Adventure Racing no image

Opublikowany 7 czerwca 2009 | autor Grzegorz Łuczko

38

Idee Fixe

Dawno nie było muzycznej ilustracji, wracając więc do tradycji „ukulturalniania” wpisów dziś do posłuchania rewelacyjny utwór The Pixies pt. Where is my mind? Piosenka pochodzi z filmu Fight Club. Kto nie oglądał niech szybko obejrzy, a kto oglądał niech obejrzy raz jeszcze! Genialna produkcja!

„Wejdź na pierwszy stopień, nie musisz widzieć całych schodów, po prostu wejdź na pierwszy stopień”. Martin Luther King.

Mówi się, że gdy żeglarz nie wie, do którego portu chce dopłynąć to żaden wiatr nie będzie dobry… Powiedzenie to idealnie opisuje moje zmagania z samym sobą na przestrzeni ostatnich 5 lat. Bywało, że w trening wkładałem mnóstwo sił i poświęcenia albo inaczej, brakowało mi motywacji i zastanawiałem się czy warto to wszystko ciągnąć dalej, myślałem czy może lepiej zająć się czymś innym? Nigdy jednak nie poddałem się i zawsze próbowałem dalej. Paradoksalnie im bardziej miałem wszystkiego dość z tym większym zapałem wracałem i tym mocniej zaciskałem zęby. W gruncie rzeczy ten zapał nie miał jednak sensu gdyż wciąż brakowało mi odpowiedzi na fundamentalne pytanie: czego ja tak naprawdę chcę do cholery od tych rajdów?

Bez tej wiedzy cały pot przelany na treningach i kolejnych zawodach nie miał żadnej wartości. Nie mając punktu odniesienia, swojej wielkiej wizji czy świdrującego mój umysł idee fix byłem jak ten żeglarz, nie wiedziałem do jakiego portu zmierzam, jak więc mogłem doń trafić? Samo stwierdzenie: chcę być po prostu coraz lepszy nic nie znaczy. Nie motywuje do wysiłku, nie sprawi, że zerwiesz się o 4:30 nad ranem na równe nogi i wsiądziesz na rower, bo i dlaczego miałbyś? Jutro też możesz stać się lepszy, dlaczego więc dziś miałbyś nie odpuszczać? Lubię mieć jasność, chcę mieć jasność. Chcę wiedzieć dokąd zmierzam, dlatego też w ostatnich tygodniach sporo myślałem nad tym tematem.

Rajdy są dla mnie w pewnym sensie poszukiwaniem prostoty w tym zwariowanym świecie. Odpoczynkiem przed wszędobylskim chaosem. Uwielbiam rajdową zerojedynkowość. Na trasie wszystko jest proste. Kończymy rajd albo nie (dopisek po Górze Ślęży – decyzja nigdy nie jest łatwa, ale efekt jest na 1 lub 0, zawsze!). Tak lub nie. Nie ma innej możliwości. Punktem wyjścia do rozważań o celach była więc prostota i minimalizm. Na początku roku usiadłem nad kartką papieru i zacząłem zastanawiać się nad moimi planami na kolejne miesiące. Nie mogłem się oprzeć przed zapełnieniem jej w całości. Czułem wewnętrzny nacisk, żeby wyznaczyć sobie jak najwięcej celów, coś w środku podpowiadało: „musisz osiągnąć jak najwięcej, wtedy będziesz kimś, musisz, musisz!”.

Skoro musiałem… Pół roku później jestem nie wiele dalej niż w styczniu. To straszne, pomyślałem, jak mózg próbuje zapełnić pustkę. Co by było bez niczego? Umysł i spokój, pustka prawdpodobnie nie są zbyt dobrymi przyjaciółmi, prawdę mówiąc nieznoszą się. Jedno nie istnieje w obecności drugiego. Postanowiłem więc wyeliminować zbędny bełkot, skoro i tak nic z tego nie wyszło, to po co się tego trzymać tak uparcie? I wtedy zacząłem rozglądać się za moją idee fix. Tak naprawdę ona była ze mną przez ten cały czas, przebiegliśmy setki kilometrów, zgubliśmy się nie jeden i nie dwa razy w ciemnej nocy, wspólnie traciliśmy nadzieję i kąpaliśmy się w euforii na mecie trudnych rajdów.

Bałem się jednak mówić o niej głośno, przerażała mnie swoim ogromem, serce truchlało na samą myśl, na samą myśl, że mógłbym kiedyś wystartować w Rajdowych Mistrzostwach Świata (ARWC)… Ta myśl pojawia się w mojej głowie od kilku już lat. Nigdy jednak nie odważyłem się poświęcić jej należytej uwagi i skoncentrowanego wysiłku, który mógłby kiedykolwiek przynieść sukces… Czułem, że ten cel, cel ostateczny, idee fix, którą nieuchronnie stać by on się musiał mnie przerasta. Poza tym nie wiedziałem czy jestem w stanie poświęcić się tej myśli, zakasać rękawy, przełamać własne słabości i zrobić jeszcze tysiąc innych rzeczy, żeby tylko dopiąć swego.

Nadal nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się zrealizować to przerażające marzenie, samo myślenie o nim jest tak intymne i tak wstydliwe, że boję się pisać o nim publicznie. Zwłaszcza niedługo po porażce na wzgórzach pod Ślężą.. zwłaszcza teraz, gdy sparzyłem się na publicznej deklaracji. Nikt z nas nie chce przegrywać a tym bardziej robić z siebie pośmiewiska. Boję się więc myśleć o moim marzeniu jak o celu, czymś namacalnym i rzeczywistym, czymś na czym mógłbym się sparzyć, wolę spojrzeć nań jako wskazanie kompasu, kierunek, w którym mam zmierzać bo muszę i chcę wiedzieć gdzie iść!

Chcę i potrzebuję mieć jakiś punkt odniesienia. Coś do czego będę zmierzał, coś co zawsze będzie gdzieś przede mną, owy macierzysty port, którego świadomość zawsze będzie w mojej głowie nawet jeśli na horyzoncie nie pojawi się żaden widoczny ślad brzegu… Nie jest to moja prawdziwa idee fix, coś co nie daje mi żyć, coś o czym myślę nieustannie, nie, to nie działa w ten sposób. Nadal to marzenie mnie przeraża, nadal brak mi wiary w to, że jestem w stanie je zrealizować. Ale wreszcie odważyłem się głośno o tym powiedzieć: chcę wystartować w Rajdowych Mistrzostwach Świata!

W jednej chwili zredukowałem cały mój rajdowy światek do jednej rzeczy. To cholernie upraszcza sprawę, nawet jeśli cel wydaje się prawie nieosiągalny, to jest namacalny – wreszcie wiem, w którą stronę „płynąć”. I tak przede wszystkim traktuję to marzenie – jako mój azymut, dobry kierunek. Być może to nie jest poprawne sformułowanie celu za pomocą tych wszystkich reguł, SMARTÓW (na pewno ta metoda obiła Wam się o uszy nie jeden raz, dlatego też nie będę Was zamęczał opisami) i innych cudownych zasad. Bo co to za cel, który wydaje się nierealny do zrealizowania?

Nie wiem jaki to cel, ale dla mnie jest w sam raz! Gdybym jako koniec drogi wyznaczył sobie ukończenie dużego Adventure Trophy to pewnie stosunkowo szybko udałoby mi się zrealizować to postanowienie, i co? I znów miałbym nie wiedzieć co dalej? Nie, dziękuje! Wolę ukierunkować swoje wysiłki na coś w zasadzie niewiarygodnego (przynajmniej w tej chwili), coś co będzie mnie napędzało przez najbliższe lata a po drodze do tego celu wyznaczać realne duże zadania – tzw. kamienie milowe. Liczę na to, że ta monstrualnie szeroka perspektywa zapewni mi motywację do treningów podczas wspinania się po rajdowej drabinie.

Mam więc swój cel ostateczny, cholernie długą drogę przed sobą ale i spokój, który ogarnia mnie na myśl, że kierunek, w którym mam się poruszać jest oczywisty. Jest jednak jeszcze coś co muszę sobie wyjaśnić, a czego nie zrobiłem przez te wszystkie lata. Odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie, o którym wspomniałem w pierwszym akapicie: czego oczekuję od rajdów? I dalej: dlaczego startuję? dlaczego trenuję? jakim rajdowcem chcę być? Odpowiedzi na te pytania złożą się na moją osobistą wizję tego JAK chcę osiągnąć mój cel? Odpowiedź na to, CO chcę osiągnać już mam: start w ARWC, sprawa prosta. Rozwodziłem się już nad trudami drogi, na którą pragnę wkroczyć, ale być może jeszcze nie dość?

Postawienie ambitnego celu i wielka chęć jego realizacji to jedno, a codzienne treningi i proza życia to drugie. To piękne mieć przed sobą wielką rzecz do zrealizowania, ale rzeczywistość jeszcze nie raz da mi popalić. Biorę pod uwagę taką możliwość, że nigdy nie uda mi się osiągnąć mojego wielkiego celu, a jeśli tak to przecież muszę czerpać radość z tego, co robię teraz i tutaj. Chcę cieszyć się dzisiejszym treningiem i jutrzejszymi zawodami. Szukam radości a nie samoudręczenia. Boję się obsesji, silnej koncentracji na celu i pominięciu Drogi do niego. Start, nawet tak piękny jak na Mistrzostwach Świata to uwieńczenie wielu miesięcy pracy – miałbym się skupić tylko na tym jednym dniu? A co z codziennością?! Miałbym skazać się na pustkę i rozczarowanie gdy mistrzowski sen skończy się? Nie i jeszcze raz nie! Mistrzostwa Świata to kierunek, w którym zmierzam, ale najważniejsza jest Droga, czyli owo „jak”?

Na dziś skończę już moje rozważania. Muszę przemyśleć sobie to jak ma wyglądać moja rajdowa codzienność. A poza tym po prostu wziąć się do roboty, to stwierdzenie aktualne jest zawsze… Na koniec dwa pytania do Was: czy macie swoją idee fix, cel ostateczny? Jeśli nie, to co Was napędza wciąż do przodu? Za jakiś czas spodziewajcie się kolejnych porcji przemyśleń nt. planowania. Poza tym skoro już wyjawiłem swoje wielkie marzenie, to trzeba zacząć powolutku wchodzić na schodki, które zaprowadzą mnie do nieba… A co za tym idzie, spodziewajcie się relacji z pola bitwy, ale to za jakiś czas!

PS. Autorką zdjęcia jest Monika Strojny. Fotografia przedstawia zespół Navigator wbiegający na metę ARWC 2008 w Brazylii.
PS2. Korekta tytułu, Jip zwrócił mi uwagę na to, że brakuje mi „e” 🙂 .


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



38 Responses to Idee Fixe

  1. jay mówi:

    Idée fixe – może jednak to nie najlepszy motor działań treningowych? Udręczony umysł, wciąż powracającą myślą, może nie podołać prozie życia, od święta = startu – jak najbardziej, dodatkowy obłędny cios się przyda, ale chyba nie na stałe. Do treningu, systematyczności, utrzymania diety lepszym może się okazać podejście Proctora (z „Wyspy” Ballard’a) – niczym nieskrępowany, tępy, spokojny, wolny i pusty umysł dużo prościej zaadaptować do szaro-codziennego treningu. Trening ma być i już, i koniec, bez zbędnych filozofii…tylko co jak człowiek, wraz, myśli w swej głowie tłoczy… dlaczego i po co się pyta… cele obmyśla… plany układa, by tylko czasem nie… To właśnie pustka, rytm, powtarzalność i spokój umysłu przynoszą flow – na dobry trening jak znalazł.

  2. Camaxtli mówi:

    Muszę zapytać, jak myślisz, teraz będzie łatwiej?;)

    Podziwiam, bo ja bym się jednak bał wyznaczyć ten Cel.

  3. Kg mówi:

    Kuerti, zastanowiłeś się, czy aby ten cel nie jest za „słaby” dla Ciebie?

  4. krystyna mówi:

    witaj:)
    marzenia powinny siegac gwiazd… a ich realizacja to najwspanialsza rzecz na swiecie.. wiem cos o tym… jestem marzycielka, ale taka, ktora realizuje swoje marzenia, nawet, jesli ich realizacja trwa lata…
    pozdrawiam i zycze udanej drogi do gwiazd:)

  5. jip mówi:

    wiesz, że myślałem jak sobie poradzi twoje idee fixe po ślęży? i proszę, temat wywołany sam do tablicy 😉

    idee fixe jako azymut, cel jest bardzo ok 😀

    ci którzy nie mają – poszukują 😉

    ps. idée fixE – francuzi nie wymawiają ostatniego e jeżeli nie ma nad nim akcentu

  6. Kuerti mówi:

    Jay,

    Witaj na PK4! Myślę, że nasze spojrzenia na trening w pewnym sensie są takie same, jednak nie mogę do końca zgodzić się z tym co napisałeś. Wydaje mi się i moje doświadczenia mogą to poświadczyć, takie podejście, które polecasz dobre jest jeśli wszystko idzie po naszej myśli. Wtedy trening jest samą przyjemnością, problem pojawia się wtedy gdy sprawy zaczynają się komplikować. Nawał pracy, problemy w domu itd. Co wtedy? Jak utrzymać motywację na treningu? Skoro wokół same problemy? Ambitny cel, który sobie postawiliśmy może dopomóc nam w przezwyciężaniu tych trudności. Pomoże przetrwać trudny okres..

    Poza tym, żeby trenować „tępo” trzeba wiedzieć jak trenować, dlaczego i po co? A jak to widzieć jeśli nie mamy w perspektywie celu? Zgodzę się, że myślenie na co dzień o swojej idee fix, zwłaszcza tak odległej i nierealnej jak w tym przypadku może być przytłaczające. Pomyślałem o tym 🙂 . Stąd w tekście pojawia się sformułowanie „kamienie milowe”. To pomoże przejść mi z marzeń do rzeczywistości, a przynajmniej przybliżyć się do niej…

    Po krótkim researchu wyszło mi, że „Wyspa” ma różne opinie.. czytać czy nie czytać? 🙂 .

    Camaxtli,

    Nie wiem czy łatwiej. Jaśniej natomiast na pewno. Kierunek jest jasny, teraz tylko trzeba zabrać się do działania 🙂 .

    Miałem wielkie obawy przed tą publiczną deklaracją, jak zawsze zresztą w przypadku tego typu tekstów. Miałem jednak również potrzebę sprecyzowania swoich oczekiwań – to jest mocny krok w tym kierunku.

    Kazig,

    Jeśli ironiuzujesz to nie mam pomysłu co Ci odpisać 😉 . Jeśli natomiast zastanawiasz się czy tak skonstruowany cel, który na chwilę obecną celem de facto nie jest zapewni mi odpowiednią dawkę motywacji do działania to odpowiem w ten sposób: rzeczywiście, nie czuję jakiegoś potężnego kopa do działania, raczej przytłacza mnie ogrom wyzwania. Ten post jest pierwszym z 3, może 4, w którym chciałbym przedstawić mój koncept na rajdowy rozwój. Idee fix jest podstawą, w ostatecznym rozrachunku celem i kierunkiem moich działań. Jednak muszę jeszcze to jakoś zbliżyć do rzeczywistości, rozbić na mniejsze kawałki. Kamienie milowe. Pierwszym z takich kamieni będzie dla mnie start w zespole czteroosobowym na dużym rajdzie (wstępnie myślę o MPAR). To jest już bardzo „mocne”, start za kilka miesięcy i względnie jasne działania, które muszę podjąć aby zrealizować ten cel.

    Krystyna,

    Witaj na blogu! Jak widać wpis o marzeniach przyciągnął dwójkę nowych komentatorów, oby na dłużej! 🙂 .

    Dzięki za wsparcie. Cały czas mam na uwadze ową drogę, która w istocie jest celem i całą przyjemnością. Sam cel/marzenie to wisienka na torcie, nie wolno o tym zapominać. Marzenia powinny sięgać gwiazd.. tak! Może rzeczywiście start w ARWC to bardziej marzenie niż cel. Przynajmniej na razie…

    jip,

    Pisałem ten tekst na raty, większość przed Ślężą, ale po starcie musiałem dodać kilka uwag 🙂 . Jak się miała moja idee fix po Ślęży? Powiem Ci jak miała się przed Ślężą i momentami w czasie. Chciałem skasować ten tekst! Poważnie. Pomyślałem, że jest zbyt osobisty i zbyt wiążący mnie na forum publicznym. Później nastąpiło otrzeźwienie – ej! przecież to rajdowa normalka, co się łamiesz?! – przemyślałem sprawę i dalej to ciągnę 🙂 .

  7. jasiekpol mówi:

    Mój cel to za 30 lat obejść dookoła morze bałtyckie. A po drodze do celu trochę się pościgać z wariatami.

  8. Kg mówi:

    Kuerti, przyjacielu

    Nie wierzę Ci, kiedy piszesz, że to bardziej marzenie niż cel. Tym bardziej, ze w tekście piszesz jednak o celu. O marzeniach się nie mówi, nie myśli, żeby nie zapeszać, Ty tymczasem piszesz o tym 40mil Polaków. Poza tym w następnych artykułach będziesz się rozwodził, co musisz, co powinieneś, co zrobisz, gdzie pójdziesz, co kupisz, co zjesz, co należałoby, będziesz dokładnie w tym samym miejscu, będziesz sobie szukał celu, bo nie potrafisz go odpowiednio dobrać (na razie)

    Tak, ironizuje.
    Łamiesz podstawową zasadę, cel ma być Twój a Ty chcesz być taki jak np. Piotrek Dymus i przywłaszczasz sobie jego cel. A to błąd bo po pierwsze nadal będziesz dla mnie Kuertim, a nie Dymkiem :), wreszcie – skazujesz się na niepowodzenie.

    Po drugie: Sądzę, że zarówno ja, jak i Ty jesteśmy za słabi, żeby formułować sobie takie cele, brak ku temu podstaw. Dlaczego, po pierwsze nie masz środków, po drugie nie kończysz rajdów, po następne nie jesteś nawigatorem z krwi i kości, po następne nie masz dziewczyny, która by temu sprostała, po następne nie znasz odpowiednich ludzi… Będąc w polu, chcesz jechać na mistrzostwa – nie widzisz sprzeczności? Spójrz na siebie racjonalnie! Narażasz się po raz kolejny na następną frustrację, której chce Ci zaoszczędzić. Planuj, ale z głową.

    A to wszystko po rajdziku na Ślęży, niepowodzeniu, nieukończonym rajdzie! No najlepiej sobie w takim momencie przywalić czymś konkretnym w drugą stronę, czyli od jutra jestem przyszłym MŚ. Bo pewnie myślisz, że mimo iż nie ukończyłeś to jesteś.. lepszy. Stać Cię na więcej i tylko potrzebujesz bodźca.. Kuerti rozsądek i racjonalne podejście! najpierw miej zespół i kończ rajdy /podstawy!/ to pogadamy, to może zaczniemy realizować marzenia

  9. krystyna mówi:

    Kg – nie zgadzam sie z Toba!!!! 15 lat temu moja najblizsza rodzina mowila, ze porywam sie z motyka na slonce:) Walczylam ze soba i z wszystkimi dookola… udalo sie, osiagnelam swoj cel pomimo wszystkich przeciwnosci, a bylo ich mnostwo… finansowych rowniez… Niewazne jaki jest cel, wazne, ze jest… marzenia… o nich trzeba mowic, bo wtedy sami siebie dopingujemy i robimy duzo wiecej, zeby je zrealizowac. Zycie bez marzen nie byloby nic warte… Zycze Ci wielu spelnionych marzen i tych malych i tych wydawaloby sie nieosiagalnych:) ich smak jest … niepowtarzalny:D

  10. Miętus mówi:

    przede wszystkim po przeczytaniu twojego wpisu a potem komentarzy mam zupełny mętlik w głowie. fakt, że to jest bardzo dalekobieżny cel ( trochę mi to przypomina moje marzenia, ale o tym później ), ale postawienie sobie dużego celu i nierozdrabnianie się jest wskazane. z drugiej strony osiągnięcie takiego celu może się wiązać z ryzykiem porażki już podczas treningów i psychicznym wykończeniem. no ale czym by było życie bez marzeń i stawiania sobie celów, w końcu trzeba mieć jakąś motywację. i już tak na koniec o moich marzeniach od paru lat, ale teraz ostatnio się to trochę rozmywa i mam dużo wątpliwości czy to jest właśnie to ( ta chęć bycia co raz wyżej i wyżej ), ale chciałabym zdobyć ośmiotysięcznik,już nie będę pisała teraz który, bo to nie jest najistotniejsze, ale aż wstydzę się i boję tego marzenia, nawet nie z powodu tego czy jest ono wykonalne czy nie ( bo jednak jak się bardzo bardzo chce…), tylko dlatego, że nie wiem czy po drodze na róznych etapach przygotowań starczy mi sił i motywacji i czy inni patrząc z boku nie powiedzą / pomyślą: ale sobie cel wyznaczyła, a przecież jest za słaba na takie coś…

  11. Petro mówi:

    Jestem w stronnictwie Kaziga niestety.
    Ja tego nie ogarniam. Przed Kotliną wyznaczasz sobie ambitny cel – potem żałujesz, że się zadeklarowałaś publicznie. To samo ze Ślężą. A chwilę potem wyjeżdżasz z czymś takim. Ja tam uważam, że rzeczywistości i tak nie zaczarujesz, i co byś nie napisał (czy pesymistycznie, czy optymistycznie), to i tak się to potoczy jak się ma potoczyć. A ta publiczna deklaracja czemu ma służyć i co ma zmienić?
    Z drugiej strony nie słuchaj Kaziga, bo kto jak kto, ale to jest akurat gość, który już dawno na tych Mistrzostwach Świata powinien wystartować a jakoś dotychczas nie wystartował i nie zapowiada się, żeby się wybierał 😉 Więc może to jemu zabrakło tych marzeń? Jakby z Was zrobić syntezę, to wyszedłby z tego całkiem perspektywiczny zawodnik 😉

  12. monia mówi:

    ja sie zgadzam z krystyna i mietusem (ą:), moze my baby mamy bardziej „nierealne” podejscie do zycia, ale kurcze – marzenia napedzaja, niekoniecznie spelniajac sie co do joty. a w koncu o napedzanie, motywowanie, dazenie do czegos tu chodzi.
    Kazig, sprowadzajac Kuertiego do parteru co bys powiedzial o marzeniu sp Piotrka Morawskiego, ktory gdy po raz pierwszy wszedl na orla perc (pierwszy raz wtedy byl w gorach wiekszych niz nadmorskie wydmy) zapragnal pojechac w Himalaje. wystarczylo mu kilka lat i pojechal (i jak wiadomo zrobil o wiele, wiele wiecej..). i co, mozna? mozna!

  13. jip mówi:

    A ja Kuertiego rozumiem tak.

    Mam swoje idee fixe, coś co nadaje moim działaniom kierunek i kanalizuje główny nurt energii. Czyli nie chcę zostać szachowym mistrzem świata, nie kręci mnie też bycie supermechnikiem samochodowym. To co mnie kręci to ARWC, przyznaję się do tego.

    Jest to idee fixe, a nie właśnie cel. If tym się różni od celu, że daje przy rozsądnym podejściu – taki kierunek, azymut na busoli, możemy powiedzieć dla niektórych niech będzie to cel z przymrużeniem oka, albo szeroki cel. Piękne marzenie, ale dlaczego miałoby być zupełnie nierealne? Dlaczego nie miałbym do tego dążyć?

    Czy idee fixe powinno być tylko moje? Nie ma jednej odpowiedzi – może tak, może nie. Ujawnienie nie powinno powodować presji, lecz pozytywną mobilizację. Idee fixe może i powinno być pozytywne.

    Oczywiście do swojego idee fixe muszę podchodzić z dużym rozsądkiem. Inaczej skończę jak kapitan z bajki o Tomie i Jerrym z odcinka „Dicky Moe” 😉

    Jeżeli to skanalizuje odpowiednio Kuertiego i spowoduje że się zrealizuje, to why not?. Nie rozumiem oporu materii. Samo nazwanie tego przez Kuertiego idee fixe w/g mnie świadczy o tym, że (jednak mimo że może podchodzi hurraoptymistycznie, wydawałoby się) ma w sobie dużo zdrowego podejścia. Paragraf 22 – skoro jesteś świadomy że jesteś wariatem to nie jesteś wariatem 😛 Gdyby Grzegorz nam zaserwował, że to jego cel za 2 lata a ja nie to …, to Kazig, masz rację – zimne kompresy na głowę, nawet bardzo zimne 😉

    Koleżanka wspominała mi kiedyś o koledze, który skakał jak szalony po wszystkich rejach na Pogorii w Szkole pod żaglami, a potem na innych łajbach, teraz pracuje w szpitalu jako coś_tam_chyba_kardiolog_mniej_więcej chodzi statecznym, niespiesznym krokiem po ulicy, wcale mu się nie spieszy i mówi z zadowoleniem że swoje wyskakał 😀 Zrealizował się. A miał też na początku idee fixe.

    Rozumiem Kaziga i jego obawy. Petra też. Ale chyba nie na tym pozytywne idee fixe polega, imho, of course. Dlatego się z nim nie zgadzam. Dlatego idee fixe – tak, rozsądek + praca – też tak.

  14. Kuerti mówi:

    Tylko Jasiek podzielił się swoim celem, a reszta? 🙂

    Kg,

    Gdybym w gruncie rzeczy nie miał podobnego zimnego i wyrachowanego podejścia do rzeczywistości to bym Cię opierdzielił, że zabijasz moje marzenie. Bo podcinasz mi skrzydła, jesteś do bólu racjonalny, szanuję to i rozumiem, ale zabijasz moje marzenie. Nie wierzę w życie bez nich, gdyby nie one to czy w ogóle osiągnęlibyśmy jako ludzie? Gdzie byłby wtedy postęp?

    Kierunek przede wszystkim. Cel? Może kiedyś gdy nabiorę prędkości, poczuję, że posuwam się naprzód. Teraz jest na to za wcześnie. Mam 24 lata, jeśli swoje marzenie zrealizuje za lat 16 w wieku 40 to będzie super! Naprawdę. Nie muszę już za 3 lata jechać na MŚ, ale mogę, jest taka szansa. Spójrz na Łukasza Warmuza, 3 lata temu pewnie nie był o wiele mocniejszy ode mnie, a teraz to kiler. Dlaczego mam się tak potwornie ograniczać? Ok, to jest cholernie wielkie wyzwanie, zgadzam się. Sam nie jestem na tyle mocny, żeby realnie o nim myśleć, raidteam jest za słaby itd, itd. Ale czy to powód żeby rezygnować z marzeń?

    Czy narażam się na frustrację? Nie sądzę. Pamiętaj, kierunek nie cel! W tym roku tymi MŚ nie będę sobie już zawracał głowy, będę miał inne – bardziej realne cele – ale chodzi o to, żeby te cele przybliżały mnie kroczek za kroczkiem ku marzeniu. Ten tekst nie jest efektem porażki na Slęży! Napisałem go tydzień wcześniej, a zbierało mi się na niego już kilka lat. Dojrzewałem do tej myśli. Pamiętam jak 2 lata temu założyłem sobie dziennik i tam wpisałem jako pierwsze zdanie, że to jest moja droga do ARWC.. musiały minąć 2 lata, żeby mógł naprawdę wejść na tą drogę. Jeśli osiągnięcie tego celu potrwa lat 20 nieszkodzi. Nieszkodzi bo w tym czasie zamierzam dobrze bawić się na dziesiątkach rajdów, budować fajny zespół i prowadzić nadal bloga. To jest esencja mojego rajdowania.

    Zadałeś cholernie ważne pytanie, a raczej strzeliłeś stwierdzeniem i czekasz na reakcję 🙂 . Czy to rzeczywiście mój cel? Bardzo, bardzo ważne pytanie, nad którym ostatnio sporo myślałem. TAK, to MÓJ cel. Nie mam 100% pewności, zawsze są wątpliwości, zawsze! CZłowiek zastanawia się czy na pewno chcę to robić. Ale jestem na tyle pewien, żeby podjąć się wysiłku.

    I tak będę pisał o ARWC na blogu. To część funkcji jaką pełnię. 🙂 . Ale raczej w kontekście: rozwijania się, bycia coraz lepszym, niż dosłownie o ARWC, tego nadal się boję 🙂 .

    Krystyna,

    Jeśli to nie tajemnica to mogłabyś opisać swoje marzenie i swoją drogę?

    Miętus,

    A ja napisałem o tym na blogu i później na zawodach będa się na mnie dziwnie patrzeć 🙂 . Żeby realizować marzenia niestety potrzeba sporo odwagi. Jeśli napisałem o tym publicznie to znaczy, że wierzę w swoją odwagę. Tobie również życzę tej wiary! Poza tym może nawet nie zdobędziesz nigdy 8tysięcznika, ale tyle gór co po drodze zobaczysz to nikt Ci nie zabierze!

    Petro,

    Kurde, widzę, że macie z Kazigiem podobne klapki na oczach 🙂 . W gruncie rzeczy publiczna deklaracja związana z ARWC nie jest tak stresująca jak 24h na Kotlinie. Zauważ jakie oba cele mają horyzont czasowy. Poza tym Kotlina to był wynik a tutaj jest droga. Obranie kierunku. Coś pojawiło się w oddali i ruszam biegiem właśnie tam. Nie 3 metry w prawo i 100 w lewo, ruszam przed siebie bo tam widzę światło. Dla mnie ta publiczna deklaracja ma wymusić większe zaangażowanie i podjęcie konkretnych działań w sprawach rajdowych. Nie mam ciśnienia w stylu – za 2 lata muszę koniecznie pojechać do powiedzmy Francji na ARWC. Nie, nie, nie! Próbuje sobie jakoś poukładać moje podejście do rajdów. Dlatego też prosiłem Was na forum raidteamu o przesyłanie tych ankiet – po prostu chcę wyznaczyć kierunek, i dla siebie, i dla nas jako zespołu. Zauważ, że istniejemy już 3 rok, a w gruncie rzeczy nic nie osiągnęliśmy. Nie mieliśmy żadnych celów, nasza rajdowa egzystencja opierała się na kolejnych nieczęstych zresztą startach. Jak widać ta metoda się nie sprawdziła, tak samo jest w moim indywidualnym przypadku.

    Jeszcze słówko, rzeczywistości nie zaczaruję? No pewnie! A teraz odbijam piłeczkę do Ciebie, rok temu pojawił Ci się w głowie pomysł: ANDY na rowerze! Czy gdybyś nie miał w głowie tego celu to byś poświęcił rok czasu na przygotowania? Nie! Bo i po co! Widzisz, jeśli masz cel to i pojawia się mobilizacja! Liczę na to samo. Po to jest więc ta publiczna deklaracja.

    PS. Kazig to już chyba na rajdowej emeryturze jest, złośnik jeden psuje tylko marzenia innym 😉 .

    Monia,

    🙂 . Niestety Kazig ma rację, ale tą jego rację mało kto lubi. Cieszę się natomiast, że jest taki podział opinii, są i optymizm i słowa otuchy, jest podcinanie skrzydeł i głos umiarkowany. Naprawdę podoba mi się to. Trzeba marzyć i głową sięgać chmur, ale jednocześnie zerkać trzeba na ziemię, co by nas jakiś samochód nie przejechał.

    Jip,

    Tak, tak! 🙂 . Dokładnie, marzę, ale jestem też realistą, bez obaw! Teraz zastanawiam się czy mój tekst był tak niejasny, czy co niektórzy spojrzeli na niego mając w głowie już jakieś przyjęte stanowisko?

  15. jip mówi:

    widzę 3 opcje 🙂

    – ktoś nie ma if
    – ktoś poszukuje if
    – ktoś ma if dla siebie

    moje idee fixe jest nieskonkretyzowane

    twój tekst – może każdy zobaczył coś swoim okiem, indywidualnie, odbicie własnych myśli

  16. krystyna mówi:

    moje ówczesne marzenie to : budowa domu – nie będę mówić o szczegółach, dość, że nikt nie wierzył, że się nam (mojemu mężowi – on też w to nie wierzył i mnie) uda. Udało się, nie ma rzeczy, której bym nie zrobiła przy domu poza bardzo specjalistycznymi (nawet łaty przybiijałam na dachu:) – nie obciążyliśmy go hipoteką, wykańczamy do dziś, zamieszkaliśmy po roku od momentu wkopania łopaty (jeszcze dachu nie było, tylko strop nad parterem).
    Z marzeń, które wymagały dużo mniej pracy, pieniędzy, a więcej determinacji… zdobycie Śnieżki dwa miesiące po operacji, kiedy wydawało mi się, że jest to niemożliwe… Po drodze kilka innych marzeń:) Przede mną drugie podejście do wejścia na Tarnicę (dwa lata temu pogoda nie dopisała i nie dało się wejść na szlak). A przede mną jeszcze jedno „duże” marzenie – podróż dookoła świata. Mogą się wydawać komuś te moje marzenia bardzo zwyczajne, ale dla mnie to prawdziwe wyzwania:)

  17. Kg mówi:

    Kuerti, chcesz się bić? no ho 🙂

    Nie pisałem o Twoich marzeniach, nie podcinam ich. Marzenia to coś nierealnego. Jeżeli gospodyni domowa, prasuje żelazkiem i pomyśli, że wdrapie się na Everest, to jest to marzenie, jeżeli kobieta myśli o założeniu rodziny to jest to marzenie (jeśli myślisz inaczej zadzwoń ;), jeżeli Kuerti mówi o udziale w MŚ to jest to cel, bo Kuerti siedzi w temacie od paru lat. Cel zbyt duży, przez co skazany na niepowodzenie, a już na pewno łatwo frustrujący i obciążający psychikę

    monia, Piotrek Morawski był jednym z najlepszych himalaistów na świecie, to przykład realizacji marzeń. Takie kariery „od pucybuta do milionera są możliwe”, ale rzadkie są i trzeba mieć talent i wiele innych cech, czego możemy sobie życzyć

    dalej Kuerti,
    po raz kolejny przywołujesz Łukasza, nie wiem czy wiesz, ale wtedy kiedy Ty, pakowałeś trampki na Wolin – Łukasz, którego nie znam zbyt dobrze, był już wielokrotnym medalistą MP w BnO. Navigator powstawał lata i nie przez Łukasza, przecież relacje sponsorskie to niekiedy dekady! Więc jeżeli porównujesz się bez końca do niego, to coś moim zdaniem nie teges, prawda? 😉

    dalej,
    Piszesz, że to Twój cel. Ile razy startowałeś w czwórkach (?) i ile razy startowałeś z kobietą w zespole (? czasem cholernie trudne 🙂 Nie sądzę, żebyś wiedział co mówisz

    dalej Petro,
    Akurat się nie zgodzę z Piotrkiem, że rzeczywistości nie zaczarujesz. Trąci to pesymizmem, dla którego w rajdach nie ma miejsca.
    Wspominasz jego Andy, nie wiem czy dostrzegasz, że realizuje on mniejsze lub większe beskidzkie wygibasy od jakiegoś czasu i że Andy są tego kwintescencją i sukcesem. Podczas gdy Ty 🙂 rajdowy chłopak do znudzenia rozwodzisz się nad setkami, wspominając raz na pół roku o rowerze. Nie wspominając o kajaku, do którego Ty możesz wsiadać jak po bułki, a ja muszę dymać bajkiem w blachosmordzie przez pół miasta?

    Wreszcie Wasz tim. Nie dziwie się, takie dalekosiężne deklaracje potrafią podciąć skrzydła. Żeby się do czegoś zapalić, trzeba w to uwierzyć. A żeby w to uwierzyć trzeba to rozumieć, czy uważasz, że członkowie Twojego timu rozumieją co to znaczy wystartować w MŚRP? A może zapytaj czy rozumieją co to znaczy wystartować w MŚRP Polski, albo co to znaczy ukończyć rajd? Albo co to znaczy ukończyć w tempie odcinek rowerowy? Albo przygotować rowery? Może jak dojechać na zawody? Okaże się, że im prostsze rzeczy są dla wszystkich jasne, tym zespół nabiera mocy, tym można myśleć o czymś więcej i tym łatwiej to realizować.

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  18. jasiekpol mówi:

    AAA zapomniałem że chce jakiś fajny rajdzik zorganizować, taki specyficzny w Polsce gdzie się ludzie pościgają. Co do twoich celów i tych idee fixe (co brzmi jak jogurt lub masło) To zacznij od specjalizacji jaką chciałbyś posiadać w Teamie bo teraz kim jesteś ? Nawigatorem? Napieraczem ? Narzekaczem ?

  19. Kuerti mówi:

    jip,

    Jak widać nikt nie kwapi się, żeby podzielić się z nami swoim idee fix 🙂 . Ciekawe dlaczego?

    Krystyna,

    Dzięki za opis. Każdy ma swoje większe i mniejsze marzenia, czasem nawet wejście na Tarnicę będzie dla kogoś większym wyzwaniem niż zdobywanie szczytów gdzieś w Alpach czy jeszcze wyżej…

    Kazig,

    Argumenty siłowe przede wszystkim! 😉

    Jeśli chcesz mnie zniechęcić to powoli Ci się to udaje. Może to kwestia definicji? Ty zdaje się inaczej rozumiesz pojęcie marzenia. Poza tym jest jeszcze problem z doprecyzowaniem własnych myśli, ułożenia własnych definicji. Być może problem polega na różnym rozumieniu pojęć: marzenie, cel, idee fix…

    Napisałeś: „Piszesz, że to Twój cel. Ile razy startowałeś w czwórkach (?) i ile razy startowałeś z kobietą w zespole (? czasem cholernie trudne Nie sądzę, żebyś wiedział co mówisz”. Kurwa mać, Adam 🙂 . Gdzie ja tak napisałem?! Zdaję sobie sprawę, że jestem na początku drogi, ok w cholerę przede mną, jestem słaby, do niczego, nic mi nie wychodzi, ciągle marudzę i tak dalej. Mam dać sobie spokój? Podzieliłem się z Wami moim marzeniem, czymś co chodzi mi po głowie w zasadzie od samego początku zainteresowania rajdami. Pamiętam jak z 6 lat temu obejrzałem film z Eco Challenge, pomyślałem wtedy: „O Boże! Chciałbym coś takiego kiedyś przeżyć!”. Marzenie więc o ARWC jest naturalną konsekwencją tego pierwszego zachłyśnięcia się rajdami, później doszła chęć rywalizacji sportowej i tak się wykluło to ARWC.

    Odnoszę wrażenie, że interpretujesz mój tekst z pominięciem tego, co tak naprawdę chciałem w nim zawrzeć. Nie rozumiem też za bardzo jaki cel ma Twoja tyrada? Świadom jestem ogromu przedwsięwzięcia i zdaje sobie sprawę, że czeka mnie/nas mnóstwo pracy. Ale czy to nie jest wspaniałe? Układać te swoje małe cegiełki, wychodzić na treniningi, jeździć na mniejsze i większe starty z myślą, że powolutku zbliżasz się do swojego marzenia? A według Ciebie co mam zrobić? Zapomnieć o tym? Rzucić rajdy w cholerę? A może ustawić cel bardziej przystający do rzeczywistości?

    Tylko, cholera, ja właśnie tak chcę zrobić, o czym piszę już po raz któryś. ARWC to kierunek, marzenie, idee fix, ale codzienność swoje. Budowanie zespołu, poprawianie własnych słabości, wreszcie start w czwórce itd. itd. Małe kroczki, ciągły rozwój. Dlaczego mam się pozbywać tej myśli, że gdzieś tam na końcu drogi czeka na mnie takie coś jak ARWC? Wytłumacz mi to, proszę.

    Jasiekpol,

    Organizacja rajdu, to mi też chodzi po głowie 🙂 .

    Jaką rolę pełnię w zespole? Na razie team się powiedzmy konsoliduje – docieramy się, trudno jednoznacznie określić mi swoją rolę. Wiem jedno, każde przedwsięwzięcie, w którym biorą udział ludzie musi mieć osobę, która będzie takim motorem napędowym i na razie właśnie w takiej roli próbuję się sprawdzić przede wszystkim.

  20. wlkp mówi:

    No temat mnie zaciekawił, mimo że jestem zupełnym amatorem i raczej kibicem niż uczestnikiem chociaż od jakiegoś czasu zacząłem się ruszać i udało mi się ukończyć dwie setki ostatnio.
    Marzenie wydaje się dosyć abstrakcyjne, ale spróbujmy podejść konstruktywnie. Co trzeba zrobić oprócz tego, że trzeba mieć silny zespół i środki finansowe do całej zabawy? Wygrać jakieś eliminacje, zdobyć Mistrzostwo Polski? Może można dostać dziką kartę? Nie wiem.
    Silny zespół to czwórka „szaleńców” ukierunkowanych na ten sam cel. Nie wystarczy samemu uzyskać super formę, trzeba aby reszta zespołu była równie przygotowana. Jednak zespół to coś więcej niż zbiór złożony z czwórki napieraczy. Potrzeba aby ta czwórka zharmonizowała się do tego stopnia, iż powstanie nowa jakość.
    Jak stworzyć taki zespół? Jak znaleźć ludzi do zespołu? Jak zorganizować wspólne treningi? Można jeszcze napisać mnóstwo podobnych pytań.
    Jednak co jest na pewno optymistyczne na wszystkie te pytania można znaleźć odpowiedź. Niestety realizacja całego planu zgodnie ze znalezionymi odpowiedziami wcale nie musi gwarantować sukcesu.
    Istnieje tez inna droga. Może wcale nie trzeba tworzyć własnego zespołu. Może wystarczyć podnieść swój poziom sportowy na tyle, aby dostać się do jakiejś bardzo silnej ekipy.
    W każdym razie piękne marzenie i życzę powodzenia.
    Przypomniał mi się cytat z Alchemika, ale nie pamiętam dokładnie… „jeśli się czegoś bardzo pragnie, to cały wszechświat nam sprzyja” jakoś tak chyba. Niech to będzie mottem.
    Zastanawiam się co by było dla mnie równie trudnym wyzwaniem. Może wygranie kiedyś setki na orientację? No właśnie chciałbym kiedyś wygrać taką setkę. Ale czy jestem w stanie podnieść na tyle swoją formę biegową, aby pokonać trasę w 15h. A może trafi się kiedyś kameralna impreza, gdzie nie będzie tylu biegaczy i wystarczy dobra nawigacja? Tak czy owak chciałbym kiedyś wygrać 🙂

  21. jip mówi:

    Kazig,

    Bronię Kuertiego 😉 To idee fixe, pozytywne idee fixe. Dobrze, że Grzegorz takie ma 🙂 To nie cel, czy nawet cel z przymrużeniem oka. To nie marzenie. To inna kategoria myślowa. Próbuję zdefiniować, to chyba coś między celem (=etapem wtajemniczenia do pokonania), a marzeniem (=gospodyni z żelazkiem). Tak rozumiem if Grzegorza 🙂

    A w ogóle to podobają mi się uwagi od Ciebie, mam podobnie – praktyczność do bólu „halo, ziemia do wszystkich”. One są o „dzisiejszym fizycznym życiu Kuertiego” a idee fixe jest bardziej „przyszłościowe i powyżej”. Takie trochę sci-fi, ale nadal realne, czemu nie? Realne i tyle.

    Masz rację mnóstwo rzeczy. Dużo pracy. Determinacji etc.

  22. jay mówi:

    Moja idee fixe to… słodycze – chyba troszkę inaczej rozumiem ten zwrot – w znaczeniu obsesji. Nie ważne, że w każdym podrzędnym kiosku na rogu dostanę czekoladę – ważne, że już z tabliczką w kieszeni znów myślę, jakie ciacho następne by zjeść (to tak a props diety ;). Jednak, jeżeli jest to coś, manią nieosiągalną to także, jak najbardziej do mojej definicji pasuje. Może ktoś powie, że się czepiam a ja przez grzeczność nie zaprzeczę…

    Kuerti, skoro Ty do końca się ze mną zgodzić nie mogłeś, to ja teraz z Tobą się zgodzić muszę – oczywiście, że trening, chociażby jako słowo z definicji rozplanowanie i cel zakłada, to była tylko taka alternatywa – by móc szerzej spojrzeć, utopijna wizja – tępo-spontaniczny trening (chyba jedynie żacy mogą podjąć próbę realizacji), kiedy tylko masz chęć idziesz biegać (jeździć na rowerze, co tam do głowy wpadnie), tak długo i tak szybko jak tylko możesz, jak tylko Ci się podoba dopóki czujesz wolność – 10/h, wiatr we włosach, życie w oczach… ale zejdźmy na ziemię, z tymi problemami.

    A miałeś kiedyś dzień bez problemów – bo ja nie. Problemy trza w to wszystko wkalkulować i przyjmować jako codzienność… a nawet więcej do codzienności dorzucić jeszcze wszystkie sukcesy i porażki – pozwolić im przychodzić ale także i pozwolić im odejść…

    Kończę, bo żeby przejść przez wszystkie aspekty, giga by mało było… a to ma być tylko komentarz…

    Pozdr

    Ps. Podaj adres na maila – to prześlę „Wyspę”. Jak się sprężyć to 2-3h i samemu można ocenić czy warto…

  23. Kuerti mówi:

    wlkp,

    Mam w głowie zarys planu, listę spraw, które muszę wykonać, żeby kiedyś, kiedyś tam zrealizować to marzenie. Być może za jakiś czas podzielę sią nią z Wami bo wydaje mi się, że to może być przydatne. Teraz trzeba zejść na ziemię i robić swoje. Choćby dziś wyjść na trening i zrobić mały kroczek naprzód 🙂 . Kierunek już jest, w głowie mam też wizję tego jak moje rajdowanie ma wyglądać, plan działania się zarysowuje, bardziej realne cele w drodze, nic tylko trenować 🙂 .

    Piszesz o tym, że to wszystko wcale nie musi gwarantować sukcesu. Niestety masz rację, ale z drugiej strony przy zachowaniu trzeźwej postawy sprawa nie wygląda tak źle. Nie jestem zawodowcem i nie trenuję 6 godzin dziennie podporządkowując swoje życie jednemu celowi. Rajdy to moje hobby, staram się dobrze nim bawić i zwracam szczególną uwagę na drogę, cel jest na drugim miejscu (choć również bardzo ważny). Myślę, że takie podejście uchroni mnie od rozczarowania, które może pojawić się na końcu drogi..

    Jip,

    Widzę, że lepiej mnie rozumiesz niż ja sam 😉 . Dokładnie, to coś pomiędzy. Sam tego dokładnie nie potrafię zdefiniować. Wiem na pewno, że to nie nakłada na mnie presji ani jakiegoś psychicznego obciążenia. Raczej czuję przypływ motywacji i energii na myśl, że wreszcie nadałem moim rajdowym poczynaniom jasny kierunek. Cieszy mnie sama myśl o tym celomarzeniu 🙂 – nawet zakładając, że nie uda mi się go zrealizować. Może dlatego, że zwracam uwagę na wyzej wspomnianą drogę?

    Ktoś mi ostatnio napisał, że tutaj w komentarzach odbywa się jakaś psychoanaliza 😉 . Chyba coś w tym jest. A mi to tak średnio się podoba, zawsze pokazuje swój punkt widzenia i zapraszam innych do pokazania swoich, z reguły kończy się jednak tak, że każdy mi doradza. Nie wiem czy może być inaczej skoro to ja prowadzę PK4, pewnie nie…

    Jay,

    Ja idee fix rozumiem jako coś na końcu drogi, może nawet obsesyjne myślenie o tym, ale właśnie tej obsesji chcę uniknąć. Może kiedyś będzie potrzebna, ale na razie trzymam się od niej z dala.

    Taki typ treningu, o którym piszesz jest mi bliski – metalnie rzec by można 🙂 . Bo na co dzień to jednak trenuję według jakichś tam planów i cyferek. Zastanawiałem się natomiast ostatnio nt. tego czy rajdy, trenowanie itd. to nadal moje hobby? Właśnie w tym kontekście mechanicznych treningów (ale znów w innym sensie niż ten opisany przez Ciebie). Dobra, nie motam już, za jakiś czas pokaże się tekst 🙂 .

    „A miałeś kiedyś dzień bez problemów – bo ja nie. Problemy trza w to wszystko wkalkulować i przyjmować jako codzienność… a nawet więcej do codzienności dorzucić jeszcze wszystkie sukcesy i porażki – pozwolić im przychodzić ale także i pozwolić im odejść…”

    No to już jest zen 🙂 . Podoba mi się takie podejście, staram się je realizować w życiu, co jak widać po opisach postartowych różnie wychodzi, ale starać się staram.

    PS. Mejl grzegorz.luczko małpka gmail.com

  24. Petro mówi:

    Dobra, żeby Ci nie było przykro 😉
    Mnie ciągną duże góry, szybkie samodzielne (niekoniecznie solo) wejścia w stylu alpejskim. To jest moje idee fixe – czyli bardziej „jak” niż konkretnie „co”.
    Kuerti, żeby nie było, ja rozumiem Twój tekst, każdy z nas chyba zainteresował się rajdami bardziej z powodu Eco Challenge, niż mini rajdzików pod Poznaniem (z całym szacunkiem dla ich orgów i uczestników). Ja tylko nie kumam, po co ogłaszasz to publicznie. Wdając się jednak w tę psychoanalizę, uważam, że to jest z Twojej strony kolejna deklaracja: „Patrzcie, mam ambitne plany”. Tyle, że tym razem czujesz się z tym bezpiecznie, bo nie będziesz musiał w najbliższym czasie niczego udowadniać.

  25. monia mówi:

    ARWC – w tym roku Portugalia, 2010 Hiszpania a za 2, 3, 4 moze Polska (Paweł F. miał takie plany i raczej z nich nie zrezygnowal). a wtedy if Kuertiego moze okazac sie blizsze niz mysli 😀 no chyba ze ci Kuerti chodzi o MŚ gdzies daleko, egzotycznie bardziej…
    moje if – objechac swiat na motocyklu i wejsc na 6-7 tys. metrow.. moze nie jestem kobieta z zelazkiem w reku ale niewiele mi brakuje 😉

  26. Kuerti mówi:

    Petro,

    Po co ogłaszać to publicznie? Po tym, co napisałeś odnoszę wrażenie, że z marzeniami trzeba siedzieć cicho i trzymać je tylko dla siebie. Ewentualnie dostrzegasz śmieszność w mojej deklaracji, w końcu miejsce startu a metę dzieli przepaść. To tak jakby kurczak powiedział, że chce zostać orłem 🙂 . Tak, to byłoby zabawne.

    Napisałem ten tekst, bo chcę wzmocnić swoją motywację, albo raczej koncentrację na kierunku, w którym chcę iść. Tekst ten będzie mi przypominał o rajdowych priorytetach. Poza tym.. bloguję więc jestem, to straszne co z człowieka robi regularne blogowanie 😉 .

    Monia,

    Ano ja te egzotyczne bardziej bym wolał, no ale w razie czego.. 😉 .

    Pewnie nie, ale czy z Twoim motocyklowym if ma coś wspólnego podróż Evana Macgregora (nie wiem czy tak się pisze jego nazwisko)? Ile razy zerkam w Empiku na półkę z literaturą podróżniczą to tyle razy napotykam książkę z opisem jego wyprawy na motorze 🙂 .

  27. BartekW mówi:

    ja mam obsesję niezwiązaną z napieraniem 🙂

    A jeśli chodzi o cele to nie mam takiego jednego wielkiego tylko wyznaczam sobie coś małego na ‚za parę miesięcy’ i staram się to osiągnąć.. i jak już się uda albo nie to następuje kolejne coś.
    Natomiast tak ogólnie zawsze mi towarzyszy (głęboko w głowie 😀 ) idea pokonywania dużych odległości pieszo. Więc mam podobnie jak Perto – nie ‚co’ tylko ‚jak’.

  28. Adamo mówi:

    Gratulacje wyznaczonego celu!!!
    Jednak nalezy pamietac, ze kariera sportowa jest jak drabina. Oczywiscie warto marzyc i stawiac sobie cel aby byla ona jak najwyzsza.
    Jednak nalezy pamietac o poszczegolnych szczeblach.
    I tak na koniec wszystko sprowadza sie do treningu od cyklu wieloletniego, poprzez sezon, makrocykle, mikrocykle do pojedynczej jednostki treningowej.
    Ostatecznie i tak trzeba usiasc i rozpisac treningi majac przede wszystkim na uwadze cel posredni. Dobrac do niego odpowiednie srodki.
    Przy takim planowaniu (duzym ale odleglym celu) nie wolno byc niecierpliwym. Czesto wlasnie dalekosiezne plany pozwalaja zachowac chlodna glowe w treningu. Zas innym razem demobilizuja.
    Podsumowujac na koncu i tak to zawsze sprowadza sie do codziennego wyjscia na trening ktory musi miec metodyczne zaczepienie w przeszlosci (bazie treningowej) i sam byc skladnikiem takiej bazy na przyszlosc.

  29. monia mówi:

    Kuerti, motocykle uwielbiałam duzo wczesniej, niz Ewan obwiescil to samo swiatu 😉 ale fakt, wlasne 2 kółka kupiłam dopiero 2 lata temu.
    ksiazka jest b.przyjemna (pierwsza, o podrozy Szkocja-Syberia, drugiej o wyprawie po Afryce jeszcze nie czytałam). swoja drogą, pokazuje tez, ze nawet ktos tak znany jak bohater Trainspotting moze miec spore klopoty, zeby zrealizowac cel jaki sobie wyznaczyl. zaskakujące.

    ps. off topic – Ewan przytacza zabawną historię, gdy wraz z kumplem trafiają na Ukrainie na bossa mafii z bandą dresów z kałachami. ci robią chłopakom obiad, piją z nimi wódkę i nasi aktorzy do samego rana są przekonani, że impreza skończy się strzelaniną… a mafioso po prostu lubił motocykle i star wars 🙂
    ps.2 jesli ktos lubi te klimaty – z obu podrozy powstaly seriale dokumentalne

  30. Kuerti mówi:

    Petro, BartekW,

    Ok, rozumiem takie podejście, ale czy gdzieś tam nie czai się w Waszych głowach takie „ostateczne przejście”? Wielki wyczyn, który w pewnym stopniu jest końcem drogi?

    Adamo,

    W tym kontekście obranie kierunku na ARWC będzie znaczyło wspinaczkę po odpowiedniej drabinie. Gdzieś wyżej o tym już pisałem chyba: mieć głowę w chmurach ale zerkać wciąż na ziemię jak te nasze nogi sobie radzą.

    Monia,

    W takim razie trzeba będzie poczytać 🙂 .

  31. Bart mówi:

    Dasz radę !!! NO i do tego idealnie pasuje ta pieśń :
    http://www.youtube.com/watch?v=wqIaqtRDiS4
    Są marzenia dla których nie ma spraw niemożliwych ! Są cele które wymagają wszystkiego – niestety nawet życia. Ale czy to wszystko warte jest tego ? Nie wiem ! ….. Droga ! tak to jest dla mnie najlepszy cel.

  32. Petro mówi:

    Kuerti,
    mi się czai w głowie takie „ostateczne przejsćie i koniec drogi”, ale za wszelką cenę chciałbym go uniknąć i pożyć jeszcze trochę 😉
    Fajnie jest przeżyć przygodę, której można by nie przeżyć, ale można jej też nie przeżyć. Brzmi klarownie, nie 😉

  33. Kuerti mówi:

    Bart,

    Dzięki za wsparcie. Zgadzam się co do drogi, zdecydowanie!

    Petro,

    Myślę, że mniej więcej wiem o co chodzi. Coś mi mówi, że nawet jeśli chcesz uniknąć tego „ostatecznego przejścia” to tak czy inaczej zmierzasz w tym kierunku 🙂 . I pewnie nic nie możesz na to poradzić.

  34. Paweł mówi:

    Ciekawa dyskusja, dopiero teraz przeczytałem. Ja Idee fixe nie mam. Skupiam się podobnie jak BartekW na celach za kilka miesięcy, na każdym schodku który mam przed sobą. Jest poprzeczka, staram się ją przeskoczyć. Jeśli się uda to następną stawiam wyżej. Dlaczego nie mam Idee fixe? Pierwszy i najważniejszy powód to świadomość zmian podejścia, upodobań. Mogę sobie wyznaczyć jakiś odległy cele ale za rok lub dwa moje plany i marzenia mogą się całkowicie zmienić. Ponadto wolę skupiać się na celu bliższym, chyba wyznaczenie celu ostatecznego i podzielenie się nim publicznie nie przyprawiło by mi motywacji, może wręcz przeciwnie. Mógłby mnie przerazić jego ogrom. Nie chcę patrzeć na czubek schodów stojąc u podnóża. Mógłbym się wystraszyć ogromu drogi, a wpatrując ciągle w górne schody mógłbym się potykać na tych niższych. Wspinanie się krok po kroku bez publicznych deklaracji o wielkich planach jest łatwiejsze psychicznie, mniej przytłaczające. Ja bym się tak publicznie nie deklarował bo by mi to w niczym nie pomogło ale może na Ciebie to działa inaczej.

    W każdym razie powodzenia w realizacji marzenia.

  35. krystyna mówi:

    z przyjemnoscia informuje, ze Tarnica zdobyta 🙂 (szlak Wołosate-Tarnica-Ustrzyki Górne, powrot z burza nad głowa:) ; moje kolejne marzenie spelnione, pora na nastepne…

  36. Kuerti mówi:

    Weź mi tu takich rzeczy nie pisz! Nie mogę się wyrwać w góry, a chętka wzbiera we mnie straszna! 🙂 .

    PS. Gratuluję! Co dalej? Ja chciałbym kiedyś zdobyć Koronę Gór Polski, tak dla własnej satysfakcji, że byłem we wszystkich polskich górach, powolutku kompletuję całą listę 🙂 .

  37. krystyna mówi:

    powiedziałeś głośno to, co ja zaledwie śmiem pomyśleć:D Korona Polski… Śnieżka, Łysica, Mogielica i oczywiście Tarnica już jest… to zaledwie początek, ale jak przedwczoraj weszłam na szczyt… to miałam uczucie jakby nie było rzeczy niemożliwych… Więc na razie bardzo nieśmiało, ale kto wie… może jednak Korona…

  38. Kuerti mówi:

    Powolutku uzbierasz swoją Koronę! Ja jestem nie dalej niż Ty, oj rzadko, rzadko jestem w tych naszych pięknych górach 🙁 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA