Góry no image

Opublikowany 6 stycznia 2008 | autor Grzegorz Łuczko

13

Lubię góry…, bo są męczące

Bieszczady

Kuerti: Druga z konkursowych prac. Zapraszam do lektury i wyboru najlepszego tekstu!

Rafał: Wreszcie dostrzegam w ciemności czarny kształt schroniska na Połoninie Wetlińskiej. Żadnego światła ani dźwięku. Przy ledwie żarzącej się latarce wchodzę po cichu do środka. Pełne zaskoczenie… Jest sierpień, wakacje, w dzień po połoninach chodzą tłumy, a tu pusto. Ani żywej duszy. Spodziewałem się, że zastanę turystów śpiących na podłodze. Może jakąś grupkę gotującą sobie coś na gazie, która by mnie poczęstowała paroma łykami gorącej herbaty, o której marzyłem już od kilku godzin. A tu ciemna, pusta sala. Latarka świeci już tylko na kilka centymetrów, więc po omacku znajduję stół i siadam przy nim na ławie. Minęła właśnie 23:00. Bez latarki daleko nie zajdę. Trzeba przeczekać do świtu. Szkoda, nie uda mi się już pokonać całej zamierzonej trasy, ale teraz muszę odpocząć. Bez karimaty, śpiwora, jedzenia i bez picia kładę się na twardej ławie. Jestem zbyt zmęczony by zasnąć. Kładę nogi na stole i patrząc w ciemność, wspominam ostatnie godziny.

Komańcza – godzina 10:15. Właśnie wysiadłem z autobusu i ruszam z kopyta głównym szlakiem beskidzkim. Jego czerwony kolor będzie mi towarzyszył przez najbliższe kilkanaście godzin. Pierwsza godzina marszu nie napawa mnie optymizmem. Większą część drogi szlak prowadzi asfaltem. Ale nie to jest główną przyczyną moich obaw. Idę szybko, nawet bardzo szybko, ale czas, po jakim znalazłem się w Duszatynie sugeruje, że całą trasę pokonam aż w około 28 godzin, a zależy mi przecież na 24 godzinach. Coś jest nie tak. Przyspieszam. Mijam kolejnych turystów. Na chwilę zatrzymuję się przy bajkowo wyglądających Jeziorkach Duszatyńskich i już wspinam się dalej, na pierwszy ze szczytów na mojej drodze. Chryszczata. Ostatni raz, gdy tu byłem padał śnieg, dzisiaj jest upał, około 30 stopni. Mam nadzieję, że nie będzie burzy. Na szczycie tyle hałasujących turystów, że z przyjemnością ruszam dalej. Przełęcz Żebrak, Jawornik, Wołosań, Osina. Teraz leżąc w schronisku to już tylko wspomnienie, ale zmęczyły mnie porządnie i do przodu pchała już tylko ogromna potrzeba zjedzenia ciepłego posiłku, tym bardziej, że ostatni porządny posiłek zjadłem po południu dnia poprzedniego. Wreszcie jestem w Cisnej. Jest tuż przed 16. Wpadam do restauracji, zamawiam pomidorową i herbatę z cytryną. Delektuję się jej smakiem. O jej! Już się skończyła. Może zamówić jeszcze jedną? Nie, najlepiej nie marnować czasu. Jeszcze tylko małe zakupy w sklepie i już jestem w drodze na Jasło.

Nogi mi zdrętwiały. Sporym wysiłkiem zdejmuję je ze stołu. Dalej nie mogę zasnąć, może spróbuję na boku.

Bieszczady

Humor mi się poprawił. Ciepły posiłek dodał sił, a i międzyczasy, jakie uzyskiwałem w punktach kontrolnych, które sobie wyznaczyłem świadczą, że mam szansę pokonać cały dystans w około 20 godzin. Zbudowany także tym, że to nie ja się guzdrałem na początku, tylko przewodnik podawał złe czasy przejścia poszczególnych odcinków, ledwo się obejrzałem, a już jestem na Jaśle. Widoczność nie najlepsza, ale tej panoramki sobie nie odmówię. Słyszę bicie własnego serca, głośny, szybki oddech, czuję tętno w skroniach. Przy tej specyficznej „muzyce” nazywam kolejne szczyty, przełęcze. Jest wspaniale. To tak, jakbym już był na tych wszystkich górach, poczuł je całym sobą. To zmęczenie nadaje takiej panoramie niezapomnianego uroku, który będę na pewno długo pamiętał. Choć jest jeszcze trochę czasu do zachodu słońca, powietrze nabiera już tej specyficznej pomarańczowej barwy. Góry stają się bardziej wyraziste. A ja niemal połykam je pełną piersią. Jakiś krzyk ptaka sprowadził mnie z powrotem na szczyt Jasła, do rzeczywistości. Ruszam dalej, Okrąglik, Fereczata. I choć niedawno odpoczywałem znowu staję, i upajam się widokiem gór. Tym razem obserwuję mocno czerwony zachód słońca. Ze szczytu ostro ruszam w dół, zbiegam po stromej ścieżce. Zapamiętuję się w tym do tego stopnia, że w pewnym momencie stwierdzam, że „to nie ja biegnę po górach, ale góry biegną pod moimi stopami”. Wspaniałe uczucie. I tylko porządnie zmęczone nogi i bolące stawy przypominają mi, że nie jest to niestety prawda. Niestety? Nie. Ja chcę, żeby góry były męczące. Co byłoby warte zdobycie nawet najwyższej góry, gdyby nic to nie kosztowało? Dla mnie, jednym z nieodzownych uroków gór jest towarzyszące im zmęczenie. Może jestem szalony, ale lubię poczuć i zakosztować gór całym sobą. I moje góry to nie tylko usypane z ziemi czy kamieni kopki, ale wszystko z nimi związane. To zawsze zwariowane pakowanie się w ostatniej chwili. To nieprzespane, często niezbyt wygodne noce, czy nawet dni, w podróży. To ranne wychodzenie z ciepłego i miłego śpiwora do zimnego i wilgotnego świata. To posiłki robione na ognisku. To mokre i obcierające buty. To palące słońce, brak wody, wiatr, deszcz czy śnieg. To także piękno przyrody, zieleń traw, jesienne kolory drzew. To chodzenie prostymi szlakami, jak i pokonywanie trudnego terenu. To gubienie się i znajdowanie. To spanie w bacówkach czy w jamkach śnieżnych. To wreszcie wspólne śpiewanki przy ognisku, samotna wędrówka i radość z tego, że jestem w tym i w tym uczestniczę.

Ktoś chodzi na górze. Chyba wreszcie się trochę zdrzemnąłem. Na dworze jest jeszcze ciemno. No nic, chociaż już trochę odpocząłem, i chętnie poszedłbym dalej, jestem zmuszony do odpoczynku. A gdybym miał dobrą latarkę, to nie jest jeszcze za późno, aby pokonać całą trasę w zaplanowanym czasie. No nic, szkoda. Przekręcam się na drugi bok i znowu próbuję zasnąć.

We wsi Smerek wszystko już pozamykane. Zjadam, więc szybko jakieś zapasy z plecaka popijając zimną wodą, która po wypiciu już dzisiaj 5 litrów wychodzi mi bokiem… Podchodzę niezbyt stromym zboczem. Robi się coraz ciemniej. Pojawiają się, widoczne między drzewami, pierwsze blade gwiazdy. Może uda się dojść na wierzchołek Smereka bez wyciągania latarki. Gdy brzozy i buki ustąpiły miejsca świerkom, zrobiło się czarno. Idąc przez las nic już nie widzę. Staram się iść „na słuch” i nogami wyczuwać, czy nadal jestem na ścieżce, czy już z niej zszedłem. Wreszcie jestem zmuszony do sięgnięcia po latarkę. Na stromym zboczu w środku lasu, wygrzebuję z plecaka latarkę i wkładam baterie. Snop jasnego światła oświetla las. Jestem jakieś 5 metrów od ścieżki, która w tym miejscu zakręciła ostro w prawo. Wracam na ścieżkę i przy hukaniu sów wdrapuję się wyżej i wyżej. Kończy się las. Ale to jeszcze nie koniec wspinaczki. Z Jasła było widać, że połonina od tej strony Smereka zaczyna się jakieś 200 metrów pod szczytem. A więc jeszcze 200 metrów. Dobra, wejdę tam bez odpoczynku i ciepłe rzeczy założę dopiero na górze. Robi się coraz zimniej, wzmaga się wiatr. Ale już minąłem wierzchołek i ciężko oddychając odpoczywam kilkadziesiąt metrów dalej w trawie. Przebieram się w polary, kładę na plecaku i patrzę w gwiazdy. I choć noc nie jest najpiękniejsza, a gwiazdy świecą blado, chłonę ten widok przez blisko 10 minut. A może by tak przejść, dajmy na to w tydzień drogę mleczną… albo przejechać resztę trasy Wielkim Wozem…

Bieszczady

Zejście na przełęcz Orłowicza przy mocno świecącej latarce halogenowej nie zajęło mi wiele czasu. Ale latarka słabnie. Tam gdzie się da, próbuję iść bez latarki, ale bardzo to spowalnia mój marsz. Coraz częściej potykam się o kamienie i kępy trawy. Tracę dużo sił, a Połonina Wetlińska jeszcze daleko. Znowu muszę odpocząć. Marzę o czymś ciepłym do jedzenia i przede wszystkim do picia. Po co ja to właściwie robię? Komu chcę zaimponować przechodząc tę szaloną trasę? Może dojdę do schroniska i skończę z tymi wygłupami. Tak, to dobry pomysł. Jutro znowu będzie dzień i ruszę w góry, spokojnie, bez szarżowania. Ale zaraz. Przecież ile już razy mimo potężnego zmęczenia jednak szedłem dalej i nie poddawałem się. Nie, nie poddam się. Przejdę tyle ile będę chciał. Robię to przecież dla siebie i tylko ode mnie zależy, kiedy zakończę ten maraton. Zmęczenie trochę ustąpiło. Znowu jestem pełen zapału do dalszej drogi. Może zdążę do schroniska zanim ludzie położą się spać. Trzeba się spieszyć. Zapalam latarkę. Tempo od razu wzrasta. Kilkadziesiąt metrów przed szczytem latarka gaśnie. Na szczyt wchodzę w zupełnej ciemności. Przejście kilkudziesięciu kolejnych metrów bez światła będzie chyba niemożliwe, a może jednak… Siadam na szczycie. Wypijam ostatni łyk wody. Chowam latarkę pod polar, aby baterie się trochę zregenerowały i próbuję przyzwyczaić oczy do ciemności. Idę powoli dalej. Nagle ból przeszywa mi kolano. Uderzyłem w jakiś wystający kawałek czarnej skały. Dalsza wędrówka bez światła jest jednak zbyt niebezpieczna. Zapalam latarkę. W jej ciągle słabnącym świetle udaje mi się przejść jakieś 50 m. Znowu muszę stanąć i trochę zregenerować baterie. Po trzech takich odcinkach udaje mi się wreszcie wyjść poza obszar skałek i dalej, powoli, ale już bez latarki, idę w stronę schroniska.

O jej! Jest już za kwadrans piąta. Wyglądam przez okno. Świat zmienił swój kolor z czarnego na szary. Może iść dalej? A może jeszcze trochę pospać? Całości trasy i tak nie przejdę, a odcinek do Ustrzyk Górnych na pewno pokonam szybciej. Zaraz, przecież jak się pospieszę, to może będę mógł zobaczyć wschód słońca na Połoninie Caryńskiej. Wstaję szybko, zakładam ciężkie buty i niezauważony wychodzę ze śpiącego jeszcze schroniska. Wieje bardzo silny wiatr. Choć nie idę już grzbietem tylko zmierzam w dół, to wiatr często niemal mnie zatrzymuje. Czuję jak hula w mojej brodzie. Kilkadziesiąt metrów ode mnie, czujnym okiem przyglądają mi się dwa jelenie. W górze szybuje myszołów. Wreszcie jestem w Berehach Górnych. Mogę się napić. Nie jest to niestety ciepły napój, ale z kawałkiem chleba i kiełbasy, stanowi moje dzisiejsze śniadanie. Robi się coraz jaśniej i cieplej. Kości i mięśnie już się rozruszały po wczorajszym męczącym dniu i spaniu na nie najwygodniejszej ławie. Szybko zdobywam wysokość. Jestem kilkadziesiąt metrów pod szczytem, gdy zauważam pierwsze odblaski wschodzącego słońca. Staję na szczycie. Jestem sam. Spóźniłem się na wschód słońca jakieś 10 minut. Ale to nic. Widok jest wspaniały. Świat w kolorze różowym wygląda naprawdę pięknie. Mam sporo czasu, więc mogę delektować się tym widokiem. Siadam w trawie tuż powyżej wielkiego fioletowego pola krwawnika. Widoczność też się poprawiła, więc panoramka, którą sobie zrobiłem sięgała aż na Ukrainę i Słowację. Nie muszę się spieszyć. Mam jeszcze dużo czasu. Spacerowym tempem schodzę w dół. Lubię samotne góry i przez ostatnie 12 godzin nie spotkałem w nich żadnego człowieka, dlatego z pewnym przygnębieniem zobaczyłem pierwszych, jeszcze trochę zaspanych turystów wychodzących w góry.

Koniec. Właśnie minęła godzina 8:00. Stoję przy słupku z oznaczeniem znaków na Tarnicę i Halicz. Nie tym razem jednak. Brak latarki pokrzyżował mi plany. Czuję pewien niedosyt, ale czy mam, czego żałować? Wspaniałe 22 godziny, jakie spędziłem na trasie należą do mnie. Moje jest zmęczenie, moje są bolące nogi, ale także moja jest radość z gór i radość siebie. Przecież nie robiłem tego dla kogoś, zrobiłem to dla siebie, dla zaspokojenia własnych ambicji. Przeszedłem tyle ile mogłem, na ile pozwoliły mi warunki i to się liczy. Nie ważne są teraz troski i problemy, jestem wolny. Siadam przy stoliku przed sklepem. Otwieram butelkę „Tymbarka”, a na kapslu jest napisane: „Odpręż się…”.

Kuerti: Jeśli spodobała Ci się ta praca, oddaj na nią głos w komentarzu!

Przeczytaj również drugą finałową prace:


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



13 Responses to Lubię góry…, bo są męczące

  1. Misiek mówi:

    Stawiam na tą pracę, super napisane.

  2. Colin mówi:

    Mój głos właśnie idzie na tą pracę!!!

  3. mateusz mówi:

    Dużo lepszy tekst od tamtego dlatego mój głosik. powodzonka

  4. Janek mówi:

    Stawiam na tą 😉

  5. wikiyu mówi:

    miałem poważne wątpliwości. Jedna i druga praca są na wysokim poziomie tak językowym jak i merytorycznym. Jednak powiem szczerze – nadmiar językowych popisów mnie jednak odstraszył i wolę oddać głos na człowieka który lubi góry… bo są męczące.

    Tak samo jak ja lubię rower bo jest męczący 😀

  6. emka mówi:

    Wybór naprawdę trudny. Obie prace naprawdę mocne.Jednak trzeba wybrać i wybieram pracę Rafała.Szczegółowa, drobiazgowo dokładna i bardzo sugestywna relacja walki z samym sobą i wszystkimi przeciwnościami.
    *
    Po takich tekstach i po własnym doświadczeniu naprawdę wierzę w POTĘGĘ LUDZKICH MOŻLIWOŚCI:)

  7. jasiekpol mówi:

    Jakbym tam był, dla mnie na +

  8. radecki.m mówi:

    […]napisze najładniejszą relację ze startu w zawodach bądź też jakiegoś szczególnego treningu. Tekst nie musi być długi, ale musi chwytać za serce.[…]

    Tekst nie dość że obszerny i na TEMAT, to chwytający ze serce -do tego stopnia iż zmotywował mnie do długiego wybiegania!

    Drugi tekst wg mnie to nazbyt duży przerost formy nad treścią…

    JAK NAJBARDZIEJ NA TAK!

  9. czarny mówi:

    duży plus, stawiam głos na tę pracę

  10. artur mówi:

    glosuje na tekst Rafała
    artur kurek

  11. primo mówi:

    radecki.m – nie uchybaijąc nikomu myślałem, że watek ten służył do głosowania, lekko uraził mnie taki osąd przerost formy nad treścią. Nie wiem czy lepiej nie umieć pisać i spróbować coś zrobić, niż jak Ty – umieć a nie zrobić nic.

  12. Mariusz mówi:

    Ostatnie zdanie z tymbarkiem pierwsza klasa!
    Również głosuję 🙂

  13. Kuerti mówi:

    Mariusz,

    Witaj na PK4! Twój głos jest niestety nieważny, konkurs miał miejsce dobry rok temu, nagrody już dawno przyznano. 🙂 . Ale niedługo już kolejny konkurs! 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA