Maroko 2008: Pierwsze wrazenia i Tanger
Mieszalem jakies fusy gdy nagle z glosnikow wydobyly sie przerazliwe dzwieki. Fusy okazaly sie przesadnie slodka herbata, a halas nawolywaniem muezina na wieczorne modly, siedzialem zaraz przy Grand Socco w glownej uliczce wiodacej w glab tangerskiej medyny, a wiec naprawde tutaj jestem, pomyslalem..
Ciezko mi sie jeszcze oswoic z ta mysla, ze jestem naprawde w Maroku. Chlone to wszystko, co widze dookola siebie, a jest to tak odmienne od tego, co ogladac mialem okazje kilka dni temu i do czego przyzwyczajony jestem cale zycie, ze chyba jeszcze nie zdazylem sobie tego przyswoic, przetrawic. Pewnie minie jeszcze kilka dni zanim wsiakne na dobre. Poczatek byl lekko rozczarowujacy, Casablanca, a wlasciwie juz sam terminal lotniska nie wygladal zachecajaco. Wyszedlem na zewnatrz , zobaczylem kilka palm, w glowie pustka i tylko jedna mysl : no to zes sie wkopal chlopie !
Sama Casablanca nie powitala mnie wcale lepiej. W przewodniku napisane bylo, ze lepiej nie jezdzic po niej swoim samochodem, z lotu ptaka wszystko to wygladalo tak bardzo spokojnie, ale z bliska okazalo sie, ze to kwintesencja chaosu. Z ciezkim plecakiem ruszylem w miasto szukac noclegu, na dokladke w rece przewodnik i poczucie zagubienia w srodku, staralem sie jednak trzymac pewna mine na twarzy, ze niby wiem co robie. W koncu (o znow muezin…) znalazlem sobie lokum i wyszedlem na obchod medyny. Generalnie Casablanca nie zachwyca, ale przynajmniej poznalem Ahmeda, hehe. Jego wujek mowi dobrze po polsku i sprzedaje kozuchy. Wykrecanie sie od kupna to nawet ciekawe zajecie, nawet tak nie irytuje tak jak myslalem, ze bedzie.
Irytuje za to arabska klawiatura, ma nieco inny uklad klawiszy co sprawia, te 3 akapity wstukuje przez 20 minut… Gdybym mial jakas polska nakladke, albo mozna by to jakos zmienic to byloby super, w tej chwili ciezko cos sensownego napisac, wiecej czasu trace na szukanie klawiszy niz ukladanie zdan… Juz planujac trase spodziewalem sie, ze pierwsze dni beda mniej ciekawe, sporo obiecuje sobie po Szefszawanie, a to juz jutro po poludniu. Z rana uderzam jeszcze do Tetuanu.
Tak jak wspominalem na poczatku, jestem juz na miejscu, ale czuje sie tak jak gdybym ogladal film nakrecony przez kogos innego. Czekam az moja swiadomosc przetransportuje sie tutaj za mna. Tak wlasnie myslalem stojac na dachu mojego hoteliku, pokoj wyglada jak cela, ale jest tani i ma kapitalny taras z pieknym widokiem na Tánger, morze i Hiszpanie po drugiej stronie. Na koniec napisze jeszcze, ze marokanski debiut kulinarny mam juz za soba, skusilem sie na tadjina. To mieso z warzywami duszone w specjalnym glinianym naczyniu. Smakowalo tak sobie, ponoc trzeba trafic na dobre miejsce. Natomiast plus tej pierwszej kulinarnej konsumpcji jest taki, ze obylo sie jeszcze bez zadnych sensacji zoladkowych. Na razie…
PS. Komentarze oczywiscie czytam i za wszystkie dziekuje, ale nie mam sil na walke z klawiatura, zeby odpowiadac, przepraszam.
PS2. Widok ze wspomnianego tarasu.
psychol;DDD podziwiam i zazdroszczę…:)
Mistrzu, przeżyłeś początek, znalazłeś nocleg oraz wodę i jedzenie – znaczy wsio budiet haraszo 🙂 Na razie poruszasz się po terenie „europejskim”, ale to dobrze, zrzut od razu w Marrakeshu czy Fezu mogłoby zaowocować większym szokiem 😉
Nie przejmuj się klawiaturą, po kilku wizytach w kafejkach nie będziesz zauważał różnicy, może 😉
pewnie juz nie bedziesz w casablance, ale warto w tym miescie zobaczyc wlasnie ogrody, wielkie, palmowe, a takze dawna katolicka katedre z poczatku XX wieku, cala biala, katadra jest b. duza, aktualnie zamieniona w cantrum sztuki (czy cos takiego), a takze najwiekszy meczet w afryce polnocnej hassana II (jest to takze jedyny meczet, ktory moga zwiedzac nie muzulmanie), stoi nad samym oceanem (http://picasaweb.google.pl/artemizja82/Maroko102008#5263440150739168626)
a z tatanger dla mnie to przede wszystkim nocny widok na ciesnine gibraltarska – widac swiatla kadyksu, tarify, faro, sagres – mocne, mocne wrazenie; a takze budynek dawnej ambasady amerykanskiej, ale pewnie z racji sentymentu do bowlesow, bitnikow, burroughsa i nnych pisarzy, ktorzy mieszkali w tym miescie po II wojnie