Porady no image

Opublikowany 12 września 2008 | autor Grzegorz Łuczko

28

Gimnastyka Siłowa – Bezradnik. Cz.2

Zobacz część pierwszą

Znajdź pozytywy!

Na pewno domyślacie się jednego – gdybym nie wykonywał obecnie GS czy GR to z pewnością nie brałbym się za pisanie tego bezradnika, punkcik dla tych cwaniaków, dobrze kombinujecie! Mniej więcej po starcie w WSS, czyli 1,5 miesiąca temu zacząłem wykonywać GS. Za GR zabrałem się dopiero jakiś tydzień temu. Dlaczego tak? Dowiecie się później! WSS przyniósł mi kilka przemyśleń. Po pierwsze zrobiłem sobie małą wyliczankę, co poszło dobrze, co poszło źle. Jako minusik wpisałem sobie kiepskie przygotowanie siłowe, na trasie bolały mnie plecy, ręce, generalnie cały korpus. Po drugie – podobne zestawienia robiłem sobie już wcześniej, to najwcześniejsze pochodziło jakoś tak z przed 4 lat, zgadnijcie co tam sobie wpisałem jako minus? No właśnie! Myślałem, że krew mnie zaleje! No bo ile można robić te same błędy?! No ile … tu chciałem wpisać bardzo brzydkie słowo ale w ostatniej chwli się powstrzymałem 😉 … ?!

Tak, tak. Kiwacie teraz pewnie głowami, że macie tak samo. No i dobrze, bo może u Was również przelała się czara goryczy! Startuję w długich biegach terenowych i rajdach przygodowych, gdzie wysiłek trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin, tam naprawdę cały organizm dostaje w dupę! Szczegółnie widać to w imprezach górskich, plecy, ręcę, brzuch – to wszystko poddawane jest ekstremalnemu obciążeniu. W końcu te wszystkie bóle zaczęły mi przeszkadzać. Pomyślałem sobie jak fajnie byłoby gdyby udało się je wyeliminować! To był przełom. Bodziec, który zmusił mnie do działania. Wy również musicie znaleźć pozytywne skutki robienia GS, inaczej nie znajdziecie w sobie motywacji do jej cyklicznego wykonywania.

Przykład. Masz w planie trening siły biegowej. Katujesz się na jakiejś lokalnej górce robiąc czy to podbiegi, skipy czy wieloskok. Jeśli nie robisz GS to masz prawie 100% szansę, że przy każdym powtórzeniu czuł będziesz jak rwą Cię plecy. To normalne, to nie jest typowy wysiłek, do którego przyzwyczaiłeś swoje ciało – co z tego, że przebiegłeś tysiące kilometrów, jak nie zadbałeś o mięśnie, których nie da się wytrenować samym biegiem. Przez 2 tygodnie rób GS 3 razy w tygodniu – po tym czasie znów zrób siłę biegową, jeśli poczujesz różnicę, to już będziesz wiedział, że warto.

Nawyk

To była naprawdę ckliwa historyjka, że zrozumiałem, że przełom, taa… 😉 . Łatwo mówi się o przełomach i motywacji do działania, my swoje a rzeczywistość swoje. To, że wracając do domu mam w głowie tysiące pomysłów na poprawienie swojej formy to norma. Prawdziwym wyzwaniem jest przełożyć je na realne działania. Załóżmy, że nie startujesz w takich ekstremalnych zawodach jak ja i nie odczuwasz aż tak mocnej potrzeby wykonywania GS, ale jednak myślisz sobie, że może faktycznie dobrze byłoby zacząć, bo może coś w tym jest skoro wszyscy o tym trąbią? Zresztą, Twój poziom zaangażowania jest nieistotny, ten sposób, o którym za chwilę napiszę przeznaczony jest dla wszystkich i dla cholernie zmotywowanych poszukiwaczy złotych sposobów na super ABSa (Men’s Health to naprawdę dobry magazyn na doła, po jego lekturze wszystko wydaje się możliwe 😉 ) czy znudzonych gimnastyką biegaczy, których poziom motywacji do jej wykonywania sięga dna.

Był bodziec, który ostro kopnął mnie w dupę i nakazał działanie. Tylko jak znów nie poddać się po kilku dniach? To była podbramkowa sytuacja, nie miałem ochoty znów zaczynać czegoś, żeby tylko kończyć po niedługim czasie, tym razem to nie wchodziło w grę, albo robię to do końca albo wcale! Tak naprawdę to sobie tak nie pomyślałem, na usprawiedliwienie tego małego kłamstewka powiem, że teraz już TAK myslę 😉 . Jak się uporać ze słomianym zapałem? Do głowy przyszły mi dwa pomysły – nawyk i filozofia kaizen. Wróciłem pamięcią do początków mojej przygody z bieganiem. Teraz, będąc endorfinowym ćpunem trudno mi zrozumieć jak mogłem kiedyś nie lubieć biegać?! To była zwyczajna męczarnia, nie miałem ochoty wychodzić na te pieprzone treningi choć żeby być szczerym, to tylko nie chciało mi się wychodzić – po biegu byłem zawsze zadowolony. To było mniej więcej 5 lat temu, od tego czasu wiele się zmieniło. Na początku potrafiłem robić długie przerwy – powiedzmy, że odpoczywałem przez kilka tygodni od ciężkich treningów 😉 . A teraz? Za cholerę nie potrafię, sam z własnej, nieprzymuszonej woli, zrezygnować choćby na kilka dni z treningów. Czuję się źle, mam wyrzuty sumienia i chcę jak najszybciej wrócić w teren.

Ta refleksja uświadomiła mi jedno – nie wiem czy wszystko, ale wiele czynności można zamienić w nawyk! Nie mylcie tego z przykrym obowiązkiem! Obecnie bieganie sprawia mi niesamowitą przyjemność. Dlaczego więc z gimnastyką siłową miałoby nie stać się podobnie?! … No dobra, sam w to nie wierzę! 😉 . Ale przynajmniej wiem jedno – wyrobienie nawyku to tylko kwestia czasu. Jeśli więc zawezmę się i będę wykonywał GS to prędzej czy później stanie się to moim nawykiem – będę po prostu to robił, a nie zastanawiał się czy mi się chce czy nie! Faktycznie to działa. Zauważyłem to po sobie, że mniej więcej po kilku tygodniach, może 3 albo 4 zacząłem odczuwać niemy przymus robienia GS. To jest tak, że nadal mi się nie chce bardzo często i nadal mógłbym w każdej chwili zrezygnować, ale.. Po pierwsze jestem zmotywowany i widzę efekty, a po drugie wykonywanie GS powoli staje się rzeczywiście moim nawykiem. To jest bardzo subtelne – po prostu czuję taki wewnętrzny nakaz, który mówi mniej więcej tak: „do GS, ale już!”.

Małe kroki albo filozofia kaizen

Czym jest filozofia Kaizen? W sumie nie wiem, bo jeszcze nie przeczytałem książki (rozejrzyjcie się po tej księgarni, pomysł na stworzenia miejsca, w którym poleca się tylko dobre, wybrane książki jest kapitalny!), na którą poluję od miesiąca (i upolować nie mogę), a w której ponoć napisano czym owa filozofia jest (Kuerti, pamiętaj, żeby wyciąć później to zdanie, bo jeszcze ludzie pomyślą, że nie masz pojęcia o czym piszesz!). Tyle, co wiem na ten temat to, to że ten wschodni koncept zakłada działanie małymi kroczkami, ale takimi naprawdę małymi! Dlaczego? Jeden z naczelnych stanów, które sobie cenimy w życiu? Spokój! Nie lubimy gwałtownych zmian (przynajmniej większość z nas)! Niech będzie, przyzwyczailiśmy się już do tego, że mniej więcej każdego dnia wychodzimy na trening, to już pewna stała ba! Podejrzewam, że większości z Was (i mnie też) ciężko, naprawdę ciężko, byłoby sobie wyobrazić, życie bez codziennych treningów. Pomińmy to czy lubimy to robić, jakie czerpiemy z tego korzyści itd. po prostu przyzwyczailiśmy się do tego i już. A GS?! Burzy nasz spokój, prędzej czy później zbuntujemy się sami przeciwko sobie i zrezygnujemy. Filozofia Kaizen radzi więc, żeby zmiany przeprowadzać delikatnie, płynnie, w sposób jak najmniej inwazyjny (to może ja już się obejdę bez tej książki, co? 🙂 ).

Nie wiem czy taki przykład figuruje w książce, czy przytoczył go tylko jeden z recenzentów tej pozycji, tak czy inaczej strasznie mi się spodobał, oto on: „Jeśli nie wychodzi Ci robienie codziennej gimnastyki, zrób tylko jeden przysiad dziennie. To chyba dasz radę zrobić, prawda? A po tygodniu rób dwa przysiady dziennie…”. Idiotyczne? A skąd! Pomyślcie, lepiej robić ten jeden przysiad dziennie (faktycznie to głupie 😉 ) czy nic? Chodzi o nawyk, nawyk, jeszcze raz nawyk! Zrób ten jeden przysiad, później dwa, trzy. Co tracisz? Nic. Możesz nic nie robić, albo po roku trzaskać 50 przysiadów! Czas. Długofalowa perspektywa! Za 2 lata będziesz robił 100 przysiadów, a za 5 lat 250 kucnięć, na jednej nodze, na dwóch, na palcach czy jak tam sobie jeszcze wymyślisz!

Małe kroczki. O to tutaj chodzi. O nie rzucanie się na głęboką wodę. Ogarnia Cię nagły entuzjazm, wykupujesz karnet na siłownie, siedzisz po 2 godziny dziennie, po dwóch tygodniach raz, drugi rezygnujesz bo to, bo tamto. W końcu rezygnujesz. Brzmi znajomo? No właśnie. Małe kroczki! Filozofia Kaizen! No kurwa mać! 😉 .

Część trzecia i ostatnia wkrótce…

PS. Znaczki kanji autorstwa Compound Eye.

Zobacz również:


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



28 Responses to Gimnastyka Siłowa – Bezradnik. Cz.2

  1. memor mówi:

    he he no to zrób ten jeden przysiad dziennie 🙂 nie chodzi o to że nie zrobisz tylko o pewną konsekwencje na początku, później o nawyk!

    Filozofia Kaizen….hmmmmm Zetknąłem się z nią przy okazii liderowania w robocie grupie wdrożniowej opartej na tejże filozofii. Pomijam już fakt, że generalnie, to to tylko nazywało sie kaizen a my odwalalismy sztuke ale ja nie o tym. Zainspirowany jakże „ciekawym przedsięwzięciem” w robocie postanowiłem postudiowac troche tą filozofie. Co prawda bardziej pod kątem zarządzania zmianami w życiu zawodowy ale jak to juz z zasady bywa z filozofiami wschodu – są uniwersalne do zastosowania. I czego sie dowiedziałem nowego?

    Otóż niczego – wszystko jak się okazało wiedziałem ale nie stosowałem lub stosowałem rozłącznie, wybiórczo (wiem wiem pomijam konkrety ale właśnie o to mi chodzi). Czego się nauczyłem? Nie wiem, ale przypomniałem sobie że człowiek to takie zwierze, które ma pamięć (jesli nie głowa to organizm przypomina) i które wiele może czerpać ze swojej wiedzy i doświadczenia. Niestety nazbyt często jakos mi umyka ta prawidłowość 🙂

  2. faba mówi:

    No nie wiem czemu ale coraz lepiej mi się Kuertiego czyta. Też tak macie? Te Jego stany lekkiego podkurwienia i rozbijania niektórych spraw na drobne zaczynają być genialne ;D

    Co do GS to tak jak ty cały czas olewałem temat. No i ostatnio masz ci los na 4 dni przed maratonem wrocławskim naderwałem mięsień uda i dupa. Po prostu nagle coś zaczeło rwać na rozbieganiu. O maratonie moge już zapomnieć, o treningu przez najbliższe 2-4 tygle też. Ostatnie dwa miechy prawie codziennych biegów po części do kosza. Obym się na nowo zdąrzył rozkręcić do Harpa. Oby…

    I tak kombinuje sobie teraz że może nie miało by to miejsca gdyby była gimnastyka siłowa a nie tylko GS. Pewnie tak?! Drugi raz już tego błędu nie popełnie. To są nierozłączne rzeczy po prostu.

    PS. Powodzonka dla tych co jednak we Wro pobiegną. Uważajcie na aure – prognozy jakieś grudniowe.

  3. Kuerti mówi:

    Memor,

    Masz rację, po prostu zastosowałem „skrót myślowy”, samo wykonywanie jednego przysiadu nie jest jeszcze nawykiem, ale po x dniach czymś takim może się już stać.

    Ostatnio sporo czytam na tematy pokrewne rozwojowi osobistemu, to chyba taka złota reguła, że wszyscy piszą/mówią o rzeczach bardzo prostych, bardzo często banalnych. Problem w tym, żeby zacząć stosować te metody, a z tym jest cholerny problem.

    Nie wiem na czym polega ta cała filozofia kaizen, wiem tylko, że jej fragment odpowiada naszym staropolskim 😉 małym kroczkom. Celowo jednak użyłem chwytliwego sformułowania, łatwiej zapada w pamięć. Zresztą, tu nie chodzi wcale, żeby dowiedzieć się czegoś nowego, bo powiedz mi co za nowość można odkryć wykonywaniu gimnastyki?

    3 razy w tygodniu rzucasz się na dwyan i się gimnastykujesz, ale dlaczego tak mało ludzi to robi? No właśnie. Małymi kroczkami naprawdę można osiągnąć świetne rezultaty. Od prawie 2 miesięcy działam zgodnie z tą zasadą i na razie jest dobrze.

    Na pewno za kilka miesięcy napiszę epilog do tego tekstu, żeby nie było, że Wam coś doradzam a sam tego nie przestrzegam. Jestem przekonany, że w grudniu, czy w styczniu nadal będę robił GS! (To tak dla dodania sobie pewności 😉 )

    PS. Jak poszła połówka IM?

    Faba,

    Dzięki za uznanie. Akurat do tego tematu mam powiedzmy dość emocjonalny stosunek, więc wyszło mi bardzo żywiołowo 😉 . A co do podkurwienia.. Jestem w identycznej sytuacji co Ty! Za tydzień start w Przejściu, po półmaratonie miałem tydzień w plecy, i teraz dopiero znów się „zbieram”. Przeżyłem małego rollercoastera w ostatnich dniach, też mam to potworne uczucie, że ostatnie 3 miesiące przygotowań mogą pójść na nic..

    Co prawda nie wszystko stracone jak w Twoim przypadku, ale zły i tak jestem. Więcej napiszę przed wyjazdem, pomarudzimy sobie wtedy do woli 😉 .

    Nie chciałbym być adwokatem gimnastyki czy rozciągania i pisać, że gdybyś ją wykonywał to na pewno ominęłaby Cię kontuzja, bo to nie prawda. „Szansa” zawsze jest bez względu na to jaką podejmujemy profilaktykę. Na pewno jednak widać różnicę przy regularnym ćwiczeniu. A że zajmuje to w wersji minimum jakąś godzinę w tygodniu (GS) i ok. 30 minut GR (5x w tygodniu) to naprawdę nie ma co się zastanawiać.

    PS. Na jaki czas chciałeś „lecieć”?

  4. Paweł mówi:

    Grzesiek,

    Chyba truizmem będzie stwierdzenie, że systematyczność to podstawa i nie tylko w naszych sportach. Przy nauce, np. angielskiego jest podobnie. Małe kroki są też jak sądzę bardzo mądrym rozwiązaniem. Dlaczego nie zacząć ćwiczyć więcej od razu? Kuć angol po dwie godziny dziennie? Teoretycznie da to przecież szybszy i większy efekt.
    A jednak nie do końca, ponieważ im więcej sobie zarzucimy na raz na plecy tym mniejsza jest szansa że udźwigniemy to na dłuższą metę. Patrzę tutaj na sytuacje swoje ale też innych osób które np ćwiczyły ze mną pewną sztukę walki. Pierwsze treningi, chłopcy napaleni ćwiczą ostro. W domu to samo albo i ostrzej, chcą w pół roku zostać pieprzonym Bruce Lee. A po trzech miesiącach? Po trzech miesiącach już chłopców nie było, przestali przychodzić. Po prostu za dużo chcieli na raz i tego nie wytrzymali. Z językami jest podobnie. Jak postanowisz sobie, że od dziś kujesz 2 godziny jakiś język dziennie to małe są szanse, że to wytrzymasz dłużej. A jak postanowisz, że zaglądasz do podręcznika tylko na 10 minut ucząc się kilku słówek? Już większe. Filozofia małych kroków właśnie.

    No ale ja sobie tu fajnie teoretyzuje ale nie pytajcie mnie o praktykę bo będę się musiał wstydliwie wykręcać. Zresztą pewnie nie jestem w tej sytuacji osamotniony. No właśnie, niby to wszystko wiemy a ilu z nas stosuje to w praktyce?

    Fajnie, że napisałeś ten tekst, może od dziś powrócę, do regularnego siedzenia nad angielskim. tak chociaż po 0,5 godziny dziennie.

    Faba,

    Witaj w klubie towarzyszu niedoli. Moja sytuacja jest identyczna. Start we Wrocławiu był już opłacony, samochód i strój przyszykowany, forma nie najgorsza. Miała być piękna życiówka, telewizja, piękne kobiety…

    I dupa. 1,5 tygodnia przed startem coś mi się stało w stawie biodrowym. nie wiem czy przez za ostre wymachy nogą czy po bardzo szybkich biegach które zacząłem ostatnio ćwiczyć. W każdym razie do Wrocka nie jadę:( Chciałbym wydobrzeć na Poznań ale nawet jeśli się uda to na formie dużo straciłem i żadnych życiówek nie będzie:( Chyba muszę mądrzej podchodzić do treningu, bardziej uważać. Może przeczytam w końcu całą książkę Skarżyńskiego „Biegiem przez życie”. Właściwie już zacząłem, ale od końca, od rozdziału o kontuzjach.

    Pozdrawiam

  5. memor mówi:

    Kuerti,

    Absolutnie to nie był zarzut do Ciebie, a raczej kpina z samego siebie… i mi podobnych, którzy mimo, że zdają sobie sprawę z wielu mądrych rzeczy to niestety zbyt rzadko z tej wiedzy korzystają 🙂

    1/2 IM – Cóż z jednej strony udany debiut w triathlonie, jednak z drugiej pozostaje niedosyt – i znów własna głupota wzięła górę. Nie będę sie rozpisywał bo mi wstyd. Koniec końców plan minimum z minimum – ukończyć – wykonany, plan minimum złamac 6h – wykonany (5:52…) ale nic poza tym. Jednym słowem bałagan w żołądku załatwił mi bieg do tego stopnia, że do 15km nie biegłem a jedynie sie przemieszczałem dopiero 3 paw umożliwił jako taką końcówkę. Gdyby nie to że mam mocne pływanie i w miare mocny rower to planu nie udałoby się wykonać:)

    Faba, Paweł,

    No to ja za Was zrobię ten maraton – musze sie biegowo dowartościować po zeszłotygodniowym klapie, a że jestem rodowity wrocławianin to mam ułatwione zadanie 🙂 Lecę odebrać pakiet startowy.

  6. Paweł mówi:

    Powodzenia, Memor, Mi szkoda tym bardziej, że ponoć pogoda będzie idealna: 12 stopni, żadnych upałów, słońca. W sam raz na ostre bieganie.

  7. memor mówi:

    Paweł,

    Jesli chodzi o pogodę to dzisiaj miało być podobnie – tymczasem zero chmur 🙂 Zobaczymy jak to będzie, dzisiaj rozbieganie w biegu solidarności na piątkę, a jutro bez szaleństw nastawiam się na okolice 4h….chciał nie chciał w tydzień nie da się zregenerować.

  8. pl mówi:

    Faba: No nie wiem czemu ale coraz lepiej mi się Kuertiego czyta. Też tak macie? Te Jego stany lekkiego podkurwienia i rozbijania niektórych spraw na drobne zaczynają być genialne ;D

    Też tak mam 🙂
    Co więcej – chyba mnie tym zmotywował…

  9. Kuerti mówi:

    Mam być z Wami szczery? 🙂 . Nie wierzę w Was, ani trochę! Faba, Memor, Paweł, PL, jestem przekonany, że za 3 miesiące, mniej więcej w połowie grudnia, żaden z Was nie będzie wykonywał nadal GS! A ja będę! Mamy 3 miesiące, około 36 treningów GS do zrobienia, po tym czasie zdam raport i jestem przekonany, że uda mi się to!

    Kto chętny do podjęcia wyzwania PK4? Jeśli wkurzyłem Was tym tekste, to nie martwcie się, taki właśnie miałem zamiar 😉 . Chcę po prostu jeszcze bardziej Was zmotywować. Jeśli znajdę chwilę to zrobię oficjalne wyzwanie, jeśli nie to umówmy się tutaj w komentarzach. Przynajmniej będzie mniejszy wstyd 😉 . Co Wy na to?

    PS. Memor, a może jednak opiszesz tą swoją głupotę, nie bądź taki zachłanny 😉 . Lepiej uczyć się na czyichś błędach (choć z doświadczenia wiem, że jednak nic nie pobije własnych „byków”, niestety). Powodzenia jutro! 4h pęka jak nic!
    PS2. PL, witam po długiej przerwie. 🙂 . Razem z Fabą nieco mnie zestresowaliście, teraz będę musiał się sprężać, żeby utrzymać poziom wpisów 😉 . Mam nadzieję również, że powyższe wyzwanie jeszcze bardziej Ciebie zmotywuje!
    PS3. Moja bezczelność ma również inny, bardzo prozaiczny cel – muszę podtrzymać jakoś swoją motywację 😉 .

  10. faba mówi:

    Za 35 min Memor zaatakuje wiec trzymam kciuki, przecież to nasz reprezentant! Akurat jestem we Wro a trasa idzie koło mojej chaty więc pokuśtykam w ramach zbierania motywacji pokibicować i pocykać foty.

    A Ty zachodniopomorskie wcale nas nie wkurzasz (tak sobie myślę za wielu) a i wyzwanie zmontowałeś jak największą podpuchę ale przyjmuje. Co mi tam ;D

    Ja chciałem dymać na 3h 40′ no ale… W tym obszarze mam plan dlugofalowy bliski filozofi Kaizen właśnie. Na wiosne 3h 20′ – ..15′ i tak stopniowo aby złamać 3. Jak nie w następnym roku to jeszcze jeden przeleci. Ważne że nawyk już ostro wyrobiony 😉

  11. Kuerti mówi:

    Faba,

    No to Memor już biegnie! Trzymam kciuki!

    Cieszę się, że przyjąłeś wyzwanie. Naprawdę ciekaw jestem efektów naszego przedwsięwzięcia. Nawet jeśli komuś się nie uda wytrwać w postanowieniu do będziemy mieli materiał do premyśleń. Tak czy inaczej będzie sukces (grunt to znajdywać pozytywy, no nie? 🙂 ).

    Podoba mi się to podejście do maratonów, sam mam podobne, u mnie również stacja końcowa to wynik poniżej 3h. Tylko, że najpierw muszę zadebiutować 😉 . Poza tym obawiam się, że w pewnym momencie, o ile ktoś nie ma naturalnego talentu, będzie trzeba włożyć cholernie dużo pracy w to, żeby połamać nasze ukochane 3 godziny…

  12. Paweł mówi:

    Podpuszczasz nad Grzesiek i dobrze. Ja spróbuję wytrwać w postanowieniu łykania codziennie dawki GS. Zobaczymy. Muszę się jednak przyznać, że mam łatwiej niż inni bo obecnie leczę kontuzję i jestem niejako skazany na GS; teraz tylko brzuszki, pompki, drążek. Noga odpoczywa.

    Memor, trzymam kciuki, napisz koniecznie jak tam było gdy dojdziesz lub doczołgasz się do domu:)

  13. memor mówi:

    Paweł, Kuerti, Faba

    Dzięki za kciuki – przydały się 🙂

    Co do relacji będzie raczej chaotycznie…jakiś taki nie w formie jestem 😉

    4h – połamane (3:42:…) no i przyznam, że sie dowartościowałem – jednak biegam, mimo że to asfalt, kostka i inne uliczne bruki, zamiast szutrów, lasów, górskich grani itd. Wiem, że nie nie byłem do konca świeży po triathlonie w zeszły weekend, toteż tym bardziej jestem zadowolony. Zawsze to jakiś prognostyk na połamanie 3:30 a w przyszłości kto wiem może i kiedyś dwójka z przodu będzie 🙂 Plan miałem prosty do 5km za Pacemaker’em na 3:30, potem sam 6min/km ale jak to z planami bywa musiałem go nieco zmodyfikować: mam tak że sie długo rozpedzam i pacemaker mi uciekł – dorwałem go dopiero….he he na 5 km, zwolniłem i biegłem z całą grupą na 3:30, a że biegło mi się dobrze to tak dobiegłem do 32-33km, tu mi sie odezwały nogi (jestem dość cieżki – 92kg), na 36 km znów zblizyłem sie do grupy na 3:30 ale niestety na 39 km z tłowia i lewej nogi zrobił mi się jeden prosty, sztywny pręt. a że stało sie to dość nagle to zaliczyłem glebe…kurwa mać sobie myślę, 3km do mety a tu taka wiocha. Kilkadziesiąt sekund rozciągania nic nie pomogło, więc udałem sie na spacer 🙂 i tak do 40km. Tym razem pomogło i juz bez wiekszych problemów doczłapałem do mety. Na złamanie 3:30 dzisiaj nie było szans ale 3:40 i owszem ale nie będę dzisiaj narzekał 🙂

    Faba,

    Gdzie stałeś? do pewnego momentu nawet sie rozglądałem 😉

    Kuerti,

    Zacznę od GS – hmmmm nawet się nie łudzę, pewnie nie wytrwam – chociaż……

    Na koniec temat wstydliwy: przed 1/2 IM Bydgoszczy w niedzielę miałem tzw „igrzyska” w robocie (jedna z większych, jak nie największa grupa kapitałowa w Polsce), co prawda startowałem w dystansach sprinterskich na basenie (notabene wygrałem swoją konkurencję) i na bieżni jednak nie o to chodzi w „zawodach” firmowych. Zaczęło sie w piatek mocna banią, kładłem się o 5, wstałem pijany, popłynałem co miałem płynąć i poszedłem trzeźwieć na stadion, o 18 mam nadzieję juz trzeźwy wsiadłem do auta i pojechałem do Bydgoszczy (z białej podlaski to jakies 400km). Dojechałem na 1 w nocy, poszedłem spać o 2:30, wstałem o 5:30 budzić orga i błagac go o możliwowpakowania się do boksu startowego, 7 start a reszte juz znacie – Kretyn sobie myslę o sobie to pisząc….z małej litery kretyn!

  14. Marta mówi:

    świetny tekst Kuerti!
    filozofia małych kroczków wydaje się prosta,tylko, że do momentu kiedy nie uzależnimy się w jakimś tam stopniu do ćwiczeń nawet te małe kroki potrafią być trudne

    Pozdrawiam,
    M

    P.S. Ciekawe ile Ty wytrzymasz z GS ;P

  15. Paweł mówi:

    Memor,

    To ja śpieszę z gratulacjami w takim razie:) i powiem tylko tyle, że jeśli planowałeś złamać 4.0 a pobiegłeś 3.42 to jest to wynik więcej niż bardzo dobry, to wynik znakomity! Gratulacje!

    Ale z drugiej strony przyznaj się, że liczyłeś na dużo więcej niż 4.0 skoro rzuciłeś się za zającem na 3.30:)

    p.s. A tak przy okazji spytam: w Białej to byłeś w gościach czy stamtąd pochodzisz? Bo to 40 km ode mnie:) Myślałem że w tej części Polski prawie nikt nie biega…

  16. Kuerti mówi:

    Memor,

    Ustawiam się w kolejce do gratulacji, piękny wynik! Te 4 godziny to chyba tak asekuracyjnie? 🙂 . Po opisach Twoich eskapad wydaję mi się, że masz spory potencjał, 1/2 IM kończysz prawie, że na „bani”, tydzień później maraton. naprawdę nieźle! Psycha masz mocarną! Startowałeś już w rajdach?

    No i jeszcze ta waga, jeśli zrzucisz kilka kilo to będziesz po prostu latał 🙂 . Chyba, że jesteś bardzo wysoki.

    Paweł,

    Kurde, myślę, że te codzienne ćwiczenia to za dużo, wrócisz do biegania i zapomnisz o nich. Może spróbuj na zmianę robić GS i GR. Ale bez szaleństw, małe kroczki. Tak, żeby po powrocie do biegania nadal ćwiczyć. Dopisuję Cię do listy 😉 .

    Marta,

    Dzięki!

    Oj widzę, że i mi trzeba było lekko dopiec 😉 . Wytrzymam długo! Plan jest taki, żeby mniej więcej do końca życia wykonywać GS i GR.. no co? Interesuje mnie tylko ostateczna perspektywa 😉 . Jeśli zastosuję się do swojej złotej rady z następnej części tekstu to myślę, że powinno być dobrze.

    PS. Podejmiesz wyzwanie? Zresztą nie będę się pytał, dopisuję Cię do listy! Za 3 miesiące sprawdzamy wyniki, pamiętajcie – od jutra za 3 miesiące każdy z nas musi „nabić” 36 sesji z gimnastyką siłową!

  17. Bart mówi:

    Memor szacunek !!! NO Panie aż łzy cisną się do oczu. Ale jeśli to nie tajemnica to ile masz wzrostu przy tej wadze ? Osiągi zaiste piękne.
    Kuerti
    Ja to jestem na odwyku od GS i GR!! Po kilku latach sportu mocno kontaktowego mogę sobie na to pozwolić. GR robię po każdym bieganiu więc spoko. A masę mięśniową stopniowo zbijam, dość tego fight – erowania, wiek no i dzieci patrzą.
    PZDR
    Bart

    ps. Memor szacuneczek jeszcze raz !!!

  18. Kuerti mówi:

    Bart,

    Czyli nie podejmujesz wyzwania? 🙂 . Rozumiem, że możesz mieć już dość GS, ale nie chcesz jej robić nawet w małym zakresie, tylko podtrzymująco? Może nie warto zupełnie odpuszczać, żeby później całkowicie o tym nie zapomnieć. A wiadomo, raz zbudowana forma nie trwa wiecznie, niestety…

  19. memor mówi:

    Dzięki chłopaki – troche się zawstydziłem 🙂

    Tak poważnie to nie przesadzałbym z tym znakomitym wynikiem. Znakomite wyniki to miały „dziadki” łamiący 3h, np. Marian Czerski wrocławski aktor – 2:47… (kat. M-50) 🙂

    Co do wagi raczej mam problem zbliżony do Barta, chociaż i sadła też sporo się znajdzie – więc pole do popisu przy zrzucaniu jest 🙂 Co wzrostu to za wysoki nie jestem – 186cm

    Paweł,

    Szczerze mówiąc naprawdę nie liczyłem na nic więcej przed startem. To był mój maratoński debiut, od maja do połowy sierpnia nie biegałem – zerwany mięsień łydki i rozwalony staw skokowy. Dużo jeździłem na rowerze i pływałem ale tak naprawdę nie wiedziałem jakie to będzie miało przełożenia na bieg. Dopiero po połówce byłem przekonany, że będzie lepiej niż 4h.

    Kuerti,

    Co rajdów to w tym roku pierwszy raz wziąłem udział w kilku. Prawdę powiedziawszy zainspirował mnie Piotrek (tutaj chyba Petro) którego poznałem w pociągu wracającym z Kaukazu. Oczywiście jak większość niedoświadczonych i niezdających sobie sprawy z trudów występujących na AR Team’ów rzuciliśmy się z kumplem na początek na WBC 🙂 Efekty łatwo sobie wyobrazić – po 14h było po wszystkim ale to osobna historia. Później był Arcup. Niestety nie udało sie wszystkiego zrealizować z powodu kontuzji i braku stałego partnera 🙁 ale jestem mocno podekscytowany AR’em więc będę się częściej pojawiał 🙂

  20. Bart mówi:

    No nie Kuerti całkiem to się nie da zrezygnować. Czasem jak pomagam jakiemuś zawodnikowi przygotować się do walk to rzucam żelastwo na siłowni tak dla podtrzymania. NO i w domu domowa siłownia czasem idzie w ruch. A pompki, brzuchy, przysiady zaliczam do GR więc trzaskam systematycznie. Jak co to mogę się podłączyć do konkursu ale to troszkę nieuczciwie by było. Teraz jeszcze dochodzi do tego ścianka i buldering więc jest ok. Tak poza tym to miałem mały kryzys z bieganiem w wrześniu więc dla odmulenia pojechałem maraton Piechowice no i troszeczkę powalczyłem tak dla zatęsknienia za bieganiem. Od 28.09. siedzę w Tatrach więc kalendarz bardzo napięty i wypełniony.
    Ale Memor to wynik jak dla mnie zrobił super !!! Respect !!!
    PZDR
    Bart

  21. Kuerti mówi:

    Memor,

    No, no, po takiej przerwie takie wyniki, chyba masz spory potencjał, oby nie w tych kawałkach ciała, które chcesz „zrzucić” 😉 . Za kilka miesięcy powinna zacząć się ofensywa ARowa na PK4, niech no tylko wrócę z Maroka i wsiąde na rower.

    Bart,

    Weź mnie nie załamuj 😉 . To Twoje nic, to jak moje wszystko :> . No ale trzeba jakoś zacząć! Wieczorem kolejna sesyjka z GS.

    Widzę, że ostro sobie odbijasz tą Wisłę, podeślij jakieś zdjęcia jak wrócisz z Tatr, może uda mi się jeszcze w październiku wyskoczyć na kilka dni, ciekaw jestem pogody tylko..

  22. Bart mówi:

    Pogoda jest zawsze !!! W październiku również będę w Tatrach ! Jeszcze żona nie wie – ale dzisiaj kino, w piątek zakupy …. praca na całego ! Co do Wisły to już kompletnie nie wiążę się z młodym pokoleniem z mojego rejonu gdyż zapału u nich mało i jakiś taki słomiany. Może na przyszły rok kogoś namówię, a jak nie to poszukam imprez solo. Jako wariant zamienny co wchodzi coraz bardziej w rachubę zastanawiam się nad przechyleniem szali na stronę maratonów MTB. Więc czas leci ja napieram a decyzje po powrocie z Patagonii.
    PZDR
    Bart

  23. Kuerti mówi:

    Bart,

    A może pokombinujesz coś z setkami? Można startować solo. Zawsze coś nowego. A co do AR, podtrzymuje swoją propozycję wspólnego startu, szkoda, że w tym roku nic z tego nie wyszło.

    A tak na marginesie, to Memor coś pisał, że nie ma z kim startować, może zmontujecie próbny team na jakieś zawody?

  24. memor mówi:

    Jesli chodzi o typowy AR to w tym roku w Polsce zostały już chyba tylko: Kaszuby ARCup i Wyzwanie.
    Jeśli chodzi o te pierwsze to jestem już umówiony z kumplem, a na drugą imprezę potrzebny Team czteroosobowy – no chyba że udałoby się coś zmontować?? W przyszłym roku natomiast jak najbardziej jestem zainteresowany!

    Jest jeszcze Survival Trophy ale tutaj chyba jedna wielka niewiadoma 🙂

  25. Bart mówi:

    Kuerti z osiągami Memora to mogę startować jako linka od ręcznego hamulca. Co do wspólnego startu to jak najbardziej ale jasno sptawiam sprawę Ja jestem zawodnikiem Ty trenerem. Bo inaczej niestety nie mamy szans na dotarcie do mety. Choć kto wie może nie jest tak źle jak myślę. W Piechowicach byłem 141 w open i 36 w M3. Myślałem że będzie gorzej. A więc sprawa została otwarta. Memor jeszcze raz szacuneczek !
    PZDR
    Bart

  26. memor mówi:

    Bart, nie przesadzaj 🙂 AR to zupełnie coś innego niż bieganie po ulicach. Dla przykładu na Wertepach startowałem z kolegą który przedwczoraj w maratonie pobiegł na 3:17 (ja byłem hamulacowym) Po trailrunningu było całkiem nieźle – na starcie właściwym byliśmy w czubie ale kończylismy juz w koncówce 🙂 Błędy nawigacyjne i logistyczne, złe przygotowanie sprzętowe oraz brak doswiadczenia – wszystko się zemściło.

  27. Paweł mówi:

    Memor,

    Takie miałem podejrzenia, że po cichu nastawiałeś się nas wiele więcej niż 4.0 bo pobiegłeś bardzo dziwnie. Tempo na starcie szybsze by potem zwolnić. Wszelkie rady i porady które czytałem o startach w maratonach zalecają dokładnie odwrotnie: najpierw zacznij spokojnie, niżej od zakładanego docelowego tempa by potem przyśpieszyć. Twój organizm o wiele lepiej przyjmie taką taktykę i będziesz miał więcej sił na końcówce i więcej szans na lepszy wynik. Może wypróbuj to na Swoich kolejnych startach?

    Zastanawiający jest ten ostry start zwłaszcza, że jak piszesz jesteś świeżo po kontuzjach. Specjalistą to ja nie jestem ale moim zdaniem zagrałeś ryzykownie forsując szybkie tempo tuż po starcie. Mogło się to skończyć odnowieniem kontuzji.

    Ale co tam będę gdybał, szczęśliwie wszystko się skończyło tak, że jeszcze raz gratulacje!

  28. Kuerti mówi:

    Bart,

    Nawet profi maratończyk niekoniecznie poradziłby sobie w AR, zwłaszcza gdyby dać mu do ręki mapę… Mocna łydka to tylko połowa sukcesu! Dasz radę!

    Ale teraz rzeczywiście sezon już ku końcowi się chyli.. Proponuje w zamian wziąć się ostro za GS 😉 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA