Opublikowany 21 listopada 2008 | autor Grzegorz Łuczko
4Maroko 2008: Atlas Wysoki
Znow w Marakeszu.. ale to juz nie to samo. Przez 5 ostatnich dni wedrowalm po Atlasie Wysokim. To dziwne, ale ostatnie 2 tygodnie i beztroskie wojaze po Maroku zeszly na plan dalszy. Tak.. Mietowa herbata nie smakuje tak jak jeszcze niedawno a naganiacze wszelkiej masci nie wydaja sie wcale sympatyczni, no i co ja na to poradze, ze uwielbiam gory? To przeslania wszystko. Chaos wielkiego miasta czy cisza nad dolina i szum potoku? A Atlas? A Atlas jest piekny. To byl naprawde przyjemny czas. Bylo wszystko czego mozna chciec od trekkingu, piekne, dzikie gory, wielkie i niedostepne szczyty, efektowna kulminacja w postaci Toubkala i caly ten folklor marokanskiej prowincji.
Wyobrazcie sobie, ze wedrujecie caly dzien, jestescie juz porzadnie zmeczeni i okropnie glodni. Wreszcie Waszym oczom ukazuje sie sklep! Maly i ciemny, taki jak dzieciaki, ktore zaraz Was oblegaja dookola, ale ma coca cole i batoniki, a to przeciez najwazniejsze. Nabieramy w sumie kilkanascie sztuk roznej masci towarow, no i przychodzi moment placenia, dziewczyna robi wielkie oczy i zabiera sie do liczenia, liczy, liczy i nic. Widac, ze ostro glowkuje, podaje jakies kosmiczne ceny, np. za coca cole chce 1050 dirhamow! Czyli grubo ponad 300zl! Dochodzimy do wniosku, ze ona po prostu nie potrafi liczyc.. No ale pracuje przeciez w sklepie! Wreszcie wpadam na pomysl, pokaze jej banknot 50 dirhamow, mysle ze tyle to wszystko moze byc warte. Chwila konsternacji i dziewczyna kiwa glowa, ze tyle wlasnie to wszystko kosztuje! Wychodze oczarowany, prowincja to jest to!
Doliny. Wielkie. Czuje sie taki maly, a wokol jest tak pieknie. Slonce pali niemilosiernie, ale jest cudownie. Dzien pozniej walczymy niemalze o kazdy metr podchodzac na przelecz o wysokosci 3650 metrow, pelno sniegu i zimno. Ta zmiennosc warunkow jest oszalamiajaca, w jednej chwili mozesz zdejmowac z siebie wszystko co masz, a w drugiej pospiesznie nakladasz z powrotem. Bylo duzo fajnych momentow na tym trekingu, ale mi najbardziej w pamiec zapadnie zdobywanie wspomnianej wyzej przeleczy, bylo naprawde ciezko. Na gore wtoczylismy sie tuz przed zmrokiem, 2 kilometry dalej bylo schronisko. Problem w tym, ze zapadala juz ciemnosc a wokol otoczeni bylismy sniegiem. Gdyby nie spokoj Marka (Memora) i jego gps to pewnie musielibysmy rozbic namiot, to bylaby naprawde ciezka noc…
Nie wspominam o innej przeleczy, ktora rowniez dala nam w kosc, o Humphreyu Apaszce, pewnym naganiaczu, ktorego bezczelnosc nie zna granic, o pewnym placku na koncu swiata, o tym jak wpadlem do potoku, o zdobywaniu Toubkala i mojej glupocie. Na to przyjdzie jeszcze czas po powrocie do Polski, za ktora juz sie nieco stesknilem. Napisze tylko, ze Atlas zobaczyc po prostu trzeba, nie wiem gdzie jeszcze znajdziecie taka mieszanke pieknych gor i lokalnego folkloru przez duze F.
Jutro ostatni dzien w Marakeszu, a w niedziele wylot do Madrytu, posiedze tam do wtorku, a pozniej jeszcze tylko koncert w Berlinie i powrot do domu. Cholera, szybko to zlecialo. Masa doswiadczen, wrazen, przemyslen, ktore juz wydaja mi sie jakas wyblakla fotografia, potrzeba czasu, zeby to wszystko przetrawic i zeby… znow ruszyc w droge, przyznaje mialem wiele watpliwosci w przeciagu tych 3 tygodni, ale.. No sami wiecie, taki gen i juz. Trzeba tylko wiedziec co tak naprawde sprawia nam najwieksza frajde inaczej bardzo latwo sie rozczarowac. Wiem jedno, na pewno zatesknie do pewnych miejsc, zatesknie za pewnymi zdarzeniami, no i za tym niebem nad Atlasem, jest niesamowite. Nawet tylko dla tego widoku warto tam sie wybrac!
Kto wie w jakim miejscu zostalo wykonane to zdjecie?
PS. Dzieki Kamila, dzieki Marek za wspolna wedrowke, fajno bylo. Powodzenia na pustyni i smacznego tadzina!
PS2. Mial byc bonusowy tekst w czasie mojej bytnosci w Atlasie, ale w ostatniej chwili wywalilo mi net, w tej samej cafe, z ktorej obecnie nadaje zreszta. W zamian wrzuce nieco wiecej wdjec Atlasu.
widze, ze pogoda dopisala 😉 fota pewnie ze szczytu sadzac po kawalku blachy beszczeszczacym zdjecie 😉
Sebas,
Racja! Pogoda dopisala, ale dzien wczesniej bylo zgola odmiennie, przyfarcilo nam sie nieco 🙂 .
No tak lampa tego dnia wynagrodzila nam dupawe dnia poprzedniego:)
jednak nie ruszylismy na pustynie:(
pozdrawiam z As-Sawiry
Memor,
🙂 . Ja pozdrawiam z zimowego Wolina, zimno i dużo śniegu, cieszcie się marokańskim ciepłem!