Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 24 marca 2010 | autor Grzegorz Łuczko

2

Biegowy tryptyk. Część pierwsza.

Maniacka Dziesiątka. Poznań. 13 marzec, sobota. Godzina 12:00.

Natężenie stresu nigdy nie jest takie samo. Oczywiście, z biegiem lat, staję się coraz odporniejszy na tę psychiczną przemoc ze strony.. no właśnie, ze strony kogo? Przecież to ja sam podejmuję decyzje o starcie/wyjeździe, czy jest ktoś, kogo mógłbym obarczyć odpowiedzialnością o to nieprzyjemne uczucie tuż przed stawieniem czoła wyzwaniu? Nie, nie ma nikogo takiego, oprócz mnie samego. To uczucie niepokoju rodzi się tylko i wyłącznie w mojej głowie.

Obudziłem się rano zestresowany. Za kilka godzin miałem pobiec 10 kilometrów podczas Maniackiej Dziesiątki. Stres przed biegiem na 10 kilometrów? Byłem zdziwiony, czym się tu stresować? Startowałem w dziesiątkach dłuższych zawodów, a jednak to właśnie tego sobotniego rana obudziło mnie nieprzyjemne kłucie w brzuchu. Gdzieś wszystko rozbija się o strefę komfortu. O ten obszar bezpieczeństwa, po którym poruszamy się tak swobodnie. Kieruje mną, nieświadome w dużej mierze, pragnienie pełnego korzystania z życia, życia na maksa.

To pragnienie każe mi podejmować się kolejnych wyzwań – każe przesuwać granice mojej strefy komfortu, tak żeby strach czy obawa nigdy nie stanęły mi na przeszkodzie ku realizacji marzeń. Oczywiście nie rozstrząsałem tych życiowych dylematów w ten sobotni poranek 13 marca, ta myśl dotarła do mnie znacznie później… Tymczasem jednak szykowałem się do biegu – stałem na linii startu, tu już nie było żadnych myśli.

Tylko, nawet nie nerwowe, oczekiwanie na wystrzał startera. Czym się tak stresowałem? Tym, czy podołam własnym oczekiwaniom. Bo chyba zawsze chodzi o to czy damy radę, tak? Poprzeczkę zawiesiłem na 42 minutach, nie byłem pewien czy będę w stanie pobiec te 10 kilometrów w tym tempie. Nie czułem się jeszcze najlepiej po ostatnim starcie na Włóczykiju. Byłem więc pełen obaw, poza tym pierwszy raz biegłem 10 kilometrów na ulicy.

Pierwszy kilometr w dół. Noga podaje, tętno w normie, tempo na 4min/km. Nie zwalniam, czuję się dobrze, chcę zaryzykować i polecieć szybciej niż założony czas. Na trasie, obok mnie, za mną i przede mną, biegnie jakieś 1300 osób. Biorę udział w biegu masowym! (wykrzyknik dlatego, że nigdy nie startowałem w tak dużej imprezie) Zupełnie jednak tego nie czuję, wystartowałem z drugiego sektora, lecę więc z przodu, większość stawki jest za mną.

W zasadzie przez całą trasę utrzymuję pozycję startową – mało kto mnie wyprzedza, mało kogo wyprzedzam ja. Przyjemne status quo – mogę skupić się na utrzymaniu równego tempa. W głowie pojawia mi się myśl – „a może polecisz na 39:xx?”. Nie polecę – po kilku kilometrach wiem, że jestem jeszcze za słaby na tak szybkie bieganie (ale na jesień łamię 40 minut!). Bez problemów trzymam tempo w okolicach 4:10min/km, ale nie jestem w stanie na dłuższą metę biec po 3:5xmin/km. A może tylko mi się tak wydaje? Może boję się podjąć ryzyka, biegu na granicy możliwości?

Trasa oznaczona jest co kilometr – mam Garmina, więc i tak cały czas zerkam na zegarek, to duże ułatwienie. Widzę więc na bieżąco jak wyglądają moje perspektywy na ostateczny wynik. Mijam piąty kilometr. Biegnie mi się niesamowicie lekko. Na końcu krótkiego podbiegu czeka na nas zespół muzyczny zagrzewający nas do walki. Mijam dwóch, a może trzech zawodników w tym miejscu, czuję się świetnie. Naładowany energią mknę dalej.

Zaczynam myśleć powoli o finiszu. Przede mną jeszcze półtora kilometra biegu pod wiatr, a później już tylko trzy kilometry do mety. Zerkam na zegarek – oczywiście nie mam szans na złamanie 40 minut, ale 42 minuty powinny „pęknąć”. Na 7 kilometrze zaczynam przyśpieszać, zrazu ostrożnie, nie chcę się przedwcześnie „skończyć”. Tętno dobija do 190 uderzeń na minutę. 8 kilometr. Nadal ostrożnie.

Wreszcie jest 9 kilometr. To już końcówka. Mam jeszcze siły, przyśpieszam. Powoli zaczyna brakować mi tchu. Widzę już łuk Malty, a za łukiem meta. Przestaję już kalkulować, biegnę ile sił w nogach. Do mety jakieś 300 metrów. Zalewa mnie fala endorfin, przed oczami robi mi się jasno. Może zaczyna mi brakować tlenu? Biegnę pogrążony w euforii. Płynę, frunę, lecę. Nie czuję już zmęczenia. Wizja mety na wyciągnięcie ręki wyzwala we mnie ukryte siły. Mijam kolejnych zawodników, mnie już nikt nie wyprzedza. Ostatnie metry, dociskam jeszcze mocniej, chcę dać z siebie wszystko!

Jest! Jest meta! Koniec! 41 minut 14 sekund (czas netto, brutto 41:30 daje mi 227 miejsce na ok. 1300 uczestników)!! Udało się więc. Zataczam się lekko, dostaję medal i wodę do picia. Czuję się fantastycznie…


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



2 Responses to Biegowy tryptyk. Część pierwsza.

  1. Adamo mówi:

    I tym sie wlasnie rozni F1 od Paryz-Dakar 🙂
    A co do stresu to normalne, ze najwiekszy jest nawet dzien przed jak i rano ale dlatego wazna jest tez dobra rozgrzewka. Najlepiej 40-50 minut.

  2. Paweł mówi:

    Chyba chciałeś popełnić taki błąd, jaki i ja często popełniam: zamiast biec pierwszą połowę wolniej, drugą szybciej, trzymać się planu to pierwszą połowę pokonuję za szybko („jakoś lekko mi się biegnie więc może jestem za skromny? zawalczę o ciut lepszy wynik”) a na drugiej zdycham. Trzeba nie dać się złudzeniu lekkiego początku i trzymać planu.

    p.s. Gratuluję 1:33 w Półmaratonie Poznańskim. Poprawiłeś życiówkę o 7 minut. Potęp to przyjemna rzecz, czyż nie? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA