Przemyślenia no image

Opublikowany 27 sierpnia 2009 | autor Grzegorz Łuczko

19

Hobby czy już „praca”?

Chwila prawdy. Czy rajdy to nadal nasze hobby czy już zwykła praca i pogoń za wynikiem? Napisałem rajdy ale na myśli mam szerokie spektrum aktywności, bieganie, rower, wspinaczkę, wędrówki po górach, może nawet i podróże… Cholera, nie macie takiego wrażenia, że gdzieś gubimy całą frajdę i przyjemność w pogoni za cyferkami, końcowym wynikiem? W rezultacie dostajemy marną namiastkę zadowolenia zaprawioną dla niepoznaki potokiem endorfin, który głuszy wszelkie wątpliwości. To ważne pytanie, na które każdy z nas powinien sobie szczerze odpowiedzieć – w końcu hobby to w pewnym sensie ucieczka od codzienności, robienie tego, co naprawdę lubimy robić, a nie dlatego, że nam za to płacą…

A jeśli okaże się, że nasza pasja stała się dla nas pracą na drugi etat to, co wtedy? Znajdziemy sobie kolejne zajęcie, które uprzyjemni nam życie? Uprzyjemni nam życie do czasu, gdy znów wpadniemy w sidła pogoni za rezultatem, za wynikiem! Paranoja!? Na to wygląda. Wyobraźcie sobie bieg dla samego biegu, jazdę dla samej przyjemności jazdy. Bez zadręczania się zakresami treningowymi, bez zadręczania się czasem na kilometr, albo prędkością jazdy, bez zadręczania się tym dlaczego biegnę tak wolno, skoro za 2 tygodnie mam zawody i tysiącem innych oczekiwań. Jestem w stanie sobie wyobrazić tą przyjemność nieobarczoną parciem na rezultat, na efektywność, ale czy w praktyce jestem w stanie zrealizować tą wizję?

Wyobraźcie sobie ładny, wiosenny poranek. Świat budzi się do życia, przyroda ożywa po zimowym śnie, a my razem z nią. Słońce przyjemnie ogrzewa nasze ciało pierwszymi promieniami tego dnia. Wbiegamy w las, żywy i zielony tak jak tylko może być po majowym rozkwitaniu. Przebiegamy przez piękną, urokliwą polankę w środku gęstwiny, słońce tak pięknie świeci, w naszej głowie pojawia się myśl: „przyjemnie byłoby zatrzymać się tutaj na chwilę i po prostu popatrzeć na to, co wokół”…

Kto się zatrzymał a kto pobiegł dalej?

Ja ruszam przed siebie bo szkoda mi przerywać treningu, szkoda mi tych cennych (?) minut. Mówię sobie, choć bez przekonania, że może kiedy indziej, może później? Tego później jednak nigdy nie ma. Zawsze jest tak samo, biegnę dalej i pozostaje mi jedynie uczucie rozczarowania, że ominęło mnie coś magicznego. W pewnym sensie owo rozdarcie na chęć doświadczania przyjemności biegu samego w sobie i uzależnienia od założeń treningowych to paradoks, zdaję sobie bowiem sprawę, że chcąc osiągać coraz lepsze wyniki muszę mieć jasno postawione cele, dobry plan i pełną determinację w jego realizowaniu. Z drugiej jednak strony…

…chyba zgubiłem gdzieś tą spontaniczną radość, w zamian w mój trening wkradła się rutyna i odgórna realizacja założeń. Oczywiście nie ulega wątpliwości fakt, że nadal trening sprawia mi przyjemność. Koniec kropka. Tego nie zaneguję, bo i nie ma takiej potrzeby. Jednak coraz częściej myślę o tej przyjemności, która płynie z wysiłku fizycznego jako o czymś mechanicznym. Przypominają mi się te wszystkie treningi wykonywane późno wieczorem gdy padałem z nóg i marzyłem o tym, żeby zasnąć, a jednak wizja startu w zawodach wyganiała mnie w ciemną noc. Ubierałem buty na wpół śpiący i dopiero rześkie powietrze nadchodzącej nocy stawiało mnie na nogi. I po co i na co? Przecież nie jestem zawodowcem, ledwie amatorem, który stara się ambitnie podchodzić do swojego hobby, swojej pasji, która w końcu stała się obowiązkiem. Jeszcze nieprzykrym, ale jednak w pewnym sensie obowiązkiem.

Czy my, ambitni amatorzy, możemy w ogóle mówić o rajdach jako naszym hobby? Nie jestem na tyle naiwny by sądzić, że bez ciężkiej pracy da się osiągać sukcesy w sporcie. Zdecydowana większość czytelników PK4 to osoby, którym zależy na wyniku (mam rację?), na poprawie swojej życiówki na kolejnych zawodach, nie jesteśmy joggerami, którzy biegają dla zgubienia kilku kilogramów, ani nie biegamy tylko i wyłącznie dla przyjemności. To nie dla nas, musielibyśmy spalić te wszystkie plany treningowe i karteczki z zapisanymi celami na kolejny sezon. Może więc powinniśmy zapomnieć o przyjemności samej w sobie i zadowolić się tą endorfinową mieszanką, o której wspomniałem na początku? Nie da się uciec od poświęcenia, od wyrzeczeń i zmęczenia, no po prostu nie da. Nawet na tym naszym amatorskim poziomie. Wszyscy mamy swoje mniejsze i większe Everesty, każdego dnia wyruszamy na nasze mniejsze bądź większe wspinaczki.

Trenując niestety musimy pogodzić się z tym, że nie będziemy już więcej biegać tylko i wyłącznie dla samej przyjemności biegu, dla samej przyjemności jazdy. Musimy zaakceptować fakt, że przyjdą takie dni, w których wszystko przysięgnie się przeciwko nam, a wyjście na trening będzie ostatnią rzeczą, o której pomyślimy, ale będą to takie dni, w których nie tylko będziemy musieli o nim pomyśleć, ale i założyć buty, wyjść w deszcz i przebiec te kilkanaście kilometrów. Gdzieś pomiędzy tym poświęceniem, ciężką pracą i chwilami przyjemności przytrafią nam się prawdziwie magiczne chwile. Te momenty mocy, przepływu mocy, biegowego „haju”, totalnej radości i uczucia wolności. To będzie nasza nagroda za nasz trud. Bądźmy więc cierpliwi i pracujmy na swój sukces nawet jeśli nie zawsze będzie to przyjemne.

Jeszcze uwaga na sam koniec, warto mimo wszystko czasem przystanąć na chwilę, zwolnić i rozejrzeć się dookoła… Będę starał się pamiętać o tym podczas kolejnych treningów, postaram się odnaleźć tą spontaniczną radość, wydobyć uśmiech na twarzy tylko z tego powodu, że biegnę, że mogę, chcę i sprawia mi to frajdę.

Pytania do Was: czym są dla Was rajdy? Więcej jak hobby czy ukierunkowana praca (przyjemna praca) na konkretny wynik? Udaje Wam się czasem odnaleźć tą fundamentalną radość z uprawiania sportu li tylko dla samego wysiłku bez oczekiwań na przyszły sukces?

PS. Uwielbiam to zdjęcie! Migawka z rajdu przygodowego Orzeł Bielik edycja 2006, pierwszy etap bieg 5km po plaży (drugi zawodnik ze składu w tym czasie płynął 1km w morzu – ja biegłem, Piotrek Sz. pływał 😉 ). Co prawda rajdowcy na zdjęciu nie mają uśmiechów na twarzy, ale układ ich ciał sprawia, że zawsze wydaje mi się, że ta piaskowa przebieżka sprawia im ogromną frajdę… 🙂 .
PS. Zdjęcie z archiwum Wieśka Rusaka.


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



19 Responses to Hobby czy już „praca”?

  1. Mickey mówi:

    A ja tam znajduję cały czas radość w jeżdżeniu. Nie mam planu treningowego, nie nastawiam się na konkretny wynik. Chcę wypaść jak najlepiej na zawodach i wtedy nie zatrzymam się kontemplując przyrodę (tu czasem mam odczucia które opisałeś), ale podczas codziennego jeżdżenia zatrzymam się na pewno! Więcej luzu Grzesiek 🙂
    Frajdą jest samo uczestnictwo w zawodach, poznawanie nowych miejsc, ludzi, spotkania ze znajomymi. Wiadomo że bycie w czubie mile łechce, ale nie uważam tego za warunek konieczny.

  2. Krolisek mówi:

    Podpisuję się obiema łapkami pod tym, co napisał Mickey 😉

  3. Adamo mówi:

    Nie ma co narzekac. Czesto gdyby nie „obowiazek” wyjscia na trening w ogole bysmy nie mieli z czego rezygnowac i dylemat podziwiac czy pobiec by nie istnial… bo zostalibysmy w domu 🙂

    p.s. We wczesniejszej dyskusji dwa watki wstecz chyba sprowokowalem Kuertiego do poswiecenia calego watku na ten temat.
    Spodobalo mi sie porownanie rajdowca do artysty/rzeźbiarza:)
    Moim jednak wyglada to jednak tak:
    Ma przed soba kilkutonowy blok skalny. Musi naostrzyc dluta, ustawic i wspinac sie na rusztowanie.
    Pracuje w pyle, na dloniach pojawiaja sie odciski a rece mdleja.
    Artysta? Alez oczywiscie…ale, za kazda rzezba stoi rowniez praca – czesto nudna i nuzaca – na przyklad przy wstepnym odlupywaniu kawalko skalnych zanim wyloni sie zarys rzezby 🙂

  4. Misiek mówi:

    Startuję niestety rzadko bo teraz kiedy mam na to pieniądze to nie mam czasu. Dla mnie sukcesem jest zawsze dotarcie do mety. Czy będę sekunde przed limitem czasu czy w czubie (nawet się raz zdarzyło :))nie ważne. Ważne aby bez kontuzji.

    Aha. Wyjazd na bieg, rajd czy marsz traktuje jak święto, to czas wyłącznie dla mnie – nagroda.

    Także zalecam autorowi luz.

    Pozdrawiam.

  5. Petro mówi:

    E, to pewnie artykuł „rezerwowy”, napisany już dawno i czekający na opublikowanie, jak nie będzie nic innego.
    Wydawało mi się, że Grzesiek już tego luzu w podejściu do startów trochę złapał.

  6. Kuerti mówi:

    Wracając dziś rowerem z pracy spotkałem Emilkę, tą która wygrała K10 – kropił deszcz, było pochmurno i tak jakoś nieprzyjemnie. Narzekała, że jej nie idzie, że się męczy, a przecież jeszcze tak niedawno biegała jak na skrzydłach. Próbowałem ją pocieszyć, powiedziałem, że może potrzebuje tylko trochę luzu – odpowiedziała, że nie może teraz odpuścić bo we wrześniu jedzie do Pragi na ważne dla niej zawody…

    Myślę, że ten wpis podzieli czytelników PK4 na dwa obozy – trenujących pulsometromaniaków oraz tych, którzy biegają czy jeżdzą dla przyjemności. Podział jest wyraźny i jednoznaczny. To nas dzieli, ale przecież łączy nas to najważniejsze – przyjemność, którą czerpiemy ze startów na zawodach, czy samego wysiłku fizycznego, z tą uwagą, że każdy nas nieco inaczej definiuje tą przyjemność. Dla jednych będą to forsowne treningi według ściśle określonego planu, dla drugich okazjonalne wyjście wedle samopoczucia. Ja tego nie wartościuje, niech każdy bawi się na swój sposób.

    W tekście chciałem natomiast zwrócić uwagę na pewne problemy czy dylematy, które pojawiają się przy pierwszym podejściu i częściowo również przy drugim. Gdybym kierowałbym się tylko chęcią doznań przyjemnych to dziś zrezygnowałbym z jazdy – bo nie miałem na nią ochoty. Zresztą ostatnio miałem problemy z motywacją, mógłbym na dłużej odpuścić, ale przyszedł taki moment, że trzeba było zrobić coś na przekór sobie. Tak samo realizacja planu treningowego wymaga mniejszych bądź większych poświęceń – to powiedzmy 10-15% wszystkich treningów, ale jednak są takie momenty, że wolałbym zostać w domu zamiast tłuc się na rowerze czy biegać długie wybieganie. A jednak to podejście z planem działania mi odpowiada, problem w tym, że zakłada ono czasem potrzebę poświęcenia…

    Nie wiem jak Wy, ale dla mnie pierwsze tygodnie biegania to była męczarnia. OK, są ludzie, którym to przychodzi bez trudu – któregoś dnia wybiegają i już. Bo tak mają. Ja nie należę do tej grupy ludzi. Ja muszę sobie na wszystko zapracować ciężką pracą na treningach – nie ma treningów – nie ma wyników. Niestety. Mickey pisał, że jeździ dla przyjemności – nie dziwię mu się, wystarczy wsiąść na rower i można przejechać godzinę choćby nie siedziało się na rowerze od 10 lat – z bieganiem tak się nie da. Swoją drogą pobiegłeś już Michał te 10km? 🙂 . Ciekaw jestem wrażeń 🙂 .

    Piszecie o luzie, o dystansie do startowania. Macie rację – tu się zgadzamy w pełni, tak jak zauważył Piotrek przeszło mi ciśnienie, podchodzę bardzo na luzie do kolejnych zawodów. Do treningów również mam dystans – ale nie o to mi przecież chodziło! Z tym moim pisaniem to jest trochę tak, że takim moim sekretnym zamierzeniem jest opisać wszystkie aspekty rajdowania – jeśli mi się uda ta sztuka to kończę z blogowaniem, bo nie będzie o czym więcej pisać.. Przyjemność-nieprzyjemność to jeden z aspektów treningu. Dylemat stale obecny w codziennych treningach.

    W rzeczywistości wpis był odpowiedzią na ten tekst (Adam, niemniej dyskusja z Tobą sprowokowała mnie do umieszczenia tego tekstu akurat wczoraj 🙂 . I tak Piotrek ma rację, to był tekst „rezerwowy” 🙂 ) – http://www.onsimplicity.net/2009/03/free-to-have-fun-reclaiming-your-hobbies/ – autorka nawołuje w nim do „uwolnienia” hobby od oczekiwania wyników, niepotrzebnego ciśnienia itp. Zacząłem się zastanawiać jak ja podchodzę do tego tematu, czy trening może być tylko przyjemnością samą w sobie itp.

    Generalnie dążę do równowagi pomiędzy samą zabawą a oczekiwaniami wobec wyniku. Po moich dotychczasowych doświadczeniach wydaje się, że to nie jest łatwa sztuka…

    PS. O matko, jak mam dostęp do neta tylko rano i wieczorem to później wychodzą takie mega długie komentarze 🙂

  7. jasiekpol mówi:

    Sie zapytam Cię jak tam ROLKI !!!!! Ile już treningów zrobiłeś ? A jeśli jakiś zrobiłeś to pokaż dowód 😉 fote albo filmik, nieeee nagraj filmik jak teraz jeździsz i sie bierz do roboty, potem nagrasz drugi 😉

    Na treningach – jak chce to sie zatrzymuje, foty robie, filmy, mało tego , nawet na rajdach się zatrzymuje czasem robiąc foty 😉 Co nie znaczy że sie nie przykładam na treningach. Według mnie można łączyć obie strefy treningu.

  8. Emilka mówi:

    BIEG DLA SAMEGO BIEGANIA- jeszcze nie teraz. Może kiedyś, gdy już wiek mi nie pozwoli na taką intensywność aby się poprawiać, a zdrowie dopisze na tyle żeby dalej biegać.Teraz jednak, nie odpuszczę.Biegam bo lubię, a skoro lubię to biegam:)Wciąż chcę się poprawiać dlatego trenuję mocniej. I nawet gdy jest NIEPRZYJEMNIE TO JEST PRZYJEMNIE!!!Wiecie o co mi chodzi?

    Warto się pomęczyć aby później móc doznać tego niesamowitego uczucia samozadowolenia, dumy i satysfakcji z pokonania tych wszystkich barier, które stają nam na drodze.

    Podczas treningów potrafię cieszyć się nie tylko słońcem, zielenią wiosny czy zapachem drzew ale i deszczem, wiatrem, zamiecią śnieżną (z wyjątkiem burzy) i nie muszę się nawet zatrzymywać ;-)A, że czasami narzekam…już tak mam:)
    Najważniejsze,że wciąż mam RADOŚĆ Z BIEGANIA!!!

  9. Kuerti mówi:

    Jasiekpol,

    O rolkach pisałem w innym miejscu – na razie nie mam ani czasu ani „głowy” do treningu akurat na rolkach 🙁 . Dzięki jednak za motywację 🙂 .

    Ja też myślę, że można łączyć obie te sfery i co więcej, do tej równowagi powinniśmy dążyć, zwłaszcza, że jak się okazuje nie zawsze więcej/szybciej jest lepszym sposobem na poprawę formy. Chodzi mi o historię Adama, który wspominał jak w sezonie, w którym zredukował obciążenie robił lepsze wyniki.

    Przeglądając kiedyś fora biegowego natrafiłem na kilka podobnych doświadczeń, coś w tym musi być…

    Emilka,

    Bieg dla samego biegania to bardzo interesujące hasło, ale podobnie jak Ty ja na chwilę obecną nie potrafię tego zrobić (chyba). Zawsze w głowie jest myśl, że gdzieś tam są kolejne zawody, i że trzeba wykonać taki a taki trening. Z drugiej strony sobie teraz tak myślę, że można chyba jakoś pogodzić te teoretycznie dwie sprzeczne myśli.

    Wychodząc z domu na trening zostawić w przedsionku wszystkie oczekiwania, ambicje i po prostu skoncentrować się na tym jednym treningu, nie myśleć o niczym innym. Cieszyć się tym, co jest – może to jest sposób na frustrację gdy wyników nie ma i forma nie dopisuje?

  10. jasiekpol mówi:

    Taaa, zimą będziesz rolki trenował, lepsza przyczepność 😉

  11. Adamo mówi:

    Kuerti,
    Albo zle napisalem albo zle zostalo to odczytane.
    Napisales
    „Chodzi mi o historię Adama, który wspominał jak w sezonie, w którym zredukował obciążenie robił lepsze wyniki.”
    Bylo inaczej. W sezonie w ktorym trenowalem mniej mialem ok 5% GORSZY wynik czasowo i jesli chodzi o miejsce.
    Wazne tez jest to ze mimo mniejszej objetosci struktura treningu byla identyczna a wiec i porzadna sila i podbiegi/podjazdy i praca w 2/3 zakresie + akcenty interwalowe w okresie przedstartowym.
    Jednakze z tak malej objetosci juz nie bylem wstanie utrzymać formy na jesienne zawody.

    I bynajmniej nie bralo sie z tego, ze w poprzednim sezonie bylem zajechany i wystarczylo odpuscic. Choc jak sam pisales czesto to sie zdaza.

    Przyklad ten mial pokazac ze na pewnym etapie trenuje sie bardzo duzo a poprawa juz jest nieznaczna ale jednak kluczowa bo np. 5% w 100tkach to ponad 0.5 godziny czyli czesto walka o pudlo.

  12. Kuerti mówi:

    Adam,

    W takim razie przepraszam, musiałem coś źle zrozumieć, przeczytałem jeszcze raz Twój poprzedni komentarz i rzeczywiście wypisuję jakieś banialuki. Niemniej podtrzymuje zdanie, że czasem potrzeba nieco odpuścić, odpocząć, pozwolić mięśniom przyswoić te wszystkie kilometry.

    Jasiekpol,

    Nie wiem jak tam u Ciebie, ale u mnie nad morzem zimy są łagodne, także znajdzie się i czas na jazdę zimą 🙂 .

  13. Mickey mówi:

    Na K10 na razie nie znajduję czasu, ale cały czas o tym pamiętam 🙂

  14. monia mówi:

    no to ja się wypowiem jako nieliczne tu stworzenie, które właśnie się nie ściga i nie bierze udzialu w zawodach prawie zadnych (choc sprobowac bym chciala jakiegos krotkiego AR, ale tylko zeby zobaczyc jak to jest :).
    Cyt. Czy rajdy to nadal nasze hobby czy już zwykła praca i pogoń za wynikiem?
    Moim zdaniem nie musi być jedno albo drugie, czy praca nie może być przyjemnym hobby, czy chec osiagniecia wyniku wyklucza fun? Z jednej strony tak, gdy się scigacie to nie podziwiace widoczkow. ale z drugiej bawicie się swietnie (w ogolnym podsumowaniu zawodow), nawet jeśli w trakcie sa chwile kiepskie. No ale tak jest ze wszystkim, nawet z hobby nie zawsze jest rozowo (parafrazujac podziwianie widoczkow jak leje, wieje i nie ma co jesc na przykład 😉
    Mam inna perspektywe niż wy, bo dla mnie sport to sposób na wolny czas i zrzucenie paru kg, nie zawody. W podrozach już może bardziej profi, bo udaje mi się na nich zarobic – ale nadal traktuje je jako przyjemnosc. Praca może być hobby i to chyba uklad idealny…

  15. Marek mówi:

    „Im wyższą stawiasz sobie poprzeczkę, tym bardziej twoje życie musi koncentrować się wokół jedzenia, trenowania i spania.”
    Już dawno nie zabrałem ze sobą na trening aparatu. Na trasie którą biegałem ostatnio dość często, jest fantastyczny widok na kopalnie widoczny tylko przez parę metrów. Zawsze sobie myślę że kiedyś się zatrzymam i zrobię zdjęcie.

  16. Kuerti mówi:

    Monia,

    Rzeczywiście, w tytule postawiłem groźne ultimatum, ale w praktyce my amatorzy musimy szukać złotego środka.

    Z tym hobby to już chyba jest tak, że mimo wszystko nawet kiedy jest nieprzyjemnie, to jak napisała Emilka, ostatecznie jest przyjemnie. Na swój sposób. Wydaje mi się, że w pracy-pracy taki stan jest cholernie trudny do osiągnięcia. Bo jeśli coś Ci nie sprawia frajdy to po prostu tak jest, w hobby często wysiłek, niewygoda jest częścią funu.

    Marek,

    Jechałem ostatnio rowerem, zachodziło słońce, tak klimatycznie, na czerwono. Nad łąkami unosiły się mgły, no magia po prostu. Pomyślałem, że fajnie byłoby zatrzymać się na chwilę, uspokoić myśli, pokontemplować widok. Nie zrobiłem tego. Przeżyłem swoją chwilę zachwytu, gdybym się zatrzymał mógłbym to wszystko popsuć, oczekiwałbym nie wiadomo czego, a taki widok po prostu się przeżywa – w jednej chwili.

    To tak jak z tym moim zachwytem nad pustynią w Maroku. To był moment, kilka sekund, gdy zaparło mi dech. Później do gry wszedł umysł, na nowo zacząłęm myśleć, analizować. I gdzieś ta magia prysła.

    Może w tych codziennych treningach jest tak samo? Może nie potrzebnie mamy do siebie żal, że się nie zatrzymujemy – bo w gruncie rzeczy to i tak nie sprawiłoby nam przyjemności?

  17. Paweł mówi:

    Kiedyś już pisałem że najfajniejszy etap to ten początkujący, nie zadręczamy się forsownym treningiem i zakresami tętna a życiówki są coraz lepsze. Problem pojawia się gdy poprzeczka jest wyżej. Trudno siedzieć wtedy okrakiem na dwóch koniach. Wtedy albo bieganie dla zabawy albo dla zabawy i wyników. A jak dla wyników to trzeba nieraz zaciskać zęby. Każdy wtedy wybiera co woli. Ja niestety zaliczam się na razie do typu pulsometrowców (choć pulsometru nie mam). Zależy mi na wyniku tak samo jak na przygodzie. Cieszą mnie wyniki ale może dlatego, że na razie udaje mi się je jakoś poprawić? Może będzie tak, że sfrustrowany niepowodzeniami, brakiem postępu przerzucę się z czasem na starty dla czystej zabawy?

  18. Kg mówi:

    Kuerti, a jak z ROLKAMI, byłeś..?;)

  19. Kuerti mówi:

    Kg,

    Weź się! 😉 . Będę, w swoim czasie 🙂 .

    PS. Czy tylko ja w Operze mam u góry taką wolną przestrzeń? Jeśli tak, to chyba faktycznie coś jest nie tak po mojej stronie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA