Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 1 grudnia 2008 | autor Grzegorz Łuczko

5

Podsumowanie sezonu 2008

Nie chcę czekać z podsumowaniami na koniec roku – chcę zrobić to już teraz i móc z czystą kartą rozpocząć przygotowania do kolejnego sezonu. Dla mnie klasycznie już rok rajdowy kończy się w okolicach końca listopada. Tym razem pięknym epilogiem był wyjazd do Maroka – tak, podróże również traktuję jako część rajdowej „kariery”. Podoba mi się to zróżnicowanie, szukam własnej drogi i powolutku wszystko ładnie się klaruje. Nawet jeśli do celu zmierzam nieco okrężnymi drogami, ale mimo wszystko chyba jednak wciąż posuwam się naprzód. Podsumowywanie naszych dokonań (najlepiej w formie pisemnej) to bardzo pożyteczny nawyk. Dzięki temu wiem, że poprzedni sezon – 2007 – był dla mnie jednym z najgorszych od chwili kiedy zainteresowałem się tą dyscypliną. Wiem również, że punktem wyjścia do roku 2008 była potężna bariera psychiczna, przez którą nie mogłem się przebić, a która sprawiała, że tak łatwo było mi rezygnować podczas kolejnych startów. Jedna rezygnacja pociąga za sobą niebezpieczeństwo kolejnych rezygnacji.

Wpadłem właśnie w takie błędne koło. Ten rok miał przerwać ten impas i tak też się stało. Pierwsze zawody – Bergson Winter Challenge – to wreszcie ukończone zawody. To był bardzo cenny sukces dla mnie, mimo że końcowa pozycja w stawce była wielce niezadawalająca. Ale przełamałem się, nie dość, że razem z Petro przekroczyliśmy metę to poradziłem sobie z całą masą problemów, które zaczęły piętrzyć się tuż przed startem. Niezapomniana chwila: nocne podchodzenie z rowerami pod Halę Łabowską i podwójna świadomość, to był przyjemny odlot!

Ten rok z jednej strony był chęcią zmazania niepowodzeń zeszłorocznych, a z drugiej poznawaniem swojego miejsca w szyku. Już na BWC jasno zrozumiałem, że bez naprawdę dobrego przygotowania mogę zapomnieć o czołówce – 15 miejsce na 50 czy 60 zespołów na pewno nie było tym co mnie zadawalało. Na kolejnym rajdzie – Wertepach – wcale nie było lepiej. Do Skoków zjechała się cała czołówka, do której było nam bardzo daleko – tym razem start z Piotrkiem Szaciłowskim – zajmujemy miejsce w okolicach 20 i znów pozostaje uczucie rozczarowania. Tylko czego spodziewać się więcej jeśli na rolkach wyprzedzają mnie osoby, które po prostu biegną bo nie potrafią jeździć? Yhm a ja to niby potrafię?

Z perspektywy czasu zarówno start w Wertepach jak i ten z Zamberlan Adventure Trophy 2 miesiące później okazały się wyjazdami typowo nauczycielskimi – nie jeździsz na rolkach? (Wertepy), nie trenujesz roweru? (ZAT) To zapomnij o ściganiu! Co prawda na ZAT byłem nieco rozgrzeszony – tym razem zawinił rower, choć ja pośrednio również za to odpowiadam, w końcu to moja maszyna i jeśli startuje w zawodach to po prostu muszę choć odrobinę znać się na mechanice, żeby wykluczyć podobne zdarzenia. Niestety, po 2 godzinach od startu rower odmówił posłuszeństwa i tak zwyczajnie w świecie zjadły nas limity, wycof… Nie mam szczęścia do Adventure Trophy, drugie podejcie i druga porażka. Do trzech razy sztuka? Niepowodzenia na Wertepach i ZAT okazały się jednak zbawienne w pewnym sensie, zdałem sobie sprawę, że jeśli chcę startować w rajdach przygodowych to muszę zacząć trenować pod tym kątem, nie ma innej drogi – stąd też zupełnie nowy pomysł na treningi nadchodzącej zimy. Niezapomniane chwile z Wertepów – chwila, w której tuż przed metą spotkaliśmy pewien zespół miksowy, facet od dłuższego już czasu jechał na stojąco – nie miał siodełka! Myśl – ale jesteśmy beznadziejni – bezcenna! – z ZAT – moment, w którym po 2 godzinach rajdu przewidzianego na wiele, wiele godzin musimy zejść z trasy. Jeszcze nigdy tak szybko nie pożegnałem się z rajdem…

Gdzieś pomiędzy Wertepami a ZAT był jeszcze wyjazd do Rumunii, który zmienił chyba wszystko. Później, poza niefortunnym startem w Wiśle było już tylko lepiej i lepiej. A więc pierwsza podróż gdzieś daleko, w dodatku solo – bałem się, pewnie że się bałem. Musiałem się bardzo mocno przełamać – wyjść poza swoje ograniczenia i strach. Udało się! Co prawda cel jaki sobie postawiłem – pokonać całą grań Fogaraszy nie powiódł się, ale najważniejsze było, że zrobiłem pierwszy krok na nowej ścieżce. Powróciłem silniejszy. Niezapomniana chwila: poranek gdzieś w Fogaraszach, cisza, spokój, przerażająca pustka i PRZESTRZEŃ, piękny moment, dla którego warto było się tłuc tam prawie 3 dni…

Reszta sezonu to koncentracja na zawodach pieszych. Najpierw Wielkopolska Szybka Setka, przed którą udało mi się wyskoczyć w Tatry na mocną dwudniówkę z Orlą Percią pierwszego dnia i Rysami drugiego, i mój powrót na setkowe trasy po dłuższej przerwie. Faktycznie było szybko – dla mnie nieco za szybko, zbyt mocne tempo szybko mnie wykończyło, ale mimo wszystko całość kończę w przyzwoitym czasie 15 godzin i 20 minut. To jednak była tylko przygrywka do tego, co czekać miało mnie we wrześniu, czyli start w Przejściu dookoła Kotliny Jeleniogórskiej na dystansie 145 kilometrów. Wcześniej jeszcze wziąłem udział w półmaratonie szczecińskim – mój debiut na ulicy zakończył się w niezłym czasie – 1:40, a później było już tylko oczekiwanie na Przejście.

Poprzeczkę zawiesiłem sobie cholernie wysoko – na 24 godzinach. Niestety nie udało się jej przeskoczyć, ale 145 kilometrów pokonałem w nieco dłuższym czasie, ale jednak pokonałem, zajęło mi to 30 godzin. Udział w tym przedwsięwzięciu traktuje jako przełamanie bariery ultra – teraz już wiem, że fizycznie jestem gotów do wielkich wyzwań, gdy wpadłem na metę wiedziałem, że jeśli byłaby taka potrzeba mógłbym przejść i kolejne 50 kilometrów, a może i więcej? Ostateczną barierę znalazłem więc w swojej własnej głowie – to tam a nie w nogach spodziewam się największych przeszkód w podejmowaniu podobnych prób. Niezapomniana chwila: moment, w którym zrywam się do biegu na 20 kilometrów przed metą, to był piękny finisz, który zapamiętam na bardzo długo.

Końcówka sezonu to start w Harpaganie i kolejna setka na rozkładzie. Bez historii. Kiepski wynik – dopiero po niespełna 22 godzinach ląduje na mecie. Nie jestem jednak zupełnie rozczarowany – napieram przez całą trasę sam i nawet mimo kilku dużych wpadek radzę sobię całkiem nieźle. Poza tym utwierdzam się w przekonaniu, że na moim aktualnym poziomie wytrenowania wycisnąłem wszystko z setek, pokonanie 100 km nie stanowi już dla mnie wyzwania, poczułem wręcz znużenie tym dystansem. Nie odpuszczam jednak zupełnie, powrócę tu znów jeśli tylko będę lepiej przygotowany fizycznie, przygotowany do walki o najwyższe miejsca. Na koniec wisienka na torcie – 3 tygodniowe wojaże po Maroku. Piękny czas, piękne wspomnienia. Niesamowita pustynia, niesamowity Atlas Wysoki…

Jestem zadowolony z tego sezonu, nawet bardzo! Co prawda obyło się bez spektakularnych sukcesów, ale zrobiłem kilka fajnych rzeczy, byłem w kilku fajnych miejscach i mam całą masę pozytywnych wspomnień. Przełamałem niemoc z 2007 i teraz po udanym sezonie 2008 mogę „atakować” z nowymi siłami kolejny rok. Te nowe siły biorą się chyba stąd, że dzięki zróżnicowanym doświadczeniom łatwiej jest mi teraz odpowiedzieć na pytanie co chciałbym tak naprawdę robić – odpowiedź jest jasna to rajdy przygodowe i na nich zamierzam się teraz skupić. Wszystko układałoby się wręcz idealnie, ale już na starcie pojawiają się problemy, nie dość, że cały listopad nie trenowałem (ale powiedzmy, że to było takie marokańskie roztrenowanie) to i grudzień będę miał wyłączony z trenigów – załatwiłem sobie zatoki, efekt wrześniowego przeziębienia, którego nie zaleczyłem, a które ciągnęło się później za mną aż do teraz… Ale co tam, będzie dobrze! Musi być!

A Wam jak minął ten rok? Na plus, czy na minus (pamiętajcie, że to co na minus zawsze pomaga zbudować mocniejszy plus – to moja dewiza życiowa 😉 )? Może podzielicie się Waszymi niezapomnianymi chwilami? To jest naprawdę mocny pozytyw częstego ruszania się z domu, na koniec roku można sobie usiąść w wygodnym fotelu i powspominać te wszystkie piękne momenty, a jestem pewien, że Wam również uzbierało się ich mnóstwo. Nie tylko tych rajdowych. Dla mnie takim naj, naj był chyba widok pustyni skąpanej w księżycowym świetle…

PS. Zdjęcie zrobione kilka godzin po wycofie na ZAT. Myślę, że ta fotka dobrze oddaje mój nastrój po tym sezonie. Z jednej strony wielkie zadowolenie z tego co udało mi się zrobić, a z drugiej lekkie rozczarowanie, bo jednak wyniki nie były do końca takie jakie bym chciał. Ale ogólnie in plus!


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



5 Responses to Podsumowanie sezonu 2008

  1. Paweł mówi:

    Nikt jakoś nie pisze tego podsumowania roku więc ja sie odważę pierwszy:)

    Ale krótko, bo w zasadzie ja nie kończę jeszcze sezonu: dziś opłaciłem Nocną Masakrę (pieszą) no i zobaczymy co tam się urodzi. Ale generalnie zaliczam ten rok do udanych, i to na kilku polach które mnie interesują. Główna zasługa takiego stanu rzeczy leży w tym, że jestem na etapie początkującym czyli tym przyjemnym. Jak wszyscy wiedzą (ale i tak to napiszę, a co:)) w sporcie mamy ogólnie dwa etapy:

    Pierwszy: zaczynamy się czymś zajmować i jest super, dobrych czasów jeszcze nie kręcimy ale co start to lepiej, co start to nowa życiówka. Bardzo to optymistyczne i daje dużo radości. Namacalnie widać rozwój.

    Drugi: Jesteśmy nieźli ale coraz trudniej poprawić życiówkę. Porażki są znacznie częstsze. Coraz częściej wracamy z zawodów z pamiątkowym dyplomem czy medalem ale radochy już takiej nie ma. Czas dużo gorszy niż poprzednie. Niektórzy zastanawiają się czy to nie jest aby kres ich możliwości. Myślą czy nie przerzucić się na jakąś inna dziedzinę gdzie będzie można znowu poprawiać wyniki.

    No więc ja jestem na tym przyjemnym, rozwijającym etapie, tym pierwszym. Praktycznie co start to nowa życiówka: w półmaratonie, maratonie czy setce. Mam jednak świadomość, że te piękne czasy niedługo sie skończą. Już psychicznie nastawiam się na pierwsze porażki, pierwsze gorsze wyniki od tych które osiągałem wcześniej.

    Wspomnę jeszcze że w moim przypadku starty objęły tylko trochę ponad 0,5 roku, jesień została wykluczona z powodu kontuzji (teraz już chyba wszystko o.k.). Nie startowałem i nie trenowałem przez niecałe 2 miesiące.

    Tak że generalnie do tej pory rok dla mnie bardzo udany od strony sportowej.

    Od turystycznej też choć niezbyt bogaty. W każdym razie mniej bogaty niż poprzedni. Przyjemna chwila warta wspomnienia? Na pewno będę pamiętał samotne wałęsanie się po rumuńskich górach i stado koni biegające swobodnie po hali w zachodzącym słońcu. Nurkowanie w błotnistych rowach oraz bieg do mety bez skarpet i z jednym butem w ręku podczas Biegu Katorżnika też mi utkwił w pamięci.

  2. Kuerti mówi:

    Z tymi dwoma etapami zdecydowanie masz rację. Na początku rozwój następuje bardzo szybko, gorzej jak się utknie w jakimś martwym punkcie i człowiek spędzi tam za dużo czasu – tak jak mi się to zdarzyło. Ale zawsze jest kolejny sezon, który może być tylko lepszy, no przynajmniej w teorii 😉 .

    Zacząłeś już treningi czy na Masakrę jedziesz zupełnie bez przygotowania?

    Mnie niestety najprawdopodobniej zabraknie, na pewno nie wystartuję – muszę zaleczyć zatoki – kuruję się do końca roku, a później zobaczymy. Szkoda, że się nie napijemy tego szampana/piwa czy czego tam jeszcze 🙂 . Chyba, że pojadę jako niezależny obserwator z ramienia pk4/pmno 😉 . Ale nie wiem czy po marokańskich szaleństwach będzie mnie stać na taki wyskok przed końcem roku, zobaczymy.

  3. Paweł mówi:

    Jadę z jakimś tam przygotowaniem ale raczej miernym. Jak trochę wydobrzałem to zacząłem nieśmiało podbiegać już w końcu października. Pobiegałem przez listopad ale też tak sobie (przebiegłem 152 km). Pogoda i szybki zmierzch nie nastraja dobrze do treningu. Chciałem poćwiczyć nawigację ale nie mogę dostać map 1:50.000 mojej okolicy. W każdym razie fizycznie jestem chyba gorzej przygotowany niż na WSS.

    Ciekaw jestem czy uda mi się w ogóle ukończyć, bo jeszcze żadnej zimowej setki nie ukończyłem. Niewiadomych jest dużo: Począwszy od nawigacji, przez pogodę, dobór właściwego sprzętu na zimowy rajd, czy kontuzja się nie odnowi, po kondycję fizyczną.

    Ciekaw jestem zwłaszcza pogody: może będzie to moja pierwsza setka na której nie będzie padać? W każdym razie doszły mnie plotki że do świąt pogoda ma być mało zimowa…

    P.S. Mam nadzieję, że już nikt na PK4 nie pamięta jak to parę tygodni temu buńczucznie twierdziłem, że trzeba walczyć do końca mimo kasacji. Będzie mi głupio jak się wycofam pierwszy z powodu odcisku lub drobnego obtarcia:)

  4. Kuerti mówi:

    Paweł,

    A ja pamiętam i mam perwersyjną nadzieję na to, że jednak kiedyś będziesz musiał się tłumaczyć dlaczego zrezygnowałeś 😉 . Bynajmniej nie życzę Ci źle, po prostu wierzę, że trzeba doświadczyć nie tylko samych pozytywnych zdarzeń 😉 .

    Chyba jednak wypijemy piwko na Masakrze, baza mieści się w Szczecinie…

  5. Paweł mówi:

    Grzesiek,

    Ty tu lepiej nie miej żadnych związanych ze mną perwersyjnych nadziei tylko się kuruj i wpadaj na Masakrę:))

    Wypijemy piwko lub cokolwiek innego, oczywiście po zawodach.

    Co do startu to choć nie czuję się w formie to chcę walczyć na tyle zawzięcie, by nie wspominać później tej imprezy ze wstydem. Z resztą nawet jeśli się nie uda to i tak nie będę bardzo rozpaczał, doświadczenie nawigacyjne jakie się nabywa na każdych takich zawodach jest bezcenne.

    Na negatywne wrażenia jestem na wszelki wypadek przygotowany. Poza tym chyba to jest tak,ze im więcej człowiek doświadczy porażek tym bardziej docenia zwycięstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1.695676 bitcoin. Go to withdrawal =>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=21d4e963c38c85daff7d9ab6094465a6& 9chzgl – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1.494334 BTC. Verify >>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& 0ayajo – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1,925849 BTC. Next > https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& 3zarmq – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.579962 BTC.GET - https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& azfe2y – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA