Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 15 sierpnia 2011 | autor Grzegorz Łuczko

13

Czego nauczyła mnie kontuzja kolana?

Włącz muzykę!

Gdy powoli zacząłem wracać do biegania, pomyślałem sobie, że ta kontuzja, rozbrat z treningiem i świadomość tego, że tak naprawdę zafundowałem sobie tę przerwę tylko i wyłącznie na własne życzenie, coś we mnie zmieniło. Że wyczerpałem swoją pulę idiotycznych błędów, i że od teraz już ich nie będę popełniał. Myślałem nieco w tonie tego cytatu:

„Większość mężczyzn popełnia błąd myśląc, że pewnego dnia nastąpi koniec. Myślą „Jeśli będę pracował wystarczająco dużo, to pewnego dnia będę mógł odpocząć”. (…) Błędem mężczyzny jest myślenie, że ostatecznie sprawy będą wyglądać inaczej w jakiś fundamentalny sposób. Nie będą. To się nigdy nie kończy. Jak długo trwa życie, twórczym wyzwaniem jest walczyć, grać i kochać się z chwilą obecną. (…) To się nigdy nie skończy, więc przestań czekać aż przyjdzie to lepsze.”

Tak, właśnie tak sobie pomyślałem, że gra już skończona, i że od teraz już wiem wszystko. Ale wcale tak nie jest i nie tego nauczyła mnie ta kontuzja. Okazało się, że mój potencjał do popełniania błędów jest wręcz nieograniczony! Cały czas mogę je popełniać, i te stare i te nowe. Muszę przyznać, że niezły jestem jeśli chodzi o te sprawy.

Jednak skłamałbym, gdybym napisał, że nic się nie zmieniło, bo zmieniło się wiele! Pokrótce postaram się wypunktować tych kilka fajnych rzeczy, które zyskałem dzięki kontuzji (w myśl zasady, żeby nawet w tych mało przyjemnych momentach życia doszukiwać się pozytywów):

1. Jestem ostrożniejszy

Trenuję z zaciągniętym hamulcem i co ciekawe całkiem łatwo mi to przychodzi. Oczywiście trafił mi się weekend, w którym dałem się ponieść i zrobiłem 2, a w zasadzie 3 treningi (po jednym było mi mało, to wieczorem w ramach naturalnego biegania przebiegłem na bosaka ponad 2km, w tym długi podbieg), to było nierozsądne, ale potrzebowałem tego. Wiedziałem, że przesadziłem dlatego kolejny tydzień zrobiłem już luźniejszy, tak żeby na spokojnie dojść do siebie po tym weekendowym szaleństwie.

Teraz łatwiej przychodzi mi dawkować sobie wysiłek, baczniej zwracam uwagę na sygnały mojego organizmu. Stałem się tak jakby bardziej wyczulony na to, na co wcześniej nawet nie zwracałem uwagi.

2. Głód biegania

Przez tych ostatnich kilka miesięcy cały czas coś robiłem, próbowałem biegać, jeździć na rowerze, grałem w badmintona, we frisbee – więc to nie jest tak, że miałem zupełną przerwę od wysiłku (pewnie dlatego teraz tak stosunkowo łatwo wracam do formy), ale jednak to nie był regularny trening. I gdy wreszcie zacząłem systematycznie biegać nagle okazało się, że wręcz nie mogę się doczekać kolejnych treningów, po jednym miałem od razu ochotę na kolejny. Istny szał! Nigdy wcześniej tak nie miałem. Cały czas czuję autentyczny głód biegania.

Odpocząłem mentalnie od wysiłku, od regularnych treningów – nabrałem sił i teraz to procentuje. Tak jak zawsze obawiałem się dłuższych przerw, tak teraz wiem, że są one konieczne do zachowania nie tylko formy fizycznej (organizm po prostu MUSI mieć czas na odpoczynek, chwilę na złapanie oddechu), ale i psychicznej. Po takiej przerwie bieganie naprawdę inaczej „smakuje”. Odkrywam je na nowo. To cholernie odświeżające. Zwłaszcza po iluś latach biegania…

3. Bieganie jest jeszcze fajniejsze!

Był taki moment – jeszcze przed kontuzją, gdy zacząłem się obawiać tego, że mógłbym wpaść takie „dorosłe” życie, w którym mógłbym zrezygnować z biegania, z treningów i tego wszystkiego. Krótko pisząc, że mógłbym zostać „kanapowcem”. Teraz jednak wiem, że to TOTALNIE nie dla mnie! Bycie kanapowcem mi nie grozi! Tak samo jak nie odpowiada mi mało sportowy tryb życia – jasne, że czasem człowiek potrzebuje się wyszaleć, odstresować, ale na dłuższą metę po prostu potrzebuję regularnej dawki endorfin, przygotowań po zawody, planowania treningów, wyjazdów.

Zaraz na początku problemów z kolanem miałem taki okres, że prowadziłem się, powiedzmy, mało sportowo. Być może macie podobnie, ale czasem, gdy realizuję jakiś plan i sam rezygnuję z niektórych rzeczy (alkohol, imprezy, niezdrowe jedzenie itp.) to mam poczucie, że coś mnie omija, że w pewien sposób się udręczam, odmawiam tych „przyjemności” i katuje treningiem. Jednak okazało się, że gdy miałem nielimitowany dostęp do tego, czego wcześniej sobie odmawiałem, to tak naprawdę to wszystko nie było tego warte. Nie chodzi mi o to, że nie jest fajnie czasem sobie pójść na imprezę, bo jest fajnie.

Tylko, kurde, jak to wytłumaczyć. Hmm… To było 2 tygodnie temu, biegałem w Międzyzdrojach, są tam fantastyczne tereny, pełno pagórków, podbiegów. Było ciepło, a ja miałem ochotę na „naturalne bieganie”. Ubrałem się w krótkie spodenki startowe i… to już wszystko. Nie miałem nawet butów, chciałem przebiec się plażą. Okazało się jednak, że bardzo mocno wieje, po prostu nie dało się biec. Wróciłem się więc po buty i pobiegłem w stronę lasu.

No i to uczucie gdy biegnę już któryś kilometr, sprawnie pokonuję ostry podbieg pod punkt widokowy Gosań, później szybki zbieg i dalej, na wypłaszczeniu wciąż przyspieszam. Nie mam pulsometru i nie obchodzi mnie tętno, biegnę szybko, bo po prostu sprawia mi to cholerną przyjemność. Wydaje mi się, że frunę, pewnie stawiam kolejne kroki, biegnę pogrążony w jakiejś dzikiej ekstazie. Czysta, niczym nie zmącona przyjemność i uczucie wolności…

Tak! Te uczucia są warte tych kilku poświęceń! ZDECYDOWANIE!

4. Mniej ciśnienia

Zeszło ze mnie ciśnienie. Nie całkowicie, ale w znacznym stopniu tak. Zeszło sporo tego parcia na wynik, na bicie życiówek. Na ciągłą poprawę. Nie stresuję się tym, że po 4 miesiącach nieregularnych treningów jestem w znacznie słabszej formie niż wtedy, kiedy łamałem 40 minut na dychę, czy wygrywałem Włóczykija. Cieszę się z tego, że znów mogę biegać. Może bardziej doceniam to, że mogę. Wcześniej to była oczywistość, a w ostatnich miesiącach poczułem na własnej skórze jakie to paskudne uczucie, gdy ktoś odbiera Ci ulubioną zabawkę.

Wiem, że to ciśnienie wróci. Na szczęście zawsze starałem się porównywać przede wszystkim z samym sobą. I po tych kilku miesiącach kładę na to jeszcze większy nacisk. Bieganie ma sprawiać przyjemność, a nie przynosić frustrację! I tego się trzymam.

Podsumowanie

OK, krótkie podsumowanie. Dzięki kontuzji: ostrożniej trenuję, uważniej wsłuchuję się w to, co szepcze mi do ucha mój organizm. Nauczyłem się doceniać przerwy, teraz wiem, że są potrzebne – przerwa to też forma treningu! Psychiczny reset, czasem cholernie potrzebny. Na nowo odkryłem radość płynącą z biegania, wiem, że to jest TO co chcę robić, i że to jest po prostu część mnie. Nie odetnę sobie ręki, tak samo jak i nie zrezygnuję z biegania. I wreszcie po czwarte, bardziej potrafię docenić samo bieganie, bez oglądania się na tarczę pulsometru i listy wyników…

Mam nadzieje, że nie będę potrzebował kolejnej kontuzji, żeby ugruntować te fajne rzeczy, które przytrafiły mi się w czasie trwania kontuzji. Jeśli ktoś z Was ma akurat problem z kontuzją niech chwyci za kartkę papieru i długopis i napiszę kilka rzeczy, które nauczyła go kontuzja. Pozwoli to Wam inaczej spojrzeć na ten beznadziejny czas bez treningu – mi to pomogło!


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



13 Responses to Czego nauczyła mnie kontuzja kolana?

  1. Przemek mówi:

    Grzesiek, ja tak mam na okraglo, pracuje tak, ze wyjezdzam na dwa miesiace (nie moge wtedy biegac) i wracam na dwa miesiace (biegam). Co prawda nie pozwala mi to na osiagniecie wysokiego poziomu ale za to pierwsze treningi po powrocie – bezcenne, tak jak piszesz: „wydaje mi sie, ze frune”
    Ja niestety znowu w pracy ale droga Wolin – Lubin, ciagle w glowie (Ty jak piszesz zajmowales sie polnocna strona wyspy). Nie wiedzialem, ze w ogole byles w naszych stronach – kontuzja itd.

  2. jip mówi:

    (do tekstu powyżej i komentarzy do poprzedniego wpisu)
    Gadasz do rzeczy – dobry kierunek! Trzymaj się tego, a myślę że w dłuższym okresie czasu będziesz frunął lepiej niż do tej pory. „Wolniej znaczy szybciej” 😉

    Tak sobie myślę, że imprezy, alkohol etc. to nie są aż tak duże rzeczy, żeby to były poświęcenia (dla mnię 😉 ). To raczej zwykły wybór tego co sprawia prawdziwy fun (mnię 😉 ).

  3. MonikaB mówi:

    Witam wszystkich:)
    Jakąś chwilkę temu wróciłam z dłuuugo oczekiwanego treningu. Pierwszego po kolejnej przerwie…Czego ja się nauczyłam w tym czasie? (oprócz ostrożności, której jak widzę uczę się cały czas:)) Albo inaczej..z czego zdałam sobie sprawę w trakcie tego dzisiejszego treningu…Że jest coś…z czego nigdy nie zrezygnuję:) Chyba warto od czasu do czasu na chwilę zwolnić, dać sobie odpocząć, żeby odkryć na nowo tę radość z biegania…czasem ze zdwojoną siłą.
    Grzegorz, trzymam kciuki, żeby u Ciebie ta radość nigdy nie zniknęła, a jak gdzieś czmychnie na chwilkę, to żeby szybko wracała:) tak jak teraz:)

  4. Bela mówi:

    eh Grigorij, wszystko podobnie jak u mnie, tylko ja jeszcze w trakcie kontuzji, Ty już mam nadzieję po 🙂

    Odpuściłem ostatnio: tylko jeden trening przez dwa tygodnie wakacji. Czyli jak mnie znasz to sukces 🙂 Teraz ćwiczonka, rehabilitacja, i rozważny powrót do treningów.

    Tylko w przeciwieństwie do Ciebie ja tych wszystkich startów, które mi uciekają nie mogę odżałować. Jeszcze nie przechodzę nad tym do porządku dziennego, jeszcze nad tym pracuję. A dailymile to zło. Szlak mnie trafia jak patrzę jak ludzie trenują, normalnie tortury 😛

    Wiem, że nie jestem już niezniszczalny. Trening na moim (jakby nie patrzeć średnim) poziomie zrobiły swoje. Oczywiście forma rosła. Ale organizm też dostawał w kość. Wcześniej go nie słuchałem i zarzynałem z myślą, że jakoś to będzie, poboli i przestanie. Kilka razy się udało, ale tak nie można na dłuższą metę, szczególnie nie w moim wieku (nagle się stary zrobiłem).
    Zaliczam sezon do straconych, na własne życzenie i z własnej głupoty. Mam tylko nadzieję, że starczy mi mądrości oraz konsekwencji. I że zaowocuje to w przyszłym sezonie, jeśli nie lepszymi wynikami to przynajmniej brakiem kontuzji. Mądry Bela po (kontuzji) szkodzie.

    PS. Może jakiś start na jesieni wspólny, oczywiście na lajcie (najlepiej wolno, krótko i po miękkim).

  5. Paweł mówi:

    Mnie kontuzje (w moim przypadku ostatnio raczej choroby)przede wszystkim strasznie wkurzają bo psują misterny plan zrobienia czegoś tam. Układasz domek z kart, zostały ci dwie ostatnie w ręku i nagle wszystko się wali. No szlag człowieka trafia 🙂 Mam podobne odczucia jak ty, że fajnie ładują nadwątlone zapasy motywacji do treningu. Tylko trzeba uważać, byt z tymi naładowanymi „akumulatorami” nie zacząć za ostro. Za ostry zryw i wracamy z powrotem do lekarza.

    Taka dłuższa kilkutygodniowa przerwa od treningu jest super: wracasz z pracy i nagle nie musisz lecieć na trening, masz czas na te wszystkie zaległe głupoty na które normalnie nie miałbyś czasu. Tylko że ja tak się cieszę przez jakiś czas, potem czuję jakąś pustkę, brakuje mi biegania i myślenia o zawodach. A jak się jeszcze poczyta jakie wyniki osiągnęli koledzy, jakie zawody były i będą, eh…

  6. Mickey mówi:

    Fajny cytat 🙂

  7. Kuerti mówi:

    Hej, hej

    Deficyt czasu, jak mawia Borman 🙂 .

    Przemek,

    A nie masz możliwości trenowania w czasie tych wyjazdów? Szkoda tak tracić formę.. jeśli nie bieganie to może coś w zamian? (ja wczoraj byłem na profi treningu graczy w ultimate frisbee 🙂 ). Kiedy następnym razem będziesz w Wolinie? Musimy umówić się na ten bieg brzegiem Zalewu!

    Jip,

    Też mam nadzieję, że będę frunął wyżej niż do tej pory, mentalnie czuję się ready! Byle tylko zdrowie dopisało.. Zapał i determinacja są!
    Masz rację, że alko i imprezy to nie są nie wiadomo jakie poświęcenia, tyle że jak człowiek sobie czegoś często odmawia to ma wrażenie, że coś traci, coś go omija. A okazuje się, że to, czego sobie odmawiał wcale takie fajne nie jest.. No i druga sprawa, przy takim naszym amatorskim trenowaniu nie ma problemu, żeby sobie to jakoś połączyć: regularny trening plus wyjście na imprezę od czasu do czasu.

    Monika,

    Witaj na PK4! 🙂

    Kontuzje są naprawdę świetne, jak tak spojrzeć na nie z innej perspektywy 🙂 .

    Bela,

    Myślę, że ten wyjazd do Gruzji dobrze Ci zrobił, nie miałeś jak trenować 😉 . Ej, Rzeźnik będzie za rok, kolejne starty też, ba! ja dziś (zaraz zaczynam się pakować 🙂 ) jadę na kolejny rajd, po 5 miesięcznej przerwie w startowaniu. Jestem przekonany o tym, że po kontuzji człowiek wraca mocniejszy. (choć masz dużo racji z tym, że człowieka dobija fakt, że ktoś trenuje, a Ty nic nie możesz robić :>).

    Właśnie, nie jesteśmy niezniszczalni! Wcześniej, gdy nie miałem problemów z kontuzjami, może nie świadomie, ale chyba podświadomie myślałem, że zawsze tak będzie, że mnie się kontuzje nie imają. A jednak! Teraz wiem, że jest inaczej.

    Wspólny start jak najbardziej. Ale wiesz, że wszystkich tych wymagań nie da się spełnić, wolno? krótko? po miękkim? :). I tak nas poniesie 🙂 .

    Paweł,

    Może więc w planie jest coś nie tak? Bo przecież kontuzja nie bierze się z niczego, u mnie to były braki w rozciąganiu. Mój plan więc był o tyle ułomny, że nie zakładał rozciągania. Teraz, układając kolejny plan treningowy wezmę to pod uwagę.

    Co do drugiego akapitu zagadzam się w zupełności! Najpierw jest jakby taka ulga, brak pośpiechu, nie ma poczucia, że „trzeba” zrobić trening. Ale później zaczyna czegoś brakować… No i bądź tu mądry 🙂 .

  8. Przemek mówi:

    Hej Grzesiek
    Niestety „praca” to 50 metrowy holownik, sporadycznie w porcie. Oczywiscie nie odpuszczam calkiem, katuje rowerek stacjonarny jak tylko sie da. Bede w Wolinie ok. polowy pazdziernika, odezwe sie na telefon (numer na NBR jest Twoj?).
    Pozdrowionka

  9. Paweł mówi:

    To jak tam było na tej izerskiej pięćdziesiątce? Czekamy na relacje 🙂

  10. Piotr Stanek mówi:

    kontuzja uczy pokory, nieprawdaż ?

  11. Kuerti mówi:

    Przemek,

    Możesz jeszcze pokombinować z ćwiczeniami siłowymi i rozciąganiem. Rowerek to też świetny pomysł!

    Tak, to mój numer, ale na priva podałem Ci prywatny. Odezwij się jak będziesz już w Wolinie.

    Paweł,

    Było świetnie, zwłaszcza, że wyjazd się nieco przeciągnął i wyskoczyliśmy z Bormanem w Karkonosze. A relacja się napisze, jak tylko znajdę chwilę czasu..

    Piotrek,

    Witaj na Pk4! 🙂 . Uczy. Na trasie zawodów nie odpuszczałem, miał być zaciągnięty hamulec, a była tylko noga uniesiona nad hamulcem.. 🙂

    Ale już na treningach nie daje się ponieść, trenuję ostrożnie, uważając na siebie, no i to jest coś co mi – mam nadzieje – zostanie po tej kontuzji. Większa rozwaga..

  12. Klayman mówi:

    Kuerti, coś cicho tu u ciebie – czyżby izery spodobały ci się tak bardzo, że do teraz tam siedzisz? 😀

  13. Kuerti mówi:

    Czasu ni ma :/ .

    Ogarniam się, ogarniam i ogarnąć nie mogę :> . Dziś mam w planach napisanie relacji, może się uda. Jest o czym pisać, tylko cholera, nie ma kiedy :/ .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA