Limit błędów…
Czasem trudno zebrać się na trening. O, choćby w takie jak to, leniwe, niedzielne popołudnie. Setki razy już wychodziłem z domu pobiegać, na rower, czy to w słotę i deszcze, czy w upalne letnie dni, a może zimowe zawieje? Proszę bardzo. Pogoda? To nie jest problem. Wszystko rozgrywa się w głowie.
Dziś jest naprawdę pięknie, mamy połowę października, świeci słońce, a powietrze jest cudownie rześkie. Warunki idealne, co? No kurde, własnie nie! Właśnie nie… Nie mogę się zmobilizować, zupełnie. Trening mi nie idzie, gdzieś zagubił się ten rytm, w który wpada się trenując regularnie przez kilka tygodni. Układam plany i nic z nich nie wychodzi. A to przeziębienie, a to słabiej się czuje, a to brak czasu, a to czy tamto. Ja naprawdę chcę trenować, ale zbyt często mi to nie wychodzi…
Dalszą część naskrobałem po powrocie z treningu. Jednak!
Naprawdę chciałbym już skończyć ten sezon i z czystą kartą zacząć przygotowania do kolejnego. Zresetować się, zrobić format, tego co jest i zacząć od nowa. Myślę, że przez te 3, może 4 lata od kiedy zacząłem niemrawo się ruszać prawie wyczerpałem limit błędów. Teraz powinno być tylko lepiej.
Czasami odnoszę wrażenie, że za dużo marudzę, a za mało… No właśnie, co za mało? Może to kwestia niesprecyzowanych wymagań? Stwierdzenie chcę być „najlepszy”, albo nawet tylko „dobry” nie mówi zbyt wiele. Bo co to znaczy? Jakie przyjąć kryterium?
Wygląda na to, że będę miał o czym myśleć układając plan na nowy, lepszy sezon 2008…
PS. Tak się trochę nieśmiało Was zapytam, jakie macie nie marzenia, a właśnie jasno sprecyzowane plany względem rajdów? Stawiacie sobie wysoko poprzeczkę?
Oj, skąd ja znam to uczucie;-) Choćby dziś spotkało mnie dokładnie to samo – niby piękna pogoda, idealna temperatura a jednak jakoś się na bieganie nie chciało wyjść. Za to pogimnastykowałem się wieczorem, dobre i to.
Co do planów rajdowych itp., to mam na razie jeden pewniak – wiosenny Harpagan, trasa mieszana. Poza tym, zobaczymy, zależy od wielu czynników w tym zwłaszcza od zebrania chętnej ekipy do startu…
Ja mam takie marzenie rajdowe, żebyś się zaczął znowu ścigać a nie marudzić 😉
Mam marzenia górskie a jakichś dokładnych marzeń rajdowych nie mam, nie marzę o podium czy mega sukcesach. Fajnie byłoby po prostu zrobić parę rajdów tak, żebym się bardziej po nich cieszył niż wk..wiał się na wtopy. W tym roku się parę razy udało i spoko.
P.S.
No dobra, fajnie byłoby kiedyś pojechać na jakiś egzotyczny rajd 😉
Moje marzenie jest zbieżne z Twoim Piotrek, też chcę wreszcie się pościgać. Na Harpagana czekam więc z niecierpliwością, ale też i z ulgą wrócę do domu. Bo ten sezon wybitnie mi nie wyszedł…
to ja przyszoruje po ziemi swoim marzeniem. zaczac chodzic, kustykac, potem przebiec pierwsze 3km… czekam na tas rozkoszna chwile. moze byc i w sniegu i w deszczu, moga padac oba na raz 😉