Przemyślenia no image

Opublikowany 26 czerwca 2009 | autor Grzegorz Łuczko

21

Ludzie listy piszą

Dobra, jeszcze raz. To będzie dziwny tekst. Bo nie mój to raz, a dwa bo wprowadzenie do niego napisałem w październiku zeszłego roku, przed wyjazdem do Maroka – w zamyślę miał się ukazać podczas mojego wyjazdu stąd ten wtręt o tym, że w Maroku jest po prostu cudownie. Teraz już sam nie wiem czy dopisałem ten fragment na miejscu czy jeszcze przed wyjazdem? Nie mam pojęcia! Faktycznie jednak było cudownie, oczywiście trochę marudziłem w trakcie i zaraz po powrocie do domu, ale.. sami wiecie jak to jest. Dobra, nie przedłużam, poniżej mój wstęp do tekstu, a później już list, który z kolei otrzymałem po powrocie z Rumunii 😉 . Mam nadzieje, że połapiecie się w tym wszystkim!

Jest 27 października gdy piszę te słowa, ale gdy je czytacie to ja jestem już w Maroku (właśnie na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech!) i prawdopodobnie nie będę miał dostępu do internetu przez jakiś czas – stąd poniższy tekst, który przygotowałem sobie jeszcze przed wylotem. Ściślej rzecz ujmując nie ja a Kamil – jeden z czytelników PK4 (Dolnoślązak) – który napisał do mnie list razu pewnego. Odniósł się w nim do moich rozterek przed wyjazdem do Rumunii (te przed Marokiem pewnie już wiszą na blogu, sam jestem ciekaw co tam naskrobie 😉 ).

Pasją Kamila jest kolej. Ja też lubię jeździć naszymi, i nie tylko naszymi, pociągami, ale nie nazwałbym się fascynatem, a kolega z Dolnego Śląska jest własnie kimś takim. Pamiętacie jeszcze co pisałem przed Rumunią? Pamiętacie na czym polega „messneryzm”? Okazuje się, że i w hobby tak z pozoru różnym niż rajdy czy podróże występuje to samo zjawisko, zresztą posłuchajcie sami, oddaje głos Kamilowi (oczywiście dostałem pozwolenie na wykorzystanie treści listu na PK4):

Witaj!

Tak sobie czytam Twe „Rumuńskie refleksje” i myślę, że skrobnę nieco do Ciebie. Na maila, bo trochę bardziej o mnie, niż bezpośrednio na temat i zwyczajnie nie czuję się osobą „z paczki” więc tak indywidualnie jakoś mi łatwiej. Jak pewnie sam już wiesz, me hobby to głównie kolej z małym „ale” 😉 . Te małe „ale” to góry, dzięki czemu trafiłem choćby na Twoją stronę przy okazji poszukiwania czegoś więcej nt. rajdu w Kotlinie Jeleniogórskiej i tak jakoś mnie wciągnęło, że na jednej relacji się nie skończyło 🙂 (Kuerti pęka teraz z dumy – dop. Kuerti 😉 ). Ale o górach później.

Czytam właśnie te rumuńskie refleksje… i jakbym widział siebie. A konkretnie w kontekście przeżywania wyjazdu i stanu przedwyjazdowego. Koleją podróżuję głównie z pasji, bez konkretnego celu. Ot tak dla oderwania się od codzienności. I mimo, że cały czas mnie do niej ciągnie, to kiedy jednak przychodzi co do czego i mnie ogarniają wątpliwości! A przecież dla tak wytrawnego MK (Miłośnik Kolei) jak ja, powinna to być niemal rutyna… Jednak jadąc w taki piątek, na początek weekendu, w drodze na dworzec zastanawiam się „po cholere mi to właściwie”? I nawet nie o samą kasę już chodzi, tylko ogólnie. Nie lepiej posiedzieć sobie w domu, przed kompem (poczytać pk4 😉 ), a tu człowiek się pcha gdzieś wieczorem, gdy wszyscy wracają do domów… Jeszcze dobrze nie wyjechałem a już myślę, kiedy skończę! To chyba taki punkt odniesienia – startujesz, myślisz by już być w domu. Jesteś w domu – chcesz jechać (czysty „messneryzm” – dop. Kuerti). Jednak wszystko zmienia się, jak sam wspomniałem w chwili odjazdu pociągu. Wtedy koncentrujesz się na swoim bezpośrednim położeniu, myśli o domu idą gdzieś w niepamięć… Taki zwyczajny lęk przedwyjazdowy.

Piszesz o porażkach… w sumie i ja mógłbym przyrównać swoje wyjazdy do swoistych rajdów typu „dobówka” itp. A doba jazdy non – stop potrafi jednak wykończyć 😉 A w pociągu nie śpię, bo uważam, że jak mam jechać i spać, to lepiej zostać w domu i naspać się do woli. I także zdarzają mi się porażki, jak choćby założenie zbyt ryzykownych przesiadek i skomunikowań, bez planu B. Tak raz o mało nie zaliczyłbym nocki na Centralnym. Pasażer IC z biletem weekendowym na 1 klasę, wraz z menelami na ławce na Centralnym. Cóż za ironia losu 😉 Wtedy co prawda wróciłem, jednak później niż było w planie, przez co posypała mi się reszta weekendowego „kółeczka”. Bo w weekend kółeczkuję zazwyczaj tak, by wyjechać w pt wieczór i wrócić na noc sobota/niedziela by w niedzielę kontynuować dalej z powrotem na poniedziałek rano. Tu kółko mi się posypało i byłem zwyczajnie wściekły. 149zł na bilet poszło na marne, a jeszcze wydałem dodatkową kasę na powrót pospiesznym z Wawy.

Podobnie też jak Ty, zmagam się problemem nieświeżej odzieży. Bo już po paru godzinach w pociągu człowiek czuje się dość mało świeżo… Kiedy jeździłem jeszcze na kilkudniowe (teraz to już dla mnie totalny hardcore – cóż, starzeje się człowiek 😉 ) to na końcówce wyglądąłem tak, że bałem się spojrzeć w lustro w kiblu… Jednak do czego zmierzam, że mimo, wydawałoby się rutyny, nie da się całkowicie wyeliminować tych emocji przedwyjazdowych i charakterystycznego „bólu brzucha” 😉 . Grunt to wyjechać, a dalej już pójdzie samo… Bo rezygnacja, mimo, że w pierwszej chwili przyjmie się ja jako wybawienie, po paru chwilach zamieni się we frustrację… dlaczego właściwie?! I będzie tak ciążyło, póki nie podejmiesz wyzwania. Błędne koło.

(…)

Pozdrawiam

Autor: Kamil Cywicki (Dolnoślązak)

Pomyślałem, że to jest genialny tekst i koniecznie muszę go opublikować na PK4. Czy Was tak samo uderzyło to podobieństwo doświadczeń mimo, że obiekt naszych zainteresowań jest tak odmienny? Punkt wyjścia zawsze jest ten sam, czy to będzie wyjazd na rajd, na wyprawę czy wycieczka koleją, pojawia się strach i niepewność. Wielka niepewność. Może lepiej zostać w domu, przecież jest tak przyjemnie… Chciałbym zostawić Was samych z tą refleksją – czasem nie ma sensu pisać nic więcej. Na zachętę dodam tylko, że tu w Maroku jest po prostu cudownie, ruszajcie więc w drogę, nie ma nad czym się zastanawiać!

PS. Relacja z Grassora będzie, zawsze piszę relacje, to już tradycja, ale nie miałem kiedy za to się zabrać – cierpię na chroniczny brak czasu, niestety…


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



21 Responses to Ludzie listy piszą

  1. Drewniacki mówi:

    Ahh ci kolejarze… 🙂

  2. krystyna mówi:

    znam to uczucie… niepewności, ekscytacji, oczekiwania i jednocześnie zastanowienia, po co mi to właściwie… ten „syndrom” nazywam u siebie cygańską duszą… Za każdym razem stwierdzam, że życie bez tych moich fascynacji byłoby puste. Niech sobie inni siedzą przy telewizorach i komputerach w ciepłych kapciach i niech innym przepływa życie między palcami. Ja chce żyć, a nie egzystować…

  3. Kuerti mówi:

    Oglądałem jakiś czas temu film pt. Steep, opowiadał o narciarzach ekstremalnych. Niesamowicie ludzie swoją drogą. Zapadła mi w pamięć jedna kwestia, jeden z bohaterów na pytanie po co ryzykuje życie zjeżdzając na nartach ze skrajnie stromych ścian odpowiedział mniej więcej tak: mógłbym zrezygnować z nart, ale co w zamian? Czym byłoby moje życie wtedy? (przytoczenie bardzo niedokładne 😉 ).

    Myślę, że tutaj jest tak samo, ta niepewność to część gry. Myśl, że lepiej byłoby zostać jest tak naprawdę złudna, bo tak naprawdę zostając nie dostajemy nic w zamian, a przynajmniej nie na dłuższą metę. Po tych kilku wyjazdach i startach w rajdach teraz nieco inaczej podchodzę do tych przedwyjazdowych niepokojów. Wcześniej miałem nadzieję, że uda mi się je kiedyś zupełnie wyeliminować, ale teraz nie zawracam sobie tym głowy.

    Wiem, że są, wiem, że zawsze będą na mnie czekać. Akceptuję ten rodzaj gry. Wiem, że decyzja należy zawsze do mnie.

    Twoje ostatnie zdanie idealnie wpsiuje się w filozofię ekstremalnych narciarzy, i chyba generalnie ludzi przygody. Żyć a nie egzystować, można z tego hasła uczynić życiowe motto..

  4. Paweł mówi:

    Tylko że, za Życie trzeba nieraz oddać życie (ilu z tych ekstremalnych narciarzy dożyło starości?). Stąd biorą się dylematy i strach tej większości która egzystuje. Ponadto zależy ile kto ma do stracenia (czy ten który mówił, że gdyby zrezygnował ze zjazdów nic by nie miał, miał rodzinę? Wątpię. W takiej sytuacji łatwiej się ryzukuje).

    p.s. filmu „steep” nie oglądałem ale gdzieś mam. Muszę obejrzeć.

  5. Śpiochu mówi:

    Filozofia narciarstwa ekstremalnego jest mi bardzo bliska. Kiedyś moim marzeniem były zjazdy w górach wysokich. Właściwie to bardziej był cel niż marzenie. Pewnie gdyby poświecić się całkowicie tej dyscyplinie osiągnięcie światowego poziomu byłoby możliwe. Zdałem sobie jednak sprawę że oprócz ogromnej determinacji i umiejętności trzeba ponad wszystko kochać ryzyko. Podczas zjazdu z Piku Lenina miałem upadek w górnej części ściany, spadłem z lodospadu ok. 10m w pionie a później cudem udało mi się zatrzymać. Miałem podwójny fart; Po pierwsze wylądowałem na miękki śnieg. Po drugie została mi jedna narta przy bucie, bez niej zatrzymałbym się 2km dalej.
    Ten wypadek uświadomił mi jak cienka jest granica i że może jednak nie warto poświęcać życia dla nart. Sam nie wiem czy do końca się z tym pogodziłem ale nie mogę powiedzieć że oprócz niebezpiecznych zjazdów nie pozostaje nic innego.
    Zacząłem biegać, pojechałem na amatorskie zawody narciarskie, uczę się jeździć na łyżwach. To wszystko sprawia wiele frajdy a nie wymaga aż takich poświęceń.
    Według mnie jednak światowa czołówka jest już o jeden krok za daleko, oni w większości są uzależnieni od ryzyka i życie bez dużej dawki adrenaliny przestaje mieć sens. Okazuje się jednak że nie dotyczy to wszystkich.
    Dla mnie przykładem rozsądnego ekstremalisty jest Hans Kamerlander (w 1994r – wniósł narty na K2 i po zjechaniu z wierzchołka ok. 200m uznał że jest to zbyt niebezpieczne, wyrzucił narty i zszedł bezpiecznie na dół. )

  6. Kuerti mówi:

    Podobnie jak Śpiochu uważam, że jest wiele innych dziedzin życia – nie tylko o zacięciu sportowym, czy ekstremalnym, w których można się realizować. Osobiście jednak nie wyobrażam sobiej w tym momencie życia bez treningów i startów w rajdach. Gdybym nie mógł tego robić na co dzień moje życie straciłoby wiele na jakości – inna sprawa to pytanie jak w inny sposób mógłym z powrotem nadać temu życiu odpowiednią jakość? Myślę, że znalazłbym jakieś kreatywne ujście dla potrzeby samorealizacji, która chyba leży u podłoża mojego zainteresowania rajdami.

    Jednocześnie jestem sobie w stanie wyobrazić uzależnienie narciarzy ekstremalnych od ryzyka, do życia na krawędzi, życia na 100%, którego nie potrafią sobie odmówić. Nigdy nie zjeżdzałem, nawet nie potrafię jeździć na nartach, ale wydaje mi się, że podczas takiego zjazdu wszystkie zmysły są wyostrzone do granic możliwości i chłonie się rzeczywistość całym sobą, może Śpiochu potwierdzi moje przypuszczenia? Trudno taki stan osiągnąć nie narażając życia (pewnie wspinacze mają podobnie).

    Nie chciałbym też oceniać czy takie ryzyko jest dobre czy złe. Każdy rozporządza swoim życiem jak mu się podoba. Problem pojawia się wtedy jak w filmie Steep, gdy jeden z bohaterów ginie i zostawia żonę z synkiem..

  7. Krolisek mówi:

    A propos kolei… Wymyśliłam dziś taką teorię – jechałam akurat pod wiatr wzdłuż torów kolejowych spory kawałek (a nawet torami) i przyszło mi do głowy, że chyba ten zapach podkładów jest mocno uzależniający 😉 w każdym razie od razu zrobiło mi się bardzo wakacyjnie!

  8. Kuerti mówi:

    Skoro mowa o pociągach… Zastanawiałem się nad wypadem w Tatry – znów dzień czy dwa, szybka „akcja” i powrót do domu. Jednak wizja 18h w pociągu (cały dzień zmarnowany), jednego dnia napierania i znowu całego dnia w pociągu (2 dzień zmarnowany) powiedziałem sobie pas! A niestety mam do dyspozycji tylko 2 maks 3 dni do wykorzystania… Ech..

  9. Pankins mówi:

    Cześć.
    Dawno mnie tu nie było ale w końcu dziś udało mi się dorwać do komputera.
    Co do tematu rozmowy.
    Uważam że takie obawy to ma każdy.
    Moją największą pasją są góry. Z nimi wiąże swoje marzenia i swoje plany. Jednak jak zawsze pojawia się jakieś ale. Mam dość duży lęk wysokości i zawsze gdy wybieram się gdzieś wyżej ma pewne obawy czy na pewno warto, czy dam radę i takie tam. A gdy już wrócę zawsze czuje się dobrze i nigdy nie żałuje. Podobnie miałem przed setkami. Boję się biegać sam w nocy po nieznajomych terenach a jednak wystartowałem i nie żałuje. Wydaję mi się że to nieodłączna część podróży i sportów. To dodaje swoistego smaku całej wyprawie czy też zawodom. Dla mnie jest to motywacja do działania, do podjęcia wyzwania w końcu do próby przełamania swoich słabości co później procentuje w życiu i to mocno. Bez całej tej otoczki wyprawy, podróże czy też zawody po pewnym czasie stały by się rutyną i znudziły by się a tak ciągle to robimy pomimo tylu wątpliwości i obaw.

    Pozdrawiam
    Kuba Panek

    ps. Tak przy okazji gór:
    Pod koniec wakacji planuje zdobywać Mont Blanc i teraz poszukuje osób do ekipy. Mam samochód ale nie mam prawa jazdy. Niestety nie zdałem i przed wyjazdem już nie zdążę. Doświadczenie wymagane jest. Jeżeli ktoś był by chętny to pisać na maila:
    pankins@tlen.pl. Z odpowiedzią może być różnie bo jutro wyjeżdżam do Niemiec do pracy i nie wiem jak będzie z dostępem do internetu ale postaram się odpisywać jak najszybciej.

  10. Kuerti mówi:

    Co do biegania nocą po lesie, gdy jestem na zawodach nigdy nie odczuwam strachu, nawet jeśli znajdę się gdzieś sam pośrodku niczego i nie bardzo wiem gdzie jestem 😉 . Wszystko chyba rozbija się o poziom skupienia, a ten w 100% nakierowany jest na nawigację, wykrzesanie z siebie resztek mocy itd.

  11. rocha mówi:

    a ja zwsze boję się myśliwych – zwłaszcza gdy strzały sa coraz głośniejsze i słychać świsty.

  12. Paweł mówi:

    Przyznam, że na pierwszym starcie na setce (harpagan) miałem nocą w nieznanym lesie pełne spodnie (nie dosłownie 🙂 ). Teraz się przyzwyczaiłem i raczej skupiam na napieraniu. Ale jakiś drobny niepokój zawsze jest, u mnie przed każdymi zawodami. Na ulicy też boję się czy dam radę itp.

  13. Marta mówi:

    „Niech sobie inni siedzą przy telewizorach i komputerach w ciepłych kapciach i niech innym przepływa życie między palcami. Ja chce żyć, a nie egzystować…”

    takie podejscie uważam za snobistyczne: „patrzcie jaki jestem fajny bo podróżuje a nie siedzę w domu”

    tak jak napisał Kuerti: realizować się można w wielu róznych dziedzinach, nie tylko przez podróże czy sport
    żyć to znaczy być świadomym siebie, swojego życia i starać rozwijać się: poprzez sport, podróże, poprzez czytanie ksiażek (w ciepłych kapciach), jako rodzić itp, itd

    pozdrawiam,
    M

    P.S może autor tekstu o podróżach koleją mógłby polecić którąś z tras które zrobił?
    Ja kiedyś na bilecie weekendowym w lutym przejechałam trasę: Kraków-Trójmiasto-Szczecin-Poznań-Katowice-Kraków 🙂

  14. krystyna mówi:

    Marto:) nigdy nie byłam snobką i nigdy nie narzucałam nikomu stylu życia:) realizować się można w różny sposób:) haftując, czy czytając kryminały również. Nigdzie nie napisałam, że ja jestem fajna, podzieliłam się tylko z innymi swoją pasją, zresztą podróże to niejedyna moja namiętność, ale to nie jest odpowiednie miejsce do opowiadania o nich. Wydaje mi się, że jesteś z bardzo młodego pokolenia i dlatego tak rzuciłaś się na tv i „ciepłe kapcie”, które w pewnych kręgach, jeszcze całkiem niedawno było synonimem nic nierobienia, życia bez przyszłości, bez zainteresowań… Jeśli ktoś lubi taki styl życia, nie potępiam go, ani nie chcę go zmieniać. To temat rzeka… trudno w kilku słowach przekazać myśli całego życia. Podpisuję się natomiast pod słowami, że realizować się można w różny sposób i dobrze, bo gdybyśmy byli wszyscy tacy sami, życie byłoby piekielnie nudne:)

  15. Marta mówi:

    masz rację, Twoją poprzednią wypowiedź odebrałam inaczej niż powinnam
    dla mnie określenie „cieple kapcie” to życie „domowe” czyli bez włóczęg itp.

  16. Kuerti mówi:

    Wątek poszedł w bardzo ciekawą stronę, która już od jakiegoś czasu mnie nurtuje: tak, przyznaję się, czasem czuję się lepszy od „ciepłych kapci”, trudno jest mi się pozbyć tego wrażenia, uczucia. Nie wydaje mi się, żeby było ono pozytywne.

    Można być „ciepłym kapciem” z wyboru – rozumiem doskonale ludzi, którzy zamiast włóczyć się nocą po lasach szukając czerwonych lampionów wolą usiąść w fotelu i poczytać jakąś fascynującą książkę. Rozumiem ich bo sam tak czasem robię, nie widzę powodu, dla którego należałoby w życiu osiągać jakieś wielkie rzeczy, jeśli ktoś jest zadowolony z tego, co ma i cieszy się tym filmem, który obejrzy późnym jesiennym wieczorem gdy za oknem pada deszcz to ja to rozumiem i w pełni akceptuję.

    Mam jednak potworny problem z akceptacją powszechnej odmiany „ciepłego kapcia” czyli człowieka, który popadł w jakiś marazm, nie żyje tylko egzystuje jak napisała Krystyna – taki człowiek nie patrzy przed siebie, skupia się tylko na tym co przed nim, na bieżących potrzebach. Czasem odnoszę wrażenie, że nie różni się wiele od zwierzęcia.. On nie realizuje się napawając się intrygującą lekturą – jego jedyną lekturą jest Fakt i program telewizyjny, nie realizuje się chłonąc doskonały film – on ogląda „Mega Hity” na Polsacie, on nie realizuje się słuchając magicznej muzyki – on słucha „Eski” i hitów na czasie…

    Nie chcę wywyższać jednej drogi samorealizacji nad drugą, czy to będą moje ukochane rajdy czy to będzie wychowywanie dzieci, czy pisanie, tworzenie muzyki, szydełkowanie, cokolwiek w czym jest prawdziwa pasja, świadomość siebie, tego, że jest coś więcej niż egzystencja to tak naprawdę nie ma większej różnicy. Ale co właśnie z takimi ludźmi jak ci powyżej? Serce się kraje …

    Ciekawe czy wydałem jakiś kontrowersyjny sąd czy zgodzicie się ze mną?

  17. Kuerti mówi:

    To poczucie „lepszości” w sensie, nie zawsze mi wychodzi ale przynajmniej próbuję, a inni nawet tego nie robia, po prostu egzystują itp. Jakos intuicja mi podpowiada, ze nie po to znalezlismy sie na tym swiecie, zeby tylko pracowac, zaspokajac swoje podstawowe potrzeby i umrzec po X latach, musi byc cos wiecej!

  18. Petro mówi:

    Sorry, Kuerti, ale to jest takie łechtanie własnej próżności. Jak chcesz zrobić „coś więcej”, to się zatrudnij jako wolontariusz w hospicjum albo uratuj wieloryba. Przyznaj, że teza: „Latanie nocą po lesie dla rozrywki jest wyższą wartością niż wyginanie ciała w klubie dla rozrywki” jest dosyć dyskusyjna.
    Po co udawać, że to, co robimy, to coś więcej niż tylko dobra zabawa.

  19. jip mówi:

    Kiedy czasem wpadam w wątek o lepszości czuje się jakby winny. Może własnej głupoty najbardziej 😉 Jak się zastanowić to ludzie mają różne bziki, cele, upodobania i trudno je porównać a tym bardziej zwartościować. Ponieważ wartościując kieruję się własnymi wartościami, więc obiektywizm jest bardzo trudny. Zgadzam się z Petro – mamy swój fun. Może nawet coś więcej niż fun.

    Zauważam to co napisał Kuerti – też czuję różnicę między ludźmi mającymi coś więcej (cokolwiek by to było), a tymi co żyją jak żyli bezwolni, głupi i ślepi. Bezbarwni są bo chcą być szarzy. A my wyżej bądźmy i dalej, niż ci co się wyzbyli marzeń 🙂

    (myśli nie moje, ukradzione poecie, ale pasują)

  20. Kuerti mówi:

    Nikomu nie zabraniam dokonywać wolnych wyborów w swoim życiu, jeśli ktoś lubi co tydzień powyginać się na parkiecie to jego sprawa, nie chodziło mi o wartościowanie tego czym się zajmujemy, a o wskazanie różnicy w postawie, podejściu do życia. Nie uważam, że coś więcej koniecznie związane musi być z działalnością społeczną, wolontariatem – dla mnie to również praca nad samym sobą. Relatywizm jest fajny, wolny wybór również, ale dla mnie zawsze wartościowsze będzie to, co sprawia, że idziemy naprzód, rozwijamy się.

    Być może mamy inne doświadczenia z rajdami, ale dla mnie np. przygotowanie się do zawodów na zadawalającym mnie poziomie to sporo wysiłku, pracy nad sobą, nad własnymi słabościami, muszę ćwiczyć cierpliwość, wytrwałość, systematyczność itd. Myślę, że to jest cholernie wartościowe, nawet jeśli nie zawsze przekłada się na inne dziedziny w życiu prywatnym (a dziwnym trafem tak właśnie jest, że ta wytrwałość i zdolność do ciężkiej pracy na treningach nie przekłada się na pracę w innym obszarze itd.) i tak, uważam, że to ma większą wartość niż bezmyślne gapienie się w telewizor itp. Czy mam prawo wartościować? Dokonywać oceny? Nie wiem, być może nie, wiem jedno swoim dizeciom jako za wzór do naśladowania nie postawię młodego imprezowicza tylko raczej osobę, która udanie realizuje się w danej dziedzinie życia… Od wartościowania moim zdaniem nie da się uciec, po prostu czasem trzeba dokonać wyboru…

  21. krystyna mówi:

    Pozostaje mi się podpisać tylko obydwoma rekami pod Twoimi słowami : „Nikomu nie zabraniam dokonywać wolnych wyborów w swoim życiu” – ja swoim dzieciakom chce tylko pokazać , że można wybierać spośród różnych sposobów na życie, że przysłowiowa „budka z piwem”, czy grupy „blokersów” to tylko margines… Mam nadzieję, że gdy będą starsi coś w nich z tego „niepokoju” i ciekawości świata pozostanie. Życie bez żadnych zainteresowań, pasji to bardzo smutne życie… Szanuję takie wybory, ale też staram się zarazić innych swoją energią i poszukiwaniami swojego miejsca na ziemi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1.695676 bitcoin. Go to withdrawal =>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=21d4e963c38c85daff7d9ab6094465a6& 9chzgl – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1.494334 BTC. Verify >>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& 0ayajo – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1,925849 BTC. Next > https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& 3zarmq – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.579962 BTC.GET - https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& azfe2y – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA