Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 1 stycznia 2009 | autor Grzegorz Łuczko

14

Pan Syzyf i jego kamień

Jako podkład muzyczny: mieszanka oldschoolu z elektroniką. Pan z M83 i jakaś pani, bliżej mi nieznana 🙂 . M83 – Kim & Jessie. Graj muzykę!

Mocno i emocjonalnie, i do głębi. Tak, że kurwa mać, i że strach się bać. Inaczej nie warto pisać.

Jestem wyrachowany. Z premedytacją siadam do pisania tego tekstu przed treningiem – bo wiem, że za kilkadziesiąt minut będę na haju, na biegowym haju… Mocny, klikudziesięcio minutowy kros wydzieli taką dawkę endorfin, że przez najbliższe kilka godzin nie będzie dla mnie rzeczy niemożliwych, później wszystko wróci do normy, ale to endorfinowe okienko jest niebezpieczne, zwłaszcza teraz gdy wielkimi krokami zbliża się koniec roku. To od zawsze był dla mnie taki czas – międzyczas. Te ostatnie dni starego roku, to oczekiwanie na nowe, na lepszy czas, który może nadejdzie a może nie. Ta czasowa zawiesina pomiędzy starym a nowym.

Nie lubię tego. Nie lubię planować i układać wielkich planów, nie lubię wyobrażać sobie, że realizuje swoje marzenia, nie lubię tego bo wiem, że gdy otworzę oczy, obudzę się ze snu to przyjdzie czas ciężkiej orki. Nie będzie fanfar ani kibiców wiwatujących na moją cześć. Będzie deszcz, wiatr, zimno i ból zmęczonego ciała. Będzie tak, że nie będzie mi się chciało wyjść na trening ze zwyczajnego lenistwa. Zawsze można tłumaczyć się brakiem czasu, rodziną, pracą i czym tam jeszcze, ale przecież przyjdzie taki moment, w którym te wszystkie piękne wizje, które widzę gdy zamykam oczy stracą swój blask… Może znów przytrafi mi się jakaś przerwa? Może cały mój wielki plan trafi szlag? Może znów okażę się po prostu słaby?

Dlatego nie chcę układać planów pod wpływem endorfin – wtedy świat wydaje się piękniejszy a rzeczy niemożliwych po prostu nie ma… Codzienność jest brutalna. A droga do celu długa i wyboista. I taka nieznośnie normalna! Cel może być wielki i wspaniały, ale droga jest zwyczajna. Ciężko opędzić się od rozczarowania. Łatwo odpuścić i poddać się. To chyba jedno z najcenniejszych przemyśleń z Maroka, droga, ba, nie tylko droga ale już sama realizacja marzeń może być rozczarowaniem! Straszne, co?!

Bo jeśli się uda to, co? Obejrzałem kilka dni temu trailer do filmu o Marco Olmo. Marco to 60 letni ultradystansowy biegacz, być może jeden z najlepszych w historii. Trailer jest krótki, trwa może ze 3 minuty, ale tyle wystarczyło bym prawie się popłakał. Kamera skierowana na Marco a ten opowiada o tym co osiągnął w „normalnym” życiu… Mówi, że był kierowcą ciężarówki, że pracował w fabryce, a na koniec zupełnie bez emocji mówi o sobie: I’m a loser… O ja… Mocne. Takie naturalne i tak szczere, aż do bólu, tak że kurwa mać…

To, że podziwiam Marco nie znaczy, że chciałbym zostać kierowcą ciężarówki. To znaczy tyle, że jeśli przyjdzie chwila zwątpienia, która zwykle nawiedza mnie właśnie w tym pieprzonym międzyczasie to przypomnę sobie to wyznanie genialnego ultrasa i nie będzie już wahania. Bo po co to robię? Nie dla splendoru i nagród, a dla własnej satysfakcji. Może nawet nie satysfakcji, bo to takie wyprane z emocji, to raczej wewnętrzny nakaz, który mówi – ruszaj! Nie ustawaj w drodze! Miej odwagę mierzyć wysoko – jeśli nawet upadniesz tysiąc razy to podnieś się tysiąc pierwszy!

STOP!

Mocno i emocjonalnie, i do głębi. Tak, że kurwa mać, i że strach się bać. Inaczej nie warto pisać.

No i co ja mam tutaj teraz wystukać? Głowa i gardło napierdalają mnie w rytmie noworocznej depresji i czuję się fatalnie. Bynajmniej to nie kac po sylwestrowej nocy, a kolejny słabszy dzień mojego organizmu, który jak widać nie radzi sobie z rajdowymi obciążeniami. Może faktycznie czas przerzucić się na bierki? Powyższy fragment napisałem kilka dni temu – i w zasadzie sam już w to nie wierzę… Jaka to ironia życia, ledwie kilka dni temu pewny siebie obwieszczam: „Nie ustawaj w drodze! Miej odwagę mierzyć wysoko – jeśli nawet upadniesz tysiąc razy to podnieś się tysiąc pierwszy!” a dziś zaparłbym się tych słów i najchętniej rzucił to wszystko w cholerę.

Nie wydaje Wam się to zabawne? Bo mi cholernie! Właśnie upadłem! Po raz kolejny. Nie wiem, który, nie liczę tych „nowych początków”. Bo przecież to miał być kolejny nowy – lepszy początek. 2 miesiące bez treningów, jakoś przebolałem, było ciężko, ale ok. W międzyczasie postawiłem sobie ambitne cele w tym segmencie mojego życia, pomyślałem, że oto wreszcie czas ruszyć zdecydowanie do przodu, nie oglądać się za siebie i przestać wreszcie marudzić. Byłem pewny swego, nie przejmowałem się tą długą przerwą, nawet cieszyłem się, że zacznę wszystko od nowa. Nowy rok, nowa karta, jakie to piękne i romantyczne. Ta naiwna wiara, że tym razem wszystko będzie układać się po mojej myśli, bez kłopotów i bez błędów, och, ty młodzieńcza naiwności!

I nagle bęc! Znów upadam! Trenuję od tygodnia i nagle budzę się któregoś dnia z zawalonym gardłem, w głowie szumi i wiem, że znów organizm się zbuntował. Znów kolejne dni przepadną, znów nie zapiszę wybieganych, wyjeżdzonych kilometrów. Znów, znów wielkie cele się oddalają. Och, jak łatwo prezentować postawę wojownika gdy przyszłość jawi się w różowych barwach. Jednak prawdziwym testem dla tej wojowniczej postawy jest moment kryzysu. No to mam swój sprawdzian, kurwa mać!

Przyznam się szczerze, że nie chciałem opisywać tego wyznania słabeusza. Zastanawiałem się czy nie dopisać czegoś o Marco Olmo, o inspiracji, o planach i marzeniach. Bo wiecie, naprawdę głupio mi pisać o własnej słabości – to przecież wbrew ogólnie lansowanej postawie super twardzieli. Człowiek naczyta się o takich w książkach, czy naogląda na zawodach i też chciałby być taki jak oni. Rzeczywistość jest jednak brutalna – patrzę w lustro każdego ranka i widzę przeciętniaka, który może i chciałby robić rzeczy wielkie, może i nawet stara się bardzo ale problem w tym, że mu to nie wychodzi…

Celem PK4 oczywiście nie jest lansowanie mojej osoby jako niesamowitego twardziela, nie chcę jednak robić z siebie wiecznej marudy. Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Mam zbyt dużą tendencję do szybkiego załamywania się małymi niepowodzeniami. Cel na ten rok jest jeden – wystartować i ukończyć Zamberlan Adventure Trophy, zostało mi jeszcze więc sporo czasu – bo ponad pół roku. To małe niepowodzenie w szerszej perspektywie nie znaczy wiele – boję się jednak tego, że takich małych falstartów może być więcej, a wtedy pojawi się problem…

Nikt nie mówił, że będzie lekko… Ech! Nie lubię początku nowego roku!

Przesadnie ambitny Kuerti.

PS. Życzę Wam realizacji celów, nie tylko tych rajdowych, w tym nowym – lepszym (no musi być lepszy, nawet jak się zaczyna beznadziejnie 😉 ) 2009 roku!
PS2. Tekst na obrazku kłóci się nieco z ostatecznym wydźwiękiem wpisu, ale.. Czasami odnoszę wrażenie, że całe te rajdy, a może i nawet, czy przede wszystkim, życie to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem…
PS3. Pierwszy wpis w tym roku! Pisałem już w 2007, 2008, a teraz do kolekcji doszły kolejny cyferki – 2009!


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



14 Responses to Pan Syzyf i jego kamień

  1. Camaxtli mówi:

    Nie będę pisał wiele, ale skoro nie robisz tego dla splendoru i nagród, to pomyśl ilu masz dobrych znajomych dzięki pisaniu, jeden blog, jedno miejsce, a spinasz wielu ludzi, mobilizujesz ich i inspirujesz, mnie też, bo przecież jakbyś chciał przeciętniaka o wygórowanych marzeniach, to mieszkam pod dobrym adresem. Sporo się uczę czytając, napędzasz machinę, która ma w sobie wiele pozytywnego ładunku. A i zobacz na ten rok, zaliczyłeś Maroko, kurde nie porwałbym się za Chiny i Tajwan razem wzięte, pokonałeś WSSa, wiesz skurczybyku jak Ci zazdroszczę! Ja nawet 50km nie mam w wynikach!
    Skoro dopuszczasz takie zwątpienie, to jakie powinni mieć Twoi epigoni? ze mną w szyku.
    Jest zajebiście, a będzie lepiej, bo cokolwiek nie robimy, to i tak zostaje w nogach i głowach, to mnie trzyma, a że moglibyśmy więcej? zawsze możemy, a świadomość tego, prędzej czy później wypala.

  2. sebas mówi:

    Kuerti udanego i ostrego 2009 🙂

    Widzialem jakis czas temu trailer M.Olmo. Swietny. Zanosi sie na niebanalny film. Nie wiem czy jego refleksja jest nacechowana pejoratywnie, zalezy od interpretacji, ktorej kazdy moze dokonac po swojemu. No ale warto poczekac na film i przekonac sie.

    ad choroby, po okresie leczenia organizm wyharatany wirusem jest przez pewien czas bardziej podatny niz zwykle na lapanie infekcji, moze zbyt cienko sie ubierasz.

    poza ZATem cos jeszcze planujesz konkretnie czy improwizacja?

  3. Kuerti mówi:

    Camaxtli,

    Dzięki 🙂 . Ja też się cieszę z minionego roku – bo był nadzwyczaj udany. Jednak cały czas wybiegam myślą naprzód, cały czas stawiam sobie poprzeczkę wyżej i wyżej. Może to jest problem? Czasem po prostu nie mam kiedy nacieszyć się tym co minione.

    Kurczę, aż musiałem sprawdzić w wikipedii co to znaczy epigon 🙂 . Dla mnie to cały czas niesamowita sprawa kiedy słyszę takie rzeczy jak od Ciebie. Co prawda od samego początku gdzieś tam w głowie chodziła mi taka myśl, żeby próbować inspirować innych, przełamywać siebie, pokonywać swój strach, a może dzięki temu ktoś też spróbuje. Jeśli mi się to udaje to jest naprawdę super.

    Po części jednak czuję, że wpadłem w pułapkę takiej postawy, niestety nie jestem w stanie zupełnie odrzucić zwątpienia. Tak jest i teraz, trafia się ciężki moment i coś z tym trzeba zrobić. Najgorsze jest to, że w planach mam duże rzeczy, a tu myślę sobie „o cholera, Grzesiek, tym razem nie dasz rady…”. No i pojawia się problem… Prawie jak kryzys na rajdzie 😉 . Trzeb to jakoś przetrwać…

    A jeszcze co do naśladownictwa. Nigdy nie chciałem robić tak jak inni, czasem brakuje odwagi, czasem wygrywa wygodnictwo, ale u podstaw mojej filozofii życiowej leży podążanie swoją drogą. Piszę o kryzysach również dlatego, że to część drogi. Nie można patrzeć na kogoś i myśleć sobie, że to co on robi jest super i też bym tak chciał, ale jestem do dupy, a dla niego to pestka.

    Jestem pewien, że każdy przeżywa ciężkie momenty, chodzi o to żeby je przełamać i nie dać im się. Padłeś? Powstań! I tak do końca. Nie ma lekko 🙂 .

  4. Kuerti mówi:

    Sebas,

    W tym roku skłaniam się ku dokładnemu planowaniu – oczywiście z marginesem na improwizację, ale przede wszystkim chcę ustalić dokładny plan działania i listę celów.

    Co prawda na chwilę obecną jest to nieco utrudnione, bo kalendarz zawodów poznamy dopiero za kilka tygodni, ale z grubsza już wiem co mam zrobić w tym roku. Może napiszę coś na ten temat więcej, a może nie 🙂 . Nie chciałbym chyba tak się wystawiać na publiczny ogląd, jak później nic nie wyjdzie z planów to będzie wstyd. I tak już zastanawiam się czy publiczny wyskok z ZAT nie był zbyt pochopny 😉 .

    Na chwilę obecną moje priorytetowe starty to:

    BWC i ZAT + Puchar Salomona + Jakiś średniej długości rajd (czekam na kalendarz)

    Jedna mocna setka (prawdopodobnie WSS)

    Gorgany na wiosnę i duży trip na jesień, na późną jesień, ale o tym na pewno nie napiszę, przynajmniej nie teraz…

  5. marek mówi:

    Grzegorz !
    Odwalasz kawał dobrej roboty. Mnie zainspirowałeś, po tym jak tu trafiłem wszystko mi sie ułożyło w całość i znalazłem sens i cel.
    U Ciebie też znalazłem kontakt na ludzi z mojej oklicy. Dzięki temu na skorpina nie jade sam.
    Wiesz tak sobie
    myślę, że całe te rajdy, nie dzieją sie tylko na „rajdzie”.
    „Rajd” to tylko taki finisz a cała reszta dzieje sie na co dzień, kiedy to trzeba czasem np zmusić sie do wyjścia na trening. Albo …

  6. Kuerti mówi:

    Marek,

    Zaczynam się rozpuszczać, jak cukier w gorącej herbacie. Pochwały są niezwykle niebezpieczne (co nie znaczy, że ich nie lubię, uwielbiam! ale zdaję sobie sprawę z ich podstępnego charakteru), bo łatwo dojść do wniosku, że jest się kimś wyjątkowym, lepszym niż inni? Dobrze, że przytrafiają mi się te słabsze momenty, inaczej chyba bym popadł w manie wielkości, a tak na co dzień widzę swoją słabość i jest jakaś równowaga.

    Zgadzam się z tym co napisałeś, start na rajdzie to zwieńczenie pewnego procesu, kropka nad i. Staram się podchodzić do życia całościowo – nie oddzielam startów w rajdach od reszty, wierzę i jestem przekonany, że wszystkie dziedziny życia łączą się w pewien sposób ze sobą. Odnoszę wrażenie, że w rajdach przygodowych ten związek jest ściślejszy niż w innych dyscyplinach. Bardzo mi się to podoba.

    Pytanie do wszystkich, czy początek nowego roku też nastraja Was tak pesymistycznie? Może nie początek, a raczej jego końcówka, bo dziś czuję już przepływ pozytywnej energii. I wiecie co? Znów pojawia się we mnie ta dziecinna naiwność 🙂 . To niesamowite, ale naprawdę jestem pewien, że teraz już wszystko pójdzie z górki. Ktoś potrafi wyjaśnić ten fenomen? Bo ja nie nie jestem w stanie 🙂 .

  7. Paweł mówi:

    Grzesiek,

    Życzę by twój wpis podsumowujący 2009 rok który ukaże się za 12 miesięcy był w bardzo optymistycznym tonie!

    W zasadzie sam już odpowiedziałeś sobie w komentarzu na swoje wątpliwości więc wiele nie dodam. Ty jak zwykle chcesz by wszystko poszło gładko, tak jak zaplanowałeś. Przed startem w Przejściu chyba, wrzuciłeś podobny tekst: a że choroba, a że forma spada, a że ćwiczyć nie mogę. Biadoliłeś, biadoliłeś a jak wyszło? Dobrze wyszło!

    Problemy to normalna rzecz a im wyżej jesteś tym będzie ich więcej bo wystawiasz organizm na coraz większe obciążenia. Jak gdzieś czytam wywiady z ludźmi którzy osiągają wysokie wyniki w sporcie to zwykle opowiadają, że w którymś momencie mieli takie czy inne problemy: a to naderwane ścięgno, a to skręcona noga, a to wypadek itp. Ale właśnie co ciekawe takie kłody pod nogi tych ludzi jeszcze bardziej wzmacniały i osiągali (może dzięki tym problemom?) jeszcze lepsze wyniki.

    Co do planów to ja akurat planować lubię ale nie specjalnie lubię się nimi dzielić. Jakoś tak jest, że jak się wygadam, że planuję to czy tamto to mi często nie wyjdzie. Zapeszę. Jakaś taka przekorność losu. Więc wolę sobie po cichu coś planować a co wyjdzie to zobaczymy.

  8. Kuerti mówi:

    Paweł,

    Również jestem gorącym orędownikiem patrzenia na błędy/porażki/problemy jako coś co nas w ostatecznym rozrachunku wzmacnia. Jednak jest pewien duży problem z utrzymaniem takiej postawy w momencie gdy robi się naprawdę kiepsko. Może trzeba mocniej wierzyć w to co się wyznaje i być tego pewnym? Bo inaczej łatwo opduścić…

    Ja też lubię – uwielbiam planować, nie zrozum mnie źle. Ale nie chcę robić tego gdy jestem w bardzo dobrym nastroju – bo wiem, że wtedy wszystko wygląda bardzo fajnie, a rzeczywistość już taka fajna nie jest. Przyznam się, że trochę żałuję tego tekstu napisanego przed Przejściem, później na trasie owo zobowiązanie mocno dawało mi się we znaki…

    Na ten rok mam kilka ambitnych planów, pewnie opiszę je ale moje oczekiwania względem nich zostawię tylko dla siebie. Może nie z tych samych powodów co Ty – nie obawiam się przekorności losu, bo zwyczajnie nie wierzę w los, ale nie chcę wywierać na siebie zbyt wielkiej presji. Nie mam jeszcze takiej wielkiej pewności siebie, żeby jasno nakreślić cel i podzielić się nim publicznie (Przejście to był swego rodzaju test).

    Mogłem pisać o Rumunii czy Maroku, gdzie te oficjalne zobowiązania ostatecznie zmotywowały mnie do wyjazdów (gdyby nie one istnieje duża szansa, że zrezygnowałbym…), bo chciałem takiego bata nad sobą, czegoś co popchnie mnie wreszcie do działania. Ale to było względnie proste – chodziło o decyzję, jadę czy nie jadę, pokonuję strach czy okazuję się tchórzem. Tak albo nie, krótka piłka. Gdy chodzi o konkretny wynik na zawodach robi się problem, istnieje za dużo zmiennych. W gruncie rzeczy obawiam się porażek. Jak każdy, chyba… A że jeszcze prowadzę bloga, którego czyta całkiem sporo ludzi to czuję podwójną presję, ze strony samego siebie i czytelników. Nik nie chce być słaby…

    Ps. Kurde, za oknem słońcę piknie świeci, w Tatrach ponoć ładny weekend się szykuje (zazdroszczę tym, którzy będą mieli okazje być właśnie tam!), a mnie to pieprzone gardło boli 🙂 . Kur..czę!

  9. gloomy84 mówi:

    Czy nie jestes dla siebie za surowy? Twoja pasja nie wyglada mi na rywalizacje z innymi, podobnymi Tobie, ale na zmaganie sie z samym soba, z wlasnym cialem i slabosciami.

    Dopoki podejmujesz wyzwanie jestes wygranym i tu stanowisz dla mnie wzor…tez chce byc taki.

  10. Kuerti mówi:

    Witaj na pk4 Gloomy! 🙂

    Nie wiem czy jestem dla siebie zbyt surowy. Nie potrafię tego jednoznacznie ocenić. Staram się mierzyć wysoko – a przy takim podejściu wydaje mi się, że rozczarowanie bedzie moim nieodłącznym towarzyszem, byle tylko nie było ono zbyt wielkie…

    Gloomy! Podejmuj swoje wyzwania! Ja jestem słaby i często marudzę 😉 . Trzeba próbować, raz, drugi, trzeci i nawet setny jeśli trzeba. Myślę, że ja już jestem na tym etapie, na którym wiem, że podjęcie wyzwania nie stanowi dla mnie problemu – teraz pozostaje kwestia wyniku. Czasem możesz się starać a nic nie wychodzi. A ja nie chcę żeby tak było…

  11. kp mówi:

    Dołączam się do wszystkich pochwał. Blog jest niesamowity, inspirujący, motywujący…. skutecznie odciąga mnie od innych zajęć

    Mimio wspaniałości tego bloga napewno będę go przeklinać podczas porannych biegów.

    Stawianie sobie ambitnych celów jest dla mnie bardzo ważne. Sprawa się komplikuje gdy dzielimy się nimi z innymi narażając się na oceny z ich realizacji. Dlatego raczej unikam zdradzania moich planów.

    Muszę się przyznać (nie bez wyrzutów sumienia), że trochę się cieszę, że nie jestem jedyną osobą mającą chwile zwątpienia.

    Mam nadzieje że kiedyś wezmę udział w zawodach, teraz patrzac na Was i Wasze wyniki wydajecie się mi cyborgami – fajnie by było być jednym z Was.

  12. Kuerti mówi:

    kp,

    Witaj na pk4 🙂 .

    Nie wiem czy powinienem poczytywać sobie to za pochwałę jeśli pk4 odciąga Ciebie od ważnych zajęć (chyba, że tak naprawdę to nie są ważne zajęcia 😉 ).

    Dobrze, że cieszysz się ze zwątpienia innych – to zdrowe, tak myślę. Gdybyś widział/widziała (przepraszam ale nie jestem w stanie dobrać określenia wnioskując tylko po nicku 🙂 ) tylko pewnych siebie twardzieli to byłoby kiepsko. Ja bym się chyba załamał. A tak jest fajnie, bo każdy ma słabsze chwile. Jakaś sprawiedliwość musi być!

    Nikt tu nie jest cyborgiem (to nie prawda, czasami sam tak myślę o co niektórych), wystarczy chcieć, zdobyć się na ten pierwszy krok, nieco pozaciskać zęby i jakoś to wszystko się potoczy dalej. A później naprawdę pewne rzeczy przestają wydawać się niemożliwe. Trzeba tylko spróbować!

    Ale grunt to praca no i trochę poświęcenia, niestety nie ma lekko.

    To ostatnie to do mnie, żebym wyleczył się ostatecznie z myślenia magicznego 🙂 .

  13. kp mówi:

    Kuerti,

    uważaj to za pochwałę, a czy to są, czy nie ważne zajęcia wolę się nie przyznawać.

    – widziała – wiem że to beznadziejny nick, krótszy już nie mógł być. kp – to miały być inicjały. Chociaż powinno być pk, ale ktoś już coś podobnego stworzył i oprócz braku wyobraźni można by mnie było oskarżyć o plagiat.

    Myślenie magiczne nie jest takie złe, często pomaga dokonać pozornie niemożliwych rzeczy.

  14. Kuerti mówi:

    kp – pk,

    🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1.695676 bitcoin. Go to withdrawal =>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=21d4e963c38c85daff7d9ab6094465a6& 9chzgl – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1.494334 BTC. Verify >>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& 0ayajo – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1,925849 BTC. Next > https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& 3zarmq – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.579962 BTC.GET - https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& azfe2y – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA