Adventure Racing no image

Opublikowany 12 kwietnia 2008 | autor Grzegorz Łuczko

23

Wertepy 2008: Relacja

Panie Grzegorzu, skąd pan do nas przyjechał? Przyjechałem z Wolina. Interesują pana hmm.. rajdy przygodowe, tak? A co to w ogóle jest? Ano biega się, jeździ się, kajakuje, tzn. pływa na kajaku i w ogóle dużo rzeczy się robi, bo to taki dziwny sport. Rzeczywiście, dziwny… Ale nie przedłużajmy już dłużej, proszę zakręcić kołem! Tyr.. tyr.. tyr.. Dwie.. dwie.. dwieście złotych! Proszę podać spółgłoskę. G jak gniew…

„Piotrek Ty …”. W ostatniej chwili gryzę się w język. Mój partner, z którym startuję w Wertepach to kapitalny gość, bardzo fajnie nam się wspólnie startuje, ale w tym momencie najchętniej bym go rozszarpał! Po kilku kilometrach trekingu czuję się już „ugotowany”, oczywiście biegniemy. Tfu! Piotrek biegnie, ja niezdarnie wykonuje ruchy imitujące bieg lub coś co go tylko przypomina, zniechęcony oglądam jego plecy i najgorsze – ten jego lekki krok – jakby dosłownie płynął w powietrzu, a ja tu umieram do cholery, ledwie kilka metrów dalej! Jakkolwiek dla zdecydowanej większości mojego JA w tym momencie Piotrek jest katem, tak jest pewna mała cząstka, może nawet tylko cząsteczka, która mówi, dobrze chłopie, ciągnij do przodu, bo jak Ty ciągniesz to i ja napieram!

Wy.. wycie… wycieczka! Jeśli odganie pan spółgłoskę wygra pan pobyt dla dwóch osób w hotelu „Gołębiewski” w Skokach, w malowniczym miasteczku na skraju Puszczy Zielonka, wystarczy podać odpowiednią spółgłoskę! T jak.. T jak Trail Running! Brawo! Wygrał pan wycieczkę!

Ranne okolicy poznawanie zaczynamy od „rozruchu”, dla niepoznaki zwanego Trail Runningiem. Piotrek pognał do przodu, a ja lokuje się w okolicach środka stawki. Zwracam baczną uwagę na oddech, nie chciałbym skasować się już na prologu, dlatego też jakoś specjalnie nie dociskam „śruby”. Biegniemy po wyznaczonej trasie (zupełne novum w rajdach przygodowych! Przynajmniej dla mnie.) wokół malowniczych stawów, leśnymi dróżkami, przebiegamy kładkę na rzece i wpadamy w bajoro po kostki! Do tego momentu trochę podśmiewywałem się z całego tego Trail Runningu, jednak kilkusetmetrowy odcinek bagienny zmienił moje podejście o 180 stopni, to jest to! Jeszcze kilkaset metrów, ostatnia prosta i znowu wpadamy na rynek w Skokach! Mój czas to 32:33.

Dwa.. dwa.. Dwa tysiące złotych proszę państwa! Yh.. U jak umiem jeździć na rolkach. Buuu!! Niestety nie ma takiej litery.

„To tylko 6 kilometrów, wytrzymasz, musisz!”. Szepczę sobie w duchu. „Niech to już się skończy, żebym mógł zapomnieć o tym wstydzie! Obiecuję, że po powrocie do domu biorę się za naukę jazdy!”. Moja gehenna się nie kończy, o beznadziejnej jeździe wcale nie zapominam, a te moje obiecanki mogę sobie między bajki włożyć! Wiedziałem, że na rolkach jestem słaby, a każdy kolejny zespół, który mija nas po drodze utwierdza mnie w tym przekonaniu. Głupio się czuję, bo idzie mi naprawdę słabo. To dopiero początek rajdu, a my już tracimy cenne minuty… Po 30 minutach zajeżdzamy na koniec asfaltu, zrzucamy rolki i biegiem ruszamy do bazy – na rower.

Rower, który jest nic nie wartym wspomnieniem. Nie potrafię napisać o tym etapie nic interesującego. 26 zupełnie przeciętnych kilometrów kończymy nad brzegiem Warty – chwilę potem lądujemy w kajakach.

Ależ pan zakręcił, no, no! Uwaga! Mi.. mi.. minus 120 złotych! Jeśli poda pan spółgłoskę, która znajduje się w haśle straci pan 120 złotych! Eee.. C jak Chip? Niestety, odpisujemy z pana konta 120 złotych!

Zanim ten cholerny chip wpadł mi do wody (takie elektroniczne gówienko do potwierdzania naszej obecności na punktach kontrolnych) płynęło nam się całkiem przyjemnie. Zachmurzone niebo i jakaś taka leniwa pogoda nie zachęcała do zbytniego wysiłku, w dodatku w kajaku nie czujemy się zbyt pewnie. Pierwsze minuty spędzamy na próbach synchronizacji naszych ruchów, wychodzi nam to tak sobie, ze wskazaniem na słabo. Na dodatek tego znowu znaleźliśmy się w „martwej strefie”. O tym co to jest „martwa strefa” za chwilę, znowu dlatego, że mój ostatni start w BWC to właśnie takie trochę „martwe” napieranie. Do tych z przodu macie na tyle daleko, że trzeba by naprawdę mocno się sprężyć, żeby ich dogonić, a ci z tyłu nie są dla Was zagrożeniem. Owszem, mijaliśmy się z 2 może 3 zespołami, ale to wszystko były takie nieznaczne ruchy… No i ten chip! Z radością witam brzeg, na którym za chwilę zacznie się moja agonia…

„Piotrek Ty …”. W ostatniej chwili gryzę się w język. Mój partner, z którym startuję w Wertepach to kapitalny gość, uwielbiam z nim startować ale w tym momencie najchętniej bym go rozszarpał! Po kilku kilometrach trekingu czuję się już „ugotowany”, oczywiście biegniemy. Tfu! Piotrek biegnie, ja niezdarnie wykonuje ruchy imitujące bieg lub coś co go tylko przypomina, zniechęcony oglądam jego plecy i najgorsze – ten jego lekki krok – jakby dosłownie płynął w powietrzu, a ja tu umieram do cholery, ledwie kilka metrów dalej! Jakkolwiek dla zdecydowanej większości mojego JA w tym momencie Piotrek jest katem, tak jest pewna mała cząstka, może nawet tylko cząsteczka, która mówi, dobrze chłopie, ciągnij do przodu, bo jak Ty ciągniesz to i ja napieram!

Czuję się rozdarty. Z jednej strony chętnie przeszedłbym do marszu, ale z drugiej widzę plecy mojego partnera – ślepo wpatrzony w ten punkt – który w tym momencie staje się dla mnie alfą i omegą tego świata, jedynym sensem i racją mego bytu – jakoś podążam dalej. Ból, po pewnym czasie, staje się czymś naturalnym, jakby nieodłącznym elementem gry. Bolał mnie więc ten 18 kilometrowy treking. Początek nie ułożyl nam się zbyt dobrze, zaraz po wyjściu z kajaków kręcimy się trochę niemrawo i dopiero po chwili łapiemy kierunek, jednak już chwilę później skręcamy za wcześnie tracąc kilka minut, nieco dalej popełniamy identyczny błąd i mimo, że po drodze mijamy ze 2 ekipy to przez głupie straty zostajemy w tyle. Punkt w źlebie/jarze okazuje się naszym głównym czasowstrzymywaczem na tym etapie, czeszemy nie to wniesienie i tracimy kolejne minuty…

Do rowerów pozostawionych u brzegu Warty dobiegam z natarczywym bólem pleców, a Piotrek motywuje mnie jeszcze do ostatniego wysiłku przed zmianą dyscypliny – ten człowiek nie ma serca! 😉

3 runda proszę państwa! Panie Grzegorzu, ostatnia szansa na nawiązanie walki z konkurentami, proszę zakręcić kołem. Ty, ty, tysiąc złotych! Podaje literę, P jak PK4. 2 razy P! 2 tysiące złotych! Jeszcze ma pan szansę! Odgaduję hasło: „W końcówce sprężamy się jeszcze do ostatniego wysiłku”… Magdo, proszę odsłoń litery. Niestety, niestety, nie odgadł pan! Hasło brzmi „W końcówce nie jesteśmy w stanie zmobilizować się do ostatniego wysiłku”. Przegrał pan!

Przed nami 2 scorelaufy, 10 kilometrów rowerowej jazdy na orientację oraz 5 kilometrów biegu na… na orientację oczywiście (choć 5 kilometrowy trail running w środku rajdu to byłoby ciekawe doświadczenie). Obawiam się trochę tych etapów. Brakuje nam dzisiaj płynności, tracimy głupie minuty, a na scorelaufach potrzeba będzie szczególnej uwagi. Początek roweru jeszcze jakoś idzie, do momentu gdy po raz kolejny za wcześnie skręcamy, 15-20 minut w plecy. A później zaczyna zmierzchać i zachodzą 2 bardzo pozytywne bądź też negatywne zjawiska, zależy jak spojrzeć. Wreszcie zaczyna mi się napierać bardzo przyjemnie, co zwiastować mogło tylko jedno – tempo zaczynało nam dramatycznie spadać. Zabrakło kogoś (wielkiego wyboru nie było, albo ja albo Piotrek) kto pociągnąłby do przodu, tak jak mój kompan nadawał tempo na trekingu. Obaj na rowerze nie jesteśmy zbyt mocni (uważny czytelnik z pewnością w mig skojarzy fakty i wyjdzie mu, że ja to w niczym mocny nie jestem 😉 ), stąd też nie miał kto wyrwać do przodu.

Już w ciemnościach dojeżdzamy na BnO, chwila na przepaku i hop do lasu. Zgadnijcie co robimy? Skręcamy za wcześnie, kur..wa mać! Najlepsze teamy robią ten etap w 40-50 minut, a my 30 minut tracimy tylko na poszukiwanie pierwszego PK… Na szczęście później idzie już jak po sznureczku, nawet przebiegamy resztę etapu, bo o dziwo bieg przychodzi mi z łatwością. Jednak na ściganie jest już za późno, kończymy BnO i do mety pozostaje nam już tylko ostatni odcinek na rowerach.

Ostatni asfalt, ostatnia prosta, postanawiam przyśpieszyć, krzyczę do Piotrka „Jeszcze ostatni zryw, poprowadzę do Skoków!”, chwilę później nie wiem co ze sobą zrobić, w tym samym momencie łapią mnie skurcze w obu łydkach! Gdy podnoszę jedną nogę do góry, skurcz odzywa się w drugiej, i na odwrót. Sytuacja powoli staje się tragikomiczna, na szczęście po chwili odzyskuje sprawność, choć już do końca rajdu (i na drugi dzień po) musiałem uważać na łydki. Był to więc nasz ostatni zryw na Wertepach, i chyba doskonałe podsumowanie, bardzo chcieliśmy, staraliśmy się, ale nam nie wyszło…

Na metę wpadamy tuż przed północą.

Im więcej czasu upływa od naszego występu na Wertepach tym bardziej wydaje mi się on słabszy, żeby nie powiedzieć beznadziejny wręcz! Na mecie i dzień po byłem nawet całkiem zadowolony! Znów czuję się rozdarty, bo z jednej strony faktycznie było słabo, ale z drugiej znowu nauczyłem się czegoś nowego, pogłębiłem wiedzę o swoich słabych stronach (gdybym jeszcze tylko zabrał się za ich eliminację!) i wziąłem udział w rajdzie innym niż wszystkie w jakich do tej pory miałem okazję uczestniczyć. Jeśli miałbym na podstawie naszego startu wysnuć jedną złotą myśl, to z pewnością byłoby takie zdanie – „Najważniejsza na krótkich zawodach (i nie tylko!) jest płynność, z jaką pokonujesz trasę, liczy się każda minuta na przepaku, każda wpadka nawigacyjna. Lepiej wolniej, ale bez błędów i zbędnego tracenia czasu!”. Niby banał, ale warto głębiej nad tym się zastanowić.

Ostatecznie (na stronie Wertepów nie ma jeszcze oficjalnych wyników) trasę Wertepów pokonaliśmy w ok. 12 godzin zajmując 20-21 miejsce (12-13 w kategorii MEN, ale to chyba nie jest powód do dumy? 😉 ).

PS. Fotki niecnie wykradłem z zasobów arcup.com, mam nadzieje, że mnie nie zamkną za to, albo zakażą występu na kolejnej edycji 😉 . Autorami tych cudownych fotek są Monika Strojny oraz Tomasz „Mały” Skarżyński. Piękna robota!


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



23 Responses to Wertepy 2008: Relacja

  1. hiubi mówi:

    Przy treningu jaki sobie zaaplikowałeś w imprezach o obsadzie Arcupu powinieneś regularnie kończyć koło 10-15 miejsca, od czasu do czasu wskakując do dziesiątki. Gdzieś jest błąd- w metodyce treningu, w głowie, nie wiem gdzie jeszcze. Znajdź go a szybko podskoczysz we wszystkich klasyfikacjach.
    a swoją drogą poziom zawodów w Skokach był niesamowity – mam na myśli przede wszystkim przygotowanie fizyczne uczestników. Średni „poziom mocy ” średniaków zrósł, a mimo to Speleo i Navigatorzy nie dali nikomu najmniejszych szans.

  2. marszoblog mówi:

    Może też poza przygotowaniem i doświadczeniem jest potrzebna odrobina szczęścia, przez to wstawki z rajdowego „Koła Fortuny” w relacji(?). Swoją drogą – ciekawy opis! płynie się – nie kajakuje;)

  3. Adam mówi:

    No wlasnie, z tego co pisze hiubi, to cos jest nie halo, a ja chcialbym sie Was zapytac od czego to zalezy, choc wiem, ze ciezko o jednoznaczna odpowiedz. Przeciez malo kto, za przeproszeniem, bo inaczej sie tego ujac nie da, nadupca miesiac w miesiac tyle co Grzesiek. Poziom jest az tak wysoki?

    Az taki wplyw na wynik maja niuanse typu tu pare minut na przepaku, tam pare minut na czesaniu? Zadziwiajace jest to, ze np speleo, czy navigatorzy jakby nie odczuwali problemow „zwyczajnych smiertelnikow”. Przyjezdzaja, robia swoje i jada- dzis znowu skosili 1 miejsce w Chorwacji… Wydaje mi sie, ze w AR sa tysiace odkrytych i wiadomych, ale niezbadanych czynnikow, ktore maja wplyw na ostateczny wynik. Gdybym sie doktoryzowal naraz z psychologii, fizjologii, wychowania fizycznego, to wybralbym temat o AR. 😀
    Pozdrawiam i zachecam do dyskusji, moze dojdziemy do jakichs konstruktywnych wnioskow!

    PS Marszoblog: „płynie się – nie kajakuje” – serio?! ;P

  4. marszoblog mówi:

    Już się poprawiam:)
    Przez relację – płynie się nie kajakuje.

  5. Kuerti mówi:

    Ej! Nie róbcie ze mnie jakiegoś treningowego cyborga! Ostatni miesiąc miałem słabszy, nie trenowało mi się zbyt dobrze, nie zrobiłem nawet połowy tego co chciałem.

    Tak, Adam, na takich zawodach liczą się nawet minuty na przepaku, przez x godzin z tych minut uzbiera się sporo czasu. Mój, nasz główny problem na tych zawodach polegał nawet nie tyle na braku mocy, co właśnie braku płynności, 2 kroczki do przodu, jeden w bok i tak przez cały rajd.

    Zdecydowanie poziom wzrósł, to już nie są takie trochę szalone starty jak jeszcze kilka lat temu (a co dopiero musiało się dziać na początku, jak to wszystko dopiero się formowało?), z zawodów na zawody poziom rośnie. Podobnie jednak rośnie przepaść między Salomonami a resztą śmiertelników…

    Teraz nawet nie mam za bardzo czasu, żeby spokojnie potrenować, Rumunia niedługo, a 10 dni w górach zupełnie mi rozbije trening. Nie wiem w jakiej formie będę po powrocie.

    A z tym „kajakowaniem”… Tyniec mnie zestresował 😉 .

    PS. Po nieudanych zawodach łatwiej napisać ciekawszą relację. Może wcale nie powinienem starać się o lepsze wyniki? 😉

  6. Bart mówi:

    Kuerti gratulacje !!! Byłeś, zrobiłeś, pięknie opisałeś. Po Rumuni dopiero powinno być dobrze. I psychicznie i fizycznie. Ja od czwartku siedzę na Babiej więc fotki podeślę.
    ps. Ach jak czytam takie relacje to nawet wieczorem po ciężkim dniu idę powłóczyć nogi. Za to właśnie dzięki.
    Pozdrawiam

  7. artur mówi:

    Kuerti, ty to masz pomysly z tymi relacjami, brawo.
    co do przepakow to jest to najgorsza strefa na rajdzie – bardzo latwo stracic, ale ciezko zyskac (na jednym z postojow w szkocji na arwc 6 godzinny przepak, gdzie stracilismy: 1,5 godziny na spanie, 2,5-na zakladanie pianek, 1-zarcie, 1-platanie sie bez sensu i zebranie sie do kupy przed kajakami; na szczescie szwedzi tez sie tak platali ale z boku wygladali jakby mieli strasznego spreza).
    na wertepach gdyby nas jakies charty z tylu dorwaly na przepaku to na pewno by nie odpuscily z kola do konca…
    a ja sie ledwo turlalem i kustykalem za Piotrkiem, wieksza czesc biegu na sznurku jak pies, tylko ze z tylu!
    ale jest juz lepiej, napieraj Kuerti!

    artur

  8. Kuerti mówi:

    Dziękować 🙂 .

    Bart,

    Podeślij fotki na mejla, ok? Chętnie wykorzystałbym część ilustrując wpisy na pk4, o ile nie masz nic przeciwko. To „od czwartku siedzę na Babiej” zabrzmiało nieco enigmatycznie, może coś więcej napiszesz?

    Artur,

    Na tak długim rajdzie jak MŚ chyba ciężko utrzymać takiego „spręża” przez cały czas i stąd taki długi przepak? Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby człowiek był w stanie przez powiedzmy 80 godzin cały czas „ciągnąć do przodu”, może nawet nie tak fizycznie co psychicznie, mieć w głowie takie nastawienie na ciągłe ściganie się. Mógłbyś napisać coś o tym więcej? Ciekawy temat.

    Tak samo jak z tym trzymaniem się kogoś. Sam widzę po sobie, że jeśli mam kogo się przytrzymać (obojętnie czy to kolega z teamu czy przeciwnik) to łatwiej wykrzesać z siebie więcej sił…

  9. artur mówi:

    Kuerti,
    o sprezu na przepaku nie moge pisac bo to ja zawsze poganiam towarzystwo, zeby:
    1. przebierac sie tylko wtedy kiedy to konieczne, jak pada deszcz to po co sie przebierac, za chwile bedzie tak samo, a nawet gorzej bo czlowiek zmarznie i zmoknie podczas przebierania;
    2. nie rozmyslac o tym co w torbie tylko wprowadzic na co ma sie ochote, reszte w kieszen albo pod pache (sie rozgrzeje)
    3. nie glowkowac co nalezy zabrac na kolejny etap tylko miec to spisane i 1 zawodnik (oczywiscie ja) czyta a reszta sprawdza…
    4. nie szukac miejsca na spanie obok torby/skrzyni tylko sie przewrocic: jak sie czlowiek nie przewraca tzn ze moze jeszcze napierac:), czasem trzeba spac na skrzyni bo stoi w wodzie po kostki (szkocja), albo lepiej pojsc w gory i znalezc szalas albo suchy row, tak po drodze.
    5. jesli chce sie spac przed kajakiem to nie kombinowac tylko spac… na butach albo na rowerze zawsze cos sie znajdzie, a na wodzie 15 km od brzegu moze byc kiepsko.
    z reszta takie rady juz chyba ktos spisal na napieraj.pl

    pozdrawiam
    artur

  10. artur mówi:

    Kuerti,
    a pytałeś Tomka albo Monike o mozlwosc wykorzystania fotek?
    Takie pienkne ujecia i tyle pracy i poswiecenia… niestety chyba nie mam mozliwosci zakazywania startu w arcup, ale autorzy zdjec moga sie wkurzyc…

    artur

  11. Kuerti mówi:

    Artur,

    Dzięki za porady nt. przepaków!

    Co do zdjęć, o zgodę nie pytałem (moja wina), Kuba jednak wyraził gotowość podesłania mi zdjęć w oryginale więc chyba nie ma problemu. Upewnie się jeszcze u źródła.

  12. Bart mówi:

    Kuerti „babia” he he he to oczywiście Babia Góra – moja wina sorry. Lecz niestety moje plany legły w prochu – jutro wyjazd – ale służbowy. Choć Panowie z GOPR ( pozdrowienia ) twierdzili że deszcz aż do niedzieli. W zakopanym śniegu po pachy i lawiniasto. Ale za to od 28.04 Bieszczady – urlop !!! Fotki obiecuję !!!
    Pozdrawiam

    ps. przepraszam że pytam ale czy Pan spod nicka „artur ” to ten Artur Kurek – gigant ? Jeśli tak to respect za dokonania !!!

  13. jasiekpol mówi:

    Myślę że ta „zła ślamazarna passa” przeszłaby gdybyś wystartował w teamie z kimś z czuba 😉

  14. Kuerti mówi:

    Bart,

    Oczywiście skojrzyłem „Babią” z tą Babią, ciekawiło mnie co Ty tam robisz? Konkretnie chodziło mi o to „siedzenie” ;:) .

    Jasiekpol,

    Nie mogę się z Tobą zgodzić, bo mógłbym w ten sposób obrazić obu Piotrków, z którymi miałem przyjemność startować w tym roku, ale.. masz rację! Nie chodzi o to, że ja jestem taki mocny, a oni tacy słabi, wręcz przeciwnie. Ale żaden z nas w dotychczasowych startach nie wykazywał parcia na wynik.

    Pamiętem jak w 2004 wystartowałem z Wieśkiem Rusakiem na Nocnej Masakrze, dopiero zaczynałem swoją przygodę z setkami, a on był już wtedy doświadczonym zawodnikiem, pamiętam, że bardzo skorzystałem na tym wspólnym starcie. Podejrzewam, że teraz mogłoby być podobnie, gdybym wystartował z zawodnikiem, który „przyzwyczajony” jest do bycia na czołowych miejscach, a nie tak jak ja, aspiruje, albo przynajmniej chce aspirować 😉 .

  15. Bart mówi:

    Ok, głodnemu chleb na myśli. Co do siedzenia to chodziło o bazę wypadową aby babią zrobić kilkoma szlakami, ot tak dla fanu. Baza sidzenia to GOPR-ówka, gdyż schronisko w rozbiórce. Pozdrawiam serdecznie.
    Bart vel. bokska

  16. Kuerti mówi:

    Tadam!

    Bart, oddałeś 1000 komentarz na PK4! 🙂 . Tym samym wygrywasz zestaw 8 map Compassu! Gratuluje. Odezwę się na mejla.

  17. sebas mówi:

    Artur, tym czwartym punktem mnie zakasowales 🙂 hahahah

    „4. nie szukac miejsca na spanie obok torby/skrzyni tylko sie przewrocic: jak sie czlowiek nie przewraca tzn ze moze jeszcze napierac:), czasem trzeba spac na skrzyni bo stoi w wodzie po kostki (szkocja), albo lepiej pojsc w gory i znalezc szalas albo suchy row, tak po drodze”.

  18. sebas mówi:

    Kuerti, swietna relacyjka 😀 czyta sie wdupnie

    patrzac z boku, z pozycji total amatora: pracuj nad tymi minutami na przepakach, bo tutaj piszesz, ze sporo umyka ci na imprezkach.

    druga sprawa to czego ci brakuje bardziej? sily? wytrzymalosci?

  19. Kuerti mówi:

    Sebas,

    Dzięki 🙂 .

    Hmm.. Pójdę na łatwiznę i powiem, że tego i tego po troszę. Ciekaw jestem jak moja forma będzie wyglądała po powrocie z Rumunii, trochę kilometrów w górę zrobię, czyli przede wszystkim siłę.

  20. Bart mówi:

    KUERTI !!!!!!!!!!!!
    JA nigdy nic nie wygrałem – no może kilka walk i zawodów dziecięcych. Co do map – jestem w szoku. No no, nie spodziewałem się tego. Słuchaj a może zrobić licytacje map i wspomóc symbolicznie najbardziej obiecującego zawodnika AR ? NIe wiem ale jestem otwarty na propozycje.
    NAGRODA PIERWSZA KLASA – ale szczęściem należy się dzielić. Czekam na propozycje.
    Pozdrawiam
    Bart

  21. Kuerti mówi:

    Bart,

    Na razie czekam na mejla od Romka Trzmielewskiego, więc póki co konkurs jeszcze nie został definitywnie zakończony.

    Bardzo podoba mi się Twój pomysł: „a może zrobić licytacje map i wspomóc symbolicznie najbardziej obiecującego zawodnika AR?”, sam już o tym wcześniej myślałem. Miałem np. taki pomysł, żeby raz w roku (może „pod choinkę”) zrobić na PK4 zbiórkę pieniędzy/fantów dla jednej osoby. Ja sam często stoje przed dylematem sprzęt albo wyjazd, w podobnej sytuacji jest na pewno sporo osób.

    Problem tylko w tym ja je znaleźć, podejrzewam, że sam pewnie nikt się nie zgłosi, można zrobić konkurs, albo losowanie, ale chodzi przecież o to, żeby pomóc tym najbardziej potrzebującym a nie największym farciarzom.

    Fajną rzeczą byłoby np. zasponsorowanie dzieciakom z domu dziecka sprzętu sportowego, ideałem byłaby jakaś sekcja biegów na orientację (o sekcji AR nawet nie marzę) itp. Albo może ktoś z Was zna taką osobę, której potrzebna jest pomoc?

    Rajdy to taki sport gdzie mimo ogromnej rywalizacji ludzie są naprawdę pozytywnie do siebie nastawieni, na PK4 przewija się sporo osób, parę złotych od jednej, drugiej i uzbiera się konkretna sumka. Teraz głośno myślę, można by w ramach takiego projektu sponsorować komuś starty, sprzęt (oczywiście na miarę możliwości i przy założeniu, że znaleźlibyśmy taką osobę).

    Myślę, że to byłaby kapitalna rzecz! Nie wierzę w politykę, nie lubię dawać pieniędzy na różnorakie organizacje charytatywne, ale w taką pomoc bezpośrednią z ogromną chęcią bym się zaangażował! Czekam na Wasze pomysły (co o tym sądzisz Bart?) i sam postaram się coś wykombinować.

  22. Mały mówi:

    No zdjęcia niczego sobie – jak już pisałeś, że wykradłeś fotki z ARCupa to trza było chociaż napisać kto jest autorem „strzelanie”…
    Jak zwykle miło się czyta…
    Pogadaj z Moniką – może Ci pomoże i zaczniesz pisać felietony do jakiejś gazety… 🙂

  23. Kuerti mówi:

    Faktycznie Tomek, przepraszam bardzo, zaraz dopiszę Wasze nazwiska. Zdjęcia naprawdę cudowne!

    Po Rumunii postaram się odezwać do Moniki, choć ja raczej nie lubię się czegoś dopraszać 🙂 . No ale nie będę ściamniał, fajnie byłoby popisać gdzieś „na papierze”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA