Przemyślenia no image

Opublikowany 15 lutego 2010 | autor Grzegorz Łuczko

17

Wykrzesać z siebie maksimum

Start w półmaratonie i bieg na granicy możliwości znów skierował moje myślenie na dobrze już wyrobione koleiny, pytanie samo cisnęło się na usta – czy jestem w stanie wykrzesać z siebie maksimum? (tekst napisany po starcie w półmaratonie szczecińskim, jesień 2008 roku).

“Ostatni ostry podbieg przed metą, zmęczenie sięga zenitu a przecież za chwilę jeszcze trzeba zerwać się do finiszu. Nie wiem już skąd mam brać siły na dalszy bieg, nie mówiąc już o jakimś morderczym finiszu. Jednak próbuje i przyśpieszam. Na krótko. Chwilę potem słabnę, z trudem łapiąc powietrze. Po kilkuset metrach znów staram się zmusić organizm do ostatecznego wysiłku… znów bezskutecznie. Poddaję się.”

“Zostawiam siły na końcówkę, stopy palą niemiłosiernie, ale czuję, że mam jeszcze rezerwy, a raczej opary, które jednak pozwolą mi na finisz. Z ociąganiem i grymasem bólu na twarzy zaczynam truchtać. Po kilku niepewnych krokach odpuszczam, ból wygrywa. A przecież siły jeszcze są! Czuję je, wiem, że jestem w stanie jeszcze podbiec tych kilka kilometrów, choćbym miał wyzionąć ducha na mecie, to wiem, że jestem w stanie tego dokonać. Co tam odciski i zniszczone stopy! Ból jest jednak większy niż moje siły wewnętrzne i motywacja. Poddaję się.”

Chodzi o cienką czerwoną linię, balans pomiędzy upadkiem, a napieraniem na maksimum możliwości. W bieganiu na ulicy na tym poleca cała zabawa – tak wytrenować swój organizm żeby wycisnąć go do końca jak pomarańcze na sok. Wychodzisz na treningi żeby wyćwiczyć pewne reakcje organizmu, zaadaptować go do ogromnego wysiłku. Najpierw budujesz bazę tlenową, a później coraz bardziej ukierunkowanym treningiem starasz się doprowadzić swój organizm na szczyty jego możliwości. Start w biegu, i czy to będzie 5, 10 czy 42 kilometry, to ostateczny sprawdzian dla Twojej wytrzymałości. Bo właśnie w tym wszystkim o to chodzi, żeby biec na maksa…

Myślę, że w rajdach i pieszych i przygodowych cel mamy taki sam. Z tą tylko różnicą, że w terenie owo maksimum gdzieś się rozmywa. Na ulicy się biega – przede wszystkim się biega, bieg uliczny, pierwsze skojarzenie? To bieg, a nie marsz. Na rajdach również się maszeruje, zresztą, duża grupa tylko maszeruje i nawet nie zawraca sobie głowy biegiem, a przecież oni też mają swoje granice możliwości i zwykli do nich docierać. Na ulicy wszystko jest dynamiczniejsze, mięśnie płoną, serce wali jak szalone a głowa pęka z wysiłku. Zwyczajnie katujemy siebie. I gdzieś w tym procesie katowania przychodzi taki moment, gdzie głowa wymięka. Bo koniec końców wszystko siedzi w głowie. Matko kochana, jak ja uwielbiam to stwierdzenie, „głowa umiera ostatnia”…

To taki moment, w którym ciało jeszcze może, ale mówisz sobie „stary, to już Twój kres, dalej nie pociągniesz, nie utrzymasz tego tempa, odpuść, zwolnij albo zejdź z trasy”. Co się jednak okazuję? Okazuję się, że można. Można dalej trwać w tej mordędze! Są ludzie, którzy tak potrafią. Pamiętam kwietniowy trail running w Skokach (w 2008 roku), to było preludium przed rajdem przygodowym Wertepy. Krótka, 7,5 kilometrowa trasa po okolicznych łąkach i polach. Nie spinam się, chcę po prostu dobiec do mety i nie zmęczyć się aż nadto. Nie mam pulsometru więc wysiłek kontroluję za pomocą oddechu. Staram się oddychać w miarę swobodnie.

Nagle mija mnie Magda Łączak, jedna z najmocniejszych kobiet w Polsce jeśli chodzi o rajdy przygodowe. Zerkam na nią i widzę, a raczej słyszę, jak łapczywie nabiera powietrza. Widać, że wkłada całe swoje siły w ten bieg – ostatecznie mijam ją przed metą, ale w tym momencie to ona jest dla mnie zwyciężczynią naszego pojedynku – ona nie oszczędzała się, wykrzesała z siebie wszystko na co ją było stać tego dnia. No i właśnie o to mi chodzi. Dławisz się, krztusisz się, niemalże wymiotujesz z wysiłku a mimo to nadal ciśniesz do przodu, bez względu na wszystko.

Na pewno to jest pewna umiejętność. Tak samo jak sięganie do rezerw podczas setek. Tylko, że właśnie tutaj jest nieco inaczej. Na setkach zwykle ten wysiłek rozkłada się w czasie. Nikt tutaj nie biegnie na 100% mocy, taki delikwent szybko by się zarżnął. Tutaj to nie przejdzie. Zbyt długi dystans i trasa, na której trzeba cały czas wybierać drogę do kolejnego punktu nie pozwalają na bezmyślny bieg przed siebie. Więc nie o taki wysiłek tutaj chodzi, raczej do czynienia mamy tutaj z wytrzymałością, odpornością na ból i niewygody. Dla mnie odpowiednikiem biegowego finiszu na skraju możliwości jest poderwanie się do biegu mimo krańcowego zmęczenia bądź też skasowanych stóp.

I wcale nie chodzi mi tutaj o upór. O ślepe napieranie bez względu na ból i cierpienie. To nie o to tutaj chodzi. Chodzi o wydrenowanie swojego organizmu do cna, 90 kilometr, do końca pozostało ich 10, Twoje stopy pokrył las odcisków a Ty zaciskasz zęby i ruszasz do biegu! To oto chodzi! Nie o powłóczenie stopami i doczłapanie się do mety. Oczywiście, to też jest ważna, cholernie ważna umiejętność, nie wiem nawet czy można nazwać to umiejętnością, to pewien stan umysłu, wewnętrzna siła. Ja nie potrafię tego zrobić, ale wiem, że są tacy ludzie. No i to są zwycięzcy, najlepsi z najlepszych. OK, ja też mogę zacisnąć zęby i pokonać te 20-30, a może nawet więcej kilometrów na odciskach, ale nie jestem w stanie zmusić się do intensywniejszego wysiłku. Myślę, że to jest jedna z fundamentalnych różnic pomiędzy zawodnikiem przeciętnym a gościem, który wygrywa zawody…

Nie potrafię powiedzieć jak znaleźć się na tym wyższym poziomie, na razie więc zakończę ten wywód w tym miejscu. Może kiedyś przyjdzie mi dopisać epilog, mam taką nadzieje – bo wierzę, że jestem w stanie to wytrenować, i nawet jeśli w chwili obecnej nie jestem w stanie wykrzesać z siebie maksimum możliwości to przyjdzie taki moment, że tak się właśnie stanie.


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



17 Responses to Wykrzesać z siebie maksimum

  1. Paweł mówi:

    Wyczucie cienkiej czerwonej linii to chyba najlepiej ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Ewentualnie jakieś pulsometry ale ja się na tym nie znam.

    A zwycięzcy powinno bardzo, bardzo, bardzo zależeć. Inaczej nie zasługuje by być zwycięzcą.

  2. Kuerti mówi:

    Myślę podobnie – trzeba świetnie poznać swój organizm, w naprawdę różnych warunkach. Dlatego właśnie tydzień po ZPCH wziąłem udział w biegu na 5km. To było totalnie różne doświadczenie, ale dzięki temu, że w Szklarskiej zmagałem się z potęgą gór, a ostatnio z wysoką intensywnością mogłem jeszcze lepiej poznać swoje możliwości.

    Takim sprawdzianem jeśli chodzi o dawanie z siebie maksa była dla mnie ostatnia Nocna Masakra, pokonałem tam prawie cały dystans biegiem, a końcówkę dość mocno. Teraz na Włóczykiju znów mam zamiar wycisnąć z siebie wszystko. Na setkach i dłuższych rajdach brakuje mi jeszcze wyczucia, ale dzięki takim właśnie startom jak Włóczykij cały czas zbieram doświadczenie, które przyda się później.

  3. monia mówi:

    w filmie „Cienka czerwona linia” jest trochę na powyższy temat – ale może juz wiesz, skoro uzyłeś identycznego zwrotu 🙂
    podoba mi się o tej głowie, choć wątpię żeby dane mi było tego doświadczyć. a cały tekst pisałeś w 2008 czy tylko to kursywą?

  4. borman mówi:

    Chciałbym popalić bezpieczniki w najbliższym półmaratonie. Ostanie moje starty były bardzo „asekuracyjne”, nie wykorzystywałem w pełni moich możliwości, tak jak bym bał się zmęczyć. Lenistwo? 🙂 Nie wiem.
    Może to jest właśnie to o czym piszesz: umiejętność? To mi uświadamia, jakim amatorem jestem 🙂 i ile jeszcze pracy muszę włożyć w to, aby osiągnąć zamierzone cele.

    Tymczasem liczę dni do startu…

  5. Krolisek mówi:

    Są starty ważniejsze i te traktowane treningowo. Na pewno nie na wszystkich jest sens się zajeżdżać. W „przepalaniu bezpieczników”, jak to ładnie określił Borman, zawsze pomaga zacięta konkurencja.
    W biegach liniowych widać tę konkurencję bezpośrednio, nawet tuż przed metą jeszcze ciągle jest czas, by dać z siebie więcej. Trudniej jest w rajdach i imprezach na orientację, gdzie konkurencja buszuje po krzakach (my też, ale w innych krzakach) i dopiero na mecie okazuje się, kto kogo gonił.
    Co do zajechania się w nierównej walce sam na sam ze sobą, to nie wiem, jak to robić. To już trzeba mieć w głowie zaprogramowane.

  6. Marcin mówi:

    O ile jeszcze fizyczne predyspozycje daje się wytrenować, to nie wiem jak można by trenować psychikę i wytrwałość w takich momentach. Ja na treningu nie jestem w stanie osiągnąć stanu jaki miałbym po 20 godzinach błądzenia po lesie.

    Tak jak Goggins z ultra mówił: co jakiś czas natrafiasz na mur, i albo się na nim zatrzymasz, albo obchodzisz go z lewej lub prawej strony i zyskujesz kilka kilometrów więcej.

    Za to wczoraj biegając po zwałach śniegu, błota i kałuż zastanawiałem się „jak ten Maciek Więcek daje radę w takich warunkach godzinami, albo codziennie dom-praca-dom?”.

  7. Petro mówi:

    To jak w boksie – jak raz dostaniesz w gębę i przekonasz się, że od tego się nie umiera (zwykle 😉 ), to potem jakoś psychicznie jest łatwiej. Z wyciskaniem w siebie maksa na rajdach itp. jest chyba podobnie.
    Tylko nie zawsze jest motywacja. Jedna rzecz to nie bać się tego bólu a druga, to nie mieć ochoty się do niego zmuszać. Na to się wiele nie poradzi. Można wpaść w „syndrom średniego Kuertiego” 😉 , kiedy po początkowym sukcesie w następnych startach spalasz się, bo bardzo dużo od siebie oczekujesz i jak nie wychodzi, to myślisz – e, nie warto.
    Mi czasem pomaga nakręcenie się porządne przed startem, przez obejrzenie jakiegoś nakręcającego filmiku motywacyjnego itp. Chociaż faktycznie często zwycięża lenistwo.
    To napieranie „a muerte” jest fajne w teorii, ale ostatecznie każdy i tak ma granice ustawione indywidualnie. Więc nie zawsze sensowne jest porównywanie się z innymi.
    Są cele bardzo motywujące „ultimate challenge” i takie zwykłe starty. Nie wydaje mi się, żeby warto było się zajeżdżać za każdym razem. Chodzi o to, żeby znaleźć sobie takie zawody/trasy/wyprawy przy których nie będzie się miało żadnych wątpliwości i tam skoncentrować się na daniu z siebie wszystkiego.
    No i nie każdy może/musi być typem sportowca-zwycięzcy. Ja nie jestem i mi to nie przeszkadza. Nie musimy być wszyscy tacy, jak Ci najlepsi. Presja wyniku i bycia herosem moim zdaniem nie powinna zabić (szeroko pojmowanej 😉 ) przyjemności z bycia w trasie.

  8. rocha mówi:

    Petro
    Od boksu się nie umiera (zazwyczaj 🙂 ) ale boli głowa i rzygać się chce.
    Ale faktem jest, ze znaleźć pokłady energii i woli w sobie nie jest łatwo, mozna przegrać już na etapie treningu, w pracy, w domu, w Garmin Training Center. Jest wiele momentów w których można odpuściś stając się 🙂 już Ty wiesz, jakim średniakiem 🙂 Zgadam się raczej z Pawłem. Trening upadku jest ważny. Chyba najwięcej wnosi.

  9. Adamo mówi:

    Bol zwiazany z wysilkiem na roznych dystansach jest inny poniewaz i procesy jakie zachodza w organizmie sa inne. Czy to zwiazane z kwasem mlekowym gromadzacym sie w miesniach czy tez pod wplywem dlugotrwalego obciazenia zwiazanego z mikrouszkodzeniami ukladu ruchu,ochrona organizmu przed szybka strata glikogenu i przekraczaniem progu pracy tlenowej.
    Bol jest po prostu obrona organizmu przed zbytnia i szkodliwa eksploatacja. Co ciekawe w sytuacji zagrozenia zycia moze zostac on wylaczony. Stad doniesienia o ludziach ktorzy po duzych uszkodzeniach ciala byli w stanie np. „doczolgac sie do cywilizacji”.

    Dodatkowo biorac pod uwage indywidualne predyspozycje organizmu i jego wytrenowanie odczuwanie bolu na skrajnych dystansach np 5000m i 100km bedzie inne.
    Wchodzi w to tez wlasnie psychika czyli nauczenie sie i przyzwyczajenie do pewnego rodzaju bolu. Stad dla 800 metrowca bieg dlugi bedzie wiekszym obciazeniem dla psychiki a dla dlugodystansowca bedzie na odwrot.
    Juz w dziecinstwie na wuefie kazdy z nas wolal biegac sprawdziany na innych dystansach. Dla mnie 400m bylo katorga ale przelaje byly lubiane.
    Same wyniki tez o tym swiadczyly.

    Stad trening do biegow ulicznych to WB2 i WB3 + interwaly czyli bieganie blisko predkosci startowych. Wszyscy wiedza, ze sluza one jako silny bodziec treningowy ale malo kto zastanawia sie nad korzyscia dot. psychiki i taktyki biegu.
    Bo dobry bieg uliczny to ROWNE tempo.
    Dobry trening WB2/3 to odchylenie od zakladanego tempa na poszczegolnych petlach rzedu 2-3%.
    Dobry trening interwalowy to prawie idealne czasy na poszczegolnych odcinkach.

    W zasadzie podobnie powinno byc na 100km MnO. Oczywiscie szukanie/bladzenie na poszczegolnych PK nie pozwoli na ideal jak z maratonu ulicznego 🙂
    Bo wlasnie znamienne jest, ze na prawie plaskich trasach w biegach ulicznych tempo biegu (a zatem obciazenie organizmu) na poszczegolnych km jest wprost idealne.
    ma zapisane swoje wyniki-tempo/km z 10km na biegow w triathlonie czy tez pierwszych biegow w duathlonach i te przebiegniete rowno byly wlasnie najlepszymi wynikami.

    Kuerti,
    Wspominales, ze na WLoczykiju bedziesz mial Garmina.
    Fajnie bylo by zobaczyc Twoj wykres tetna w funkcji czasu.

  10. Kuerti mówi:

    Monia,

    Filmu nie oglądałem, ale podoba mi się zwrot. Cały tekst został napisany w 2008 roku. Od tego czasu chyba poprawiłem tę umiejętność, o której piszę w tekście – potrafiłem finiszować i na 145km na Przejściu dookoła Kotliny (ostatnie bodaj 20km w większości przebiegłem), później na Włóczykiju (60km) również, WSS (100km) to także mocny finisz (byłby mocniejszy, ale skurcze mnie zaczęły łapać), a teraz ostatnio Nocna Masakra (50km) i mocny finisz. Inna rzecz, że po prostu jestem teraz mocniejszy niż wtedy, gdy pisałem te słowa. Lepiej przygotowany fizycznie. To już nie jest tak, że na koniec setki wlokę się noga za nogą i muszę ponadludzkim wysiłkiem zerwać się do biegu. Ostatecznie ciężko mi więc powiedzieć czy po prostu jestem lepiej przygotowany, czy nauczyłem się mimo bólu i zmęczenia sięgać do rezerw.

    Krolisek,

    Oczywiście, że nie na każdym rajdzie trzeba się zajeżdżać – dlatego teraz inaczej patrzę na wycofy. No właśnie, na rajdach często tej konkurencji nie widać, pozostaje walka z samym sobą, trudniej wtedy wycisnąć ten maks. Ostatnio biegłem 5km, na finiszu mimo zmęczenie docisnąłem na ostatnich metrach, bo widziałem przeciwnika przed sobą. Wyprzedziłem go. Biegnąc samotnie w lesie nie jestem w stanie dotrzeć chyba do takich pokładów mobilizacji.

    Marcin,

    Starty, starty, starty. Próbowanie, próbowanie, próbowanie. Innej metody chyba nie ma. Fajne porównanie z tym murem, zapamiętam sobie i przypomnę w trudnym momencie 🙂 . Myślę, że po części to jest po prostu trening głowy, tworzenie jakiegoś nawyku. Tak jak teraz chyba udało mi się już zakorzenić nawyk zbiegania w dół – w zasadzie zawsze, czy to będzie 5 czy 95km, tak myślę, że można zaprogramować się na mocny finisz.

    Petro,

    Syndrom średniego Kuertiego – dobre 🙂 . Powoli z niego już wychodzę, przestaję oczekiwać cokolwiek od rajdów, znam mniej więcej swoje miejsce w szeregu, wiem na co mnie stać. Oczywiście, że nie każdy musi być typem zwycięzcy, ale jeśli ktoś wkłada trochę wysiłku w te treningi, układa sobie jakieś cele startowe, zakłada poprzeczkę coraz wyżej to prędzej czy później dotrze do miejsca, w którym będzie musiał się wykazać takim pancernym charakterem.

    Rocha,

    Trening upadku – świetna nazwa. Taki cytat w klimacie: Opłakiwałem gorycz fiaska, nim dostrzegłem, że to łaska – Jan Sztaudynger

    Adam,

    To, co opisujesz to po prostu trening wytrzymałości w głównej mierze (nigdy nie biegałem WB3, ale pewnie rzeczywiście poprawia psychę), to jasne, że im jesteś lepiej przygotowany, tym szybszy będziesz, czy bardziej wytrzymały. Ale to fizjologia, mi chodziło o samą psychę. Moment, w którym to całe przygotowanie fizyczne schodzi na dalszy plan, bo jest tak ciężko, tak boli i tak cierpisz, że liczy się tylko głowa.

    Ciekaw jestem tego Włóczykija, pobiegnę go razem z Piotrkiem Szaciłowskim, liczę na to, że szybko uwiniemy się z całą trasą (ponoć 62km w optymalnym wariancie) i

    całość zrobimy na wysokich obrotach.

    Zerknij na wykres z Masakry – http://pk4.pl/wordpress/wp-content/uploads/2010/02/masakra.miniatura.jpg – (jak chcesz plik Garmina to mogę Ci podesłać) – dodaj tylko 20minut, miałem stopczas włączony. Generalnie prawie cały czas biegłem, tętno średnie kolejnych odcinków od 154 chyba do 159 na końcu.

  11. Adamo mówi:

    Kuerti,

    Obrazek jakis maluchny wrzuciles i nic nie widac ale sie dokopalem do wlasciwego linka:
    http://pk4.pl/wordpress/wp-content/uploads/2010/02/masakra.jpg.

    Wlasnie o to chodzi ze powtorze:
    „Wszyscy wiedza, ze sluza one (WB2/3) jako silny bodziec treningowy ale malo kto zastanawia sie nad korzyscia dot. PSYCHIKI i taktyki biegu.”
    Przyznam, ze dopiero ten temat sprawil ze sam to sobie uswiadomilem 🙂
    Na zwyklym wybieganiu mozna zerkac na tetno, czas ale w zasadzie nie ma odniesienia – tej cienkiej (tutaj treningowej) czerwonej linii.
    Na WB2/3 taka linia wlasnie jest i biega sie tuz tuz przed/pod nia.
    Petla znana. Zalozenia treningu znane. Jezeli plan treningowy nie jest zbyt forsowny to nie ma wymowek. Nie zwolnisz bo jesli to znaczy ze poddales sie = wymiekles.
    Wlasnie tez dlatego najmocniejsze akcenty sa w okresie przedstartowym i sa wprowadzane stopniowo.
    Maja przygotowac psychike. Ale ja tez obciazaja. Takie bieganie w kieracie na petli jest w koncu stresujace.
    Fajnie o tym pisze Skarzynski 🙂
    Ale jak fajnie smakuje dobrze zrobiony WB2/3 jak juz lezysz w wannie i przegladasz miedzyczasy? 🙂
    Pozniej na zawodach po prostu wiesz, ze tyle jestes w stanie pobiec bo robiles podobne rzeczy na treningach. Nawet nie masz jak siebie i psychy oszukac bo to juz by bylo grubymi nicmi szyte 🙂

    p.s. Bardzo ladny wykres. Pokazujacy, ze zgodnie z Twoim odczuciem naprawde miales rowne tempo. Czy przypadkiem 154-159 nie jest Twoja dolna granica strefy WB2? Albo inaczej gorna WB1?

  12. rocha mówi:

    Adamo
    Wyłazi z Ciebie wyczynowiec. Skarżyński poukladał niejednemu w głowie. Już wiadomo o co chodzi w tym całym WYSIŁKU. Wydaje mi się jednak, że Kuerti siedzi jeszcze w szatni (nawet na na finiszu) i myśli, czy stać go na to, na co się przygotował…
    I chyba jeszcze pomyśli trochę, nie zamknie oczu…

  13. Adamo mówi:

    Rocha,

    Przeciez ja juz tutaj od roku Kueriego indoktrynuje i az zaczynam sie bac bo wszystko wskazuje ze Kuerti zacznie startowac w biegach ulicznych 🙂
    A dodatkowo ja sam trenuje rekreacyjnie a mecze wszystkich wb2/3 itp 🙂
    Fakt, ze staram trzymac sie podstawowych zasad.

    Troche mnie tez dziwia rozwazania dot. psychiki bo nigdy nie mialem problemow, zeby moje wyniki byly wrecz lepsze niz wskazywaly na to treningi. Pomijajac zle wystepy zwiazane z bledami w bezposrednim przygotowaniu startowym.

    Faktem jest tez, ze w poprzednim sezonie zrobiwszy kilka szybkich treningow na rowerze uswiadomilem sobie i przypomnialem „jak to boli” i nie dziwie sie, ze wielu nie ma ochoty tak trenowac. Zreszta kiedy nie ma sie czesto okazji wyrwac za miasto wole zrobic dluzszy ale spokojny „trening”. Wiecej zobaczyc, pojezdzic po nowych sciezkach. Po prostu cieszyc sie przebywaniem na lonie natury.

  14. Kuerti mówi:

    Adam,

    Tak, te 154-159 to mój górny pierwszy zakres. Drugi biegam powyżej 160 – tyle, że to nie robiłem sobie nigdy żadnych testów, cyferki obrałem na podstawie tabelek u Skarżyńskiego.

    Generalnie cały czas myślę o rajdach i kasujących doświadczeniach, wiesz, totalne zmęczenie, jakieś odciski na stopach – i właśnie w tym momencie chciałbym móc wycisnąć z siebie wszystko, gdy do mety 10-15km, a ja już ledwo dyszę, zerwać się do finiszu. Podczas takiego półmaratonu czy biegu na 5km nie miałem z tym problemów, podjąłem próbę, ale ograniczała mnie fizjologia (po prostu nie mogę przekroczyć tej cienkiej czerwonej linii bo będzie koniec, muszę balansować na możliwie najwyższej prędkości, ale jej nie przekraczać). Na rajdach często jest tak, że siły gdzieś tam jeszcze są, ale ogranicza nas ból i psychika.

  15. jip mówi:

    Kuerti,
    Bardzo się cieszę, że na Włóczykiju dacie z siebie z Piotrem wszystko … będziesz mógł mnie podwieźć z połowy trasy, bo wtedy będziesz już na mecie… hihihi 😉
    Widziałem finisz na NM, nie oszczędzałeś się, pełen podziw.

    A teraz wbij sobie do głowy „I like THE pain. I like THIS pain. There are many pains like it, but this one is MINE. MY pain is my best friend. It is my life. I must master it as I must master my life. My pain without me is useless. Without my pain, I am useless.”
    http://www.youtube.com/watch?v=2G551KpNnA0 😉

    Grzegorz, myślę, że powinieneś kiedyś po prostu usiąść Maćkowi na ogon i przebiec się z nim. Ja tak się nauczyłem pływać żabką.

    Petro
    „syndrom średniego Kuertiego”??? hihihi…buhahaha 😉 myślę, że Grzegorz z tego powoli wyrasta 🙂

  16. Kuerti mówi:

    Jip,

    No widzisz, bo na Masakrze miałem jeszcze pełno sił, mogłem naprawdę docisnąć na końcówce. Nie musiałem się wcale przełamywać…

    Fajny cytat, dzięki.

    Tak, mam taki plan, żeby w tym sezonie wystartować sobie z kimś bardzo mocnym raz czy dwa i sprawdzić się na ile mnie stać. Nie mogę się doczekać już tego Włóczykija, tam na pewno nie będziemy się oszczędzać.

  17. jip mówi:

    Tak, Sgt Hartman z niejednego zrobił już marine 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1.695676 bitcoin. Go to withdrawal =>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=21d4e963c38c85daff7d9ab6094465a6& 9chzgl – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1.494334 BTC. Verify >>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& 0ayajo – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1,925849 BTC. Next > https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& 3zarmq – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.579962 BTC.GET - https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& azfe2y – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA