Przed Harpaganem
Nie wiem na ile podobnych notek starczy mi jeszcze pomysłów? W końcu przed każdym wyjazdem, czy to na zawody, czy w „drogę” kreślę kilka zdań na temat swoich oczekiwań, w końcu przyjdzie taki moment, w którym zacznę się powtarzać. A może nie? Po raz ósmy wybieram się na Harpagana, czy przed każdym startem napisałbym to samo? Nie! Każdy rajd to inna historia. Może więc nie będzie powtarzania? Zobaczmy!
To jak układanka, wiele elementów jest ze sobą połączonych, jeden nie może istnieć bez drugiego i tak dalej. Harpagan ponownie zawita do Sierakowic, jak więc nie napisać o edycji z numerkiem 29, która odbyła się w tym samym miejscu. To była zresztą ciekawa historia. Mimo wielkiej porażki wspominam ten rajd bardzo miło, bo to właśnie wtedy zacząłem myśleć nie tylko o kończeniu zawodów ale i o ściganiu. Poświęciłem kilka zimowych miesięcy na solidne przygotowania i pewny siebie stanąłem na linii startu. Tej pewności starczyło niestety tylko na jakieś 55 kilometrów, po których padłem jak mucha. Biegłem wtedy z Krzyśkiem Chartanowiczem, tempo mieliśmy zdaje się mocne bo z przepaku na 50 kilometrze wspólnie z 2 innymi zawodnikami wychodziliśmy na pierwszym miejscu. Później jednak zostaliśmy nieco z tyłu, a niedługo potem zgubiliśmy się okrutnie, ja wymiękłem, a Krzysiek pognał dalej i ostatecznie ukończył na 3 miejscu.
Mógłbym na pewno odnieść się i do Przejścia i do zeszłorocznego Harpagana, ale robiłem to już tyle razy, że nie chcę Was już tym zamęczyć. W każdym bądź razie takich odwołań znaleźć można wiele. A gdy tych „linków” zabraknie zawsze przecież można opisać ostatnie treningi, swoją formę i oczekiwania względem startu. Harpagana określiłem mianem dożynek – bardzo podoba mi się to określenie, idealnie określa moje oczekiwania. Ale o tych może później, najpierw forma! Slogan, którym rzucam gdzie popadnie: „nie ma formy”, stał się już bądź co bądź nieco wyświechtany, prawdę mówiąc sam już mam dość tego marudzenia. Zresztą, co to znaczy, że formy nie ma? Zacząć trzeba byłoby od sprecyzowania tego sformułowania.
Pewnie, że nie ma formy biegowej – nie będę się oszukiwał, od początku września udało mi się zrobić tylko jeden pełnowartościowy tydzień treningowy (akurat ten ostatni przed Harpem), reszta to było trenowanie na pół gwizdka, bez planu, na samopoczucie. W tym sensie więc formy nie ma – nie jestem w stanie przebiec dajmy na to 30 kilometrów. Owszem mógłbym to zrobić, ale byłby to dla mnie ogromny wysiłek, jeśli forma jest, jestem wybiegany to mogę przebiec ten dystans nie zarzynając się. Ale skoro na Przejściu też nie było formy a jakoś poszło, to co ja się będę stresował? Olałem więc już to gadanie o braku formy. „Brak formy – go home!”.
Spodobało mi się to, co napisał Hiubi, w którymś komentarzu, brzmiało to mniej więcej tak: „im wolniejsze tempo tym większa szansa, że uda ci się wskoczyć na podium”. Zastosuję więc technikę „przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka”, na pewno nie będę szarpał od samego startu, trzymał będę się równego tempa i liczył na finisz. Po wpadce na Przejściu nie chciałbym już zakładać jaki czas będę miał na mecie, czy jakie miejsce zajmę. Zresztą akurat w tym przypadku czas jest sprawą drugorzędną, liczy się tylko końcowa pozycja. A tą oczywiście chciałbym zająć jak najwyższą, zdaję sobie jednak sprawę, ża wystartuje kilku zawodników, którzy są ode mnie wyraźnie mocniejsi i nie ma co celować w sam top listy. Będę więc zadowolony z miejsca w pierwszej dziesiątce (grunt to asekuracja…).
Czyli generalnie wyszło mi asekuracyjne smęcenie. Może rzeczywiście czas zrezygnować z tych wpisów „przedwyjazdowych”?
Dobra, może na koniec kilka złotych rad dla samego siebie, tak żeby nie było zbyt nudno, Kuerti pamiętaj o:
1. Spokojnym, równym tempie, które nie zarżnie Cię po 50 kilometrach. Po tym dystansie musisz czuć jeszcze luz w nogach!
2. Jeśli na początku będziesz kręcił się w okolicach 20-30 miejsca to odpuść sobie wkurzanie się i próby przyśpieszenia, większość z tych ludzi i tak się wykruszy na drugiej pętli, a może jeszcze wcześniej (sorry panowie, ale taka jest prawda, kto za mocno zaczyna ten szybko ginie…wiem po sobie)!
3. Zachowuj siły na finisz! Na Przejściu się udało, to dlaczego na Harpie miałoby być inaczej!
4. Nie sugeruj się wariantami innych, masz swoją mapę i kompas, pamiętaj, że nawet najlepsi się mylą (a Ty tym bardziej!)!
5. Stopy w dobrym stanie to klucz do dobrego wyniku!
6. Przygotuj się na kryzys w okolicach godzin wczesnoporannych, wiesz że taki będzie, nie daj mu się!
7. Sam wiesz najlepiej w jakiej formie jesteś, wiesz również to, że nic ponadto nie ugrasz, nie oczekuj więc niemożliwego, realnie oceń swoje szanse, a nie rozczarujesz się jeśli rajd ułoży się nie tak jak sobie to wymarzyłeś. Bądź realistą!
To tyle złotych porad, mój wewnętrzny superhiroł zawsze wie najlepiej, chyba dobrze będzie jak go posłucham 😉 . Do zobaczenia na starcie! Powodzenia!
PS. Oczywiście czekam na Wasze komentarze przedstartowe, pewnie wielu z Was wybiera się na Harpa. Może przy okazji uzupełnicie moją listę top7 złotych porad o Wasze sugestie?
Zobacz również:
- Przed bardzo długim spacerem – o pewnym celu, z którym chciałem zmierzyć się na trasie Przejścia dookoła Kotliny Jeleniogórskiej
- Przed Półmaratonem Szczecińskim – PS to był mój debiut na ulicy, zrobiłem już kilka setek, ale w bieganiu na asfalcie jestem absolutnym nowicjuszem!
- WSS 2008: Przed skokiem na 100 kilometrów – powrót na setkowe trasy i obawy z tym związane.
- ZAT 2008: Dzień przed startem – tekst napisany już Wiśle, na dzień przed startem Adventure Trophy.
- Rozterki na 4 godziny przed odjazdem – słowa spisane na kilka godzin przed odjazdem do Rumunii…
Dorzucę kilka porad dla takich jak ja, czyli bardziej myślących o tym jak to cholerstwo ( setkę ) ukończyć, a mniej o miejscu w pierwszej dziesiątce ( chyba że startuje jedenastu ). Startowałem w trzech setkach, raz padłem na 50. kilometrze, a ukończyłem jedną i pół, bo po zmierzeniu trasy pewnych zawodów okazało się że setka miała 88 kilometrów…
1. Biegnij, idź, czołgaj się… nieważne ! Ważne by robić to WŁASNYM TEMPEM. Próby załapania się na w strumień rozcinanego powietrza sprawdzają się wyłącznie w kolarstwie.
2. Ubierz ROZCHODZONE BUTY.
3. Używaj SUDOKREMU – unikniesz zatarć a Twoja głęboko ukryta część ciała będzie Ci niezmiernie wdzięczna.
4. ODPOCZYNKI SĄ ZŁUDNE – im dłuższe, tym mniejsza szansa na ukończenie zawodów. Jeśli nie musisz to nie siadaj bo zakwasy tylko na to czekają.
5. Pij DUŻO WODY mineralnej, znacznie więcej niż masz ochotę.
6. Jeśli nie możesz już iść to przez chwilę BIEGNIJ. Brzmi nierealnie, ale u mnie doskonale się sprawdza.
Porady pewnie nie złote, może oczywiste i banalne, ale przed pierwszą setką nie wiedziałem dosłownie nic i do wniosków doszedłem sam, „przez ból i łzy”, stąd mam do nich bardzo osobisty stosunek 🙂 .
Szkoda że tym razem nie będę mógł się sponiewierać na Harpaganie 🙁 . Trzymam za startujących kciuki i życzę wszystkim by zrealizowali swoje cele.
Patrząc na wasze porady myślę, że są jak najbardziej słuszne. Yankowe także. Zgadzam się w pełni co do odpoczynków: nic nie dają. Jestem też przeciwnikiem gorących obiadków na trasie. Dla mnie to prawie kaplica. Z tym piciem dużej ilości wody to bym raczej napisał „pij regularnie, nie za mało i nie za dużo”. Jak się za dużo ożłopiesz to ciężko się biegnie. Chyba, że tylko idziesz. Sudokremu nigdy nie używałem i jakoś na WSS nic mi się nie stało (ale miałem spodenki). Pewnie to zależy od ubrania i budowy zawodnika. Za to na Kieracie obtarłem sobie okrutnie ale nie jajka a kolana (szedłem w długich laikrach). Rzeczywiście, jeśli długie spodnie to susokrem jest wskazany. Muszę wypróbować.
Dziwię się Grzesiek, że nie liczy się dla Ciebie czas tylko miejsce. A jakbyś nawet przybiegł 20ty ale za to ukończył z czasem powiedzmy poniżej 14 godzin, nie byłoby fajnie? Ważne przecież że pokonujesz jakieś swoje rekordy a nie tylko jesteś szybszy od innych.
Ja w przeciwieństwie do Grześka nie byłbym w stanie deklarować jakiegoś czasu czy końcowego miejsca. Mógłbym to robić na biegach ulicznych gdzie w zasadzie wszystko zależy od formy i pogody ale na setce – w życiu (przy takim doświadczeniu jakie mam). Dla mnie odnalezienie PK to sprawa tak niewiadoma, że trudno jest mi przewidzieć cokolwiek. Mogę go szukać zarówno 2 min jak i 2 godziny.
Szkoda że i mnie tam nie będzie, mam z Harpem porachunki bo jeszcze nigdy go nie skończyłem a raz próbowałem. Ale jeszcze kiedyś tam wrócę.
Powodzenia!
Yanek,
Dzięki za porady! Na pewno przydadzą się setkowym debiutantom! Dodałbym tylko jeszcze, że warto obok Sudocreamu zaopatrzyć się również w jakąś zasypkę (ja stosuje Alantan), używam jednego i drugiego. Na Przejściu miałem mały pojemniczek z Alantanem i po 100 km sypnąłem sobie w strategiczne miejsca, czułem że zaczyna robić się coś nieprzyjemnego – pomogło!
Paweł,
Czas mnie nie interesuje dlatego, że w obecnej formule bardzo ciężko o dobre wyniki. Poziom trudności został znacząco wywindowany. Łatwiej mi więc określić przybliżone miejsce, które jest w moim zasięgu niż czas. Pół roku temu zwycięzcy mieli grubo ponad 18h, co jest wynikiem raczej słabym, a mimo to taki czas dał im wygraną.
Wychodzę więc z założenia, że rekordy bić będę na imprezach typu WSS, a na Harpaganach pozostaje walka o miejsce. Oczywiście na pytanie czy jeśli przybiegnę 20ty z czasem 14h to czy będę zadowolony, odpowiem TAK! Ale to raczej s-f niż coś co może się naprawdę wydarzyć. Jeśli jutro zrobiłbym wynik na poziomie 14h to pewnie byłbym pierwszy, ale problem w tym, że zrobić taki wynik to ciężka, naprawdę ciężka sprawa 😉 .
Ostrożnie więc celuje w tą pierwszą dziesiątkę, jeśli będą szanse na coś więcej to nie omieszkam powalczyć, obiecuję! 🙂
Może trochę nie przemyślałem tego co napisałem, przecież jeszcze niedawno pisaliśmy że setki są tak nierówne że trudno porównywać czas osiągnięty na jednej do tego osiągniętego na drugiej.
Rzeczywiście jeśli okazało by się że zrobiłeś Harpa poniżej 14 godzin i byłeś 20ty to wyjścia są dwa: albo z Francji przyjechał autokar ultrasów specjalnie na zawody albo w tym roku Harp był „ekstremalnie” łatwy:) Oba przypadki bardzo mało prawdopodobne.
Rzeczywiście, bardziej obiektywny obraz możliwości daje miejsce na mecie niż czas (przy uwzględnieniu liczby startujących). Ale na czas też bym patrzył i go nie skreślał.
Trzymam kciuki! Ja nie jadę więc pewnie będzie dobra pogoda (jak już się gdzieś wybieram to zawsze coś pada):))
Przypomniałeś mi o suplemencie Yanka do top100, ostatnio nie miałem kiedy wrzucić go na stronę, postaram się zrobić to po Harpie.
Czasu oczywiście nie skreślam, im szybciej skończę tym mniej się zmęczę, to jest taka złota zasada, której warto się trzymać 🙂 .
Kuerti,
ad. do 2 pkt Twoich złotych myśli przed startem.
Wszyscy, którzy chcą się ścigać na TP i kontrolują swój wynik miejscem niech pamiętają, że na pierwszej pętli jest jeszcze TM a tam zawsze jest kilku gości AR, którzy mają tylko do zrobienia 50km więc się nie zastanawiają nad siłami i dają ostro czadu.
Misiek,
Zupełnie zapomniałem o TM! Dzięki za przypomnienie, na pewno oszczędzi mi to nieco nerwów w razie czego 🙂 .
Co do prędkości poruszania się to polecam lekturę tego:
http://www.renaultclio.pl/tj/2008_rozklad_predkosci_HTP_szot.jpg
Wykresy są pouczające 🙂
Ja znów na TR. Do TM się przymierzam, ale jak na razie nic z tego nie wychodzi.
Co do mojej formy, to nie najlepiej się czuję. Dostałem trochę w kość na Odyseji, jakieś choróbsko próbowało mnie złapać, ale się obroniłem. Tydzień przed Harpem zrobiłem sobie 100km wycieczkę terenową i trochę miałem po niej dość. Nie najlepiej to rokuje, ale może po 2 dniach przerwy od jeżdżenia będzie lepiej? Zastanawiam się nad wyborem taktyki; nie czuję szmocy na całość, więc może polecę po tłustych punktach? Zdecuduję na starcie.
ps. Powodzenia!
Grzesiek startuje z numerem 128. Na http://www.rwm.org.pl trwa relacja live z H36, także ponoć ma być na napieraj.pl , ale jak dotąd nic takiego nie znalazłem.
Mickey , 100kilo terenem non stop? ladny dystans. Kuerti, najlepsza taktyka to 4-4-2 i do przodu 😉
Jakąś godziną temu rozmawiałem z Kuertim, był koło 75k, podobno zdąrzył walnąć wtop w sumie na ponad godzinę, był chyba na 10, czy 11 miejscu ze sporą stratą i sporą przewagą. Nadrabiał ponoć. Mówił, że już dawno tak nie nawigował, więc musiał najpierw złapać rytm i wczuć się. Cały czas idzie sam, pobolewa go kolano, więc trochę mu się posypała taktyka, żeby conajmniej 15min/h truchtać.
Kuerti kończy już (nie przesadzajmy z tym „już” ;-), zostało mu jeszcze z 15 minut podobno. Nawigacja podobno nieoczywista, znowu natracił trochę. Już się obawiał, że ostatniego punktu nie znajdzie, bo się ciemno robiło.
Jest nie wiedzieć czemu w dobrym humorze, jakby było się z czego cieszyc. Znowu namęczył się chłopak ku chwale ojczyzny. Powinien chyba zamknąć bloga, bo przez niego odczuwa presję kibiców i za często zmusza się do startów a to niezdrowo ;-).
To ciężki był ten Harp skoro ukończyło tylko 26 osób na prawie 400 z TP. Gratulacje Grzesiek!
Mickey,
Jaką taktykę w końcu zastosowałeś? Po wynikach widzę, że faktycznie nie byłeś w formie, zwykle lokowałeś się dużo wyżej.
Petro,
No właśnie, na cholerę się tak męczyć! Ku chwale ojczyzny – dobre 🙂 . Presję oczywiście czuję, ale bardziej ze strony samego siebie, 14 miejsce to nie jest to, co takie ambitne tygryski jak ja lubią najbardziej 😉 .
Paweł,
Dzięki! Czy ten Harp był trudny? Ciężko powiedzieć, teren urozmaicony, nawigacja czujna, chyba więc można powiedzieć, że był wymagający. Ale na pewno do zrobienia, jeśli 26 osobom udała się ta sztuka to widać, że można.
Trasa piesza była trudna ale jak zwykle TR jeszcze trudniejsza skoro nikt nie został Harpaganem. I sporo brakowało żeby ktoś sięgnął po tytuł.