Opublikowany 16 maja 2008 | autor Grzegorz Łuczko
50Kierat 2008: „LIVE”
Sobota, godz. 22:08. Koniec transmisji
Co prawda na trasie Kieratu walczą jeszcze zawodnicy (wielki szacunek!), ale to już nie jest moja historia, prowadząc relację chciałem skupić się przede wszystkim na osobach, które zgodziły się nadawać bezpośrednio z trasy, wszyscy już oni zakończyli swoją przygodę z Kieratem, a tym samym moje zadanie również zostało zakończone. Mam nadzieje, że udało mi się choć trochę przybliżyć to, co działo się podczas tych ciężkich 100 kilometrów. Bo chyba taka relacja ściśle osobowa jest dużo ciekawsza niż suche opisy „kto, gdzie i kiedy?”, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Tym samym chciałbym gorąco podziękować im wszystkim za współpracę, organizatorom Kieratu i Wam drodzy kibice (jeśli statystyki nie kłamią to w dniu dzisiejszym na „stadionie” PK4 zasiadło niemalże 1000 kibiców! Tylko mi tam krzesełek nie wyrywać jeden z drugim! 😉 ), za to, że tak wytrwale obserwowaliście zmagania uczestników rajdu. To, że tyle osób zgodziło się relacjonować i to, że tyle osób chciało się temu przyglądać świadczy o tym jak duże jest zapotrzebowanie na tego typu relacje. Warto o tym pamiętać organizując zawody.
Czas już na mnie, relacjonowanie z pewnością nie jest tak męczące jak pokonanie setki, ale „robi” swoje. Mam nadzieje, że podobała się Wam relacja i co jakiś czas zerkniecie na PK4 poczytać, podyskutować na tematy rajdowo-górsko-podróżniczo-ekstremalno-filozoficzne bo mniej więcej taka jest tematyka strony 😉 . Ok, tyle reklamy, czas oddać głos do studia… Trzymajcie się!
PS. A już w przyszłym tygodniu startuje Zamberlan Adventure Trophy, na którym mam zamiar stawić się conajmniej w bojowym nastroju, co z tego wyjdzie na trasie przekonacie się za dni kilka…
Sobota, godz. 21:50. Wszyscy w „domu”
Ostatnie wieści z trasy – „nasi” już na miejscu! Rekonstrukcja zdarzeń: 20:34, dostaje smsa od Bartka Woźniaka, który w tym momencie był już w bazie i zajadał się pysznym ponoć gulaszem. Chwilę później do stołówki zawitał Mirek Horbaczewski, który prawdopodobnie zrezygnował gdzieś po drodze, mam nadzieje, że udało mu się zjeść w końcu ten gulasz! (info z przed sekundy: niestety Mirek nie dotarł do PK12, podobnie jak jego podopieczny – Kuba Panek – obaj zakończyli rywalizację na PK11) 3 minuty po smsie od Bartka dzwoni Marcin Miśkiewicz, jest już na mecie, ale jest kompletnie wykończony.
Kompletne wykończenie to coś nieodzownego, coś bez czego setka nie byłaby setką, a start w niej nie byłby tak pociągający. Piszę o tym wszystkim w kontekście tego, co powiedział Marcin Miśkiewicz na mecie Kieratu. Nagrywałem te wszystkie rozmowy z zawodnikami na trasie, żeby uchwycić właśnie takie momenty, tego skrajnego zmęczenia, emocji, uczuć, które targają startującymi na trasie. W tej rozmowie są właśnie przebłyski tego, czego doświadczyć można podczas kilkunastogodzinnego napierania…
Przed momentem uciąłem sobie pogawędkę z Mirkiem, jeśli Marcin był kompletnie wykończony to Mirek ledwo żyje – zasypia pisząc smsy! Ale podczas rozmowy wydawał się wyraźnie ożywiony 🙂 . Poniżej wrażenia Mirka z tegorocznego Kieratu.
To był ostatni news z trasy. Napiszę jeszcze tekst na dobranoc, podziękowania i takie tam mowy pożegnalne. Ale to za chwilę.
Sobota, godz. 20:34. Wyniki
Kolejne roztrzygnięcia:
Z „naszych” na trasie walczą jeszcze Mirek Horbaczewski – ciekawe czy dotarł już na 75 kilometr? – Bartek Woźniak, który powinien już finiszować oraz znajdujący się prawdopodobnie w podobnej sytuacji Marcin Miśkiewicz.
Sobota, godz. 19:48. Nagrania
Zacznijmy od tego, że byłem się przewietrzyć, wyskoczyłem na trening (ZAT zbliża się wielkimi krokami!) stąd te moje dyszenie 😉 . Dobra, lecimy! Najpierw zadzwonił Bartek Woźniak, do mety pozostało mu około 7 kilometrów, ale to było jakąś godzinę temu, być może więc już jest gdzieś w okolicach Limanowej. Bartek przeżył również mały wstrząs, kilkanaście metrów od niego nastapiło małe wyładowanie elektryczne! Przyśpieszył więc kroku i uciekł stamtąd biegiem 🙂 .
Rafał jest lekko rozczarowany czasem, rok temu było lepiej, ale z kolei teraz uzyskał lepsze miejsce. Stwierdził też, że trasa była trudniejsza niż rok temu. Wiesiek ponarzekał nieco na dokładność mapy, ale ogólnie był zadowolony. Rozmowy do wysłuchania w poniższych linkach:
Bartek Woźniak
Rafał Kasztelanic
Wiesiek Rusak
Sobota, godz. 19:23. Rafał i Wiesiek na mecie!
Tak, kolejni zawodnicy skończyli już swą przygodę z Kieratem. O 17:29 na metę przybył Rafał Kasztelanic, a około 18:20 Wiesiek Rusak. Gratulacje! Mam kilka nagrań, muszę się tylko nieco „ogarnąć” 😉 .
Sobota, godz. 18:07. Mariusz na mecie!
Mariusz Radecki już więcej nie musi nigdzie iśc, może usiąść i tak siedzieć 😉 . Po prostu jest już na mecie. Brawo! Ciekaw jestem czy udało mu się połamać 24 godziny? Zdjęcie dostałem o 18:04, ale przecież mógł być na mecie już od kilku minut. Końcówkę pokonał w burzy i deszczu. Niezbyt przychylna jest pogoda dla kieratowiczów, zwłaszcza tych, którym do mety został jeszcze spory kawałek!
Sobota, godz. 17:26. Wieści z trasy
Powoli kończą mi się pomysły na tytuły kolejnych newsów 😉 . Tymczasem… Wiesiek Rusak wyruszył już na ostatni asfalt. Gdyby miał trochę większy zapas czasu to spróbowałby powalczyć o połamanie 24 godzin, ale w obecnej sytuacji po prostu chce dojść do mety. Swoją drogą to pomyślcie jakie to niestworzone rzeczy przychodzą ludziom o głowy, nie dość, że pokona setkę to jeszcze chce łamać jakieś zupełnie wyimagowane granice 😉 . No dobra, ja też 2 lata temu w końcówce zacząłem biec żeby połamać 19 godzin, udało mi się, na metę wpadłem po 18 godzinach i 20 minutach.
Ponad godzinę drogi dalej znajduje się Bartek Woźniak, który właśnie zdobył PK14 (86 kilometr). Ciekawe czy spotkali się z Marcinem Miśkiewiczem? Choć Marcin do tego punktu napierał dobrą godzinę temu… Bartek bez ogródek przyznaje „dzisiejszy dzień to klęska”. Może i tak, ale to uczucie ulgi na mecie zawsze „smakuje” podobnie, choć ewentualne uczucie zawodu pojawić się może później…
Sobota, godz. 17:00. Kolejne miejsca
Kolejna porcja wyników z mety:
* 30 minut kary za brak lotnego PK
Jako ciekawostkę podam fakt, że do PK11 (67 kilometr) dotarło 169 osób.
Sobota, godz. 16:32. Niektórzy mają już blisko do mety
Ale tylko niektórzy. Na przykład Rafał Kasztelanic ruszył na ostatni 9 kilometrowy odcinek w kierunku Limanowej. Mariusz 10 minut temu miał ten punkt w zasięgu wzroku, zapewne więc również jest już na ostatniej prostej. Marcin Miśkiewicz w tej chwili podąża na PK14, 86 kilometr na trasie. Po głosie można rozpoznać jak jest już bardzo zmęczony. W okolicach Łopienia i PK13 rozstał się z Bartkiem Woźniakiem, który wybrał swój wariant. Marcin jak sam przyznaje niemalże cudem odnalazł ten punkt, szczęśliwie trafiając na właściwą ścieżkę.
W galerii pojawiło się kilka nowych fotek, głównie zdjęcia z drogi, a w zasadzie tylko zdjęcia z drogi 😉 .
Sobota, godz. 15:27. Na ostatni punkt
Paweł ma już dość, ale najgorsze dopiero przed nimi, tzn. przed nim i Szymonem Ławeckim. Powoli zbliżają się do PK15, a stamtąd w kierunku mety czeka ich spory odcinkek po asfalcie, chyba nie muszę wspominać co się dzieje ze stopami w starciu z asfaltem? No własnie. Jasiek już teraz narzeka, że każdy krok to palący ból. No ale chłopaki nie jeden rajd już ukończyli więc i tym razem jestem przekonany, że stawią się na mecie w Limanowej o własnych siłach! Do boju!
PS. Fotka mówi wszystko 😉 .
Sobota, godz. 14:52. PK14, PK15
Mirek szybkim krokiem (ledwo mogłem go zrozumieć tak pędził!) podąża na PK10, 64 kilometr. Trochę pogubił się w okolicach PK8, za główny cel postawił sobie dojście na 75 kilometr i zjeść wreszcie ten żurek! O 14:45 PK14 minął Wiesiek Rusak, prawdopodobnie nadal z Mariuszem Papieżem. Z kolei na PK15 podąża Mariusz Radecki, byłby tam wprawdzie już dawno temu, ale jak sam pisze „błądziłem nieco sporo”…
Sobota, godz. 14:19. Tomek dzieli się wrażeniami z trasy
Tomek Pryjma od dawna jest już w bazie, na gorąco podzielił się ze mną swoimi wrażeniami z trasy. Trochę narzekał na deszczową pogodę, samotność na trasie ale i podobały mu się rejony przez, które przyszło mu napierać. Potwierdził, że widział czarną wiewiórkę! Więcej w materiale audio
Sobota, godz. 13:48. Kolejni uczestnicy na mecie
Kolejni zawodnicy przybywają na metę:
- 5. 18:48 – Tomek Pryjma
- 6. 19:15 – Michał Jędroszkowiak
- 7. 19:29** – Magda Horova
- 7. 19:29** – Vladimir Hora
** 60 minut kary za brak 2 lotnych PK
O 13:35 na PK13 był Wiesiek Rusak z Mariuszem Papieżem, do Rafała tracą już 40 minut.
Sobota, godz. 13:15. Sytuacja na trasie
Chodzą słuchy, że PK13 jest dość ciężki do zlokalizowania, o tym fakcie informuje Rafał Kasztelanic, który odłączył się od Wieśka Rusaka (Wiesiek napiera razem z Mariuszem Papieżem z Limanowej). Rafał na trzynastce był o 12:55. Czyli w tym czasie kiedy Bartek z Marcinem wychodzili z PK12, odległość pomiędzy tymi punktami wynosi 5 kilometrów.
A przed nimi są Mariusz, Jasiek i Simon. Od Mirka od jakiegoś czasu nie miałem żadnych wieści, ale on zapewne dopiero zmierza na PK12. Tak mniej więcej kształtuje się stawka naszych reporterów terenowych.
Sobota, godz. 12:59. Bartek i Marcin na 75km
Porozmawialiśmy sobie kilka minut z Marcinem Miśkiewiczem, gdzieś w międyczasie do rozmowy dołączył się Bartek Woźniak. Obaj siedzą na 75 kilometrze. Jest ciepło, słońce świeci, a na PK zebrało się kilka osób. Atmosfera zrobiła się nieco piknikowa, przez tą pogodę! Zawodnicy zaczynają powoli narzekać na obtarcia, odciski i inne przyjemności, na które liczyć mogą piechurzy. Ała, chciałoby się zakrzyknąć, no ale mnie nic nie boli 😉 . A oni rozpoczynają właśnie najtrudniejszą część rajdu. Powodzenia!
Marcin Miśkiewicz i Bartek Woźniak
Sobota, godz. 12:19. Wieści z trasy
Mariusz Radecki blisko PK13, czyli polany na Łopieniu (tam gdzie grasują czarne wiewiórki 😉 ). W tych okolicach kręcą się również Paweł Janiak z Szymonem Ławeckim.
Tomkowi Pryjmie, który zbliża się już powoli do mety prawdpodobnie padł telefon, bo od dłuższego czasu słyszę następujący komunikat: „wybrany abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem”.
Mam coraz mniej wiadomości od zawodników, ciekawe dlaczego? 🙂 . Domyślam się, że są już bardzo zmęczeni i nie mają sił ani ochoty dzwonić gdziekolwiek. Przynaje, że nieco im uprzykrzam życie 🙂 .
Sobota, godz. 11:40. Wyniki końcowe
Powoli ludzie zaczynają schodzić się na metę, stopniowo więc będe uzupełniał wyniki końcowe (link po prawej stronie).
Nieoficjalne wyniki wyglądają nastpęująco:
- 1. 14:04 – Paweł Dybek
- 2. 15:58* – Piotr Majkowski
- 3. 16:43* – Krzysiek Dołęgowski
- 3. 16:43* – Jakub Majchrzak
* 30 minut kary za brak lotnego PK
Następni wkolejce do przekroczenia mety w Limanowej są Tomek Pryjma oraz Vladimir Hora i Magda Horova, ale jeszcze nie byli na PK15, z którego do mety jest 7 kilometrów. Jednym słowiem, poczekamy sobie jeszcze na nich!
Sobota, godz. 11:16. Mega wtopa Bartka!
Dla przypomnienia, Bartek napisał jakiś czas temu takiego oto smsa: “Wszystko wzięło w łeb! Totalna kleska. Idę żeby dojść – zeszło ze mnie powietrze.”. Przed chwilą rozmawiałem z nim i już się nieco wyjaśniło, w schronisku na Turbaczu był o około 1 w nocy. Ruszył dalej razem z Jaśkiem i Simonem, ruszyli źle. „Orientalesy” w pore jednak zorientowali się o swoim błędzie, Bartek pognał naprzód, szlaki się zgadzały, ale droga wiodła cały czas w dół… Okazało się, że wyszedł 4 kilometry poza mapę, strata ponad 1,5h i psycha w rozsypce. Ale już jest lepiej, za jakieś 40 minut powinien zdobyć PK12.
Gdzieś w pobliżu musi być Marcin Miśkiewicz, powyższe zdjęcie Mogielicy dostałem właśnie od niego, co znaczyłoby, że jest gdzieś za Bartkiem. A kawałek przed nimi z kolei powininen być Mariusz Radecki, a gdzieś pomiędzy nimi Wiesiek, Rafał, Paweł i Szymon. Jeśli ktoś coś z tego zrozumiał to gratuluje, bo ja sam nie wiem o co chodzi 😉 .
Tymczasem, 20 minut temu na PK14 pokazał się Tomek Pryjma, nadal na 5 miejscu, ale z ” czeskim ogonem”, do mety pozostało mu ok. 14 kilometrów. Myślę, że przed 13 z powrotem znajdzie się w Limanowej.
Sobota, godz. 10:37. Krzysiek kilometr przed metą!
Krzysiek za chwilkę ukończy Kierat, na kilkaset metrów przed metą obiecał zadzwonić, ci z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji skończyć setki będą mieli namiastkę tego, co czuje się w takiej chwili…
10:47. Jak ja mu zazdroszczę! Ach, dobrze, że w czwartek startuję w Zamberlan Adventure Trophy, będę mógł się wyszaleć 😉 .Tymczasem posłuchajcie Krzyśka podczas ostatniego sprintu!
Sobota, godz. 10:20. PK11 na raz i dwa
10:10, Bartek Woźniak: „PK11 Dopiero! Nie ma zasięgu w lesie.”. Dla przypomnienia Bartek zajął 4 miejsce na ostatnim Harpaganie, a gdyby nie „wielbłąd” na kilka kilometrów przed metą byłby pierwszy! Stąd pewne rozczarowanie Bartka… Jego relację z tego startu przeczytać możecie tutaj. Dosłownie minutę później: „Jestem na PK11 – zmęczony, ale co tam, napieram!”. Tę godną podziwu i naśladowania postawę reprezentuje Marcin Miśkiewicz.
Skoro już tak zareklamowałem relację Bartka to serdecznie zapraszam do lektury mojego tekstu-wspominki z Rumunii, część pierwsza tutaj. Poza tym zapraszam do głębszej penetracji 😉 PK4, od początku istnienia bloga, czyli od roku z okładem na stronie pojawiło się około 140 tekstów, nie wszystko najwyższych lotów, ale kilka naprawdę niezłych, no i przede wszystkim warto zapoznać się z komentarzami, które czasem przeradzały się w burzliwe, a czasem twórcze debaty (zapoznać i brać w nich czynny udział!). Po prawej stronie do Waszej dyspozycji menu z tematami wpisów, a u góry spis treści (niestety nie aktualizowałem go od jakiegoś czasu…)
Sobota, godz. 09:51. Znów o zupie!
Piotr Majkowski niedługo powinnien zameldować się na mecie, na przedostatnim punkcie kontrolnym z numerem 15 miał około 2 godzin straty do Pawła. Pozostało mu więc jakieś 30 minut napierania. Tak się złożyło, że wspólnymi siłami kolejne kilometry trasy pokonują Rafał Kasztelanic i Wiesiek Rusak, są w okolicach PK11, martwi ich nieco kolejny odcinek trasy, jak trafnie określił go Wiesiek: „Góra, dół, góra, dół”. Rafał uporał się już z problemami żołądkowymi.
Mariusz jak pisze rozpędził się nieco w drodze na PK12, ale nie powinno mu to przeszkodzić w ukończeniu całości, podąża właśnie na kolejny punkt, „kontuzji brak, pogoda świetna”. Jest na 25 miejscu. Całkiem niedaleko za nim podążają Paweł Janiak z Szymonem Ławeckim, chłopaki gotują zupę.. z kalafiorów. Jak wygląda kalafior rajdowy zobaczyć możecie na zdjęciu powyżej. Smacznego! 😉 .
Sobota, godz. 09:31. Żurkowe impresje
Nie miałem czasu, żeby zadzwonić do Pawła, zajęty byłem wysłuchiwaniem Tomka Pryjmy i Mirka Horbaczewskiego. Tomek jest około godziny czasu za Krzyśkiem Dołęgowskim i Kubą Majchrzakiem, teraz czeka go ciężki odcinek, ale na pytanie czy ma siły podbiegać niemalże krzyczy, że tak. Choć przyznaje, że już raczej nie powalczy o lepszą lokatę, skupias się na odpieraniu czeskich ataków (państwo Hora, swoja drogą to Hora znaczy góra tak? Jeśli mam rację to by tłumaczyło dlaczego są tak mocni!). Na koniec rozmowy Tomek dodał, że za bardzo nie wie gdzie jest, chwilę potem otrzymałem od niego następującego smsa: „Czarna wiewiórka”. Przyznam, że nie umawialiśmy się na żadne szyfry, ani hasła, o co chodzi? Pytanie do Roberta (w komentarzu bardzo ładnie opisał nam salamandrę), o co chodzi z tą czarną wiewiórką?
Mirek niestety słabnie. Został nieco z tyłu i Kuba razem ze Zbyszkiem z Koszalina (o ile dobrze zapamiętałem imię!) poszli naprzód. Rodzice Kuby! Jeśli to czytacie to nie martwcie się! Kuba jest w dobrej formie, podejrzewam, że do samego końca będzie walczył o ukończenie. Mirek natomiast za cel główny postawił sobie dojście do 75 kilometra gdzie mieści się jego tymczasowa ziemia obiecana wodą i żurkiem płynąca.
Sobota, godz. 08:51. Wywiad i wieści z trasy
Wywiad z Pawłem Dybkiem kilka minut po ukończeniu Kieratu! Porozmawialiśmy sobie dłuższą chwilę no i warto wysłuchać tej rozmowy, Paweł zdradza kilka swoich treningowych sekretów, dla potencjalnych naśladowców będzie jak znalazł! Ja już w kajeciku zapisałem kilka myśli 😉 .
Materiał z Krzyśkiem niestety przepadł gdzieś pomiędzy moim telefonem a komputerem, postaram się więc pokrótce zreferować poranną wypowiedź zawodnika napieraj.pl. W nocy trochę stracili do Pawła Dybka, szczególnie na trudnych terenowych odcinkach, na których Flekmus z łatwością wypracowywał przewagę nad przeciwnikami. Rozmawiałem z nim około godziny 8, w tym czasie byli na 80 kilometrze i niecnie wykorzystali napotkaną babuleńke… spytali ją o drogę do najbliższego mostu 😉 . Przed 11 powinni znaleźć się na mecie.
Marcin Miśkiewicz znalazł cudowny sposób na otarcia i pęcherze, sposób ten jednak ma swoje bolączki. Po więcej odsyłam do materiału audio. Nie będzie jednak rozmowy, również przepadła, no nie! Zdradzam więc sposób Marcina – wystarczy zamoczyć nogi w wodze, żeby uzyskać natychmiastową ulgę na odciski i tym podobne sprawy. Jest jednak jedna mała uwaga, jak zrobi się sucho to ze stopami zrobi nam się „teksańska masakra piłą mechaniczną 6” 😉
Przed chwilą dostałem takiego oto smsa: „Wszystko wzięło w łeb! Totalna kleska. Idę żeby dojść – zeszło ze mnie powietrze. Zadzwonie jak będzie pole”. Autor: Bartek Woźniak.
Na zdjęciu powyżej Jasiek z Simonem, nie wiem gdzie są.. Ale zaraz się dowiem 🙂 .
Sobota, godz. 08:30 Flekmus wygrywa!
Około godziny 8 na metę wpadł Paweł Dybek! Gratuluje! Za chwilę przerzucę z telefonu eksluzywny 😉 wywiad jakiego PK4 udzielił Flekmus. W kolejce materiały z Marcinem Miśkiewiczem, który krąży ok. 60 kilometra i Krzyśkiem Dołęgowskim, którzy w parze z Kubą Majchrzakiem w nocy sporo stracili do lidera… Za kilka minut materiały pojawią się w sieci.
Sobota, godz. 07:40. 7km do mety!
7 kilometrów dzieli Pawła Dybka od mety! Sms od Magdy Łączak: „Lider zmierza do mety! Flekmus jest w drodze z ostatniego punktu na metę. Powiedział: wiesz jak się zmuszam żeby biec? Wrzucił kolejny bieg i całkiem żwawo pobiegł w kierunku mety. Zostało mu 7 kilometrów asfaltowego odcinka. Natomiast półmetek do godziny 5:30 minęło 60 osób. Jak z niego odjeżdzałam to przyszedł kilkunasto osobowy tramwaj a była to 5:30. Pogoda się poprawiła. Deszcz ustały. I jeszcze subiektywna ocena okolicy: to taka polska Nowa Zelandia. Zieleń bujna, krajobraz malowniczy i dość dziewczy, domy gdzieś ze wstydu się schowały”. Tyle Magda. Oczywiście tylko jak Paweł zwany Flekmusem minie linie mety dowiecie się o tym jako pierwsi (no prawie 😉 ).
60 kilometr około godziny 6:40 minął Wiesiek Rusak. Na pewno dalej walczą Mirek z Kubą, dostałem od nich zdjęcie o około godziny 5, nieco wcześniej pięknym zdjęciem wschodu słońca uraczył mnie Marcin Miśkiewicz. Fotki zaraz wrzucę do galerii i zacznę kontaktować się z reporterami w terenie.
Sobota, godz. 02:10. Ostatnie info z trasy
Dobra, to naprawdę ostatnia wiadomość na dziś! To znaczy na dziś w przedziale czasowym od 2 w nocy do 8 rano 😉 . Przed chwilą dzwonił Mirek, razem z Kubą wychodzą właśnie z PK4 i zmierzają na Turbacz. Mirek wpadł po drodzę gdzieś w wielką kałużę wody na asfalcie, ale mimo to humor mu dopisuje, śmieje się, że dojść musi przynajmniej do 75 kilometra gdzie częstować będą żurkiem. Przed chwilą dostałem info od Wieśka – właśnie jest na Turbaczu.
Sobota, godz. 01:52. Półmetek
Aż trudno sobie wyobrazić, że tak trudne i wymagające przecież zawody jak Kierat mogą toczyć się w tak szybkim tempie! 50 kilometr najszybciej pokonał… Paweł Dybek, w czasie 6 godzin i 20 minut (00:18)! Obawiam się, że jak już rano zasiąde do komputera to będzie po wszystkim… Z 10 minutową stratą podąża za nim Piotr Majkowski (0:30), ale uwaga, na półmetku wykorzystał niedozwolone specyfiki! Naleśniki 😉 . To może być jego tajna broń, która zniweluje nawet tą karę, którą dostanie za brak podbicia lotnego punktu kontrolnego.
Za tą dwójką stale i niezmiennie podążają Krzysiek Dołęgowski oraz Kuba Majchrzak, na półmetku zameldowali się o 1:06. A około 5 minut temu w pobliżu punktu kręcił się Tomek Pryjma (00:45). I tak też przedstawia się sytuacja na trasie. Ja tymczasem zwalniam stanowisko i idę najzwyczajniej w świecie spać, a nie po lasach się szlajać jak co niektórzy 😉 .
Sobota, godz. 01:12. Gdzieś z trasy…
Wreszcie udało mi się dodzwonić do Pawła i Szymona, akurat zbliżali się do schroniska na Turbaczu, nie jest dobrze, stopy mają już „zmasakrowane”, a Paweł w dodatku narzeka na kolano. Moja informacja o stracie jaką mają do pierwszych zawodników zapewne nie podniosła ich na duchu, ale to właśnie taka chwila, w której trzeba pokazać, że jest się fajterem. Ależ ja tu dyrdymały wypisuje 😉 . Z doświadczenia wiem, że taki moment w jakim oni teraz się znajdują jest cholernie trudny i bardzo ciężko wykrzesać z siebie wolę walki, choć wiem również, że setka tak naprawdę zaczyna się grubo po 50 kilometrze…
6 kilometrów za tą dwójką napiera Rafał Kasztelanic, który narzeka na małe problemy żołądkowe, planuje nieco odpocząć na Turbaczu i dopiero ruszyć w dalszą trasę.
Paweł Janiak
Rafał Kasztelanic
Sobota, godz. 00:53. Gdzieś z trasy…
„W kur..” zaklął szpetnie Mariusz. Gdzieś po drodze między PK4 a PK6 (schr. na Turbaczu) przegapił lotny PK5, co zaskutkuje 30 minutami kary. Tymczasem już zbliża się do PK6. Udało mi się skontaktować również z Mirkiem. Jego podopieczny, Kuba, ostro wyrywa do przodu, widać ma jeszcze zapas sił. Udało im się nieco nadrobić czasu i mają bezpieczną „przewagę” nad limitami, obecnie zmierzają do punktu, który jednocześnie jest nazwą strony, którą właśnie przeglądacie 😉 .
Sobota, godz. 00:18. Wyniki z PK6
Przydałoby się przedstawić jakieś wyniki, sytuacja w czubie kształtuje się następująco:
PK6 – 41km.
1. Piotr Majkowski – 22:52
2. Paweł Dybek – ok. 23:00
3. Krzysiek Dołęgowski i Kuba Majchrzak – 23:30
5. Tomek Pryjma 00:15
6. Magda i Vladimir Horovie (może znajdzie się tutaj ktoś kto posługuje się językiem czeskim? Dobrze odmieniam ich nazwisko?) – jak to ładnie ujął Tomek „poszli w dupę”, zeszli ze szlaku, ale są gdzieś w pobliżu 😉 .
Poniższe zdjęcie zrobił Mirek na PK3. Wychodzi na to więc, że był tam ok. 20 minut temu.
Sobota, godz. 00:03. Wyjaśnienie zagadki
Marcin Miśkiewicz przed kilkoma minutami opuścił PK4 i teraz udaję się na LOPkę w kierunku Turbacza. Jest zadowolony, że przestało padać i czeka na poranek co by trochę podeschnąć. Napiera sam, bo „inni” wybierają dziwne warianty.
No i już wiem o co chodzi z „Człowiekiem z Ręcznikiem”! Wyjaśnienie zagadki jednak nie w relacji z zeszłego roku, a z przed lat dwóch. W skrócie chodzi o zawodnika, który do plecaka miała przytroczony niebieski ręcznik i poruszał się z zawrotną prędkością (jak się okazuje Piotrek Majkowski to całkiem niezły maratończyk, ale bez obycia w nawigacji). No to jak myślicie da rade utrzymać prowadzenie do końca czy Paweł Dybek „chapnie” go gdzieś po drodze?
Piątek, godz. 23:45. A co tam na przedzie?
Znów dzwonił Krzysiek i znów pozdrawia Magdę poza tym przynosi wieści z punktu na Turbaczu. I tak pierwszy zawodnik, tajemniczy „niebieski ręcznik” czyli Piotr Majkowski był tam o 22:52, drugi w odstępie kilku minut (ok. 10) rekordzista trasy Paweł Dybek, za tą dwójką kolejna dwójka ze stratą ok. 30 minut (czas na PK 23:20) „donosiciel” Krzysiek Dołęgowski oraz Kuba Majchrzak. Jak widać wykrystalizowała się już ścisła czołówka, ciężko przypuszczać, żeby Paweł Dybek dał się komuś dogonić, pytanie tylko czy Piotr odeprze ataki popularnego „Flekmusa”?
Piątek, godz. 23:35. Umęczona romantyczność
Podczas gdy ja zmagam się z bólem zęba, który chce mi rozsadzić pół czaszki czołówka znajduje się już pod Turbaczem! Krzysiek dzwonił do mnie kilka minut temu i był jakieś 10 minut od PK, napiera razem z Kubą Majchrzakiem, na przedzie nadal bez zmian prowadzą Paweł Dybek z Piotrem Majkowskim, czyli człowiekiem z niebieskim ręcznikiem jak ochrzcił go Krzysiek (ponoć wytłumaczenie tego określenia znaleźć można w relacji z poprzedniego roku, ktoś wie o co chodzi?). 40 kilometrów pękło więc w około 5 godzin, nadal tempo iście sprinterskie.
Nieco dalej w czasie i przestrzeni… Na PK4 zameldował się Wiesiek Rusak, był tam kilknaście minut temu. Gdy dowiedział się, o której na tym punkcie była prowadząca para tylko pokiwał głową z niedowierzaniem, jeśli na podstawie tonu głosu można wywnioskować taką rzecz 😉 . A jeszcze dalej w czasie i przestrzeni… Ostro z limitami czasu walczą Mirek z Kubą, deszcz, mgła i ciemny las to nie jest dobra mieszanka, pogubili się gdzieś na amen, w pewnym momencie chcieli dojść po prostu do jakiejś wioski żeby tylko zlokalizować się na mapie. Na szczęście najgorsze już za nimi, teraz pędzą na PK3!
Poniżej rozmowy z Mirkiem i Krzyśkiem, który nawet w takiej chwili, nieźle już zmęczony, ubłocony i mokry zachował resztki romantyzmu 😉 . Magda, materiał specjalnie dla Ciebie, dedykacja i w ogóle! Również Kuba Majchrzak przesyła całusy swojej ukochanej Marzence!
PS. Zdjęcie zrobił Marcin Miśkiewicz, pytanie za 100 punktów co to za zwierze?
Krzysiek Dołęgowski
Mirek Horbaczewski
Piątek, godz. 23:00. Wielbłąd
No to się Jasiek wpier… znaczy się lekko pogubił. Jak przystało na świetnych orientalistów (w końcu Jasiek jeździ na Mistrzostwa Polski, Świata i w ogóle) zrobili pięknego babola, stracili ok. godziny czasu i smętnie napierają na Turbacz. Paweł mówi, że mu się nie chce, deszcz pada, stopy się odparzają, a do domu daleko. Mi też siadłaby lekko psycha po takim wielbłądzie, no ale przecież na tym polegają właśnie rajdy, to taka piękna chwila, owy kryzys, który trzeba przetrzymać, przecież do mety jeszcze daleko, mogą jeszcze odrobić tą stratę! I to piszę ja siedząc przed komputerem, w cieple i bez deszczu. Z tej pozycji udzielanie porad wydaje się tak proste 😉 . Obecnie napierają ok. 9-10 miejsca, co by znaczyło, że Tomek Pryjma znów przesunął się w klasyfikacji, jak tak dalej pójdzie to Tomek okaże się czarnym koniem tego rajdu. Info z ostatniej chwili: Mariusz zdobył PK4: „W końcu nie pada, ale nie ominęła mnie kąpiel błotna”. Jak nie ukrop to… no ten tego 😉 .
Poniżej rozmowa z Pawłem (osoby niepełnoletnie uprasza się o zatkanie uszu, w rozmowie padają bowiem słowa powszechnie uznane za nieprzeznaczone dla tak młodych uszu 😉 ), jako bonus zaległy materiał od Krzyśka Dołęgowskiego z początku rajdu kiedy to przewodził stawce.
Paweł Janiak
Krzysiek Dołęgowski
PS. Tym razem pliki do odsłuchania bezpośrednio ze strony, nie trzeba nic ściągać. Za jakiś czas przerzucę wcześniejsze wywiady.
Piątek, godz. 22:32. Rozmowy z trasy
Streamingu nie będzie, wrzuta zamula, po prostu wrzucę pliki na sieć, które najpierw będziecie musieli sobie ściągnąć na dysk.
Więc tak, udało mi się porozmawiać z:
Marcinem Miśkiewiczem, który opowiada o początkowym etapie rajdu i wtopie przy podejściu na PK1. Drugie wejście już z PK3.
Mirkiem Horbaczewskim, który razem z Kubą Pankiem, rozmowa z początkowej fazy zawodów, kiedy to zmierzali na PK2.
Tomkiem Pryjmą nawet 2 razy (raz, dwa) mniej więcej po każdym punkcie kontrolnym. Tomek cały czas zaciekle walczy o jak najlepsze miejsce, warto przesłuchać kolejne „wejścia”.
Rafałem Kasztelanicem, gdzieś pomiędzy PK2 a PK3.
Sorry za utrudnienia, ale inaczej nie dałem rady… Utrudnień już nie ma, przeruciłem wszystko na stronę, z której bezpośrednio możecie posłuchać empetrójek.
Piątek, godz. 21:54. Tomek na PK4
Tomek Pryjma właśnie minął PK4, przed nim nadal Horovie i jeszcze jedna osoba. Do pierwszych zawodników traci około 40 minut. Nadal pada deszcz, ale jak przyznaje Tomek jest przyjemnie, podziwia piękne okoliczności przyrody i powoli pnie się w klasyfikacji. Począwszy od punktu z numerem 4 następuje linia obowiązkowego przejścia czyli LOP, aż na schronisko w Turbaczu, które zlokalizowane jest na 41 kilometrze. PK4 to 28 kilometr.
22:02. Marcin Miśkiewicz wychodzi właśnie z PK3. Na punkt dotarli również Leszek Herman-Iżycki razem z Anią Trykozko. Marcin jest obecnie około 110 miejsca.
Piątek, godz. 21:45. PK4 zdobyty!
Mariusz na PK3, co widać na powyższym zdjęciu. Bartek również już zaliczył trójkę, gdzie spędził trochę czasu nad ułożeniem dalszej marszruty, jego obawy wzbudził przelot pomiędzy 8 a 9 punktem gdzie można będzie albo nadrabiać kilometry względnie łatwym terenem albo pchać się ostro pod górę zyskując na odległości ale nadrabiając na metrach w górę. Rafał Kasztelanic gdzieś pomiędzy 2 a 3. Tomek Pryjma nadal mija się się z Horami, znów mu uciekli. Vladimir Hora ponoć nadal śmiga tylko w króciótkiej koszuleczce, twardziel!
Przed chwileczką dzwonił Wiesiek, 5 minut temu w kilkuosobowej grupce minął punkt trzeci.
Piątek, godz. 21:15. PK4 zdobyty!
Paweł Dybek i Piotr Majkowski minęli właśnie PK4 i kierują się na Turbacz! 28 kilometrów pokonali w 3 godziny i ok. 10 minut. Mocne tempo! Tymczasem nieco dalej… I wcześniej. Zawodników złapała spora ulewa, ale tylko niektórych, tych, którzy mieli szczęście znaleźć się w danym obszarze i tak Tomka Pryjmę zalało kompletnie, ale Wiesiek już się prześlizgnął prawie suchy. Tomek obecnie okupuje 9 pozycje, zaraz za parą Horów. Na PK3 był ok. 20:45.
Szczeciński duet Mariusz Radecki i Bartek Woźniak zbliżają się do trójki. Mariusz pisze: „Pada deszcz, w Szczawie, niedaleko PK3, po drugiej stronie rzeki jest PK3, ale mostu na razie nie widać 🙂 „.
Piątek, godz. 20:36. Wieści z trasy
Wieści z trasy. Mariusz zdobył już drugi PK i z nadzieją na mniej błądzenia ruszył ku trójce. Przed momentem dzwonił do mnie Mirek Horbaczewski (przy okazji prośba do Was, wrzucam, a przynajmniej staram się wrzucać pliki audio na wrzuta.pl, ale coś kiepsko to idzie, znacie inny, lepszy serwis tego typu?). Gdzieś słyszałem, że Mirek to niezły gaduła, a może on sam tak o sobie powiedział? Tak czy inaczej rzeczywiście Mirek lubi mówić, porozmawialiśmy sobię trochę 🙂 . Mirek napiera razem z Kubą Pankiem i znajomym z Koszalina, w drodze na PK1 poszli za całą grupą i źle na tym wyszli. Podziwiają okoliczności przyrody, miejscowe wioski i z lekkim niepokojem oczekują podejścia na Turbacz, Kuba był tam niedawno i spodziewa się sporo błota zalegającego w okolicach szczytu. PK na Turbaczu to 41 kilometr trasy.
Piątek, godz. 20:12. Tajemniczy sms
Bartek: „Dałem ciała na początku. Dochodzę do PK2”. Nie on jedyny 🙂 . Czołówka już dawno powinna być na tym punkcie, jest to 15 kilometr ze 100 jakie do pokonania mają ci nieszczęśnicy. Krzysiek wspominał, że tempo jest dość mocne. Na razie nie mam za wiele informacji o dokładnych wynikach więc ciężko mi coś więcej powiedzieć, może poniższy sms od Tomka Pryjmy nieco rozjaśni sytuację?
„PK 2 10 m 2002”
A może zaciemni jeszcze bardziej? Pomyślmy. PK 2, to z pewnością drugi punkt kontrolny. 10 m, chyba miejsce, tak? No raczej tak. A 2002? Pewnie czas przybycia na PK, czyli godzina 20:02. Jeśli tak to rzeczywiście tempo jest niczego sobie jeśli w górach na 15 kilometrze 10 zawodnik utrzymuje tempo 7,5km/h!
Tymczasem PK1 zaliczył Wiesiek, już jakiś czas temu zresztą.
Piątek, godz. 19:48. Sytuacja w czołówce
Mariusz Radecki już w drodze na PK2. Z jego relacji wynika, że na trasie jest sporo błota. Zresztą spójrzecie na poprzednie zdjęcie, wiele wyjaśnia. W czubie sytuacja wygląda obecnie tak, na przedzie Krzysiek Dołęgowski (razem z nim jakiś młody „gość”), który autorskim wariantem wypracował sobie kilku minutową przewagę nad drugim Pawłem Dybkiem (razem z nim biegnie jajkiś starszy „gość”), a za nimi dwójka w średnim wieku, czyli Jasiek i Simon. Paweł narzeka na mokre trawy, które ich nieco podmoczyły, perspektywa napierania w mokrych butach przez kolejne kilkanaście godzin nie wydaje się być zbyt zachęcająca.
Ale przynajmniej widoki mają ładne, widać Tatry! Większość zdobyła już PK1, Tomek Pryjma również, napiera niedaleko kolejnej dwójki z Czech, państwa Horów.
Piątek, godz. 19:11. PK1
Marcin ma już PK1, nadrobił ok. 1,5km. Gdzieś tam obok niego napiera para czeska Michal i Milada Klapkowie (dobrze odmieniłem?). Informacji z trasy nie ma, ponoć w tym miejscu jest kiepski zasięg. Chyba faktycznie, dzwoniłem do Jaśka i zgłasza się poczta głosowa…
Piątek, godz. 18:45. Pierwsze błędy!
Okazuje się, że pierwszy PK1 nie będzie taki łatwy! Ponoć tylko Jasiek (Paweł Janiak) z Simonem (Szymon Ławecki), obaj startują razem, wybrali dobry wariant, spora grupa, w tym Marcin Miśkiewicz pognał przed siebie – pognał źle. Z tego co przed chwilą powiedział mi Marcin do nadłożenia ma… a co ja będe mówił, posłuchajcie sami! [ chwila, zaraz wrzucę go do sieci!]
Okazało się, że prosty wariant asfaltowy do jedynki został zabroniony, trzeba było nieco pokombinować, pierwsze 1,5 kilometra oznaczone były tasiemkami, ale dalej już samemu trzeba było wybierać drogę.
Piątek, godz. 18:40. Wiesiek Rusak nadaje #1
W linku poniżej krótka wypowiedź Wieśka chwilę po starcie. Na starcie stanęło ok. 300 zawodników, ilu z nich ruszyło biegiem, posłuchajcie!
Piątek, godz. 18:35. Pierwsze kilometry
Nad niebem w Limanowej tęcza. Powyższe zdjęcie to prawdopodobnie ścisła czołówka. Fotka od Pawła Janiaka. Dobrze znam akurat ten odcinek, bo droga do PK1 to jest ostatni przelot na Kieracie w 2006 roku. Tym asfaltem biegliśmy już do mety, w tym roku to dopiero początek zawodów… Pierwszy PK znajduje się na 7 kilometrze. Za kilka minut pierwsi zawodnicy powinni już się tam znaleźć.
Piątek, godz. 18:15. Galeria ze startu
Zasypany zostałem właśnie zdjęciami ze startu. Zerknijcie do galerii (link po prawej stronie). Mariusz Radecki nadziwić się może entuzjazmowi biegaczy, którzy ostro wyrwali do przodu. Gdzieś kawałek przed nim napiera Bartek Woźniak. Dodzwoniłem się na chwilę do Wieśka Rusaka, ale ten szybko zakończył rozmowę, również ruszył biegiem – a niby kontuzjowany jest! Zdjęcia wrzucam na bieżąco, zaraz powinny pojawić się w galerii.
Piątek, godz. 17:52. 8 minut do startu
Tomek Pryjma właśnie zmierza na start i za bardzo nie wie co się dzieje 🙂 . Narzeka na brak czasu, ale ma nadzieje, że jak już ruszy na trasę to wszystko się ułoży. Początek to bieg asfaltem więc na spokojnie będzie miał czas spojrzeć na mapę i opis, bo tylko rzucił na nią okiem. Stwierdziliśmy z Tomkiem, że trasa jest dość siłowa. Raczej prosto nawigacyjnie, będzie trzeba mieć pare w nogach!
;Piątek, godz. 17:33. Odprawa techniczna
Trwa właśnie odprawa techniczna. W znanej i lubianej sali (to sala kinowa?) w hotelu „Siwy brzeg”. Do startu zostało ledwie 30 minut… Tomek Pryjma jest już wreszcie na miejscu i dokonuje ostatnich przygotowań. Bartek Woźniak przed 30 minutami uwinął się z pracą (chyba, kwestia zabrania laptopa na trasę i dokończenia pracy pozostaje otwarta 😉 ) i zaczął wreszcie przygotowania.
Piątek, godz. 17:10. Rozmowa z organizatorem
Przed chwilą rozmawiałem z organizatorem Kieratu – Andrzejem Sochoniem, niestety nagranie trafił szlag! Pokrótce więc streszczę Wam to, czego dowiedziałem się od Andrzeja. Trasa zaprowadzi zawodników w Gorce, wejdą m.in na Turbacz! Wejście w Gorczański Park Narodowy wiążę się z LOPką, czyli linią obowiązkowego przejścia. Nawigacja raczej nie powinna sprawić problemów, będzie kilka trudniejszych odcinków, ale i trochę prostych przelotów. Wczoraj w Limanowej padało, dziś również, no i jest trochę mokro.
Najważniejsza jednak informacja jest taka, że ostatecznie na linii startu stanie Paweł Dybek, czyli chyba już wiemy kto zostanie zwycięzcą? Może zamiast pytać kto wygra zapytajmy w jakim czasie to zrobi? Czy pobije swój rekord z przed dwóch lat – 13:54?
Piątek, godz. 16:48. Warszawa dojeżdza
Tak jak pisałem Warszawa dopiero dojeżdza (mają blisko, nie to, co my z nad morza), Krzysiek albo śpi albo się koncentruje przed startem. Tomek Pryjma z kolei narzeka na przeziębienie, które ponoć bardzo ładnie się rozwija… Sposoby na natychmiastowe wyleczenie mile widziane! Z doświadczenia wiem, że wysiłek znakomicie działa na wszystkie tego typu sprawy, tętno na 180 i przeziębienie znika jak ręką odjął!
Piątek, godz. 16:15. Pogoda
Prognozy pogody są dość optymistyczne. Dzisiejszy wieczór i noc mają być stosunkowo ciepłe (w nocy temperatura minimalna ok. 10 stopni), natomiast jutrzejszy dzień zapowiada się naprawdę gorąco, z temperaturami nawet do 25 stopni. No a gdzie ta burza? No właśnie, na ICMowskich wykresach widać jedynie ewentualny deszczyk, który kropić powinien właśnie w tej chwili i przez kilka godzin w sobotę. Żadnych burz nie ma, choć po prawdzie to nie wiem jak oni tam zaznaczają burze 😉 . Uwierzyć wypada doniesieniom samych zawodników, jeśli burza idzie to idzie!
Piątek, godz. 15:55. Przed startem
Jeszcze wczoraj w Limanowej świeciło słoneczko, o czym doniósł Marcin Miśkiewicz, który postanowił na miejsce startu przybyć nieco wcześniej i odpocząć przed startem. Ale to było wczoraj, przed chwilą jednak dostałem takie info: (i to z dwóch źródeł 😉 ) „Nad Limanową nadeszła burza”. Czyżby powtórka z rozrywki? 2 lata temu zaowdników dosłownie zalały masy wody, rok temu wystraszyła burza, w tym roku będzie to samo?
Niektórym to jednak nie przeszkadza, na przykład Bartek Woźniak wręcz domaga się ciężkich warunków (ciekawe czy na trasie nie zmieni zdania? 🙂 ). Bartek zresztą uskutecznia styl hardcore, do ostatnich chwil pracuje na laptopie próbując skończyć pracę „na wczoraj”. Część warszawska (Tomek Pryjma i Krzysiek Dołęgowski) już w samochodach, a może nawet na miejscu. Podobnie jak Mirek Horbaczewski, który dosłownie zasypuje mnie zdjęciami (zaraz wrzucę je do galerii).
Nie mam mapy startowej w postaci elektronicznej, mam za to wersje papierową i opisy PK, będę starał się jakoś wyprodukować z tego mapę startową, trzymajcie kciuki! (a może ma ktoś skan mapy Beskidu Wyspowego wyd. Galileos?)
Piątek, godz. 15:34. Początek relacji
Uff.. Jeśli tam w Limanowej jest tak gorąco jak tutaj u mnie nad morzem to współczuję uczestnikom Kieratu! Właśnie zająłem swoje stanowisko pracy i już w najbliższym czasie spodziewajcie się kilku newsów przedstartowych. Zabieram się do pracy!
skan mozesz dostac tylko do Romana jak sadze. no terenik dla mnie prawie rodzinny, mocno go kiedys explorowalem mtb, traska wyglada b.b. ciekawie. troche zaluje, ze mnie tam nie ma…
Od Andrzeja też mógłbym ale zostawił go w Warszawie.. Porobiłem zdjęcia mapy, którą mam w domu, naniosę na to PK i jakiś tam obraz sytuacji będzie 🙂 . Ja też trochę żałuję, że nie ma mnie tam, ale za tydzień sobie odbijemy naszą stratę w Wiśle 🙂
Pingback: Kierat « marszoblog
em ten zwierzaczek na zdjeciu..to poprostu salamandra :)) miłosniczka gór 🙂 pozdrawiam
Dokładnie tak 🙂 .
dokładniej rzecz biorąc to salamandra plamista, a więc jest to symbol Gorczańskiego Parku Narodowego (popatrzcie na oficjalny znak parku). – i nie jest to jaszczurka – jaszczurki to gad, a salamandra należy do płazów 🙂
ciekawa rzecz, to zdjęcie salamandry zrobione było chyba gdzieś pomiędzy w okolicach PK3 – 9 dni temu podchodziłem szlakiem czarnym ze Szczawy (PK3) do Nowej Polany i prosto na szlaku pod nogami spotkałem identyczną salamandrę. Jeżeli oni od PK3 szli czarnym szlakiem w górę to pewnie spotkali tę samą salamandrę!!! 🙂
Dokładnie Robert, zdjęcie wykonano pomiędzy PK3 a PK4. Jeśli byłaby to ta sama salamandra to musiałoby zaistnieć jakieś cudowne zrządzenie losu, ale kto wie! 🙂 .
Ten Człowiek z Ręcznikiem to w relacji z 2006 r.
Napierać tam!
„Pytanie tylko czy Piotr odeprze ataki popularnego “Flekmusa”?”
Kuerti, proszę Cię, nie komentuj „Szaranowiczem” 😉
Jestem fanem piłki, może nie jakimś fanatycznym, ale jak puszczają mecze na publicznej to prawie zawsze oglądam, prawie zawsze studio prowadzi właśnie Włodek no i chcąc nie chcąc człowiek „osłuchuje” się a później to już samo idzie 😉 .
PS. A my przygotowani jesteśmy na ZAT tak w ogóle? Miałem się odezwać ale jakoś czasu nie było, może jutro tzn. w niedziele jakoś się zgadamy, jakąś taktykie ustalimy i w ogóle 🙂 .
Kuerti proszę Cię zajrzyj choć raz do roweru, przewyższenia sugerują, że będzie trochę katowania, hamulce!!!
Właśnie otworzyłem żubra, zajadam oliwki.. sie pytam gdzie jest entre, powinni już coś odrobić?
Nie za dobrze Ci? 🙂 .
Przed chwilą próbowałem skontaktować się z Jaśkiem, bezskutecznie, zaraz próuje znowu.
Jeszcze jeśli chodzi o rower, może być lipa, w domu już nie będę miał czasu zajrzeć do roweru, ale na miejscu chyba będę już we wtorek, więc będzie trochę czasu na przegląd sprzętu…
No właśnie gościu kiedy idziesz spać? Bo w moim żubrze widzę już dno.. spoko 150m ode mnie są „alkohole świata – 24h” 😉
Psyche na najwyższym poziomie to podstawa
No widzisz, przydałaby się jakaś zmiana, co by nadawać 24h.. Choć powiem szczerze, że chyba nie prędko przeprowadzę drugą taką relację, to strasznie duży wysiłek (pod każdym względem), myślę, że raz na rok starczy mi takich wrażeń (w tym roku wyrobię się ponad normę, bo jeszcze był przecież Skorpion).
Odstaw więc żubra do stajni 😉 . Chyba, że w 30 minut wypijesz kolejnego, bo tyle czasu jeszcze posiedzę. Za kilka minut spodziewajcie się info z półmetka, bo pewnie już pierwsi zawodnicy przekroczyli 50 kilometr…
No myślałem, że Granice Gorczańskiego PN jest w stanie zlokalizować, he he
50km szybko, co lopka to lopka 😉
Kuerti, jaki byl limit czasu dla PK na Turbaczu? Masz tam pod reka takie info?
Limit czasu na Turbaczu: do 9.00 rano.
dzieki Robert. a Kuerti spioch dalej drzemie… 😉
Położyłem się spać kilkanaście minut po drugiej, o 6:40 zbudził mnie Wiesiek a od kilkunastu minut siedzę znó przy kompie, wypraszam sobie! 😉
apropos tegorocznych relacji, powinni ci za nie placic 🙂 abstrahujac od mamony, kolejne 4-5 osob dzieki takim relacjom ze Skropiona czy Kieratu sprobuje swoich sil na nastepnych setkach, wciagna 1-2 znajomych… etc
ps1.frekwencja na Kieracie to jest rekord PMnO?
ps2.swoja droga dziwie sie, ze cykl nie doczekal sie jeszcze sponsora tytularnego, firmy z branzy outdoorowej, choc widze, ze na Kieracie wisza banery HiTec
Kuerti prawie jak w eurosporcie !!! Wspaniałe przeżycie dzięki netowi i PK4. Ale jazda, trzymam kciuki za wszystkich zawodników. FRAM .
Pozdrawiam
Bart
Sebas,
Jeśli chodzi o relacje, nie wiem dlaczego ale organizatorzy w ogóle nie dostrzegają tego ogromnego, OGROMNEGO zapotrzebowania na tą, że się tak wyrażę udogodnienie. Spoglądam na statystyki i tak, wczoraj 500 osób, dziś a jest sobota godzina 9 rano już 150! Jest więc dla kogo się postarać, a przecież tych osób mogłoby być jeszcze więcej.
Ja w skali roku mogę społecznie i z jakiejś wewnętrznej potrzeby zrobić jedną góra dwie relacje, bo nie ukrywam to jest wysiłek i fizyczny, logistyczny itd. Traci się czas, no ale satysfakcja jest ogromna, bo wiesz, że robisz coś na co tyle osób czeka. Ale na więcej niż jeden czy dwa rajdy w roku ja się nie piszę, no chyba, że faktycznie za opłatą 😉 .
Jeszcze co do sponsora tytularnego.. Faktycznie aż dziw no nie? Myślałem nad tym, jako sędzia główny PMnO i niejako amator-animator 😉 ruchu setkowego w Polsce mógłbym się tym zająć, ale… Primo czas, a secundo, trudno chyba będzie dograć się w sprawach finanasowych ze wszystkimi organizatorami…
PS. Najwięcej osób tradycyjnie przyciąga Harpagan, około 500, ale coś czuję, że za kilka lat to Kierat przejmie pałeczkę pierwszeństwa…
Bart,
Dzięki! Ja tylko żałuję, że znów zabrakło mapy z prawdziwego zdarzenia i wyników w postaci tabelek… No, ale cóż może kolejnym razem…
poczułem się do tablicy wywołany 🙂 a że podczas moich ostatnich wędrówek po Gorcach i Wyspowym nie miałem przyjemności z czarną wiewiórką (no cóż: nie włóczyłem się jarami i gąszczami północnego Łopienia :-), więc po cichu i nieśmiało zdradzę, że pogawędziłem z wujkiem Googlem.
Niemal dokładnie rok temu (18.05.2008) czarną wiewiórkę spotkał w okolicy Limanowej niejaki „Is” z MojejGeneracji.pl. On wtedy zidentyfikował ją jako łasica. Przyjmijmy więc taką wersję. 🙂 Szczegóły tu (http://www.mojageneracja.pl/3173169/blog/1777118785464e1e6142540).
Zrobię więc wkrótce mały wyrypik z Krakowa do na Łopień, żeby osobiście rozeznać się w sprawie czarnej wiewiórki, którą napotkał Tomek. Łopień to w ogóle niezwykła góra. Kilkanaście jaskiń, 3 szczyty, niemal na szczycie bagienko i torfowisko. Góra magiczna. A ile legend!!! No i czarna wiewiórka, zwana łasicą! 🙂
No i wyjaśniła nam się tajemnica! Zwyczajne przywidzenie, tfu, niezwyczajne, bo rajdowe, halucynogenne-zmęczenno-senne, dużo rzeczy się wydaje podczas dłuuugiego napierania.
Ale może jednak trzeba by się o tym przekonać o tym samemu? Powiem szczerze, że fotki, które dostaje z trasy (ach ten świt w Gorcach) natchnęły mnie do wyjazdu w ten rejon, już wcześniej miałem wybrać się w Gorce i Pieniny, ale po tej relacji zmieniam nieco plan – dokładam Wyspowy. Start w Limanowej, 3 dni i 3 pasma (choć nie wiem czy to wykonalne w sensownym czasie), musiałbym spojrzeć na mapę.
Robert, zachęciłeś mnie tym opisem Łopienia, obowiązkowo muszę jeszcze raz go odwiedzić, jeszcze raz bo w 2006 roku na Kieracie miałem już przyjemność, ale to był zdaje się 80 kilometr, spiekota i skwar straszne, odciski na nogach, umęczon potwornie nie miałem sił i chęci na podziwianie okoliczności przyrody 🙂 .
no tak, tylko sęk w tym, że łasice to raczej czarne nie są – więc może kuna – ta zwykle jest ciemnobrązowa (a więc w nocy czarna). A może właśnie to była czarna odmiana wiewiórki (ponoć takie bywają).
a tak w ogóle to w nocy wszystkie wiewiórki są czarne, zwłaszcza w noc kieratową 🙂 nic tylko osobiście sprawdzić
gratule za rele!
Kuerti – do Andrzeja zadzwoń na koniec, przydał by się taki zamykający to w jedną całość głos
Hejo, prosto z Limanowej pozytywność dla wszystkich kibiców internetowych!
Gorące podziękowania dla Kuertiego za czas i poświęcenie. Swoją drogą nadawanie z trasy też było ciekawym doświadczeniem.
Jest piękny poranek a już za 30min grupa poważnie nadpoczętych zawodników, pokracznym krokiem uda się na podsumowanie.
Gratulacje dla wszystkich startujących w rajdzie! ..no i szacun dla zwycięzcy(taki czas w tym terenie (i przy takiej pogodzie) to zupełny kosmos)
Sebas,
Dzięki!
Kazig,
Ano przydałby się, ale tak jak pod koniec rajdu zawodnicy mniej chętnie kontaktowali się ze mną – po prostu byli mocno zmęczeni! – tak i ja miałem mniej sił i chęci, żeby dokonywać kolejnych wpisów, co tu dużo mówić, też byłem zmęczony. Może później Andrzej w formie pisemnej dopisze jakieś ładne podsumowanie.
BartekW,
Witam! Laptop z bezprzewodowym netem to cudowna sprawa, no nie? 🙂 . Dzięki jeszcze raz za relację i gratuluje ukończenia, nawet jeśli nie skończyło się tak jak sobie to założyłeś to zdobyłeś masę doświadczenia. Trzymaj się!
PS. Ranek po setce to niezapomniany widok, ci ludzie, którzy jakby dopiero uczyli się chodzić 😉 .
Na gorąco, a nawet na paląco 😉 Zmasakrowałem stopy, kalafiory oraz bąble nie dawały nam normalnie napierać od 5 rano. Kilkakrotnie pojawiała się myśl o rezygnacji aby się więcej nie katować i wracać do bazy, ale po kroczku po kroczku skończyliśmy całość. Głupie uczucie po rajdzie, mięśnie ok a stopy tragedia. Uczucie jakie towarzyszyło mi przy każdym kroku na drugiej 50-tce oraz skutecznie zniechęca mnie do kolejnego startu. Za kilka dni mi przejdzie. Sam start i stan psychiczny był jakiś dziwny. W czasie rajdu byłem „wylogowany” z nawigacji, napierania, egzystowałem w równoległym świecie. To tak praca w fabryce przy taśmie, pamięć mechaniczna – brak zmian i myślenia. Sama podróż za kierownica mnie wymęczyła, korki, koncentracja, przyjazd, brak bezpośredniego przygotowania do startu. Buty 😉 TheNorthFace, takie miały być zajebiste i wogóle, pobiegałem kilka treningów i były ok. Ale na zawodach w błocie i wodzie nie odparowywały wody. Dotychczasowe starty w XA pro 3d, nie były tak sadomasochistyczne. Pobiegam jeszcze w tych TNF i zdam relacje. Wielbłądy, inaczej tego nie można nazwać, brak koncentracji i obojętność w wyborze wariantu. Przebieg->błąd->korekta->błąd korekty->kolejna korekta i kolejny błąd na najprostszych szkolnych zasadach się wykładałem. Kolejna lekcja pokory, wnioski: wzmocnić stopy, nie używać nie sprawdzonych przynajmniej na 25km treningu w wodzie i słońcu buciorów, nie „wylogowywać” się w czasie nawigacji, głowa musi wyprzedzać nogi a nie odwrotnie, słuchać partnera i nie być egoistą, nie prowadzić auta na 6-8 godz przed startem. Gdzie by tu teraz wystartować 😉
azaliż tylko 29 ukonczylo z 300? 10%?
Sebas,
Ukończyć ukończyło pewnie więcej, ale informacje miałem tylko o 29 osobach…
Jasiekpol,
Taką masakrę stóp miałem na Maratonie Piasków u Wieśka. 50km przeszedłem dosłownie na rzęsach, jedyny raz po skończeniu zawodów nie czułem radości, ulgi, nie czułem niczego, chciałem umrzeć 🙂 . Ale bardzo sszybko chciałem znowu wystartować, więc luz.
Może ten Twój brak koncentracji wynikał właśnie przez tą podróż samochodem? Kilkugodzinna jazda też męczy, a przecież prawie prosto z samochodu wyskoczyłeś na trasę. Zabrakło odrobiny spokoju, nastawienia się na rajd, czy coś w ten deseń.
Co to za model TNF? Ja kupiłbym w końcu jakieś startówki, zastanawiam się nad Salomonem, w końcu muszę zobaczyć jak to jest w Salomonach ;), albo może właśnie nad jakimiś TNFami?
Imho przez podróż.. parę razy to przerabiałem i mi to chyba pomaga – jest adrenalina
Pamiętam jak przed Odyseją Niepołomicką przebierałem sie na startowo w busiku pełnym ludzi, gacie, rajdki, skarpety, mało miejsca było, a dotarłem biegiem, gdy Justyna Frączak szła na start..
W tym roku na Harpagana dymałem samochodem z Warszawy i przez remonty przyjechałem na 45min przed startem w proszku, jak mapy rozdawali to ja zmieniałem kontakty w toalecie..
Ale przez to łatwiej sie wchodzi w te pierwsze godziny, które z reguły sa „podpalone”.
Kazig,
Ok, jest adrenalina, ale jak sam piszesz tylko na początku zawodów. A po kilku godzinach nie przychodzi tak „zjazd”? Adrenalina opada, a z człowieka wychodzi to całe zmęczenie po podróży. Wiadomo, brak koncentracji = błąd, a bardzo duży brak koncentracji = wielbłąd 🙂 . Tak sobie tylko insynuuje, bo mi nie zdarzyło się wystartować tak prosto z pociągu/samochodzu, jak to u Was wygląda?
Tak swoją drogą to warto byłoby popracować nad koncentracją, może jakiś specjalny trening. Nawet nie tylko pod kątem rajdów, ale generalnie ta zdolność przydaje się w życiu jako takim.
Mi się zdarzyło spóźnić po nocce w pociągu na start na Maratonie Gorce, przez co biegłem trasę bez numerka, z plecaczkiem z cywilnymi ciuchami i mając tylko 0,5l Powerade’a. Fajnie było, ale na robienie wyniku to raczej pozytywnie nie wpływa, poza tym tam było tylko parę godzin i to za dnia.
Wydaje mi się, że nawet ta adrenalina nie kompensuje braku wypoczynku.
Nie spóźniłem się, ale też prosto z pociągu startowałem w normalnym asfaltowym maratonie we Wrocławiu i to była porażka. Żal tych wszystkich przygotowań, żeby rozwalić formę przez niedojedzenie, niewyspanie i brak nawodnienia sensownego.
Wolę jednak wyspać się i zaaklimatyzować na miejscu przed startem.
sebas,
ukończyło (aż!) 104 sosoby (w czasie) + kilka po limicie.
Jak to usłyszałem to nie mogłem uwieżyć – bo to w końcu 33% ponad a pogoda wcale nie była delikatna.
Taka liczba ludzi, którzy kończą było nie było ekstramalną imprezę znaczy tylko jedno – poziom cholernie się podniósł!
Nawet jeśli limit czasowy jest dość liberalny (no ale znówu te podejścia…) nie zmienia tego faktu, po prostu – jesteśmy coraz mocniejsi. No może nie ja, bom dawno nie startował w setce, ale mnie ostatnio nosi, jak nie wypali Ukraina to chyba na Grassorze będę mój swój come back 😉 .
Nieudanego startu na Harpie w październiku nie liczę.
Poziom się podniósł 🙂 i trudności imprez chyba też…
Właśnie właśnie, dlaczego tak definitywnie dałeś sobie spokój na H34? Zdołałeś się tak szybko wypompować?
Witam,
bardzo się cieszę, że moje zdjęcia i wypowiedzi mogły być częścią relacji z Kieratu.
Dla mnie to była impreza wyjątkowa, dałem z siebie 110% i czuje sporą satysfakcję.
Na gorąco przyznam, że dystans 100 km to dla mnie jakieś 25 km za dużo (mimo b.d. kondycji i regularnych treningów biegowych) i wnisokuje publicznie o więcej imprez, których dystans to np. 50-75 km a do znalezienia jest np. 20 PK.
Pewnie magii 100 km takie imprezy nie mogłyby oddać ale myślę, że znalazło by się gorno fanów tego typu imprez a jak pokazuje przykład Kieratu wszytko zaczyna się od 20 osób…
Pozdrawiam
Misiek
Relacja dokładna i wyczerpująca. Rajd – extremum
O Ironio!-zacznę prawie jak Mickiewicz, choć bardziej pasowałoby tutaj „Ty debilu!!!”
Bo oto na dzień przed ZAT’08 mogę śmiało powiedzieć każdemu kto zapyta, że powiedzenie „połowa sukcesu, to stanąć na starcie” sprawdza się w moim przypadku w 50%. Mój drugi rajd w życiu i co? I na 32h przed startem mam 38,6’C temperatury. :))
W prawach Murphy’ego jedno powiada: Matka Natura jest suką…dziś się z nim zgadzam, mając jednakowoż świadomość tego, że w 100% jestem sam sobie winien.
No, ale na kogoś trzeba zwalić.
Nic to- na starcie pojawie sie chocby nie wiem co. Jeśli zejdę po 5km- trudno, przegram z samym sobą. Chyba nie ma gorszego uczucia, zgodzicie się?
Sorry, że się tu Wam tak żalę, ale przeca rodzinie nie powiem, bo sie popukaja w czola i przywiaza do lozka.
Pozdrawiam!
PS Kuerti, a Ty tak ani slowa o ZAT, czy budujesz napiecie i w ostatniej chwili machniesz wpis?:D
Adam z tego co wiem a wiem na pewno to Kuerti siedzi w namiocie w Wiśle Czarnej. Z tąd chyba brak na razie wpisu. Ale jeśli coś teraz za bardzo nadgorliwie to sorry. Może jednak wpis się pokarze.
Pogoda w Wiśle ………..raczej będę milczał….widzoczność…..na około 15 m, błoto…na około 10 cm, więc na razie spoko, deszcz ciągły umiarkowany.
Pozdrawiam napieraczy.
Bart
Mariusz,
Psycha siadła, mialem ambicje na więcej, no ale jak po 30-35km się nieco skasowałem to mi się odechciało napierać dalej, doczłapałem się do bazy i kryzys minął, ale już było po wszystkim.
Misiek,
Dzięki i gratuluje ukończenia Kieratu!
Te zawody, o których piszesz to jest pewna nisza, ale wydaje mi się, że raczej dla biegaczy niż rajdowców, bo jest tak jak piszesz – setka to magia, wyzwanie. 70 km nie miałoby tego magnesu dla rajdowców, piechurów czy turystów. Tak mi się wydaje.
Adam,
Współczuje! Na pocieszenie powiem Ci, że podczas napierania drobne preziębienie przechodzi, może więc jak już wystartujesz przejdzie Ci, warto spróbować, zobaczysz jutro jak się będziesz czuł.
Jakby, co to „mieszkam” na prawo od takiego budyneczku z grillem w środku), zielony Marabut 😉 .
Bart,
No i wpis jest! 🙂 . Pogoda strasznie zmienna jest, ale w kontekście roweru to i tak jest już po ptokach, bloto będzie choćby nie wiem co… Niech już się to zacznie!
w tym roku będziesz też robił relację z Kierata? 🙂
Tomuch,
Relacja ma być tu podobno
http://www.ekstrapodroze.pl/wiadomosci/254-kierat-2009-troch-duszy-spacer.html
Tomuch, wlkp,
Niestety ale w tym roku nie dam rady przeprowadzić relacji, powód – praca. 🙁 .
Mam nadzieje, że „konkurencyjna” relacja się powiedzie.
It is perfect that we are able to receive the loans moreover, it opens new chances.