Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 6 lipca 2010 | autor Grzegorz Łuczko

12

Kiedy nie ma czasu na trening…

Poszedłem biegać, bez pulsometru – to, że BEZ, to ważne, bo trenuję zawsze Z, tak mi to już weszło w krew, że inaczej jest po prostu ciężko. Jakoś tak nieswojo, dziwnie. Jestem pulsometroholikiem, pisałem już kiedyś o tym, no i nic się nie zmieniło… Dlaczego więc poszedłem na trening bez pulsometru? Bo Garmin mi coś nawala, wziął się i wyłączył. Sam. A włączyć, to już się nie chce. Próbowałem „miękkiego” resetu (trzeba wcisnąć dwa przyciski na raz – lap i enter, chyba, a później włączyć go ponownie), no i coś tam się odezwał, pomarudził i znowu zapadł w sen. Leń! A niech leży sobie w szafce, poradzę sobie bez niego!

Nie miałem wyjścia i poszedłem biegać bez pulsometru, nie wiem więc jakie miałem tętno i ile kilometrów przebiegłem – straszne! – wiem, ale co zrobić… Tak, to była ironia. Jestem pulsometroholikiem, ale jeszcze nie zwariowałem, jeszcze, warto podkreślić to słowo. Co tam, najwyżej nie zapiszę tego treningu w dzienniczku. Zresztą.. nie prowadzę już dziennika treningowego, bo i po co? Te wszystkie plany, które układałem w ostatnim czasie sypały się jeden po drugim, żeby więc zaoszczędzić sobie czasu po prostu.. przestałem je układać. To było diabelnie proste i w gruncie rzeczy uwalniające.

Zaprzestałem więc wpisów na dailymile.com (swoją drogą polecam, fajne miejsce do zapisywania treningów i kontaktów z innymi trenującymi znajomymi), nie planuję treningów. Poszedłem nawet jeszcze dalej i zaprzestałem planowania startów! Idę na żywioł! OK, z tymi startami i treningami to jest tak, że nie mam teraz czasu, żeby trenować tak, jak bym chciał, więc to pójście na żywioł jest wymuszone przez okoliczności. Tak, dopadło mnie „życie” i ten cholerny brak czasu na wszystkie rzeczy, na których mi zależy, dobra dość! miałem nie marudzić, wiedziałem, że jak już usiądę do pisania, to zacznę marudzić na brak czasu, a nie chcę tego robić. Zawsze wydawało mi się, że usprawiedliwianie się brakiem czasu, to marna wymówka, no i.. no i wcale nie zmieniam zdania! Nie ma mowy! To chyba Krzysiek Dołęgowski powiedział, że nie chodzi o brak czasu, a o priorytety jakie mamy. Zgadzam się z tym, no i teraz rajdy, zarazem to wszystko, co z nimi związane, poleciało w dół mojej drabinki z priorytetami.

Dobra, ale przecież miałem nie marudzić, tak? No to więc nie marudzę! Brak czasu, wielkie mi coś. Gdybym miał realizować plan, który chodził mi po głowie na początku roku, to teraz powinienem ostro przygotowywać się do biegu Toubkal Trail (ostatecznie ten bieg na najdłuższej trasie odwołano, ale co to miał być za bieg! Do pokonania prawie 150km, i 12km podejść! Wow! Część tej trasy robiłem turystycznie 2 lata temu, no i pobiec ultra w tym terenie, to po prostu marzenie…). Tak, to był ten start, o którym kiedyś wspominałem, ale nie chciałem pisać, co dokładnie mam na myśli. To miał być ten drugi, obok Adventure Trophy, hitowy start tego roku. Miał, bo nie jest. I dobrze. Nie dałbym rady należycie się do niego przygotować, to po pierwsze. Po drugie, wpisowe to koszt bagatela ok. 3.000 złotych! Marokańczycy to się cenią!

Nawet myślałem czy nie szukać jakichś sponsorów, próbować skombinować jakoś tę kasę, ale w porę otrzeźwiałem. Nawet jeśli znalazłbym sponsora, to widmo tego startu wisiałoby nade mną już od kilku miesięcy, a teraz, w tych okolicznościach gdy czasu na trening nie ma… no, krótko mówiąc stresowałbym się. Bardzo. Cholernie bardzo. A po co mi to? Byłem na AT, spełniłem swoje marzenie, na jeden rok wystarczy. W zasadzie gdybym zakończył sezon już teraz, to i tak byłbym zadowolony z tych startów, w których brałem udział. Ba! Wystarczyłby mi tylko ten jeden jedyny start w Arłamowie do pełni szczęścia. Wszystko ponadto to bonusy. Choćby wygrane na Włóczykiju czy Grassorze, albo dobry start na Rzeźniku (tam też już od dawna chciałem wystartować, w tym roku się udało). Dlatego bez wyrzutów pozwalam sobie teraz na luz, może nawet do końca roku. Oczywiście chciałbym jeszcze coś podziałać, marzy mi się ten wyjazd do Pragi na bieg w grudniu i zrobienie dobrego wyniku na tamtejszej setce (dokładniej 112km).

Wszystko jednak wyjdzie w praniu – jedno jest pewne, przez najbliższe 2-3 miesiące nic sensownego na treningach nie zrobię. Tak, brak czasu… Z drugiej strony pamiętam, że w poprzednich latach (zawalone lato to uroki prowadzenia biznesu nad morzem) miałem jakoś więcej sił i motywacji, żeby trenować po nocach, a teraz? A teraz albo mi się nie chcę, albo nie mam sił. Człowiek się starzeje jednak, nieubłaganie, z roku na rok. Trenuję więc spontanicznie.

Dziś przebiegłem z 9 kilometrów, biegłem tak jak nogi niosły, szybciej niż gdybym biegł z pulsometrem, ale co mi teraz z trzymania tętna? Nic. Mogę sobie pozwolić na spontaniczność, powiedzmy, że te 3 najbliższe miesiące będą dla mnie odtrutką od ograniczania samego siebie podczas treningu.Może zostawię Garmina w szafce, może na treningi nie będę zabierał nawet zegarka? Jak spontaniczność, to spontaniczność pełną gębą. Czasem więc biegam, czasem jeżdżę na rowerze, ale tylko czasem. Spróbuję teraz dojeżdżać – czasem – rowerem do pracy, ale nie zawsze mam taką możliwość. Oprócz tego CZASEM gram w badmintona, ale to naprawdę rzadko. CZASEM robię jakieś ćwiczenia na brzuch, pompki – tak, żeby się nie zastać. Generalnie mój trening to ruszanie się CZASEM.

No i taki jest ten mój sposób na przetrwanie tego najgorszego okresu, kiedy nie mogę pozwolić sobie na normalny trening – podtrzymanie formy, bez napinania się. Przecież nie będę się jeszcze stresował niepotrzebnie treningiem! (wystarczy mi mały stres, że blog leży odłogiem 🙂 ). Wiem, że powrót do formy zajmie mi później ze 2 miesiące solidnych treningów, jeśli zacznę więc sensowny trening na początku października, to na Pragę zdążę (start 4 grudnia). A jakie Wy macie sposoby na radzenie sobie z brakiem czasu na trening? Zupełny rest, to nie jest dobry pomysł – przynajmniej dla mnie, jestem uzależniony od treningu, bez dawki endorfin na dłuższą metę nie potrafię funkcjonować. Mogę więc zredukować trening, ale przestać trenować? W życiu!!

PS. Tytuł w zasadzie nie oddaje tego, o czym jest ten tekst. Na pewno można ten temat rozwinąć dużo bardziej praktycznie. Pomyślę o tym.


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



12 Responses to Kiedy nie ma czasu na trening…

  1. borman mówi:

    Ha! Trudna sztuka kompromisu… ale nie będę się powtarzał 🙂 .
    Permanentny deficyt czasu to u mnie norma, krzyż który muszę dźwigać od poniedziałku do soboty.
    Sposobu jako takiego nie ma, a może go nie znam.
    Nadrabiam moimi północnikami – treningi w nieludzkich porach nocnych. Ostatnio zacząłem preferować trening (o także nieludzkiej porze) w godzinach rannych. Chodź nie wiem czy 3.30, to już ranek, czy może jeszcze noc. Oczywiście, muszę wyjaśnić, że te „ekstremale” pory treningów to nie chleb powszedni, zdarza się taki jeden, czasami dwa tygodnie w miesiącu, kiedy muszę kombinować. Na dłuższą metę można przywyknąć, popołudniowa drzemka przywraca do życia 🙂 .

  2. Kuerti mówi:

    Przerabiałem już to – treningi kończone o 1 w nocy. Ale na dłuższą metę to zabójcze, po prostu nie dawałem rady. W poprzednich sezonach w którymś momencie się sypałem, organizm nie dotrzymywał tempa mojej motywacji 🙂 . Generalnie trzeba kombinować jakoś – nawet jeśli nie da rady robić w pełni wartościowego treningu, to przecież zawsze można zrobić coś chociaż na „podtrzymanie”, przetrwanie tego najtrudniejszego okresu.

  3. TMS_racer mówi:

    Partyzantka, czyli korzystanie z każdej nadarzającej się okazji, albo inaczej wojna podjazdowa z chronicznym brakiem czasu.

    Zawsze te 30-40 min się może nieoczekiwanie znaleźć, np. ze względu na zmianę planów i można wtedy zrobić mocniejsze akcenty. Napieracz nie traci na dojazdy do obiektów (basen, siłownia), trening można zrobić praktycznie wszędzie, więc 30 min wystarczy.

    Poza tym mam psa, z którym codziennie MUSZĘ wychodzić na dwór (przy okazji, pochwale się, mój ciapek od początku 2010 „wykręcił” już 870km).

    Na pocieszenie dodam, że aktualne upały nie sprzyjają biegaczom, nie wiem jak wy, ale ja biegam z przyjemnością dopiero po 20:00.

  4. Wikiyu mówi:

    Bieganie nocą, chyba niedługo wrócę do tego, ale chciałem napisać o czymś innym – może skoro wiesz że przez kilka mcy nie będziesz miał czasu na solidne treningi to zrobić sobie teraz roztrenowanie, zakończyć sezon, aby przygotować się lepiej do 2011tego przez zrobienie pełnego dobrego przygotowania od np września?

  5. hiubi mówi:

    Witaj w klubie tych co mają pod górkę.
    A może sprobuj tak:
    lipiec – powolne roztrenowanie
    sierpień- wypoczynek, organizmowi należy się
    wrzesień- poczatek treningów, przez pierwszy miesiąc lekkie
    październik- wtedy już na poważnie
    Do grudnia dasz radę być mocny
    poza tym nawet na luzie i z brakami w treningu można zrobić dobry wynik, jeżeli wcześniej przygotowales sobie solidną baze. A to ze przygotowaleś to widzialem na wlasne oczy. w czerwcu udało mi się wygospodarowac 4 razy po godzinie na rower i zrobić 59 km biegu. Mimo to zrobiłem wynik ktory niesamowicie podbudował mnie psychicznie. Wynik zrobiony z niczego.

  6. Mickey mówi:

    Z rowerem jest łatwiej, można dojeżdżać do pracy. Pomysł z psem też jest dobry (o ile ktoś go ma). Ja zimą trochę biegałem z psem w ramach wieczornych spacerów. Z niczego jak pisze Hiubi też da się dobre wyniki robić, wystarczy dobra baza i w miarę regularny ruch (ruch nie trening).

  7. Ilona mówi:

    Czas to niestety towar deficytowy i chyba nikt nie wymyślił sposobu na zmianę takiego stanu rzeczy. Ja układam plany dnia i ze wszystkich sił staram się tam wcisnąć trening albo chociaż jakąś jego namiastkę. Nie mogę powiedzieć,że realizacja zawsze mi wychodzi, ale lepiej robić trochę regularnie niż nadrabiać zaleglości skokami.Dzisiaj szcześliwie klient odwołał spotkanie i zrobiła się godzina wolnego, wystarczy na małe bieganie. Staram się pamiętać o słowach Murakami’ego: „Mam bardzo niewiele powodów,żeby biegać, więc muszę starannie je pielęgnować i mnóstwo takich,żeby nie biegać”

  8. Adamo mówi:

    Kuerti nie ma co sie zamartwiac. O ile pamietam zawsze w roku miales okresy „nic nie robienia” i moze dzieki temu prze tyle lat unikasz kontuzji i wypalenia caly czas rozbudowujac swoja kondycje.
    Zreszta po tylu startach nawet zalecany jest taki luz wiec „nie ma tego zlego…”
    A dzienniczek warto prowadzic.
    Tydzien temu przejrzalem swoje zapiski z lat 95-98.
    Sentymentalne 🙂 i co wazne cholernie pouczajace.
    Z jednej strony kolejny raz uswiadomilem sobie ze to swietna baza, skarbnica wiedzy o swoim organizmie i fajne poczucie z wykonanej kiedys porzadnej roboty.
    Z drugiej strony patrzac na dziesiatki kilometrow…utwierdzilem sie w przekonaniu, ze … tego wieczoru na koncert trzeba koniecznie pojsc 🙂 W koncu nasze trenowanie to tylko element zycia i warto caly czas myslec, ze jest cos jeszcze niz kolejne wb2.
    A co do pulsometru to przyznam, ze zaluje ze wtedy go nie posiadalem. O ile latwiej bylo by uniknac bledow treningowych.

    A kiedy nie mamy duzo czasu to trzymajmy sie podstawowej zasady ze po dwoch dniach wolnych 3 dnia potrenowac okolo godzinki. 3 godziny w tygodniu (z rozciaganiem/sprawnoscia + prysznicem cztery) spokojnie pozwala trzymac nasz motor na jalowym biegu.
    Najgorsze jak przez tydzien dwa nic sie nie robi.
    Ale ja tu -prawie moraly a za 1.5 tyg jade na zagle, pozniej jakies typowe krajoznawcze zwiedzanie. Obiecalem sobie, ze porobie jakies brzuszki/sprawnosc (pewnie nie porobie 🙂 na pewno duzo poplywam ale juz dobra forme na rowerze strace ale pi…c to 🙂 – na Mazurach jeszcze nie bylem 🙂

  9. Paweł mówi:

    Ja ostatnio usiłuję trenować o 4 rano. Nastawiam budzik, rano otwieram oko i …. wyłączam budzik i przewracam się na drugi bok:) Najczęściej tę bitwę z samym sobą przegrywam ale parę razy mi się udało. No i w weekendy nie pracuję to mogę zrobić więcej.

    Teraz staram się korzystać z długiego dnia bo nie lubię biegać nocą. Nawet chętnie biegam w upale, jest ciężko ale myślę że dobrze mnie to przygotuje do zawodów, które też są nieraz rozgrywane przy wysokiej temperaturze i trzeba to jakoś przetrwać.

  10. Kuerti mówi:

    TMS_racer,

    Dokładnie, wojna podjazdowa 🙂 . Wczoraj trafiło mi się 30 minut wolnego, które szybko wykorzystałem na krótką przebieżkę, no i tak właśnie teraz działam.

    Wikiyu,

    Świetny pomysł, o którym jakoś wcześniej nie pomyślałem 🙂 . Rzeczywiście masz rację, tak to należałoby najrozsądniej rozwiązać, w poprzednich latach jakoś udawało mi się godzić życie, pracę i treningi, teraz mam z tym problem. Np. rok temu udało mi się nabiegać fajny czas na WSS i generalnie być w dobrej formie, co prawda później posypałem się na Wiśle, ale jednak.. (swoją drogą ten krach formy to pewnie też efekt takiego ogólnego przemęczenia).

    Hiubi,

    Gratki raz jeszcze za te Węgry (dla niewtajemniczonych – Hubert był pojechał na Węgry na setkę i zajął tam 4 miejsce!). Wiesz, myślę, że masz już tak długi staż w rajdowaniu, że nawet nie trenując za wiele jesteś w stanie osiągać dobre wyniki. Zresztą ja widzę podobną rzecz u siebie – nawet jeśli nie trenuję tyle, co kiedyś, to robię lepsze wyniki, po prostu mój organizm przyzwyczaił się do rajdowania.

    Mickey,

    Mickey był drugi na rowerowym Grassorze, no i on „nie trenuje” 🙂 . Tak, będę próbował dojeżdzać do pracy, mam jakieś 20km, rano i wieczorem to da już ładny kilometraż, a z powrotem mogę sobie czasem zrobić dłuższą rundkę.

    Ilona,

    Dokładnie! „lepiej robić trochę regularnie niż nadrabiać zaleglości skokami.”

    Adamo,

    Masz rację, trochę odpoczynku się przyda, zwłaszcza, że w pierwszej części sezonu startowałem dużo, no i czułem się w końcówce maja/czerwca już nieco wypalony. Te 2 miesiące przerwy powinny mi dobrze zrobić. Problem w tym, że nie wiem czy to będą tylko 2 miesiące, czy jeszcze dłużej.

    Nie, zupełnej przerwy od treningów nie robię, tak jak to fajnie napisałeś, trzymam motor na jałowym biegu 🙂 . We wtorek 10kmbiegu, wczoraj 6km, dziś też coś, a w piątek może rower, a w weekend trochę badmintona. Trenuję kiedy mogę, ale nie jest to zbyt wartościowy trening (długie wybiegania, wb2 itp. odpadają na razie).

    Ps. Na jakim koncercie byłeś? 🙂

    Paweł,

    4 rano? Szacunek! Ja bym nie dał chyba rady…

  11. Adamo mówi:

    W ten dzien byl to chyba Admiral Freebee.
    Jeden z kilku fajnych i calkiem mi nie znanych bandow, ktorych mozna bylo posluchac na MaltaFestival.

    p.s. czy ogladanie MS w p. noznej tez mozna wpisac do dzienniczka jako trening? Zawsze to przynajmniej 90 minut ostrych interwalow 😉

  12. Kuerti mówi:

    Adamo,

    Chyba tylko o ile naśladujesz ruchy zawodników na boisku 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA