów więc ruszam w drogę, tym razem jeszcze dalej, na jeszcze dłużej i jeszcze intensywniej, to chyba naturalny krok naprzód, przynajmniej w moim odczuciu, mojej zdeprawowanej przez podejmowanie kolejnych wyzwań psychiki… Znów samotnie (przynajmniej w pierwszej częśći wyprawy, w górach będzie już raźniej, patrz PS), znów z poczuciem, że ładuje się w niezły kanał. Nigdy nie byłem tak długo poza domem, nigdy nie byłem w kraju tak odmiennym niż nasz.

Nie miałem przyjemności jeszcze pobawić się w rafting, ale wydaje mi się, że samotną podróż daleko poza strefę komfortu porównać można właśnie do spływu spienioną rzeką. Teraz jeszcze leniwie wije się szerokim przesmykiem, ale w momencie gdy wyląduje już w Casablance nurt nabierze ogromnej prędkości. Myślę, że tą chwilę gdy widzi się pierwsze potężne bystrza a świadomość atakuje nieznośna myśl, że zaraz wpadniemy w to piekło da się porównać do wizji samotnego wyjazdu gdzieś bardzo daleko. Radosne oczekiwanie splata się z potężnym strachem.

Czuję się trochę tak jak skoczek w wzwyż, wciąż i wciąż ustawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej, jest gdzieś we mnie potrzeba patrzenia w górę i sięgania gwiazd. W tym nieustannym wzroście szukam inspiracji i motywacji do działania, to mój wewnętrzny ogień. Ogromnie podoba mi się to zdanie: „…gdy ktoś da się spętać znanemu, staje się martwy”, nikt z nas nie chce być martwy, a przecież tak wielu żyje właśnie tak jak gdyby dawno już umarli, ich wewnętrzny ogień dawno wygasł…

Czy 3 tygodniowy wyjazd do Maroka wart jest tego, żeby przypisywać mu duchową, psychologiczną otoczkę? Dla mnie tak. Podejmowanie wyzwań, „droga”, przekraczanie siebie i własnego strachu zawsze będą dla mnie czymś nad czym warto się zastanowić, poczynić refleksję. Nawet jeśli z czasem to wszystko w końcu zpowszednieje, bo co do tego nie mam wątpliwości – przyjdzie taki moment, on cały czas się przesuwa! gdy to, co wprawiało nas w tak wielki dyskomfort stanie się czymś normalnym. Przypominam sobie swoje rozterki przed wyjazdem do Rumunii i ta zmiana zachodzi na moich oczach – to, co jeszcze pół roku temu wydawało mi się szaleństwem teraz wywołuje jedynie uśmiech na mojej twarzy. Pamiętam, że bardzo przeżywałem ten wyjazd, już na tydzień przed chodziłem zestresowany, teraz mimo, że poprzeczka zawieszona jest znacznie wyżej śpię spokojnie. Jeśli wtedy przeważał strach i wielki stres tak teraz na pierwszy plan wysuwa się niecierpliwe oczekiwanie i ekscytacja. Może jestem trochę takim poszukiwaczem przygód, który musi stale aplikować sobie coraz to mocniejsze wrażenia…

Osho pisze o strachu, o potrzebie wielkiej odwagi, a czy ja czuję strach? Czy jestem odważny? Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Z pewnością czuję wielki dyskomfort z racji opuszczania tego, co znane i zagłębienia się w świat totalnie różny od mojego, od tego co znam na co dzień. Obudziłem się w niedziele rano krótko po 4 rano i przez jakiś czas zastanawiałem się nad tym co czuję. Trudno jednoznacznie opisać to spektrum emocji, których doświadczam. Jest i ogromny stres i ogromne wyczekiwanie, ekscytacja na myśl o tym, co zobaczę, czego doświadczę.. Strach? Strach kojarzy mi się z czymś ekstremalnym, bardzo jednoznacznym, nie czuję czegoś takiego, raczej lęk. Delikatny, ledwo zauważalny, ale jednak stale obecny. Odwaga? Raczej skoncentrowanie na celu, to pozwala mi odstawić wszystkie lęki na boczny tor. Ponoć człowiek odważny to ktoś, komu zabrakło odwagi, aby stchórzyć… Skupiam uwagę na celu, na tym, że już we wtorek po południu będę tam na miejscu i zacznie się moja przygoda.

Nie boję się, że coś mi się stanie, że ktoś wyrządzi mi krzywdę, nie boję się czynników zewnętrznych, największym przeciwnikiem dla mnie jestem ja sam. Gdybym miał bać się tego, co mogą zrobić mi inni ludzie nie ruszałbym się w ogóle z domu. Nie myślę o tym, nie zajmuje mnie ta kwestia ani trochę, ufam że będzie dobrze. Natomiast największy dyskomfort powoduje stres, że nie poradzę sobie, że nie dogadam się, że… powodów wymienić można tysiące. Nie osiągnąłem jeszcze tego luzu, który pozwoliłby mi na swobodne oczekiwanie na to, co przyniesie przyszłość, z trudem porzucam koncentrację na problemach, ale wierzę, że to kwestia doświadczenia, podczas kolejnego wyjazdu… tak… nie ma co się oszukiwać, nawet jeśli czasem myślę sobie, że po jaką cholerę tam się pcham to wiem, że jak wrócę to będę planował kolejny wyjazd. Tak to już jest, nic nie poradzę. Może kiedyś nasycę się tymi wszystkimi wrażeniami, może kiedyś. Ale dość już, droga wzywa! Do przeczytania za jakiś czas!

O relacji prosto z Maroka

Wspominałem przy okazji wpisu nt. planu podróży o czymś takim jak relacja z Maroka. Przyznam się, że to jedno z moich małych marzeń – pisanie w drodze. Co prawda marzy mi się wielka kilkumiesięczna wyrypa po Azji czy Ameryce Południowej, ale nie bądźmy zachłanni, poza tym napisałem, że chcę najpierw spełnić małe marzenie (małe kroczki, kaizen 😉 ). Dobra, przejdźmy do spraw technicznych. Założenie jest takie, chcę pisać będąc w drodze! Ale… Mogą wystąpić następujące okolicznośći – będzie problem z dostępem do internetu (co akurat chyba nie nastąpi, o ile w przewodnikach nie kłamią), albo pisanie będzie na tyle czasochłonne i zajmujące, że nie będzie sprawiało mi to żadnej przyjemnośći, a wręcz przeciwnie wpędzi mnie w nieprzyjemny obowiązek. Oczywiście jeśli napisałem, że będę nadawał na żywo, to będę nadawał, nawet jeśli byłoby to bardzo uciążliwe.

Byłoby to nie fair w stosunku do Was najpierw coś obiecywać a później z tego rezygnować. Będę miał po prostu materiał do przemyśleń na następny raz. Nie potrafię odpowiedzieć jak często będę pisał. Chciałbym jak najczęściej, ale wiadomo, że to nie jest takie łatwe. Przyjmijmy założenie, że odzywał będę się raz na 3 dni, może częściej może nieco rzadziej. Po 20 listopada nastąpi konieczna przerwa w nadawaniu – ruszam w Atlas a tam zakładam, że internetu nie będzie, postaram się już z Maroka poinformować o tym. W razie czego, mam przygotowanych kilka tekstów i nie zawaham się ich użyć 😉 . Tak czy inaczej warto będzie wchodzić na pk4. Mam nadzieje, że czasowa zmiana, czy też odświeżenie konceptu na pk4 (tak ładniej brzmi) spodoba Wam się. W końcu listopad klasycznie już uznawany jest za miesiąc roztrenowania, może ktoś jeszcze wybiera się w ciepłe kraje?

PS. Przez pierwsze 2 tygodnie będę podróżował samotnie, na ostatni tydzień – trekking po Atlasie i wejście na Dżabel Toubkal umówiłem się z Markiem (na pk4 znany jako Memor) i jego dziewczyną (na pk4 bliżej nieznana 😉 ). Do zobaczenia, chyba w Marakeszu, co?

PS2. W chwili gdy tekst ukaże się w internecie ja będę właśnie odrywał się z lotniska w Berlinie… 🙂 .


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



6 Responses to Maroko 2008: Droga wzywa!

  1. Paweł mówi:

    Fajnie, że chcesz zdawać relacje z podróży ale ja na twoim miejscu żałowałbym czasu. Co najwyżej wpisywałbym krótkie notki wielkości komentarza o swoich przygodach. Szkoda przecież tego cennego czasu w niesamowitym miejscu na siedzenie w kafejkach internetowych. Wrzucaj tylko krótkie wpisy, nie rozpisuj się, chłoń odczucia, widoki i doświadczenia; czerp z wyjazdu pełnymi garściami, wykorzystaj dany Ci tam czas na maksymalnie. Ja bym tak zrobił.

    Na szczegółowe relacje przyjdzie czas po powrocie.

    Zazdroszczę Ci tego wyjazdu. Powodzenia i pozdrawiam!

  2. memor mówi:

    Pisz pisz ile wlezie 🙂

    Jakby co dowiozę Ci ciepłe skarpetki 😉

    Do zobaczenia w Marakeszu!

  3. Faalka mówi:

    Za każdym razem, kiedy tu zaglądam to albo właśnie biegniesz albo gdzieś się wybierasz. Zastanawiałam się czy w ostatniej chwili nie zrezygnujesz 😉 Żartuję rzecz jasna. Zazdroszę listopadowego, afrykańskiego słońca. W Altasie to już będzie zimowo. Ciepłe skarpetki na pewno się przydadza 😉

    Trzy tygodnie świąt przed Tobą 🙂

  4. Ryba mówi:

    No i nie zdążyłem życzyć Kuertiemu szczęśliwej podróży przed wyjazdem.
    Kota nie ma,to myszy harcują.
    Możemy sobie popisać o „gołych babach”, pornosach i innych off-topic’ach
    Trzym się Kuerti.

  5. Marta mówi:

    Cytat zwalił mnie z nóg… Poczułam się taka strachliwa i wcale nie żartuję:( Zainspirował mnie! 18 listopada wybieram się na rozmowę do Świnoujścia, a jak dobrze pójdzie to pierwszy urlop spędzę w Norwegii:)
    Dziękuję za tamten opieprz i obiecuje pracować nad sobą:)
    Powodzenia:)

  6. Pingback: Przygoda, przygoda… | Blog MLM

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA