Jadę się powłóczyć odrobinkę
Mniej więcej do 81 minuty miałem gotowy pomysł na tekst, wystarczyło tylko włączyć komputer i przelać to, co w głowie na postać elektroniczną. Wtedy jednak padła bramka, po 4 minutach kolejna i nagle okazało się, że tak naprawdę muszę wszystko zaczynać od nowa. Lech Poznań wyrównał wydawało się przegrany mecz, a Franek Smuda po raz kolejny okazał się geniuszem. Lubię tego pana bardzo, lubię go za Broendby Kopenhaga (pana Zimocha za ten mecz również lubię bardzo), za Legię Warszawa, za Austrię Wiedeń i za Udinese Calcio. To facet z charakterem, tak jak i wszystkie jego drużyny.
Jednak gdy w 53 minucie cwani Włosi strzelali 2 bramkę (to takie cwaniaki, że strzelił ją „nasz” Kolumbijczyk) i wydawało się być już po wszystkim pomyślałem, że nie lubię emocjonować się meczami polskich drużyn, bo zawsze jest, cholera, tak samo. Najpierw wielkie nadzieje, dmuchanie gigantycznego balonu, który z hukiem pęka już po kilkudziesięciu minutach decydującej gry. Od tej reguły nie ma wyjątków, w zasadzie, przykładem niech będą kolejne wielkie imprezy rangi mistrzowskiej, na których kolejno braliśmy udział i zarazem ostre cięgi. Kilkumiesięczny hurra optymizm i wielka, czerwcowa depresja już po pierwszych meczach. A więc gdy Arboleda pakował piłkę do własnej bramki pomyślałem, że dobrze móc polegać na sobie, nie liczyć, że ktoś nas uszczęśliwi, że ktoś wzniesie się na wyżyny swoich możliwośći.
Pomyślałem też, że pieprzyć piłkę nożną, przecież w sobotę mam zawody, na których sprawdzę się ja sam i nie będę musiał oglądać tych cholernych piłkarzy. A później Lech strzelił 2 bramki i zamknął mi buzie – nie miałem już argumentów. Jedno jest jednak pewne – w sobotę mam rajd i chcę wypaść lepiej od piłkarzy, remis mnie nie zadowoli, cokolwiek to znaczy. W zasadzie Włóczykij to bardziej spotkanie towarzyskie niż impreza dla ścigantów. Równolegle w Gryfinie odbywa się bowiem festiwal podróżniczy pod tą samą nazwą i podejrzewam, że tak naprawdę to właśnie on stanowi centrum zainteresowania większości uczestników zapisanych na zawody. Konkurencji więc nie będzie zbyt wielkiej, ale to tym gorzej dla mnie, pojawia się presja na wynik – a tej jako osoba mocno niewierząca (w siebie i w ogóle) nie znoszę.
Oczywiście dam z siebie wszystko (Piotrek Sz. ustawił mi poprzeczkę na 8:15 – powalczę ale to raczej zbyt ambitny plan…) i nie będę odpuszczał, ciekaw jednak jestem co to znaczy w tym momencie „wszystko”? Jestem w bardzo fajnym momencie przygotowań do nowego sezonu, w sobotę stuknie mi akurat miesiąc treningów po kilkudziesięciu dniach bezczynności, będzie więc można wyciągnąć pierwsze wnioski – start w rajdzie 360 był zbyt wcześnie, żeby coś więcej powiedzieć o mojej formie. Na pewno nie dam rady przebiec całego dystansu – w niedziele zrobiłem swój najdłuższy trening od 4 miesięcy… 12 kilometrów!
Tak naprawdę to czy dam radę przebiec 20 czy 30 kilometrów akurat nie jest najistotniejsze, w tym momencie bardziej liczy się dla mnie to, że wreszcie trening przebiega bez większych zakłóceń, z tygodnia na tydzień czuję się coraz mocniejszy. Włóczykij będzie papierkiem lakmusowym dla mojej obecnej formy, albo inaczej, będzie potwierdzeniem tego czy idę w dobrym kierunku. Do głównego startu – czerwcowego Adventure Trophy pozostało jeszcze mnóstwo czasu. Nie ma więc pośpiechu (jeszcze). Również odnieśliście wrażenie, że zaczynam się asekurować? Czy jeśli napiszę, że na Włóczykiju chcę przede wszystkim potrenować wykorzystanie maksimum aktualnych możliwości to również będzie zabezpieczanie się przed ewentualnym słabym wynikiem? Tak jest w istocie, ale ten fakt można zinterpretować również zupełnie inaczej.
Zaczynam już pieprzyć głupoty więc przejdźmy do konkretów. Poprzeczka na 8:15 jest zawieszona cholernie wysoko, biorąc pod uwagę warunki pogodowe, nawigacje w nocy i moją słabą (jeszcze) formę wydaje mi się, że może nawet za wysoko. Ale z drugiej strony taki wynik to wyzwanie, a w końcu wyzwania motywują – powalczę o połamanie 8:15. To plan maksimum. Czas pomiędzy 9:00 a 9:30 to plan optimum. Do 10:30 minimum, a połamanie 11 godzin to granica przyzwoitości… Oczywiście wszystkie założenia tyczą się zakładanych 60 kilometrów, jeśli dystans będzie inny po prostu odejmę lub dodam nieco minut.
Chcę! Mogę! Osiągnę!
W zasadzie nie lubię zakładać przed startem jaki wynik osiągnę, zwłaszcza, że w rajdach trudno o dokładność w takich przewidywaniach, za dużo zmiennych. 60 kilometrów to jednak taki dystans, że można pobawić się w szacunki. Na tyle krótki, żeby nie zajechać się i na tyle długi żeby się nieco zmęczyć. Przyda mi się taka porcja motywacji. Napisałem, że nie lubię szacować czasów jakie osiągnę na mecie i jest to prawdą, nie lubię tego robić publicznie. Oj pamiętam jak ta deklaracja o 24 godzinach, w których miałem pokonać 145 kilometrów na Przejściu stawała mi w gardle już po kilku godzinach gdy uświadomiłem sobie, że to było po prostu nierealne (dla mnie)…W głowie (nie ma się później przed kim wstydzić) jednak zawsze układam plany maksimum, optimum i minimum. Odezwę się w niedzielę bądź poniedziałek i dam znać jak mi poszło…
Cholera, obudziłem się piątek rano, wyjrzałem za okno a tam nowa partia śniegu, prosto z nieba! W tej sytuacji powyższe dywagacje bardzo mocno zaczynają odbiegać od rzeczywistości, w takich warunkach z pewnoscią spędze na trasie znacznie więcej czasu. Główny cel pozostaje jednak ten sam: wykrzesać z siebie maksimum!
Część z Was szykuje się na prawdziwą wyrypę, 100 kilometrów po roztoczańskich jarach podczas kolejnej edycji Skorpiona, jak forma i nastroje przed startem? Mam nadzieje, że gorące! W Gryfinie (miejsce startu Włóczykija) nad ranem w niedziele -15, w Batorzu (Skorpion) kilka stopni mniej! Nic to, lecę w Dobsomach tak czy inaczej 🙂 . Gdybym jednak przypadkiem zamarzł mam tylko jedną prośbę, niech ktoś zaopiekuje się PK4 😉 .
PS. Muminka nie ma bo go King Kong napadł!
Zobacz również:
- Przed rajdem 360 – Pierwszy start w 2009 roku, powrót do Bytowa po 5 latach przerwy. Wspominkowy rajd.
- Przed Harpaganem 36 – ponowny powrót do Sierakowic i zaklinanie samego siebie. Ostatni start sezonu.
- Przed bardzo długim spacerem – o pewnym celu, z którym chciałem zmierzyć się na trasie Przejścia dookoła Kotliny Jeleniogórskiej
- Przed Półmaratonem Szczecińskim – PS to był mój debiut na ulicy, zrobiłem już kilka setek, ale w bieganiu na asfalcie jestem absolutnym nowicjuszem!
- WSS 2008: Przed skokiem na 100 kilometrów – powrót na setkowe trasy i obawy z tym związane.
Dobrze że się ubierasz chłodniej, będziesz musiał szybciej biec.
A jak postaram się dorwać cię Grzegorz przed startem. Mamy do pogadania.
Dokładnie 🙂 . Ewentualne wychłodzenie znowu nie będzie katastrofą, będzie trening pod jakieś ambitniejsze działania w górach..
Wojo,
Będę 2-3h przed startem więc pewnie się spotkamy 🙂
dzięki za tego Zimocha, normalnie się wzruszyłem…
Czyli będziesz chciał skończyć około 01.00-02.00 w nocy, nieźle. Ja idę z kuzynem, mam nadzieję, że pociśniemy, w końcu trzeba z raz tej zimy zajechać mięśnie;)
Tylko nie wiem w jakich butach iść?! Trekkingi na ten śnieg, czy bieżnik trailowy wystarczy?! A myślałem, że chociaż ten dylemat wypadnie.
Do zobaczenia w Gryfinie!, ja będę około 13-14.00.
Prawdę powiedziawszy 8-9h to czas na bezśnieżny przebieg, jeśli będzie trzeba przecierać sobie ślad w lasach to zejdzie mi na pewno dłużej. Zakładam Salomony Xa Pro, jeśli nie będziesz biegał to może i lepiej założyć coś nieprzemakalnego, ja pewnie szybko się sobie pomoczę stopy 🙂 .
Ja przyjeżdam jakoś po 14 będzie więc czas na spokojną rozmowę 🙂 . Do zobaczenia!
PS. Hiubi, chciałoby się powiedzieć, tak już nie komentują, ach te emocje! 🙂
Ha! Będę pierwszy:) Gratuluję wygranej! po raz drugi nawet;)
Grzesiek gratulacje ! Piszą wszędzie że rozjechałeś konkurencję.
Na Skorpionie było fajnie, temperatura do -20, chwilami śnieg po samą… śnieg sięgał powyżej kolan. Padłem po 50 kilometrach. Ukończyło w limicie 5 osób na 34 startujących. Szacunek dla Pawła, zaliczył 16PK na dwadzieścia.
Dzięki panowie! Moc wczoraj była ze mną, co mnie nieco zdziwiło… Strasznie mnie ząb boli więc na razie tylko tyle 🙂 . Może wieoczrem uda mi się napisać garść wspomnienio-refleksji powłóyczykijowych, a uzbierało się tego całkiem sporo.
Yanek,
Gratuluje 50tki, z pewnością nie mieliście tam łatwego zadania. Co znaczy, że padłeś po 50km? Brak mocy? Odciski?
Pawłowi również gratuluje, ciekawi mnie tylko czy zadowalony jest z tego wyniku? 🙂 .
A kto wygrał? Stawiam piwo, na któregoś z panów M. – Michał (Jędroszkowiak) czy Marcin (Krasuski)?
Wygrał Marcin Krasuski, Michał Jędroszkowiak był chyba czwarty, ale nie wiem tego na sto procent.
Wykończył mnie… przepak. Było ciepło, pyszna herbata z cytryną, wygodna karimata, puchaty śpiwór… I to wszystko razem mnie pokonało. Nie miałem też szans na zmieszczenie się w limicie czasu (co mnie zdemobilizowało), ani też prawdę mówiąc sił na następne pełne 50 kilometrów. Ale tak ze dwa, trzy punkty należało zrobić zamiast leżeć do góry brzuchem i przyjemnie gawędzić… Leń mnie zwyciężył.
Jedynym usprawiedliwieniem mogą być słowa kilku rasowych setkowych wyjadaczy, że tak ciężko jeszcze nigdy nie było. Jako nowicjusz nie mogę tego zweryfikować, ale rzeczywiście chwilami to chciało mi się płakać i kląłem pod nosem na ten śnieg, a jeszcze bardziej na ukryte pod nim niespodzianki.
Czyli musiała być ciężka nawigacja skoro Michał dopiero czwarty… Wyników jeszcze nie ma, ale widzę, że Paweł kapitalnie rozpoczął drugą połówkę, wyszedł tuż za Marcinem Krasuskim, równie kapitalnie napierał Marek komentujący czasem na PK4. Wiesz może jak mu poszło?
No i pytanie za 100pkt, jeśli na półmetku Michał miał prawie godzinę przewagi nad Marcinem to, co się mogło stać? Porwało go UFO na kilka godzin? 🙂 .
Psycha jest wszystkim… Na przepaku nie dopuszczam do siebie myśli o śpiworze 🙂 . Szkoda, że nie wyszedłem na drugą pętlę, chociaż po te 2,3 PK, tak na przełamanie. Jak człowiek zaczyna za często odpuszczać to później wchodzi mu to w krew. A tak utrwaliłbyś pozytywny nawyk walki do końca.
(Tak, zdaję sobie sprawę jak to cholernie ciężkie wybrać mróz i śnieg zamiast ciepłego śpiwora, i tak zdaje sobie sprawę, że wybór dalszego napierania ma w sobie coś z masochizmu 🙂 ).
Nie znam szczegółów walki w czubie, tylko tyle co mówił Paweł, który drugą pętlę szedł z Michałem Jędroszkowiakiem. A Michała to chyba rano podwoziłem samochodem – mówił że na pierwszej pętli przed nim był tylko jeden ślad, Marcina, a więc to musiał być on. Na PK5, gdzie było ognisko, pierwszy był M.Krasuski, zaskakując czasem obsługę która dopiero krzesała ogień. A więc chyba Marcin zabawił dłużej w bazie, stąd ta duża różnica. Organizatorzy podali czasy wyjścia na 2 pętlę, a nie czasy przybycia z pierwszej.
Na RDS-ie się poprawię – nie wezmę karimaty i śpiwora, to powinno pomóc 😉
Witam!
Dzięki za gratulacje, one się należą głównie tym którzy ukończyli. Ja niestety nie. Postaram się opisać Skorpiona szerzej na blogu teraz tylko parę słów. Co się stało z Michałem? Bardzo dobrze mu szło do PK 12. Tam się porządnie zagubił i stracił dużo czasu. Podobnie jak ja. Szukając tego punktu spotkaliśmy się i dalej napieraliśmy razem. Później nie było jak nadrobić straty do Marcina bo na tym rajdzie prawie nie dało się biec. Śnieg był zwykle po łydkę, rzadko po kostki a czasem były dziury ze śniegiem po pas. Drogi pozasypywane. O skali trudności świadczy fakt, że ludzie którzy mają życiówki na setkach w granicach 12tu godzin zrobili ją w ponad dwadzieścia. Gratuluję wszystkim którzy ukończyli a szczególnie Marcinowi Krasuskiemu który szedł jako pierwszy i w tym śniegu torował drogę (większość następnych szła po jego śladach). On miał najtrudniej. Ostro walczyła dwójka która dotarła jako druga, wspomnę tylko, że Maciek Więcek jako chyba jeden z niewielu przeszedł w tym śniegu całą trasę bez stuptutów.
O sobie krótko: Jestem zadowolony z 1 pętli. Szedłem samemu, utrzymując zwykle stratę w okolicach 30 min. do drugiego. Z 10 PK na 1 pętli zaliczyłem jedną porządną wtopę na ok godzinę i dwie mniejsze po 10 min. Dużo gorzej poszła mi 2 pętla. nie ukończyłem jej, zszedłem z trasy po podbiciu 6 z 10 PK. Zostały 4. Dlaczego zszedłem? Miałem całkowicie przemoczone stopy i bałem się że podczas kolejnej nocy z temp. -15 stopni może się coś stać (chyba dwie osoby nabawiły się lekkich odmrożeń). Najbardziej jednak przegrałem psychicznie. Jak to się mówi „siadła mi psycha” gdy na moment wyszliśmy z tego śniegu na asfalt. Byłem zmęczony, wyziębiony i podjąłem decyzję, że schodzę do bazy. Ostatecznie zająłem 9 miejsce. Jestem zadowolony ale umiarkowanie. Trochę żałuję, że nie ukończyłem. Była szansa. Na lekcje siły woli muszę się zapisać do Leszka Hermana-Iżyckiego który wyszedł na trasę jak wszyscy o 20tej w piątek a wrócił…. w niedzielę po piątej rano. Wszystkie punkty podbił.
Generalnie to były bardzo dobre zawody, dobrze zorganizowane, z wysokim poziomem trudności, z niespodziankami (wylosowałem płytę DVD z kabaretem „Ani mru mru” – byli jednymi ze sponsorów imprezy. zaraz pędzę oglądać:). Pozdrawiam wszystkich uczestników i organizatorów Skorpiona.
Grzesiek,
Znowu zawieszasz wysoko poprzeczkę. Bardzo dobrze, lepiej za wysoko niż za nisko. Ogłosiłeś to publicznie więc motywacja może będzie większa. Powodzenia!
Gratuluje wygranej.
Kurcze, a to już po Włóczykiju? Myślałem że za tydzień. Ja jeszcze nieprzytomny jestem. Nie mogę znaleźć wyników ale z tego co czytam wygrałeś. Gratulacje!
Paweł, Wojo,
Dzięki.
Po Twoim opisie Paweł znów zaczynam zazdrościć Wam uczestnikom takiej prawdziwie przygodowej przeprawy na Skorpionie. Z tego, co piszesz wynika, że sporą rolę odgrywała taktyka. Podejrzewam, że nawigacja była o tyle uproszczona, że Marcin zostawiał za sobą ślad, a że to świetny orientalista więc nie było chyba za wiele kombinowania. No ale ten śniego to prawdziwa mordęga. Ja narzekałem na śnieg po kostki, a Wy mieliście po kolana, hardcore 🙂 .
A nie można było wybierać okrężnych wariantów? Ja starałem się właśnie tak robić, nie obyło się co prawda bez kilku torowań, ale generalnie wybierałem możliwie najbardziej przebieżne przeloty.
PS. Nie miałeś drugiej pary butów na przepaku?
Grzesiek,z tego co czytałem na stronie Włóczykija, to zdobyłeś tym samym tytuł Argonauty Międzyodrza. 😀
Gratuluje! 😉
PS A zima jest boska, teamy na Masters BWC będą miały niezły Mekong…
Dzięki. Zapomniałem o tym napisać, zawsze marzyłem o tym, żeby zostać Argonautą Międzyodrza, nazwa conajmniej kapitalna! 🙂
O tak, BWC w tym roku to będzie coś, nie mogę się doczekać już startu, a mastersi napierają już jutro!
Gratuluję zwycięstwa! I tytułu 🙂
po pierwsze gratuluję 🙂
po drugie na stronie skorpiona są już pierwsze wyniki i nawet jedna galeria zdjęć
po trzecie jak oglądam te zdjęcia i czytam o śniegu po … np. kostki to mi się tęskno robi. Może w przyszłym roku uda mi się wystartować na Skorpionie
Faalka, mkrup,
Dzięki za gratulacje, ale nie rozpieszczajcie mnie tak bardzo 😉 . Wystartowało 90 osób, z czego tylko kilka kumatych w rajdowanie. Nie jestem w jakiejś super formie, ale pojęcie o rajdach mam, więc nasza rywalizacja była dość niesprawiedliwa. No dobra, i tak cieszę się bardzo, że zostałem Argoanutą! 😀
mkrup,
Ja powiem dosadniej, zazdroszczę uczestnikom Skorpiona i BWC takiej zimy, takich warunków i tego, co będą mieli wspominać już po swoich startach. (na trasie pewnie bym nie był taki pewny, ale siedzę przed komputerem i właśnie zostałem Argonautą Międzyodrza, więc mi wolno 😉 ).
A Skorpion widzę, że wytrwale pracuje na miano najtrudniejszej setki w Polsce, i tak trzymać!
Paweł,
kopiuję wyniki z forum Włóczykija,
1. Argonautą Międzyodrza 2009 został Grzegorz Łuczko – 8 PK – 9:51 – 0 punktów karnych
2. Małgorzata i Przemysław Stefańczyk – 8 PK – 11:54 – 0 punktów karnych
3. Karol Ćmiel, Paweł Bednarczyk – 17 PK – 11:52 – 10 punktów karnych
4. Andrzej Mikulski – 18 PK – 12:58 – 12 punktów karnych
5. Jakub Nowysz – 18 PK – 13:44 – 21 punktów karnych
Gratuluję Skorpiona, czekam na relację!
Kuerti,
faktycznie procent walczących był mały, a też oddechu konkurencji nie było, ale jeśli będziesz w przyszłym roku bronił, to postaram się trzymać bliżej:)
Dokładnie- wspomnienia z takiej zimy będą dożywotnie… Ehh, gdyby była pewność, że za rok, za dwa, za pięć będzie taka sama, to luz, ale takie czasy Panie Dobrodzieju, że nie wiadomo czego się można spodziewać… 🙁 Tak czy inaczej- BWC on-line już od jutra. 😀
Pozdrawiam!
PS W Katowicach kurzy śniegiem, że masakra, więc jak im dorzuci jeszcze z 10-20cm, to będą mieli ok 2 metrów nie licząc zasp- uff. Aż się płakać chce, że człowiek w domu siedzi. 😉
~Grzesiek
Gratuluje wyniku i tego niesamowitego tytułu 😉
Ile km miała trasa? Czy w zeszłym roku była znacznie krótsza (1-miejsce
również zazdroszczę tytułu
:):)
Pierwszy Argonauta Międzyodrza 2009! to brzmi dumnie:) Chciałbym mieć taki tytuł. Jeszcze raz gratuluję, pisz relację, chętnie poczytam.
Camaxtli, trzecie miejsce, piękny wynik, moje gratulacje.
Wracając do Skorpiona. Rzeczywiście ślady pozostawione przez Marcina ułatwiały zadanie ale nie było tak, że zasuwaliśmy cały czas po nich. Wybierałem swoje warianty a gdy trafiałem na ślady Michała lub Marcina które biegły w pasującym mi kierunku to szedłem po nich. Chodziło nie tyle o nawigację ile o mniejsze obciążenie dla stóp przy przedzieraniu się przez śnieg. Na drugiej połowie wspólnie z Michałem szliśmy podobnie, raz po śladach Marcina innym razem swoim wariantem.
Pytasz Grzesiek o okrężne warianty. Nie było możliwości. Punkty były zwykle daleko od ludzkich siedzib, w dużej części w wąwozach lub tuż przy nich. Tylko ulice były odśnieżone, polne drogi bardzo, bardzo rzadko. Byliśmy szczęśliwi gdy trafialiśmy na drogę po której jechał ciągnik. Były to jedne z niewielu okazji gdzie można było pobiec (na Skorpionie przebiegłem raptem kilka kilometrów). Zwykle polne drogi były tak samo przysypane śniegiem jak pola. Ponadto prawie nie widoczne. W momencie gdy rozstawałem się z Michałem i schodziłem z trasy tempo mieliśmy fatalne: ok 3km/h. Szliśmy prosto na punkt, nawet nie omijając wzgórz. Podobnie prosto prowadziły ślady przed nami. Nie opłacało się za bardzo kombinować bo wszędzie było pełno śniegu.
Buty na przepaku miałem i zmieniłem. To właśnie te drugie mi zamokły. Może nie powinienem był ich zmieniać. Na pierwszej pętli miałem trailowe New Balance, trochę przemokły ale nie były zbyt ciężkie. W bazie zmieniłem je na trekingowe Jack Wolfskin. Były suche ale jak potem namokły to porządnie.
Adam,
Dokładnie tak, nie wiadomo czy za rok nie będzie znowu wiosennie jak w 2008… Trzeba korzystać z takich okazji póki są 🙂 .
Rocha, Śpiochu,
Dzięki! Argonauta rządzi 🙂 . Trasa miała teoretycznie 60km, ale później w bazie usłyszałem, że według pomiarów orgów wyszło im 68km… A limit czasu to 12h… W zasadzie nie było więc szans, żeby ukończyć ten rajd przez osoby, które na co dzień nie zajmują się rajdami (czy nawet od święta). O dziwo nikt nie narzekał, wszyscy są zadowoleni. Organizatorzy to bardzo pozytywni ludzie z wielkim zapałem, ale na rajdach znają się tak średnio… Zwykle jestem za tym, żeby podnosić poprzeczkę z poziomem trudności, ale nie w przypadku imprezy, na której pojawia się tak dużo początkujących osób.
W zeszłym roku trasa miała ok. 40 kilometrów, a zwycięzcą został dobrze nam znany Bartek Woźniak, który wspólnie ze swoim kolegą Krzyśkiem Wiśniewskim pokonał całą trasę w 5:56.
Paweł,
Ja również chętnie poczytam Twoją relację, bo zapowiada się ciekawie. Zazdroszczę warunków, bo to moje brodzenie po kostki w śniegu jest niczym w porównaniu z tym przez co Wy musieliście się przedzierać 🙂 . Wielkie gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli Skorpiona (i dla tych, którzy podjęli walkę, a za rok wyeliminują wszystkie słabostki, które nie pozwoliły skończyć im rajdu w tym roku 🙂 )!
gratulacje Kuerti 🙂 czekam na wrazenia z trasy.
ps. apropos jak typujecie Bergsona Masters? 🙂 Zima jak fix, 450km do wyharatania. wiem, ze temat P.F. kontrowersyjny w srodowisku, ale mnie polityka malo interesuje. 3 ekipy z UA, tradycyjnie mocni czescy mlockarze, od nas mocno wygladajacy 360 (czyzby nie bylo Navi i Speleo?)
Dzięki 🙂
Wydaje mi się, że jednak wygra (i to zdecydowanie) nasz polski rodzynek, w całej (6 letniej?) historii BWC tylko raz zdarzyło się, że wygrał zagraniczny team. A, że 360 ma mocną ekipę więc ja stawiam właśnie na nich. Z drugiej strony w takich warunkach może wydarzyć się prawie wszystko.
Ciekawe co z relacją LIVE, mastersi już od 3 godzin na trasie a na razie pustka.. W tym roku nie będzie relacji na stronie orgów?
Pogoda faworyzuje raczej twardych niż szybkich. nasi choć twardzi nie wiem czy dadzą radę Ukraincom. Oni rzadko wyjeżdzaja za granicę, ale jeżeli już to są bardzo zmotywowani.stawiam na ARUA przed Trawersem i 360.
Typuje Nutrenda, przed ktoras z ekip z UA i 360. ciekaw jestem jak bedzie z etapami trekingowymi, 160cm sniegu na Turbaczu, nawet w B.Makowskim 100cm+… 🙂
ps. jest gdzies strona AR w UA? (moze byc naturalnie w cyrylicy)
Przyznam się, że nie jestem zorientowany w mocy zagranicznych teamów, ale wierzę w naszych 🙂 .
Sebas,
Kilka linków: http://travel-extreme.com.ua/ i http://www.adventurerace.in.ua/ . Wiem, że Taras (to on przygotowywał kalendarz AR na Ukrainie w tamtym roku) przegląda PK4 może coś poleci?
Ok, pewnie nie czyta wszystkich komentarzy, więc sam się go zapytam 😉
Sebas,
Taras napisał, że ich środowisko rajdowe skupione jest wokół forum, które znajduje się na tej pierwszej stronie, do której podałem linka.
http://www.travel-extreme.com.ua/forum/
A tutaj wątek o BWC: http://www.travel-extreme.com.ua/forum/viewtopic.php?id=2355
thx, intieriesne dwie pierwsze foty w watku o BWC 🙂