Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 12 stycznia 2010 | autor Grzegorz Łuczko

20

AST Trophy: Relacja cz.1

Nie wiem nawet od czego zacząć, działo się tak dużo – począwszy od samego wyjścia z domu i pomylenia pociągów, przez wizyty w Warszawie i Krakowie, sam start na Turbaczu i powrót strasznie opóźnionym pociągiem, że połowy i tak już nie pamiętam 😉 . Wyjechałem w środę po południu, a wróciłem dopiero wczoraj wieczorem, jeszcze nigdy droga na zawody nie zajęła mi tyle czasu, co nie znaczy, że był to czas stracony. Przejdźmy jednak do najważniejszego – czyli startu w AST Trophy.


Zobacz nasz wariant pokonania trasy (kolor żółty) w porównaniu z przebiegiem zwycięskiego teamu Entre.pl (kolor fioletowy).

Niestety na miejsce dotarliśmy bardzo późno, po 21 odebraliśmy rakiety śnieżne z willi „Jodła”, które ponoć miały się przydać na trasie. Jak się później okaże, przeleżały cały weekend pod łóżkiem w schronisku. Na Turbacz podchodziliśmy przetartym szlakiem, co jakiś czas kontrolnie schodząc w las i badając grubość pokrywy śnieżnej, nie stosowaliśmy żadnych wymyślnych metod, po prostu pakowaliśmy się w śnieg, zastanawiając się przy okazji, jak głęboko w nim się zapadniemy. Pod samym schroniskiem wiedzieliśmy już, że rakiety będą tylko zbędnym balastem… Z jednej strony cieszyłem się, bo ich ciągłe nakładanie i zdejmowanie prędzej czy później doprowadziłoby mnie do szału, ale z drugiej nieco żałowałem, ten start miał mi posłużyć za próbę generalną przed Zimową Próbą Charakteru (145 km po trasie Przejścia dookoła Kotliny Jeleniogórskiej w zimowych warunkach).

Mapy dostaliśmy kolejnego dnia, na godzinę przed startem, dlaczego tak wcześnie? Formuła rogainingu wymuszała bowiem niezłe główkowanie nad trasą. Pierwszy etap liczył sobie 17 punktów kontrolnych, których wszystkich prawdopodobnie zaliczyć nie mógł żaden z zespołów, a tym bardziej my z Ulką. Stąd oprócz mocnej łydki i dobrej nawigacji znaczną rolę odegrała taktyka – wybór dobrego wariantu, który przyniesie jak najwięcej punktów wagowych (każdy punkt kontrolny miał inną punktację wagową). Kilka mocnych ekip przejechało się na tym i chcąc nazbierać maksymalną ilość punktów (za co był całkiem przyjemny bonus pieniężny w postaci 1000 zł), nie wyrobiło się w limicie czasu, choćby zaprzyjaźniony team Nieznani Sprawcy/Squad, Michał z Maćkiem zebrali wszystko, ale spóźnili się o 30 minut na metę i tym samym zostali zdyskwalifikowani. Co ciekawe (jak zauważyła Ulka) to zespoły mieszane realniej potrafiły ocenić swoje szanse w starciu z trasą na AST Trophy.

W tym miejscu, gdy przejść mam już do sedna, czyli ścigania, po prostu się zaciąłem. Bo na trasie było bardzo zwyczajnie. Ot trochę śniegu, ot trochę wody i lodu. Trochę biegania i trochę marszu. No i oczywiście trochę szukania punktów kontrolnych, co jakąś niespodzianką z pewnością nie jest. Krótko mówiąc, nudy! Nudy i dłużyzny. Pisanie relacji nie idzie w parze z dobrymi startami – bo jak jest dobry wynik, to znaczy, że na trasie nie działo się zbyt wiele ciekawego (to jeszcze zależy od specyfiki zawodów, ale powiedzmy, że generalnie tak właśnie jest).

Pierwszych kilka punktów nie sprawiło nam żadnego kłopotu, podbiliśmy 17tkę i 16tkę biegnąc w zasadzie po grzbiecie – początek był bardzo przyjemny, bo prawie w ogóle nie musieliśmy podchodzić. Później zbiegliśmy do doliny Lepietnicy i zaczęliśmy podchodzić pod Bukowinę Miejską. Pod drodze podbijamy 14tkę i lecimy w dół żółtym szlakiem w okolice wilii „Jodła”, czyli tam gdzie odebraliśmy poprzedniego dnia rakiety – zupełnie niepotrzebne rakiety! Zejście jest oblodzone i musimy bardzo uważać – zamiast rakiet zdecydowanie bardziej adekwatne byłyby łyżwy! Odbijamy z żółtego i po chwili mamy już 15tkę. Do tego momentu wszystkie punkty wchodziły nam bez błądzenia, trzymaliśmy mocne tempo, a zza chmur wyszło słoneczko. Aż chciało się ścigać!

Pierwsze problemy pojawiły się dopiero przy 10tcę, przegapiamy właściwe rozgałęzienie drogi i musimy cofnąć się odrobinę. W rajdach zimowych nawigacja jest dość specyficzna. Chodzi oczywiście o śnieg i ślady, które zostawiają teamy przed nami. Najgorzej mają czołowe ekipy, nie tylko sami nawigują i wybierają warianty, ale i muszą przecierać szlak. Jasne, że te zespoły za nimi mają sporo łatwiej, w większości sytuacji trafiamy już na gotowe – ścieżki są przetarte i czasem nie trzeba nawet kontrolować mapy… Oczywiście nie o to chodzi w zawodach na orientację, ale tak właśnie to wygląda w zimie. Siła przetartej drogi jest na tyle silna, że nawet chcąc wybrać inny wariant, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno ma rację? Bo skoro ci wszyscy ludzie przed nami poszli właśnie TĘDY, to chyba coś w tym musi być… Inna sprawa to, że po założonym śladzie idzie się po prostu łatwiej. Nie podoba mi się to, ale nie wiem jak można by tego uniknąć… Choć w formule rogaining (powiedzmy, że to jest taki „przerośnięty” scorelauf) i tak jest lepiej niż na klasycznej trasie z obowiązkową kolejnością zaliczania punktów.

Przy 11tce wylatujemy na chwilę w kosmos. Okazało się, że pokonaliśmy znacznie dłuższy odcinek drogi niż nam się wydawało i zamiast być gdzieś dopiero w połowie drogi, to jesteśmy już w miejscu, w którym trzeba odbijać w dół, na polankę, na której stoi punkt. Na dobry kierunek naprowadza nas Justyna Frączek z Łukaszem Warmuzem (jak się później okaże, Łukasz nie będzie dobrze wspominał tych zawodów – na którymś ze zbiegów połamie sobie nogę 🙁 … Wracaj do zdrowia, Łukasz!), gdyby nie oni stracilibyśmy tam na pewno więcej czasu. Później już bez większych problemów łapiemy 8kę i zbiegamy niebieskim szlakiem w dół, do Zarębka Średniego (tak jakby komuś mówiła coś ta nazwa… 😉 ). Prawdziwe kłopoty zaczną się przy podejściu na 6tkę.

Forsuję swój wariant, choć Ula ma nieco inny pomysł na dojście do tego punktu. Pewniejszy, bo z lepszym punktem ataku. Ulka chciała namierzać się z czarnego szlaku, a ja z polany. Napieramy pod górę, prosto na północ. Z czasem jednak droga gubi kierunek, a ostatecznie w ogóle wyprowadza nas zupełnie w pole. Stoimy w lesie bez pomysłu, gdzie możemy być. Czas nieubłagalnie mija i do końca limitu pozostaje go coraz mniej… Kombinujemy jeszcze przez parę minut i w końcu podejmujemy najrozsądniejszą decyzję – lecimy na kolejny PK! Stwierdziliśmy, że nie ma sensu kręcić się po tym lesie, skoro i tak nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy, a ewentualne namierzenie się i powrót na PK zajmie zbyt wiele czasu.

Obieramy azymut na czarny szlak i po kilkunastu minutach się odnajdujemy. Jesteśmy jakieś 500 metrów od punktu, ale nie mamy już czasu, żeby się wracać. Zastanawiamy się czy zdążymy podbić 5tkę – od rozwidlenia szlaków mamy do niej jakieś 500-600 metrów. Ryzykujemy i atakujemy jeszcze ten punkt, a czas cały czas tyka… Ula powoli opada już z sił, wiem jednak, że nie możemy teraz odpuścić. Poza tym nie mam większych skrupułów przeciągając Kroliska na holu – przed rajdem skarżyła mi się, że zawsze po rajdzie ma uczucie niedosytu, wie że mogła dać z siebie wszystko. Myślę sobie więc, że nawet jeśli ma mnie teraz w duchu przeklinać, to później podziękuje mi na mecie. Tymczasem jednak wciąż ścigamy się z limitem – po drodze mamy jeszcze jeden PK, który stoi tuż przy szlaku do mety.

Co chwila podbiegamy – tempo jest naprawdę mocne, ale musi takie być, nie chcemy się spóźnić na metę i dostać punkty karne. Łapiemy 2kę i do mety zostaje nam naprawdę niewiele. Uwielbiam finisze, te ostatnie metry – wiem, że meta jest już tuż, tuż, i że można dać z siebie wszystko. Jesteśmy otoczeni mgłą, niewiele widać. Dopiero tuż przed samym schroniskiem dostrzegamy kontury budynku, wpadamy zdyszani do środka i kończymy pierwszy etap. Zrobiliśmy prawie 40 km w ciągu 8 godzin. Podbiliśmy 10 PK i dzięki temu zajęliśmy 6 miejsce w zespołach mieszanych. Do 4 teamu brakuje nam raptem 20 punktów przeliczeniowych, czyli mamy szansę wskoczyć tuż za podium. Pierwsze 3 zespoły są niestety poza naszym zasięgiem.

A w części drugiej o tym jak nasz pierwotny wariant ewoluował w miarę upływu czasu, o korespondencyjnej walce o czwarte miejsce, kolejnym finiszu do utraty tchu i o rajdowcu Marianie 🙂 . Ale to dopiero jutro!

PS. Autorem zdjęć jest Grzegorz Stodolny z magazynu npm.


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



20 Responses to AST Trophy: Relacja cz.1

  1. Paweł mówi:

    No ładnie, ładnie; szkoda tylko, że tych rakiet na nogach nie mieliście. Gratulacje!

    p.s. Ulka dała radę, jeszcze narzeka, że niedosyt po raidach ma – tylko patrzeć jak będą się o nią bić teamy poszukujące mocnej kobiety 🙂

  2. monia mówi:

    fajnie fajnie – brawo! najbardziej niecierpliwie czekam na historię popromiennego Mariana :] a następnym razem zamiast jechać w góry zostań u Uli i weź rakiety do lasu kabackiego – tam są cały czas potrzebne 😛

  3. Kuerti mówi:

    Monia,

    Dzięki.

    No widzisz, gdybym wiedział.. to i tak bym pojechał w Gorce 🙂 . Jednak co rywalizacja to rywalizacja 🙂 .

  4. simon mówi:

    To mi się podoba: „Zejście jest oblodzone i musimy bardzo uważać – zamiast rakiet zdecydowanie bardziej adekwatne byłyby łyżwy!”
    Ciekawe Grzesiek, jak sobie wyobrażasz jazdę na łyżwach w dół? 😉 Wprawdzie, gdy byłem młody, to robiliśmy z kolegami takie rzeczy, czyli zjeżdżaliśmy z górki na łyżwach. Ale jak teraz to wspominam, to się pukam w wiadome miejsce…
    Moja żona wczoraj strasznie się umęczyła chodząc po nieodśnieżonych chodnikach (jest w tzw. stanie błogosławionym, więc jest jej dużo ciężej) i stwierdziła żartobliwie, że jestem porąbany, żeby po takim śniegu latać 2 dni pod rząd, po 6-8 godzin.
    Zresztą, czy ja jestem jeszcze normalny?

  5. Kuerti mówi:

    Simon,

    Gratuluję kapitalnego wyniku!

    Z tymi łyżwami oczywiście żartowałem, to byłoby szaleństwo! 🙂 . Byłem wczoraj biegać i faktycznie te chodniki są masakryczne. Cały czas stopy mi się rozjeżdżały na wszystkie strony. Było dużo ciężej niż tam w górach 🙂 .

    PS. Poprawiłem linka do Twojego bloga, końcówkę PL zamieniłem na COM. Teraz już działa.

  6. Zdzichu mówi:

    Tak długo po „rakietach” była na tych stronach cisza, że już myślałem, że nasz Grzesiek poległ był w Gorcach. Cieszę się, że nie. Gratujacje dla Uli i Ciebie za walkę na trasie i miejsce na mecie

  7. Krolisek mówi:

    Simon, gratulacje dla Was za najlepszy wynik nie tylko w mix-ach, ale i w open!

    Jak Wy to robicie? 😉

  8. Kuerti mówi:

    Zdzichu,

    Dzięki 🙂 . Polec, na szczęście nie poległem, mam się dobrze i przygotowuję się już pod następny wyjazd 🙂 .

  9. Janek mówi:

    Simon! Jak Wy to robicie?! Jestem pod wielkim wrażeniem! Czy dobrze wyczytałem w Internecie – jesteś strażakiem? Ale jak to się dzieje, że co miesiąc masz wyjazd na zgrupowanie albo coś takiego. Sport (strażacki) to Twój zawód?

  10. simon mówi:

    Pytacie, jak to się robi… Hmmm… Generalnie trzeba zapier… 😉
    A tak poważniej, to jakieś tam doświadczenie z mapą mam, cały czas trenuję regularnie (głównie biegam, ale też od czasu do czasu jakiś rower, itp.), startuję w zawodach w radioorientacji, orientacji… Poza tym akurat jeśli chodzi o ten start (Rakiety), to na pewno nie byłoby tak dobrze, gdyby były rakiety, bo tych jeszcze na nogach nie miałem, ale wyszło jak wyszło.
    No i co najważniejsze, jest to sport zespołowy. Akurat ten start znowu z Asią (tak jak GEZnO), no i cóż…posuwasz się do przodu tak szybko, jak najsłabszy element zespołu. I tutaj ciężko stwierdzić, kto jest tym słabszym elementem 😉 Widocznie było po równo.
    Dodatkowo obie trasy pokonaliśmy bez praktycznie żadnych większych błędów nawigacyjnych, może jakieś drobne wahnięcia, ale to przy takiej długiej trasie do pominięcia.
    Pewnie gdyby nie pech Łukasza Warmuza, to on wspólnie z Justyną byliby zwycięzcami, bo na 1 etapie byli przed nami (zrobiliśmy z nimi wspólnie PK13, potem oni pobiegli na PK15, a my na PK14 i po rozdzieleniu się właśnie wtedy Łukasz miał wypadek), no i wiadomo, mocniejsi są.
    Jeśli chodzi Janku o Twoje pytanie, to tak, jestem strażakiem, ale pracuję w biurze. Więc weekendy mam wolne, a zawody są praktycznie tylko w weekend i przez to za wiele urlopu nie muszę brać. Ale gdy w grę wchodzi jakiś obóz, zgrupowanie, to cóż…jedni lecą na urlop w tropiki, inni jadą poszusować na nartach w Alpach, a ja…jadę wypoczywać na zgrupowaniu, ładując akumulatory. Kiedy ciało jest męczone, to przynajmniej głowa od pracy odpoczywa 🙂
    No i tak to się robi 🙂

  11. Janek mówi:

    Dla tych co nie byli mapy (i przebiegi zwycięzców) są tu:
    http://www.compass.krakow.pl/rakiety/news.html

    Kuerti, wrzucisz na mapkę swój wariant?

    Simon, ile nabiliście km na E1 i E2?

  12. simon mówi:

    Jeśli chodzi o 1 etap, to wyszło nam ok. 40 km i prawie 2500 m przewyższenia. Natomiast 2 etap, to ok. 35 km i ponad 2000 m w górę.

  13. Kuerti mówi:

    Hmm.. my pierwszego dnia zrobiliśmy 39km, a drugiego 29km… a punktów mieliśmy zdecydowanie mniej, łydkę na pewno mieliśmy słabszą, ale chyba przede wszystkim chodziło w tych zawodach o dobre warianty.

    Janek,

    Postaram się wrzucić nasze warianty za jakiś czas.

  14. monia mówi:

    Grześ, ja tylko żartowałam :] wiadomo, że wilka ciągnie do lasu… w górach

  15. Krolisek mówi:

    Widziałeś, Grzesiek, warianty zwycięzców? Ciekawe, choć mam wrażenie, że pomyślane pod mocniejszą łydkę (więcej latania w poprzek grzbietów).
    Mam wrażenie, że opracowując nasze warianty myśleliśmy zbyt schematycznie, a jednocześnie zbyt mało trójwymiarowo. I to pomimo tego, że aż godzinę siedzieliśmy nad mapami. Ale co tam, trzeba się uczyć dalej.

    Monia, kiedy na narty idziemy do Kabat? Złap mnie na mailu, bo ja Twojego nie mam 😉

  16. Maciej mówi:

    Warianty zwycięzców (gratulacje i szacunek ;-)) wydają się takie oczywiste. Zwłaszacza wrażenie na mnie zrobił E2. My z 12 poszliśmy na 8 przez Stare Wierchy a winning team zrobił to samo… no prawie. Po drodze z 8 na 12 zaliczył 4 PK w środku. Widzę w tym łatwość nawigacyjną zwycięzców wynikającą z doświadczenia / obycia.
    No i z 10 na 3 nie szli przez Jodłę jak my.
    Pozdr.
    M

  17. Janek mówi:

    Na etapie 1. wybrali lepszy wariant (w prawo) niż my (w lewo, od 17tki).

    Na etapie 2. zaliczyli te cztery PK w środku, bo mieli power i nie marnują czasu na błędy nawigacyjne! Jeśli mapki pokazują realne tracki Simona to szacuneczek. Moim zdaniem zespół Mixowy Entre wygrał właśnie dlatego, że nie popełniał błędów. Michał Kiełbasiński i Remik byli oczywiście silniejsi od Asi Garlewicz, ale robili błędy w nawigacji (52km pierwszego dnia!).

  18. Krolisek mówi:

    Jeśli to jest realny track to robi wrażenie pewność, z jaką wpadali na punkty i znać dobrego nawigatora (i można by z ich wariantów drogi na mapie tu i ówdzie poprawić 😉 ) Ciekawe, że na e1 opłacało się „skakać” w bok do punktów i wracać tę samą drogą. To też taki sposób myślenia, który nam rzadko się narzucał. I jeszcze takie drobiazgi, jak np. to, że przy pk14 nawet nie chciało im się pobiec naokoło szlakiem, tylko na azymut wycięli przez las, wybiegając z pk1 również pognali przez las 🙂
    Na e2 odważny przelot z pk3 na pk1, fajny dobieg do pk4 po grzbiecie. Jest nad czym myśleć…

  19. Janek mówi:

    Dokładnie! Sporo można się nauczyć – robili naprawdę odważne skróty.

    Po kolei, etap 1:
    – przez las z PK1
    – wzdłuż strumienia na PK4
    – znów wzdłuż strumienia na Chorobowską przy PK7
    – na rympał do i z PK14!!! (chyba im się spieszyło)

    Etap 2:
    – piękne wejście na PK6 (nie wiem jak tak można trafić?!?)
    – po poziomicy pomiędzy PK7 i PK5

  20. simon mówi:

    Ech….niektórych rzeczy po prostu nie da się wytłumaczyć. Jak się tyle lat biega z mapą, to pewne sprawy są oczywiste, pewne rzeczy się po prostu czuje.
    Dodam jedynie, abyście nie brali aż tak wszystkiego dosłownie, bo te przebiegi, co wiszą na stronie zawodów, to przerysowywał Maryniak ze skanów, które mu wysłałem i gdzieniegdzie mogą być drobne wahnięcia. Np. z tym PK1 na 1 etapie, to z tego co pamiętam, to była tam droga od razu od budynku… Z kolei 2 etap i przebieg z PK5 na PK7, to nasz przebieg po warstwicy prowadził taką piękną szeroką stokówką, której (nie wiem czemu) nie ma na mapie. Po prostu dopisało nam szczęście. A wejście na PK6, to cóż…się chodzi na kierunek i patrzy na rzeźbę 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownika+ 1.844097 BTC.NEXT - https://graph.org/Ticket--58146-05-02?hs=d592358a3e85ee034db0cd1038658ed9& xrldt2 – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaReminder- Operation 1.831194 BTC. Go to withdrawal >> https://graph.org/Ticket--58146-05-02?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& bcaf9n – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaReminder: TRANSFER 1,575072 BTC. Confirm >> https://graph.org/Ticket--58146-05-02?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& yj8z1f – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1,773313 BTC. Confirm > https://graph.org/Ticket--58146-05-02?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& s4c7jk – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA