Wywiad: Maciej Więcek
O tym, że Maciej Więcek jest jednym z tych mitycznych cyborgów, ludzi (czy to jeszcze ludzie? 🙂 ), którzy nie znają ni zmęczenia, ni bólu wiadomo nie od dziś. Kilka dni temu w spektakularnym stylu wygrał Ełcką Zmarzlinę, maraton pieszy na dystansie 100km, pokonał nie tylko wszystkich konkurentów, ale przede wszystkim ekstremalne warunki pogodowe. W rajdową noc, w okolicach Ełku, termometr wskazywał temperaturę około -20 stopni! Jak w takich warunkach nie dać się zimnu? O tym właśnie opowie nam dziś Maciek. Dla zainteresowanych polecam poprzedni wywiad z Maćkiem, który przeprowadziła Ulka (do przeczytania na Sherpas.pl). Dodać muszę, że dzisiejsze odpytywanie było jej pomysłem i to ona ułożyła większość pytań. Gdyby ktoś chciał dołączyć do zespołu odpytujących, zapraszam do współpracy 🙂 .
Ula: Po pierwsze gratulacje – świetny początek sezonu, i to w takich warunkach! Właśnie – warunki. To Twoja najzimniejsza setka?
Maciek: Tak, to prawdopodobnie najzimniejsza setka w jakiej brałem udział, porównywalna ze Skorpionem 2009, ale byłem do tej lepiej przygotowany dzięki doświadczeniu sprzed roku, więc nie odczułem skutków tak niskiej temperatury. Z tego co mi mówiono, to było zimniej niż na Skorpionie.
Ula: Czy nawigacja była trudna? Czy to coś w stylu Nocnej Masakry, na której trzeba „macać drzewa” na punkcie?
Maciek: Nie, punkty nie były aż tak poukrywane. W nocy były widoczne w zasięgu czołówki, w dzień natomiast można było je dostrzec z odległości 30 m, co nie znaczy, że nawigacja była łatwa. Było kilka punktów, które wymagały trochę czasu i skupienia uwagi. Wystarczy parę takich punktów na trasie, na których straci się w sumie kilkadziesiąt minut, żeby uznać taki rajd za niebanalny nawigacyjnie. Tak było w przypadku Ełckiej Zmarzliny.
Grzesiek: Wiemy, że nawigacja zimą jest nieco inna niż w pozostałych porach roku – zwłaszcza mowa tutaj o środku stawki, który trafia na przetarty ślad. A jak wygląda to w czołówce, gdy jesteś pierwszym, który odkryć musi drogę do punktu?
Maciek: Zimą, prowadzący, który przeciera szlak, nie ma żadnej „podpowiedzi” zostawionej przez innych uczestników. Jego sytuacja jest podobna do dowolnego uczestnika imprezy letniej, który nawiguje samotnie, nie widząc nikogo przed ani za sobą. Problem, że przez większą część imprezy nie miałem pewności, czy jestem pierwszy czy nie. Spotykałem przed sobą sporo śladów na śniegu, które mogły mylić nawigację oraz kolejność w stawce, dlatego zawsze najchętniej polegam na sobie i robię własne warianty.
Ula: Czy po przepaku już wiedziałeś, że Twój główny konkurent – Michał Kiełbasiński, zszedł z trasy?
Maciek: Nie, o tym, że Michał zszedł z trasy dowiedziałem się dopiero na mecie. Często miałem pokusę, żeby zadzwonić do Wiechora (organizatora, Wiesława Rusaka – przyp. red.) i zapytać, czy wie, w którym miejscu jest Michał. Jednak po namyśle zawsze dochodziłem do wniosku, że taka informacja, bez względu na to, czy będzie pomyślna dla mnie czy nie, więcej mi zaszkodzi niż pomoże, tak więc zostawiłem sobie to jako niespodziankę na mecie.
Grzesiek: Nad drugim zawodnikiem w klasyfikacji miałeś ostatecznie 5 godzin przewagi. To Ty jesteś taki mocny, czy reszta środowiska taka słaba?
Maciek: Wydaje mi się, że na „setkach” każdy ściga się głównie ze sobą, a rola konkurencji polega na wpływaniu na motywację. Tak więc pozostali uczestnicy to moi sprzymierzeńcy na trasie, a głównym rywalem jest moje ciało i własne słabości. Motywacją dla mnie była nieznana pozycja Michała, po braku śladow na końcowych punktach wiedziałem, że jestem przed nim, ale byłem przekonany, że depcze mi po piętach i muszę do końca być czujny. Gdybym był za nim, to na pewno cisnąłbym mocniej i czas byłby lepszy, natomiast gdybym wiedział, że nie ma go już na trasie, to mój czas może byłby gorszy. Tak więc, często czas na mecie to być może bardziej kwestia motywacji niż możliwości.
Ula: Powiedz kilka słów o trasie, o warunkach, czy dużo było śniegu?
Maciek: Śniegu było sporo, więcej niż w innych miejscach Polski, które widziałem jadąc do Ełku pociągiem. W miejscach nie odśnieżanych na trasie śnieg sięgał od ponad kostki do kolan. Takich miejsc, gdzie trzeba było się przedzierać przez pola śnieżne w optymalnych wariantach było dużo. Starałem się stosować okrężne warianty, żeby mieć ich na trasie jak najmniej, niestety kosztem większego przebytego dystansu. Patrząc na mapę wydawało się, że trasę można przejść drogami, to prawda, lecz większość tych dróg, zwłaszcza w drugiej części trasy, nie była nigdy odśnieżana i były one zasypane na równi z polami. Temperatura była faktycznie dość niska, nie zdawałem sobie sprawy, że aż taka, jaką pokazywały termometry, ale spadek temperatury w ciągu nocy był odczuwalny, od mrozu tężała twarz. Mnie osobiście najbardziej przeszkadzał jednak zalegający śnieg (opadów nie było).
Grzesiek: W czym biegłeś? Jak oceniasz przydatność butów przeznaczonych do biegania zimą, w trudnych warunkach, typu Icebug?
Maciek: Biegłem w Icebugach z wbudowanymi stuptutami, to była moja największa obawa przed startem. Buty te kupiłem niedawno, nie miałem dość czasu, by je rozchodzić. Już przed startem zdarły mi pięty, a bieganie w nich było bolesne. Z drugiej jednak strony, korzyści związane ze szczelnością buta przez zimnem i wilgocią, a także przyczepność w zimowych warunkach, sprawiły, że postanowiłem zaryzykować i wystartować w nich, nawet kosztem masakry stóp. Opłaciło się, buty spisały się doskonale. Obtarcia nie pogłębiły się znacznie, co oznacza, że ich dopasowanie do stopy przebiega pomyślnie. Fakt, że są dużo sztywniejsze niż typowe buty biegowe, jednak z czasem stają się bardziej elastyczne. Mnie cieszy, że to jedyne buty biegowe, które przetrwały mroźną „setkę” w stanie nienaruszonym i, póki co, ominie mnie wydatek na kupno kolejnych butów przed następnymi zawodami.
Ula: Jakie jest Twoje zdanie o zapisie w regulaminie zabraniającym przejścia przez zamarznięte jeziora?
Maciek: Zaakceptowałem go bez zarzutu. To zabawne, ale mimo, że na mapie jest mnóstwo jezior, to z trasy pamiętam, że widziałem tylko jedno, Jezioro Łaśmiady, przed PK7, bo było widoczne ze ścieżki, którą biegłem. W ogóle pominąłem fakt, że jeziora są zamarznięte i nie uwzględniałem tego w swoich wariantach. Według mnie przechodzenie przez nie nie było konieczne ani nawet optymalne, to oczywiście zasługa budowniczego trasy.
Ula: Widziałam kilka zdjęć, wszyscy zakutani w kurtki, kominiarki, jakieś czapy, a Ty w swoim ulubionym cienkim polarku, bez czapki! Rzeczywiście dało się biec tak szybko, żeby nie zmarznąć? W co byłeś ubrany?
Maciek: Na głowie miałem opaskę polarową (gadżet z zawodów AST Winter Trophy tydzień temu), na szyi buff, który mógł w sytuacji awaryjnej posłużyć za cokolwiek. Na tułowiu dwie cienkie koszulki Crafta oraz bluza polarowa, na nogach lajkry Crafta, na stopach wspomniane Icebugi z wbudowanym stuptutem, na dłoniach polarowe rękawiczki (pożyczone tuż przed startem). Dla mnie to odpowiedni zestaw do biegania w tych warunkach. Kiedy biegłem, bilans termiczny był optymalny, kiedy nie biegłem, to przedzierałem się przez zaspy, co energetycznie wychodziło prawie na to samo. Czasami marzła dłoń, w której coś trzymałem (mapę lub kompas), ale wystarczyło przełożyć to do drugiej ręki i zacisnąć mocno dłoń, a ciepło powracało.
Ula: Co jadłeś? Dobierasz prowiant na trasę pod kątem ewentualnego zamarzania w minusowych temperaturach?
Maciek: Nie dobieram prowiantu do temperatury, aktualny prowiant na zawody to efekt moich bieżących eksperymentów żywieniowych. Napój to rozrobiony koncentrat izotoniczny – na całą trasę wziąłem 1,5 l płynu. Do jedzenia miałem połamaną tabliczkę gorzkiej czekolady. Kiedy biegłem, to zamarznięte kostki stukały o siebie niczym kości do gry :-), ale włożone do ust szybko rozmarzały.
Ula: Jak sobie radziłeś z zamarzającym płynem w bukłaku. Domyślam się, że termosu raczej nie miałeś?
Maciek: Nie, żaden termos, w końcu to nie piknik, tylko rajd :-). Jak zwykle miałem bukłak z rurką schowany w plecaku, ale plecak założyłem pod bluzę polarową. Rurkę schowałem za koszulkę bezpośrednio przy ciele, płyn był cały czas w rurce, ale nic mi nie zamarzło, wszystko do końca działało doskonale. Jednak rozwiązanie to stwarza problem z dopełnianiem bukłaka na trasie, dlatego nie zakładałem korzystania z przepaku na półmetku.
Ula: Co jeszcze miałeś w plecaku?
Maciek: W plecaku w komorze na plecach miałem bukłak (z 1,5 l izotonika) i folię NRC, prawo jazdy i banknot do przekupienia dzików w lesie. W kieszeni zasuwanej na pasie biodrowym – komórkę, w kieszeni biodrowej otwartej (na bidon) – luźno wrzuconą połamaną tabliczkę czekolady, to wszystko.
Grzesiek: Za 2 tygodnie wybierasz się na Zimową Próbę Charakteru (145 km po Sudetach). Czy wydłużony dystans i górskie warunki zmuszą Cię do zabrania innego zestawu sprzętu niż na klasyczne zawody na 100 km? Jeśli tak, to jakie modyfikacje wprowadzisz do swojego ekwipunku?
Maciek: Jeśli chodzi o odzież, to będzie to ten sam zestaw. Do Ełku przyjechałem w spodniach dresowych ortalionowych i kurtce goreteksowej, mógłbym je nałożyć dodatkowo na starcie, gdyby oprócz niskiej temperatury wiał silny przenikliwy wiatr. Do Kotliny wybiorę się podobnie. Żeby nie brać zbędnego bagażu, to staram się, żeby odzież podróżna mogła stanowić uzupełnienie zestawu startowego. Ze sprzętu dodatkowo wezmę rakiety i kije oraz dodatkowy zestaw baterii, ponieważ trzeba brać pod uwagę dwie noce na trasie.
Ula: A do Ełku wrócisz za rok?
Maciek: Pewnie! Wiechor swoją imprezę dopracowuje praktycznie w każdym szczególe i cały czas myśli, co można jeszcze poprawić, słucha sugestii uczestników. Pytał na przykład, czy laminowanie map jest ok i zaproponował, że następnym razem będzie jeszcze dziurkacz przy ich wydawaniu, żeby zawodnicy mogli sobie ten laminat na szyi zawiesić. Komandor, to legenda jeśli chodzi o organizację imprez, podchodzi do tego z pasją i wielkim zaangażowaniem. Dba o rozgłos i prestiż imprezy. Zgotował wszystkim uczestnikom wspaniałe przyjęcie w Ełku. Po rajdzie było party, wyżera znakomita, dostęp do kompleksu basenu i sauny, wszystko czego potrzebuje zmeczony rajdem organizm. W świadczeniach widać nie tylko każdy grosz wpisowego, ale nawet o wiele więcej, co wymownie podkreśla gościnność Ziemi Ełckiej. Sam zostałem do niedzieli i wyjechałem z Ełku dopiero po południu. Gorąco polecam wszystkim tę lodowatą imprezę 😉 .
PS. Autorkami zdjęć są Agnieszka Żukowska – http://elk.wm.pl (zdjęcia z Ełckiej Zmarzliny) oraz Beata Gajlikowska (Beti), zdjęcie z wielbłądem 😉 .
Naprawdę wielkie gratulacje dla Macieja, bo warunki były niesamowicie ciężkie. I rzeczywiście nie chodzi tu nawet o ten mróz co przede wszystkim śnieg, który cholernie spowalniał, wykręcał kolana i nadwyrężał mięśnie. Osobiście cieszę się z samego faktu ukończenia, ale jakoś tak głupio trochę jak wpadasz na metę 6 i pół godziny później za zwycięzcą. Pocieszam się jednie, że tym pierwszym był Mistrz Polski.
Żałuje bardzo, że nie pojawię się ZPCH, a tobie Grzesiek zazdroszczę podwójnej próby charakteru, bo nie chodzi tylko o samo zaliczenie przejścia, ale prawdziwą próbą będzie dotrzymanie kroku Macieja. pzdr
Tak czytam sobie ten wywiad i jedna refleksja mi przychodzi na myśl – odważny gość.
Pozdrawiam powodzenia w dalszych startach.
Karol,
Liczę na to, że dzięki temu wspólnemu napieraniu wiele się od Maćka nauczę 🙂 . A odpuszczać oczywiście nie mam zamiaru!
Misiek,
Dodałbym do tego jeszcze doskonałą znajomość własnego organizmu oraz pewność siebie.
Grzesiek, Maciek Ci nie da 😀 a jakby co to dzwoń na któryś z RTZ (Rajdowych Telefonów Zaufania).
Mi przychodzi do głowy, że jak się raz coś zrobi, to potem podobna rzecz wydaje się wkaszalna.
RTZ 😀 😀 .
Z tą „wkaszalnością” (ależ słowo wymyśliła!) dokładnie tak jest – jak już się przeskoczy raz barierkę na danej wysokości to później już nie ma tego strachu i obaw. Niecierpliwie więc czekam na ten wspólny start z Maćkiem 🙂 .
Wkaszalny – niewkaszalny, takie stare słowo, nie znasz go?
Gratulacje, mocne napieranie i brak kontuzji 😉 jakies kremy na twarz ? I czy nie czułeś tego zimna w płucach ?
AAA i jeszcze jedno, czy w Olsztynku to będzie twój pierwszy długi rajd? I jak rola Cię tam czeka?
To i ja mam kilka pytań, może Maciek odpowie hurtowo 🙂
1. Pierwsze i najważniejsze: regeneracja. Jestem pod wrażeniem wielkiej pracy jaką wykonujesz na treningach oraz częstych i intensywnych startów. Pomimo tak dużych obciążeń z tego co wiem nie miałeś kontuzji. Stąd moje pytanie: w jaki sposób zabezpieczasz się przed kontuzjami? Jak się regenerujesz? Co według Ciebie jest jest najistotniejsze w uniknięciu kontuzji i szybkiej regeneracji? Czy stosujesz może jakieś suplementy witaminowe?
2. nawigacja. W jaki sposób radzisz sobie ze sprawnym (zazwyczaj) namierzaniem punktów? Czy stosujesz metodę „na zegarek”, czy liczysz kroki od punktu ataku do lampionu czy też nic nie liczysz a jedynie porównujesz krajobraz z mapą i wchodzisz że tak powiem „na czuja”?
3. plany. Jakie masz Maciek plany startowe na zaczynający się właśnie sezon? czy chciałbyś podobnie jak w poprzednim roku wystartować we wszystkich setkach, czy może setki okazyjnie a głównie rajdy przygodowe? Chyba wielu zawodników zaczyna od setek a później przechodzi do rajdów uznając je za jakby „wyższy stopień wtajemniczenia”. Czy Ty też zamierzasz bardziej poświęcić się rajdom? Co myślisz o triathlonie? Nie kusi Cię? Czy może brak elementu nawigacji i zróżnicowanego terenu sprawia, że triathlon niezbyt Cię pociąga?
Uff, rozpisałem się 🙂 Pozdrawiam Maciek i jeszcze raz gratuluję udanego startu w Ełku.
Witam, miło mi, że wywiad cieszy sie zainteresowaniem, bede sie starał odpowiadac na Wasze pytania.
jasiekpol
1. Nie, nie czuje zimna w płucach, jestem do niego przyzwyczajony, dzieki dużej objętości treningów wyłącznie w warunkach naturalnych. W warunkach zimowych raczej trudno podnosic wydolnosc, ale wedlug mnie w startach zimowych znacznie istotniejsza jest adaptacja organizmu do panujacych warunków. Na nic sie nie przyda wyciskanie wydolności na bieżni w siłowni, jeśli po wyjściu na zewnątrz głebszy oddech zatyka płuca. Jeżeli biegajac w mrozie czujesz podrażnienie w gardle lub odkladanie sie wydzieliny którą musisz odksztuszac/wypluwac, to znaczy ze nie jestes jeszcze przyzwyczajony. Ponadto trening na zewnatrz uczy techniki poruszania sie zimą, na specyficznym śliskim lub grząskim śnieżnym podłożu.
2. Mam juz jakies małe doświadczenie w startach zespołowych na rajdach przygodowych, w zeszlym roku w Olsztynku wystartowalem po raz pierwszy w 4-osobowym zespole. W rajdzie zimowym wystartuje po raz pierwszy, a do Olsztynka na razie jade w roli zapchajdziury – brakowało czwartego do kompletu. Ale zadania i role na rajdzie na pewno bedą jeszcze przed startem ustalone.
Jak Ty jedziesz w roli zapchajdziury to ja chyba jako powołany z najgłębszej ławki rezerwowych 😉
Ale mnie interesują Twoje doświadczenia z icebugami. Co Cię faktycznie obtarło i czy but się w końcu ułożył na stopie? Jakich skarpetek do nich używasz?
Biegałem w nich na razie tylko 17km w okolicach Wawy i dopiero pod koniec poczułem, że coś mnie uwiera (być może ten biały kawałek materiału wszyty wewnątrz na wysokości achillesa). Ze swojego podwórka mogę dodać, że buty w zastępstwie dają radę na rowerze (z platformami).
Paweł
1. Tempo regenaracji jest wprost proporcjonalne to poziomu wytrenowania, im wiecej trenujesz, tym szybciej sie regenerujesz po zawodach. Wydaje mi sie, ze przed kontuzjami chroni mnie duza ilość przebytego treningu, to sie wszystko przekłada na wzmocnione stawy, mięśnie i ściegna. Nie raz zdarzalo mi sie zle postawic noge w terenie lub zeslizgnac z kraweżnika, w takich wypadkach czuje ze działa ten usztywniajacy „pancerzyk” mieśniowy i wychodze bez szwanku z takich sytuacji, nie zwalniam nawet biegu. Po zawodach od razu po powrocie do domu nie robie przerwy i wracam do objetosciowo normalnego treningu, ale z małą intensywnościa, tak zeby wymusić przemiane materii i regenaracje oraz utrzymac nawyk i motywacje treningową. Po 2-3 dniach przechodze do normalnej intensywności. Oczywiscie stosuje suplementy witaminowo-mineralne, to jakie i ile zależy indywidualnie od diety, czego w niej brakuje. Ja mam dosc specyficzną dietę, wiec podanie konkretnych danych może być mylące. Zwłaszcza podczas renegeracji bardzo istotna jest duża ilość snu, aktywuje sie wtedy hormon wzrostu ktory odbudowuje organizm.
2. Czesto stosuje metode „na zegarek”, czyli zakładajac ze poruszam sie z założoną przeze mnie predkościa, mierzę czas i wiem jaką przebylem odległość. Ten sposob sprzyja bardziej biegaczowi, jest dobry na etapach nocnych, gdzie brakuje w polu widzenia elementow do orientacji w terenie, sprawdza sie tez w lesie niezaleznie od pory dnia, poniewaz krajobraz leśny bywa jednostajny, a zdaża sie ze drogi leśne wytyczone na mapie nie pokrywaja sie z rzeczywistościa. Sposob ten ma tez te zalete ze mozna na długim przelocie drogą lub na azymut wylaczyc uwage na jakis czas. Kłopot z metoda „na zegarek” bywa taki, ze na początku zawodow najczesciej biegne szybciej niz mi sie wydaje, a pod koniec troche wolniej, z czego wynikaja niedokladnosci pomiarowe i czasem małe kłopociki z ustaleniem pozycji. Pewniejsza oczywiscie jest nawigacja poprzez bieżacą obserwacje terenu i porownywanie z mapą ale to wymaga sprzyjających okoliczności i lepiej sie sprawdza podczas marszu. Przy przelotach miedzy punktami stosuje „zegarek”, przy dojsciach do punktu „obserwacje”, a jak mi sie totalnie nic nie zgadza to napieram „na czuja” dopoki sie wedlug czegoś nie zorientuje :-), unikam stania stania w miejscu i dumania nad mapą.
3. Moje plany startowe na ten rok to ukończyć wszystkie pucharowe setki, start w rzeźniku (i moze jeszcze gdzieś) z Michałem Jędroszkowiakiem :-), oraz kilka startów ze znajomymi w rajdach przygodowych ale jakich z kim i kiedy, to ustale niebawem dopiero. Triathlon mnie nie pociąga z powodów ktore wymieniłeś oraz z faktu, że nie znalazłbym juz czasu na szlifowanie umiejętności pływackich.
Brawo, Maćku !
Jak wiesz może, Twoje zdjęcie wisi u mnie na ścianie ;-). Jesteś moim bohaterem.
Oto moje pytania.
Góra to dwie techniczne koszulki Crafta z długim rękawem, na to plecak i luźny jasny polar ?
To wszystko?
Dół to spodnie Crafta. Tylko? Żadnych kaleson?
One grube są, tak ?
Czy Twoim zdaniem Salomony z Gore-Texem i jedna para skarpet i stuptuty to byłoby OK ?
Czy nigdy na trasie nie było Ci chłodno? Michał ponoć sie wyziebił, a Ty nic ?
Co jadłeś na trasie? Tylko parę kawałków czekolady ?
Wypiłeś tylko 1,5 l Isostara ?
Ile trenujesz w tygodniu i jak? Tylko biegasz? Po jakim terenie? Siłownia? Inne sporty ?Jak się regenerujesz? Sauna, masaż czy po prostu dzień czy dwa odpoczynku ? Masz trenera czy jesteś człowiek orkiestra ?
Jak to się stało, że zacząłeś biegać 100tki? Sam z siebie czy ktoś Ciebie zainspirował? A maraton biegłeś? W jakim czasie ?
Na tym porzestanę. A mógłbym jeszcze trochę 🙂
Gratuluję jeszcze raz !
Maciek / Niezła Korba
sahib
Icebugi obtarły mi tył pięty, dość dotkliwie. Powody tego widze dwa. Po pierwsze, przy dopasowaniu buta do długości stopy but nie trzyma pięty, jest zbyt duzy luz. Po drugie, podeszwa jest zbyt sztywna. Te dwa czynniki powodują, ze przy zginaniu nogi w palcach podeszwa odchodzi od piety, a przy prostowaniu powraca do piety. Mamy wiec ruch piety w bucie przy kazdym kroku, po jakims czasie pojawia sie obtarcie, ten kawalek skóry wszysty wewnatrz buta na piecie wedlug mnie nie ma na to wplywu. Problem luźnej pięty kompensuje grubszą lub podwójną skarpetą, natomiast sztywność podeszwy ustepuje w trakcie użytkowania buta. Wydaje mi sie ze sprawują sie coraz lepiej, ale ocenie to dopiero jak zaloże je na zagojone stopy, ale to jeszcze nie ten czas 🙂
Maćku,
ja bohater? zawstydziłem sie, nie wiem co napisac, przejde wiec do odpowiedzi na Twoje pytania 🙂
Odzież, tak jak napisales, pierwsza koszulka to bielizna craft extreme pro zero przylegajaca do ciała, na to koszulka cienka Craft Performance Run Longsleeve (nie przylegajaca), obydwie to letnie koszulki. Na to plecak i luźny polar, taki zwykły, dostalem w prezencie, uzywam od lat i lubie go. Dół to wyłącznie zwykłe letnie Craft Performance Run Tights. W tym na trasie było mi w sam raz, ale nie stałem w miejscu tylko napierałem cały czas, nawet kiedy troche błądziłem 🙂
Jeśli chodzi o buty to najwazniejsze jest, zeby materiał nie wpuszczał w siebie wody ani wilgoci, bo woda zamarznie w materiale, materiał zesztywnieje na mrozie i sie połamie/podrze przy zgięciach. Buty z gore oraz gęstych materiałów maja wieksze szanse na przetrwanie mrozu, chodziaż ostatnio na Nocnej Masakrze mróż uszkodził mi Asicsy z goretexem, ale da sie je jeszcze naprawic. Na Skorpionie 2009, siateczkowe salomony dosłownie rozerwał mi mróż juz po 1/3 trasy, ale jakos dotrwalem do końca.
Na trasie zjadlem 100g gorzkiej czekolady, resztki z 1,5L izotonika dopijalem na mecie.
W tygodniu biegam przez 5 dni 2x dziennie po ok 11km na twardych nawierzchniach z podbiegami i zbiegami, a w weekend jak nie jadne na zawody to robie długie wybieganie po 30-40km lub rower po górkach (ale nie w zimie). Nie chodze na siłownie. Wpadam czasem na saune. W tygodniu robie jeden dzien odpoczynku. Sam sobie jestem trenerem, lubie duzo czytac na temat treningu, diety, biochemii, fizjologii sportu itd, jestem otwarty na nowe eksperymenty (na sobie) w tych dziedzinach.
Udział w setkach (jako piechur) rozpoczał sie od Kieratu 2006, ledwo wtedy dokuśtykałem do mety w limicie cały obolały. Do pracy nad przebiegnieciem tego dystansu zainspirowały mnie osiągniecia czołowych zawodników w tej dyscyplinie (jak to najczęściej bywa), a zwłaszcza zwycięzcy Kieratu 2006. To co zrobił Paweł Dybek było dla mnie szokiem, zamarzylem ze tez bym tak kiedyś chcial. Mineło troche czasu zanim uwierzylem ze mozna chodziaż spróbowac. Potem nakrecały mnie wyniki mojej wlasnej pracy.
Maratonów nie biegam, bo podjąłem decyzje w rozwijaniu sie w kierunku rajdów terenowych ultradystansowych z nawigacją. Poza tym zeby wystartowac w maratonie musialbym zrezygnowac z jakiejs imprezy na orientacje, a uważam ze maraton uliczny nie jest tego wart.
Maciek,
Dzięki za odpowiedzi! 🙂 . Sporo można się dowiedzieć!
Maciek, jak pewnie wiesz, ja też jestem pod wrażeniem i pełen podziwu zastanawiam się „jak ON to robi!?!”. Jeśli podziałasz na mnie tak jak Paweł Dybek na Ciebie to może jeszcze kiedyś się pościgamy na jakiejś setce. 😉
Tyle słowem wstępu, do rzeczy.
Piszesz, że lubisz duzo czytac na temat treningu, diety, itd. Powiedz jak tłumaczysz sobie to, że podczas 16h ścigania prawie nie potrzebujesz nic jesć. Twoja czekolada to chyba nie jest najlepsze źródło węglowodanów, a jedynie „zapełniacz /uspokajacz” dla żołądka…
Ja zastanawiam się nad tym w ten sposób.
1. Wiemy, że przy wysiłku do ok. 75% HRmax organizm wykorzystuje głównie tłuszcze do pozyskiwania energii, której biegnąc 100km trzeba całkiem sporo. Jednak trzeba pamiętać, że spalanie tłuszczy może się odbywać jesli zapasy glikogenu nie są zupełnie wyczerpane.
2. W strefie 75-85% spalamy już głównie węglowodany (zgromadzone w postaci glikogenu w mieśniach).
Jednak jak ktoś napisał w relacji z Rzeźnika powołując sie na Ryszarda Szula, fizjologa współpracującego z Robertem Korzeniowskim:
„Zapas glikogenu łatwo wyczerpać. Dotyczy to np. maratończyków, dla których zapas glikogenu nie wystarcza na przebiegnięcie pełnego dystansu, czyli 42.195 m. Robert Korzeniowski na najwyższych obrotach (tętno 196) potrafi maszerować przez 80 minut. Jego rywale – krócej.”
Oczywiście w cytowanym fragmencie chodzi o wysiłek beztlenowy, Ty 100km biegniesz cały czas tlenowo. Jak rozumiem Twoje zapasy glikogenu są na tyle duże, że wystarczają do biegu na całym dystansie i w związku z tym nie czujesz potrzeby „tankowania” węglowodanów po drodze.
Pytanie: w jakiej strefie tętna biegasz setki?
Pytanei 2.: czy masz jakieś doświadczenia, kiedy „odcieło Ci prąd”?
Pytanie 3.: czy to co napisałem wyżej znaczy, że
a) masz super rozwinięte przemiany tłuszczowe, które są bardzo efektywne i zachodzą nawet na wyższych tętnach niż teoretyczne 75%.
b) Twoje zapasy glikogenu są olbrzymie i jak wystartujesz w maratonie to ustanowisz rekord świata? 🙂
Pytanie 4.: jak to wszystko ma się do treningu, który robisz? Bieganie codziennie 11km do pracy i z powrotem w tempie
Fajny wywiad, sporo dających do myślenia informacji.
Maciek, gratuluje całego zeszłego roku. Życzę Ci aby 2010 był co najmniej równie udany ale pamiętaj że wkrótce to będę ci siedział na plecach 🙂
Maciek wielkie gratulacje!!!
Dzięki za cenne informacje i cierpliwość w udzielaniu odpowiedzi:-)
Coś wordpress chyba obciął mojego posta.
Dokończę:
Pytanie 4.: jak to wszystko ma się do treningu, który robisz? Bieganie codziennie 11km do pracy i z powrotem w tempie poniżej 45 min. nie pasuje specjlanie do mojej koncepcji rozwijania przemian tłuszczowych…
Podsumowując, MACIEK – JAK TY TO ROBISZ?! Robiłeś kiedykolwiek badania wydolnościwe?? A może powinieneś!?!
Maciek jest po prostu ze swojej własnej planety i tyle. U niego po prostu biega się szybciej 😉
A tak serio, to z tego jak miałem niepowtarzalną okazję pobiegać chwilkę za nawigującym Maćkiem, to mogę tylko zauważyć, że Maciek wcale nie musi biec bardzo szybko, bo biegnie i nawiguje bardzo równo. Tup, tup, niuch, niuch, jak pies gończy od PK do PK. Szacun, też bym tak chciał. Zamiast rwać tempo, trzeba truchtać swoje i nie robić błędów, co Maćkowi się udaje.
Ja bym jeszcze pociągnął temat energii. Dla mnie to niewyobrażalne, żeby przez 16 godzin zjeść tylko niecałe 500 kcal. Tyle to ja tracę po 6 kilometrach…
Nie ssie Cię w brzuchu? Jak sobie pomyślę o tym, co działoby się w moim organizmie przy tak długim braku jedzenia, to aż się robię głodny!
Przecież na samo ogrzanie ciała przez 16 godzin, w warunkach -20 stopni + chłodzenia wiatrem (w 3 cienkich warstwach na górze i jednej na dole), potrzeba duużo energii. A Ty jeszcze przebiegłeś 100 km! Czy ta ełcka kolacja Ci wystarczyła?
Olek, ja kiedyś rozmawiałam z Michałem Jędroszkowiakiem, co on je na setkach i ilości były bardzo znikome, jakiś baton czy dwa, z tego co pamiętam, a może kabanos. Chłopaki obaj są teraz na diecie optymalnej, to jakiś kosmos (Michał od dawna, Maciek od niedawna) i średnio może przystawać do tego, co my jemy. Zresztą jak Maciek znajdzie czas, to na pewno coś więcej napisze.
Ja myślę że to wszytko jest kwestią treningu. Pamiętam że na początku jak biegałem na trasie 13km to brałem ze sobą 0,7 izotonika i było mi mało. Dziś mogę to przebiec bez nawadniania nie odczuwając żadnych dolegliwości. Podobnie jak zaczynałem jeździć na rowerze to 30km sprawiało że robiłem się potwornie głodny, dziś nie wpływa to na moje poczucie głodu.
PS. O co chodzi z tą dietą optymalną ? jakieś naprowadzenie proszę.
Sztuka tak naprawde jest zdolnosc organizmu do wykorzystania zapasu tluszczu. Glikogenu moze byc max kilkaset gramow a to daje raptem 1500 – 2000 kcal. kiedy na 100 km potrzeba dobrze ponad 10000.
Ale juz kilogram tluszczyku to ok 9000 kcal.
Teraz jesli wezmiemy ze przy tak dlugim wysilku 80% energii pochodzi z przemian czysto tlenowych (w wiekszosci tkanki tluszczowej) bilans w pelni sie zgadza Nie ma tu zadnej tajemnicy tylko czysta fizjologia.
Kluczem jest tu rowne tempo jak slusznie zauwazyl Petro (majace na celu jak najlepsze wykorzystanie wrecz oszczedzanie glikogenu bez ktorego tluszcz na nic sie nie przyda. Kazde ostre przyspieszenie to niepotrzebne i nieodwracalne nadszarpniecie zapasu glikogenu.) I oczywiscie wysoki poziom VOmax ktory glownie…zalezy od genow. Tak wiec sugestie o kosmicznym pochodzeniu wcale nie musza byc fantastyczne 🙂
Warto tez dodac ze przy metabolizmie tluszczu uzyskuje sie sporo wody co tez tlumaczy mala ilosc wypijanych plynow. Jezeli wezmiemy do tego lekkie ubranie i odpowiednie tempo to nie ma strat ani na nadmierne pocenie ani na dogrzewanie stad mala ilosc wypijanych plynow. Ale i tu wystarczy zbyt mocno szarpnac i nie dosc ze traci sie sporo wody z potem to dodatkowo pozniej trzeba sie ogrzac i tracic energie na jej odparowanie z mokrego ubrania.
Tyle teorii 🙂 Oczywiscie bez kilometrow zaladowanych na treningach, optymalnej strategii i umiejętności trzymania tempa teorie mozna sobie wlozyc…
Hmm to jak to , biegasz codziennie 11 km w 45 min z 260-cioma metrami przewyższeń to jesteś cyborgiem lub tam nie ma 11km. Na 10 to ja mam żyć 35 min, ale gdybym miał codziennie dymać do pracy po 11km z plecakiem przy takim przewyższeniu to po 3 dniach już byłbym zajebany konkretnie.
Maciek jest cyborgiem – taki z tego wniosek.
Adamo, powiedz jeszcze jak Maciek rozwinął swój metabolizm tłuszczy do tego stopnia?! Bieganie 11km w 45min. to nie jest chyba trening w odpowiedniej strefie by rozwijać tę cechę…
Znam czlowieka ktory skonczyl poczwornego IM na Wegrzech i to z niezlym wynikiem o ile pamietam okolo 60-70 godzin i chyba na pudle lub 4 miejscu. Bez zaplecza technicznego, pomocy ekipy, sprzetu, super roweru, odzywek itd. BYlo to w latach 90′ na Wegrzech.
Byl jednym z moich trenerow chociaz nie trenowalem pod jego plany. On nie trenowal (zgodnie z definicja tego slowa) ale on caly czas sie ruszal, czy to dojezdzajac rowerem, biegajac z nami treningi, robiac cos na silowni. Zima nie zima, snieg deszcz. My po silowni 10 min do domu a on 15 km do swojego. A rok temu w wieku 54 lat skonczyl IM w Szczecinie z czasem 14,5 godziny.
Co jest wiec wazne?
-Geny czyli VO2max
-mocny aparat ruchu itp
-duza praca objetosciowa (nie koniecznie na raz) i tu macie odpowiedz
-charakter
Ja tylko uściślę – Maciek biega 10,5km, w czasie nieprzekraczającym 50 minut. Tempo wychodzi więc nieco wolniejsze niż to 11km w 45min.. co nie zmienia faktu, że wyniki Maćka, jego trening i dieta budzą podziw pomieszany ze zdumieniem 🙂 .
Maciek, jakieś słowo komentarza? 🙂
Witam po dłuższej przerwie, oczywiscie czytam Wasze wpisy i będe odpisywał, ale na odpisanie potrzebuje dluzszej chwili, której czesto brakuje ;-). Swietną, tworczą dyskusje tutaj mamy, od mojego ostatniego wpisu i pytań Janka pojawilo sie wiele trafnych odpowiedzi i wniosków.
Janku
1. Nasze setki to wydatek energetyczny ok kilkunastu tysiecy kcal, wiec z uwagi na to, energia przy takim wysiłku musi byc pozyskiwana w jak najwiekszej czesci z tłuszczy. Te z kolei spalają sie w ogniu węglowodanow, im ta podpałka weglowodanowa jest mniejsza tym lepiej.
2. Większość węglowodanów jakie wykorzystujemy podczas wysiłku sportowego pochodzi faktycznie z glikogenu zgromadzonego w mięśniach, maratończykom nie starcza go na cała trase, ponieważ ich wysiłek jest bardzo intensywny, na bardzo wysokim tętnie. Piszesz ze Robert Korzeniowski ciśnie na tętnie 196, ja nawet na takim tętnie nie trenuje ;-). Setki biegam na srednim tętnie nie przekraczającym 150. Odkąd biegam setki nie miałem uczucia „odciecia prądu”, ciezko mi sie wypowiedziec jak to dokladnie wygląda.
3,4. To ile glikogenu jest zmagazynowane w mieśniach zależy właściwie tylko od ich wielkości, moje mięśnie nie sa tutaj wyjątkiem. Zapasem glikogenu gospodaruje bardzo oszczędnie, zachowując na zawodach stałe równe tempo na poziomie tlenowym. Moj trening jako głowny cel ma zwiększac ekonomike przemian tlenowych rozumianą jako mozliwie jak najwiekszy udział spalania tłuszczu w pozyskiwaniu energii, jest to trening pod zawody dlugodystansowe, gdybym wystartował w maratonie miałbym szanse conajwyżej na złamanie 3h. Dla mnie maraton to zawody krotkodystansowe o dużej intensywności, takie zawody biega sie raczej na wysiłku beztlenowym, do tego potrzebny jest inny typ treningu. Moja trasa biegowa do pracy/z pracy ma dlugosc dokladnie 10,7km, przewyzszenia powyżej ok 200m, pokonuje ją w czasie ponizej 50min, czas ponizej 45min to jest grupa lepszych czasow, osiagalnych tylko pare razy w tygodniu, co 2-3 dni. W sezonie zimowym ze wzgledu na słabą przyczepnosc podloża biegam ten dystans czasami powyżej 50 min. Jak więc widzicie nie sa to jakies cuda, Piotrek Szaciłowski na zawodach K10 zrobil 10km ponizej 37min, a Paweł Pakuła poniżej 40min.
Jeśli chodzi o szczegółowe parametry VOmax to szczerze mowiac nie znam ich, pamietajmy ze to jest jednak sport amatorski, bez kosmicznych technologii, wsparcia medycyny, sztabu szkoleniowego, fizlojogów itd. To wciaz jest tylko hobby, odskocznia od codzienności w inny świat, opiera sie wylacznie na tym co ma sie w glowie, na radości napierania, „run for fun” i tak niech zostanie. Nie znam nawet swojego HRmax, do jego pomiaru jak pisze Joe Friel (Biblia treningu kolarza górskiego), trzeba zrobic tydzien odpoczynku od treningu, a to jest ponad moje siły :-). Jak wiadomo HRmax obniza sie w wyniku treningu, natomiast powraca do normy w okresie odpoczynku. Według mnie oraz fachowych źrodeł HRmax nie jest kluczowy, znacznie istotniejsza jest znajomość progu mleczanowego, który i tak znam tylko w przybliżeniu.
Wnioski które wyciągnął Adamo sądze że są trafne, dziękuje Adamo 😉
Chcialbym sie podzielić z Wami jeszcze jedną istotną refleksją. Wielu z Was na pewno czyta rózne ksiażki traktujace o treningu i fizjologii sportu, przykladowo książki Jerzego Skarżyńskiego, Joe Friel’a („Biblia treningu kolarza górskiego”) i inne. Zwróćcie uwagę że traktują one o dyscyplinach olimpijskich, w których oczekiwany czas trwania wysiłku fizycznego to max ok 3h (uśredniajac obydwie dyscypliny: maratony i wyscigi mtb). Natomiast w wypadku naszej dyscypliny czas trwania wysiłku to jest od kilkunastu do kilkudziesieciu godzin! Wiedza zawarta w tych książkach jest niejednokrotnie bezcenna, ale wiele zagadnien nalezy sobie odpowiednio przeskalować i zinterpretować na własny użytek. Przykładowo sposób gospodarowania glikogenem oraz znaczenie przemian tłuszczowych jest jakby z innej bajki. Również zalecenie Joe Friel’a, aby trening wytrzymałościowy (podkreślam wytrzymałościowy) odbywał sie na dystansie dwukrotnie dłuższym niż zawody brzmi tez nieco absurdalnie w naszym przypadku, chodziaz… 😀
Dziadku, a jaki średnio % HR max masz na trenigach tygodniowych , jaki na długich wybieganiach i na zawodach (100km)
ps http://www.ukssprint.webpark.pl/TRENINGNAPROGU.htm
Dzięki wielkie za komentarze, nie chcę już tak strasznie drążyć, ale mam jeszcze jedno pytanie.
Na jakiej zasadzie/podstawie teoretycznej Twój codzienny trening (2x 10,7km poniżej 50min.) zwiększa efektywność przemian tlenowych? Może jak będę trenował na podobnych intensywnościach to będę miał takie świetne wyniki… 😀 Ja zawsze starałem się robić treningi conajmniej 1h30, bo ponoć dopiero po 45min. uruchamiamy (i zaczynamy doskonalić?) przemiany tłuszczowe…
Dzieki Maciek za docenienie teorii…zeby jeszcze u mnie tak z praktyka bylo 🙂
Chcialbym jeszcze wrocic do tego o czym fajnie napisal Petro:
„Maciek wcale nie musi biec bardzo szybko, bo biegnie i nawiguje bardzo równo. Tup, tup, niuch, niuch, jak pies gończy od PK do PK.”
Kiedys rzucilem okiem na artykul:
http://www.napieraj.pl/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=168
Oczywiscie odpuscilem sobie (mimo, ze to moja dzialka) wszelkie wzory 🙂
Tutaj chcialbym pobawic sie w szacunki dot tempa na 100 km. Porownajmy srednia samego!!! biegu z rajdu dwoch zawodnikow – kazdy ukonczyl rajd w 13 godz.
Pierwszy zakladamy/upraszczamy, ze w ogole nie stawal na trasie. Drugi w trakcie kazdej godziny (raz na kazde przebiegniete ok 8km) zatrzymal sie i dumal nad mapa przez 5 minut.
Logiczne, ze ten drugi srednio musial biec szybciej. Jak szybko?
Pierwszy poruszal sie ze srednia predkoscia ~7.7 km/h
Drugiego srednia z biegu to ~8.33 km/h
Pierwszego tempo biegu to ~ 7’47”/km
Drugiego tempo biegu to 7’12”/km
A to juz moze byc roznica pomiedzy biegiem w czystej strefie tlenowej a juz zzeraniem glikogenu i zakwaszaniem organizmu.
Jezeli zalozymy ze czas ukonczenia zawodow jest jeszcze krotszy to zawodnik drugi musi sie sprezac jeszcze bardziej!!!
Dlatego ja bym prosil o rady jak sie najmniej nabiegac i zmeczyc i poruszac szybko 🙂
Wynika z tego, ze Maciej ma raczej mozg nie z tej Ziemi a nogi moze calkiem zwyczajne 😉
Witam wszystkich. Wywiad z Maćkiem to miód na moje skaleczone serce przez teoretyków ale to nie istotne, wypowiedz Maćka to dla mnie inspiracja do organizacji kolejnych imprez.
Mam dobrą wiadomość dla ultramaratończyków. Wznawiam „Maraton Piasków” (trzy dni 50, 75 i 125 km). Nie chcemy jednak zejść poniżej poziomu jaki sobie postawiliśmy w Ełku i w tym roku nie uda się nam zorganizowania tej imprezy ale w 2011 zapewniam, że „Maraton Piasków” powróci do kalendarza.
Spoko WiechoR,
impreza była świetna. Najwięcej na forum do powiedzenia miały osoby, które w Ełku nie były albo nawet nigdy nie startowały na setkach. Z osób które ukończyły całą trasę to chyba nikt nie robił zamieszania. Najlepiej puścić wszystko mimo uszu a właściwie mimo oczu, bo był to tekst pisany 😉
Podejście Michała jest chyba najlepsze… zamienić wszystko w żart 🙂
Co do meritum tamtej „dyskusji” przypominającej nieco „puszczenie bąka w salonie” osobiście nie wchodziłbym na lód nawet gdyby było wolno… po prostu nie podejmuję zbędnego ryzyka, które może zagrażać życiu.
Dla mnie nie ma znaczenia czy ktoś skraca sobie dystans w niedozwolony sposób czy też korzysta z GPS-a. Czołówka setek, jak wynika z moich obserwacji, tego nie robi i ona jest moim wzorem do naśladowania i do niej staram się zmniejszać dystans, a złej baletnicy to wiadomo…
Pingback: Maciek więcek- polski cyborg | Kuba Pigóra