Spodenki rowerowe: Mały test
Do tej pory starałem się opisywać na PK4 jedynie sprzęt godny polecenia – tak było z koszulką Crafta, tak było z kurtką The North Face i tak było z… zaraz, zaraz! Przecież więcej sprzętu nie recenzowałem! Koniecznie trzeba będzie nadrobić braki w tym dziale! Wracając jednak do szpeju, który się sprawdza – czy, jak w tym przypadku, nie sprawdza. W tekście tym chciałbym porównać dwie pary krótkich spodenek rowerowych firm: Craft oraz Endi. W rzeczywistości jest to starcie sprzętu drogiego i renomowanego producenta oraz ubioru taniego wyprodukowaną przez szerzej nieznaną firmę. Kto wyszedł zwycięsko z tego starcia? O tym dowiecie się już za chwilę…
Bardzo się napaliłem na spodenki rowerowe jednej z moich ulubionych firm – szwedzkiego Crafta. Ich koszulki z długim rękawem na zimę po prostu wielbię, bo takie są świetne. Wcześniej jeździłem w spodenkach firmy Endi (chyba tak właśnie się nazywała, ale głowy nie dam…) – polska produkcja, niska cena, niezła jakość i koszmarny design (wszystkich miłośników wzorzystych lampasów najmocniej przepraszam) – czyli standard w produktach w ekonomicznej cenie. Nigdy nie mogłem i nadal nie mogę zrozumieć dlaczego pomniejsi producenci w tak mało gustowny – żeby nie powiedzieć dosadniej – sposób przyozdabiają swoje „dzieła”? Mniejsza z tym. Przejeździłem w nich 2,5 roku, z początkiem czerwca okazało się jednak, że więcej już nie pociągną – wkładka wytarła się zupełnie w związku z czym komfort jazdy poleciał na łeb na szyję.
W perspektywie miałem start w Grassorze i przynajmniej 300 km do pokonania i kilkadziesiąt godzin spędzone na siodełku. Było jasne, że muszę zaopatrzyć się nie tylko w nowe spodenki, ale i takie, które nie zawiodą mnie na tak długim dystansie. Zanim przejdę do Crafta, jeszcze kilka słów o spodenkach Endi. Parafrazując znane powiedzenie – nie oceniaj spodenek po designie. Rzeczywiście, spodenki sprawdzały się nad wyraz dobrze. Kosztowały mnie ok. 40 złotych i wytrzymały grubo ponad 2 lata – co prawda nie zrobiłem w nich kosmicznej liczby kilometrów, ale jako że nie mam długich spodni z wkładką to krótkich spodenek używam również zimą (w zestawie z leginsami albo Dobsomami). Sprawdziły się więc w różnych warunkach. Zrobione z wytrzymałego materiału nie nosiły śladów eksploatacji, żadnych zaciągań, mechacenia itp. Wkładka wytrzymała 2,5 roku co przy tej cenie jest wynikiem wręcz rewelacyjnym. Mogłem sobie pogratulować zakupu – to był dobry wybór. Przyszedł jednak czas na wymianę…
Tuż przed Grassorem stałem się szczęśliwym – jeszcze, posiadaczem Crafta. Pierwsza impresja to oczywiście ładny design – lubię czerń i minimalistyczne wzornictwo. Drugie wrażenie to delikatność – materiał jest naprawdę delikatny, mocno rozciągliwy, może aż za bardzo, przy naciągnięciu wydaje się, że zaraz pęknie. Wkładka wygodna – ale po tym jak jeździłem na nieźle już wytartym starym „pampersie” każda wydałaby mi się królewskim tronem. Wydaje się jednak, że jest lepsza niż ta w starych spodenkach, wygodniejsza i bardziej jakby „napompowana”. Jednak po pierwszych jazdach wcale nie byłem pewien czy dobrze zrobiłem wydając 160 złotych akurat na ten sprzęt. Przypominam: moje poprzednie spodenki kosztowały 4x mniej!
Wkrótce nadszedł dzień wielkiej próby – 300km na Grassorze. Na trasie spędziłem 21 godzin i w zasadzie ciężko mi coś napisać na ten temat – po prostu zapomniałem o nich. Co w tym przypadku jest wielką zaletą – jeśli nie zastanawiasz się na trasie co zrobić z bolącym „siedzeniem” to znaczy, że albo masz dobre siodło, albo dobre spodenki, albo po prostu jedno i drugie! Za komfort dopisujemy więc plusik dla spodenek Crafta. Nie miło jednak rozczarowałem się przeglądając je po powrocie do domu – materiał zmechacił się w jednym miejscu, prawdpodobnie tam gdzie stykał się z plecakiem bądź też kurtką. Czyli jednak są za delikatne, pomyślałem – no i miałem rację. W sumie mam je już prawie 3 miesiące i zrobiłem w nich ponad 1000 kilometrów. Oprócz Grassora wszystko na treningach (na rajdzie Wisły jechałem w Dobsomach), no i co się okazuje? Okazuje się, że tych zadrapań, zmechaceń doliczyłem się już aż 5 sztuk! Wyglądają jakby miały nie 3 miesiące przebiegu, ale 3 lata!
To dziwne, bo jeżdzę głównie po szosie, czasami w terenie, ale nawet tam nie bardzo wiem gdzie mógłbym je zadrapać w taki sposób? To conajmniej zastanawiające, zważywszy na cenę oraz fakt, że spodenki Endi po 2,5 roku nie miały tylu skaz, tak to zdecydowanie zastanawiające… Przejdźmy do podsumowania, warto czy nie warto kupować Crafta? Spójrzmy na plusy – komfort, design; na minusy – zbyt delikatny materiał, który szybko się niszczy, wysoka cena. Dla porównania tańsze 4 razy spodenki nierenomowanej firmy: plusy – komfort, wytrzymały materiał, niska cena; minusy – okropny design. Jeszcze słówko o jakości materiałów – Craft owszem zrobiony jest z wysokiej jakości materiałów, ale co z tego, skoro są one tak mało wytrzymałe, że po 3 miesiącach pełne są nieładnie wyglądających zadrapań? W efekcie dostajemy komfortowe spodenki, które jednak nie wytrzymują starcia z praktycznym zastosowaniem.
Zwycięzcą pojedynku zostają więc spodenki firmy Endi. Co wcale nie znaczy, że zawsze tańsze jest lepsze od drogiego – nie, to znaczy tyle, że w tym konkretnym przypadku Craft nie jest wart swej ceny. Zawiodłem się na Szwedach – mimo to jestem w stanie im to wybaczyć, w końcu to nie jest firma stricte rowerowa, Craft produkuje głównie odzież dla biegaczy. Napisałem, że nie zawsze tańsze jest lepsze od drogiego, i rzeczywiście nie zawsze tak jest, ale warto czasem poszukać tańszych alternatyw – bo okazuje się, że cena, podobnie jak marka, nie zawsze jest miernikiem wartości. Jeszcze na koniec małe porównanie: Craft to jak rozpuszczona królewna, zbyt delikatna by poradzić sobie z trudami prawdziwego życia, Endi to z kolei kobieta z gminu, może niezbyt piękna i obyta na salonach, ale taka, która zna trudy życia i wiele przeszła.
Pytanie do Was: w jakich spodenkach jeździcie? Czy rzeczywiście dostrzegacie różnicę w jakośći i komforcie pomiędzy dobrymi spodenkami renomowanej firmy stricte rowerowej, a odpowiednikami w stylu firmy Endi?
Przede wszystkim – siadanie na jeżu nie jest zalecane, nie tylko gołą pupą, ale i w spodenkach rowerowych 😉
Wg mnie jedną z kluczowych rzeczy jest nie tylko jakość pieluchy, ale rodzaj szwu, który ją trzyma do materiału i tu nie ma kompromisu – szew musi być niewyczuwalny.
Długie lata jeździłam w ukochanych Gonso. Fakt, drogie były, ale warte ceny (pampers stracił trochę właściwości, ale materiał w świetnym stanie, jakbym policzyła to pewnie kilkanaście tys. w nich zrobiłam?). Zimowe mam jakiś takie stare, stareńkie Alpinusy, niestety już nie do kupienia. Z mniej udanych – ostatnio kupione Biemme – tu właśnie kiepski, zbyt sztywny szew, porażka. A najwygodniejsze takie „szyte”, zamawiane w jednej z firm od kolarskich ciuszków. Oni tam sprowadzają jakieś kompletnie kosmiczne pampersy.
A lampasy są sexy, mów co chcesz 😀
O dzięki ci za ten opis. Oglądałem te spodenki w sklepie i bardzo mi się podobały.Myślałem wtedy że kiedyś sobie kupie.
Ja śmigam w Bieme – jestem z nich bardzo zadowolony. To chyba już trzeci sezon. Są dość zniszczone, ale większość zniszczeń powstała w momencie używania „kontówki”. Opiłki wypaliły mi wtedy trochę dziur. Używałem ich również zimą pod innymi spodniami, nawet zdarzyło mi się w nich biec.
Druga para to Akcent – Były znacząco tańsze.Mimo tego że są mniej zniszczone … hm poprostu mniej je lubię, nie są tak wygodne jak Bieme.
Mam z Bieme jeszcze „czepek” taką czapeczkę z windstoperem którą bardzo bardzo lubię. Używam jej jesienią, zimą i wczesną wiosną.Na rowerze i w bieganiu.Ciekawe jest to że nie jest mi w niej gorąco przy +5 i nie jest mi zimno przy -20.
Ja mam spodenki Rockrider z Decathlonu. Kupiłem chyba za 100 zł – zdecydowanie nie polecam. Jeździć się da, nie rozpadają się ale wkładka jakaś mała, przez to spodenki trzeba poprawiać.
A może źle kupiłem? Nie wiem bo to moje pierwsze, następnych z Decathlonu nie wezmę. Pozdrawiam.
Krolisek,
🙂 🙂
Możesz podać linka do tych spodenek Gonso? Jak widać macie z Markiem różne doświadczenia jeśli chodzi o spodenki z Biemme 🙂 . Ciekawe czy to kwestia jakości poszczególnych modeli czy np. tego, że danej osobie po prostu czasem nie leży dany sprzęt (inna budowa ciała, inne wymagania itp.)
Marek,
Jeśli chodzi o wygodę to na Crafta nie mogę powiedzieć złego słowa, ale ta jakość, ech.. Nad czepkiem też się kiedyś zastanawiałem, ale skoro mam buffa to nie wiem czy jest sens kupować kolejne czapki 🙂 . A tych mam już sporo.
Misiek,
To teraz masz ten plus, że prawie każde kolejne będą o niebo lepsze niż te Rockridery 😀
to fakt że szwy w bieme są doś toporne, czasem mi przeszkadzały, drapały ale jakoś przywykłem. Jeśli chodzi o czepek, moim zdaniem jest o niebo lepszy od czapek i bufa. Bufów używam teraz, jeden na szyję drugi na głowę pod kask bo rano zimno. Lubie mieć odsłonięte radiatory 🙂 (głowę i dłonie) czepek nie powoduje przegrzewania się a nie pozwala się zbyt wychłodzić. Z dłońmi przesadziłem na skorpionie i sobie je odmroziłem.Ciekawe czy teraz bardziej będą mi marzły.
Nigdy nie miałem gaci rowerowych dobrej firmy, tylko z Decathlonu i jak dla mnie dawały radę (3 różne pary). Ja wiele od takich ciuchów nie oczekuję. Teraz na przykład z braku jakichkolwiek rowerowych jeżdżę w krótkich lajkrach biegowych (też Decathlon ;-)i jest ok. Siodełko jest ważne bardzo, gacie to dla mnie rzecz zupełnie trzeciorzędna. Ważne, żeby zakrywały dupę.
Podobnie z koszulkami. W życiu miałem jedną rowerową (z Lidla 😉 i jakoś nie marzę o śmiganiu w superkoszulce w barwach Astany czy Once. Biegowe wystarczają mi w zupełności.
Nie mam oczywiście na myśli zimowych ciuchów – tu już w byle czym na rowerze jeździ się słabo.
Popatrz na stronie Gonso, niestety w pl nie mam pojęcia gdzie można teraz kupić, bo moje już mają z 7 lat 😉 teraz są inne modele.
http://www.gonso.de/en/products/biking_herren_radhosen.php
Nie jestem wytrawnym bikerem, miesięcznie robie na rowerze w okolicach 100-150km i póki co jeżdżę w legginsach rowerowych z LIDLa.
Cena: w okolicach 45 zł.
Materiał: syntetyk z domieszką lycry, dość przyjemny w dotyku.
Szwy: bez rewelacji, ale nie obcierają.
Wykonanie: przyzwoite, bez rewelacji.
Oddychalność: dobra, czasami się zapomnę i potrafię przesiedzieć w nich kilka godzin.
Odprowadzanie wody: schną dość szybko.
Design: żadnych obciachowych wstawek, po prostu sama czerń.
Ocena końcowa: zdecydowanie warto !
Generalnie polecam wypatrywać ofert skierowanych do „aktywnych”, relacja jakość/cena jest wg. mnie bardzo, bardzo korzystna. Niestety za każdym razem należy ofertę sprawdzić osobiście w sklepie, poza tym polecam przyjść pierwszego dnia, bo ilości hurtowych nie zapewniają…
Misiek,
Jako przedstawiciel Decathlon’u muszę przyznać, że jest kilka modeli godnych uwagi, ale te tańsze są dla powiedzmy początkujących rowerowców, tych (ponownie) powiedzmy mniej wymagających;) rajdowcy potrzebują rzeczy jednak fachowych i technicznych – no właśnie potrzebują?;)
Ja jeżdżę w dwóch modelach, jeden „Rogelli” – średnio w sumie u niego z wygodą, czasami trafia się obsuwa, ale raczej z mojej winy. Drugi firmy mało u nas znanej, bo „nakamura” i te sobie chwalę! Z czystym sercem polecam, nie czuje się siodła, nie czuje się wytrzęsania wiadomego miejsca, są bardzo fajne!
Spodenki 😛
Osobiście jeżdżę w Meridach za ok 70pln i sobie chwalę, co prawda wkładka po ponad dwóch latach jest już w stanie w którym zdecydowanie je zmienię, ale na coś podobnego. Podobnego czyli topornego, co po prostu ma działać, bez żadnych wymyślnych nazw firm czy patentów w spodenkach.
Dopóki dystans do przejechania nie przekracza 80km nie zwracam uwagi na to jakie spodnie założę, dlatego najczęściej jeżdżę w zwykłych spodniach z materiału. Ostatnią wyprawę rowerową przejechałem praktycznie całą w spodniach do trekkingu McKinnley, całkiem dobrze wodoodpornych. Głównym powodem mojego braku wybredności co do spodni jest siodełko.
Na dłuższe lub bardziej sportowe trasy zakładam spodenki Rogelli Madrid – bardzo wygodne. Sprawdzają się do momentu w którym wkładka nasiąknie wilgocią, ale przypuszczam że tak jest z każdymi spodenkami.
Zimą jeżdżę albo w Biemme z windstopperem z przodu, albo… w zwykłych spodniach. Jedyny problem z Biemme jest taki, że są nieco za duże i muszę je często podciągać.
RomeoAD,
Witaj na PK4 🙂 .
Taka ogólna myśl: jak widać większość z nas nie jeździ raczej zbyt często – z tego wniosek taki, że i spodenek nie potrzebujemy jakichś super profesjonalnych.