Rower no image

Opublikowany 22 czerwca 2009 | autor Grzegorz Łuczko

27

Grassor: Refleksje

Przejechałem 306 kilometrów i jestem naprawdę zadowolony z tego faktu, cieszę się jak głupi, naprawdę! Pewnie dla części z Was – tych bardziej zaprzyjaźnionych z rowerem to nie jest nic specjalnego, pewnie kilka razy do roku zdarza się Wam pokonać zbliżony dystans, ale dla mnie to coś niezwykłego, coś co sprawia, że jestem cholernie dumny z siebie! Pieprzyć te 2 punkty kontrolne, których nie znalazłem bo.. bo nie wiem, może zabrakło mi wyobraźni? Sam nie wiem. Bo jeśli na mapie punkt jest w na jednej z dwóch dróg w okolicy a w terenie pojawia się ich jakieś kilkanaście to na czym polega sztuka nawigowania w tym momencie?

Czym jest w ogóle nawigowanie? To czytanie mapy i porównywanie jej z rzeczywistością? Na setkach czy rajdach nie mam takich problemów, zdarzają mi się błędy ale nie tak potworne i tak definitywne jak na Grassorze. Dodać jednak muszę, że nie często zdarza mi się szukać tej jednej jedynej drogi z pośród 6 czy 7 dostępnych. A może sztuka posługiwania się mapą i kompasem to gra wyobraźni? Albo logiczna dedukcja? Choć startuję już nieco to nigdy nie zastanawiałem się czym tak naprawdę jest to nasze gapienie się w mapę, może Wy odpowiecie mi na to pytanie?

Wiem natomiast dwie rzeczy, po pierwsze jak stwierdziłem wyżej: cieszę się z faktu, suchego i niepodważalnego, przejechania ponad 300 kilometrów na rowerze, jednym ciągiem, na orientację i w ogóle super-hiper. Już teraz czuję ogromny komfort psychiczny na myśl o kolejnych startach – przejechałem 300km więc dlaczego mam się bać 100 czy 200km na jakimś innym rajdzie? Spędziłem na siodełku bite 20 godzin, dlaczego mam się bać długich etapów na rajdach? To tak samo jak z setkami i etapami pieszymi na rajdach. Zrobiłem 2 razy 125km, raz prawie 150km i mam kilka zaliczonych setek na koncie, to daje mi komfort i pewność, że poradzę sobie na kolejnych zawodach. Pełni tego poczucia brakuje mi jednak wciąż na rowerze, zarówno jeśli chodzi o samą wytrzymałość, doświadczenie na trasie jak i znajomość samego roweru (mechanika itp.). Grassor to duży krok naprzód.

Po drugie, trening przynosi efekty. Do 220km czułem się znakomicie, zapas sił i chęć na kolejne kilometry. Później co prawda nieco „siadłem” i psychicznie (2 nieodnalezione punkty) i fizycznie. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że te 300km przejechałem prawie z niczego – bo czym są 2 treningi w okolicach 80km zrobione w ostatnim roku (reszta to 40-50km jednostki) wobec dystansu jaki miałem do pokonania na Grassorze? – jestem zadowolony. Widać, że trening przynosi efekty bo już dziś mógłbym iść na trening – czuję niedosyt. Czuję niedosyt jazdy albo biegania albo czegokolwiek, żeby znów znaleźć się w lesie i znów szukać skrytych w gęstwinie punktów kontrolnych. To na pewno dobry prognostyk, po setkach zwykle z niechęcią myślę o wyjściu na trening na dzień po starcie, a w tym przypadku jest zupełnie inaczej.

To pewnie „wina” specyfiki rowerowego wysiłku. Nigdy wcześniej nie startowałem w tego typu zawodach, ale już przecież wcześniej na rajdach przygodowych mogłem zaobserwować, że totalne wyprucie w jednej dyscyplinie nie oznacza automatycznie braku mocy na drugiej. Jeśli skasujesz się na trekingu to na rowerze okaże się, że nie jest z Tobą wcale tak źle i możesz względnie komfortowo kontynuować rajd dalej. Zmęczenie na rowerze jest zupełnie inne. Mięśnie nóg są oczywiście zmęczone, ale w inny sposób. Mam takie wrażenie, że po bieganiu jednak nogi męczą się bardziej, są jakby mocniej zbite. W ramach eksperymentu po przybyciu na metę Grassora przetruchtałem około kilometra do sklepu. Zastanawiałem się jak to jest wyjść na etap pieszy po takiej rowerowej mordędze i okazało się, że nie to wcale nie takie straszne. Byłem zmęczony, ale nie totalnie zajechany. (Tak, jestem szalony 😉 . Nie róbcie tego w domu!). Myślę, że w tych różnicach w zmęczeniu kryje się recepta na sukcesy w krótkich rajdach. Bo jeśli rzeczywiście wysiłek biegowy i rowerowy różnią się tak znacznie, to oznaczałoby, że zupełnie inaczej trzeba podejść do tematu oszczędzania sił…

Po tak długiej jeździe na rowerze muszę oczywiście napisać kilka słów o wszystkich bólach – pleców, tyłka, nadgarstków, dłoni, kolan, karku.. no dobra to może napiszę co mnie nie bolało, będzie szybciej 😉 . Plecy – chyba mam jakiś problem z nimi i nie chodzi o pozycje na rowerze czy wysokość siodełka itp. Będę musiał zgłosić się do lekarza. Zaczęło się po pół godzinie, i nie miałem wcale za wesołej miny, a jakże! Z czasem jednak ból stępił się, tak samo zresztą jak w pozostałych przypadkach. Siedzenie – miałem nowe spodenki Crafta, nie wiem jednak czy z tym problemem można coś zrobić? Na maratonach na orientację jest o tyle dobrze, że co jakiś czas zsiada się z roweru – to odpoczynek dla pleców, tyłka i innych bolących części ciała. Gorzej mają koledzy na maratonach MTB, tyle że oni na siodle są kilka godzin, a nie 20…

Nadgarstki i dłonie. Miałem stare rękawiczki z prawie zupełnie startą wkładką żelową. No i to było czuć, pościerałem sobie trochę dłonie. To jedna z tych spraw, na które nie zwraca się uwagi, bo człowiek nawet nie bierze jej pod uwagę. Tak samo jak nie brałem pod uwagę tego, że po 30h z kijkami w dłoniach będę miał pościerane ręce. Nadgarstki dostały na zjazdach i z powodu braku rogów. Zapomniałem zapytać się Piotrka czy ma u siebie takowe, nie miał.. Ja jeżdzę w zasadzie tylko na nich, a tutaj musiałem przestawić się na 20h jazdę tylko na gripach. Na dłuższe trasy tylko z rogami! Kolana. Nie mam z nimi na co dzień problemów, więc to tylko typowy ból przeciążeniowy. Podjazdów strasznych nie było, ale jakby zliczyć przewyższenie z całej trasy to trochę by tego wyszło. Nie był to jednak jakiś szczególny problem. Kark. To głupie, ale kask z czołówką po kilku godzinach naprawdę ciąży! Nie wiem co tutaj można zrobić, trening mięśni karku? Ale jak?!

To tyle moich luźnych refleksji po starcie w Grassorze. Naprawdę cieszę się, żę wziąłem w nim udział. Zdobyłem masę nowych doświadczeń, a za rok chciałbym pojawić się znowu i spróbować zebrać wszystkie punkty, to naprawdę jest wyzwanie! A jak Wam poszło? Jakieś nowe doświadczenia zabrane do plecaka? 🙂 .

PS. Zawsze na weekendy PK4 ma mniejszą oglądalność, tak samo było i tym razem, oznacza to, że większość czytelników to aktywni rajdowcy, i dobrze! 🙂 . Tych nieaktywnych proszę o prędką aktywizację! 😉 .


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



27 Responses to Grassor: Refleksje

  1. Krolisek mówi:

    Dla mnie Grassor (pieszy) był jednym wielkim doświadczeniem nawigacji, głównie dzięki temu, że podążałam jakiś czas z Leszkiem, który słynie z autorskich wariantów w myśl zasady – zrobić setkę robiąc 90 km 😉 I rzeczywiście czasem mu się to udaje! Na początku szła nas wielka grupa, bo przelot był oczywisty. Po pierwszym punkcie wszyscy się rozsypali, Marcin z Tadkiem poszli źle, a ja skręciłam ku północy. Wkrótce na polu przed sobą zobaczyłam Leszka i pobiegłam go dogonić. Szliśmy tak jakieś pół km, po czym każde z nas poszło na azymut, ale inaczej. Spotkaliśmy się na kolejnym punkcie i dalej pognaliśmy razem, wspólnie nawigując. Czasem warianty nie były szybsze, natomiast muszę przyznać, że były krótkie! Wychodził nam około 1 pk na 60-70 min., a nie biegaliśmy. W końcu nie dałam rady utrzymać jego tempa i mając 7 pk zeszłam do wsi po wodę, a on poleciał dalej. Tam okazało się, że Marcin i Tadek są godzinę za nami, poczekałam na nich i poszliśmy na jeszcze jeden punkt. Potem wróciłam do bazy (po drodze miałam jeszcze jeden zrobić, ale go nie znalazłam).
    Nauczyłam się nie bać się azymutów (o ile teren jest sensowny), nawigować precyzyjnie i cały czas koncentrować się na mapie. Mierzyć przynajmniej czasowo odległości, często spoglądać na kompas. To, że starej mapie nie należy ufać, było zawsze dla mnie oczywiste. Precyzja, odległość, kierunek, rzeźba – i powinno się udać. Oczywiście na rowerze wygląda to inaczej, wiadoma sprawa, wybiera się najlepsze drogi, a nie najkrótsze.
    Było to dla mnie cenne doświadczenie.

  2. Mickey mówi:

    To może najpierw w kwestii nawigacji. Wymądrzać się nie będę bo też nie najlepiej mi szło. Gdy dróg jest wiele a na mapie jedna to pilnując kierunku i odległości można się w miarę sprawnie poruszać. Problem występuje gdy w takim terenie przychodzi szukać mało charakterystycznego punktu. Kierunek ci się zgadza, odległość też ale jeśli szukasz skrzyżowania przecinek gdy naokoło jest ich mnóstwo to jesteś w dupie. Pozostaje czesanie terenu i sprawdzanie wszystkich skrzyżowań w pobliżu, a tego nie lubię. Pół biedy gdy w pobliżu jest jakiś ewidentny punkt od którego możesz się namierzyć. Gorzej gdy na około w promieniu kilku kilometrów nie ma na mapie nic charakterystycznego. Tak samo jesteś w dupie gdy szukasz charakterystycznej formy terenu a w rzeczywistości podobnych formacji jest w pobliżu kilka. Na mapie w tej skali punkt typu 1 to według mnie trochę nieporozumienie.
    Kluczem do sukcesu wydaje się czujność i upór. Ciężko w tak długim rajdzie za każdym razem wiedzieć ile się przejechało od ostatniego skrzyżowania itp. Mnie przynajmniej to zgubiło. Czujność osłabiają elementy które na mapie wydają się ewidentne (szlak, duża otwarta przestrzeń, ściana lasu, jezioro). Nie należy ufać mapie i cały czas kontrolować kierunek i odległość (chyba zacznę jeździć z 2 licznikami). Jeśli kierunek i odległość się zgadzają a mapa odbiega od rzeczywistości to należy jechać dalej i to jest upór. To tyle moich na ten temat przemyśleń.

    Też zauważyłem że robiąc takie 300 zupełnie inaczej patrzy się na 200 na Harpaganie. Po Grassorze zaznaczałem przejechaną trasę na mapie a zaraz potem zaległą Harpaganową; kurde jakie tam były krótkie przeloty pomiędzy punktami! 150 na WSS to będzie po prostu sprint.

    Mnie poza nogami nie specjalnie coś boli. Trochę ręce (tam z drugiej strony pod bicepsami) i trochę w krzyżu, no ale ja przed zawodami jeździłem miesiąc non-stop. Więcej treningu rowerowego w terenie? Co do karku to też mi się to zdarza. Trzeba uważać żeby nie zadzierać głowy do góry; nie można się spinać. Np. w nocy zdarza się że aby świecić dalej przed rowerem zadzierasz głowę a wystarczy przekręcić czołówkę. Wydaje mi się że wystarczy o tym pamiętać i będzie ok. Możesz też zainwestować w wersję belt, będzie lżej. Tyłek po 200km boli mnie zawsze więc nie mam w tej kwestii żadnych porad.

  3. robert59 mówi:

    trochę OT: „PS. Zawsze na weekendy PK4 ma mniejszą oglądalność, tak samo było i tym razem, oznacza to, że większość czytelników to aktywni rajdowcy, i dobrze! 🙂 . Tych nieaktywnych proszę o prędką aktywizację! 😉 .” – fajnie, że zauważyłeś, może nie rajdowcy, ale staramy się.

    Gratuluję, przejechania tych 306km. Na mnie robi to wrażenie.

  4. wikiyu mówi:

    Co do roweru:
    Primo – ustawienie siodełka gra olbrzymią rolę na bóle tak tyłka jak i pleców, musisz pojeździć i poeksperymentować, polecam od siebie nie ustawiać go poziomo tylko z nosem lekko w dół, póki będziesz jeździł w lajkrach to nie masz co się bać o to że będziesz się zsuwał czy coś takiego, a tyłek będzie w rozsądniejszej pozycji przez co i plecy nie będą dziwacznie powyginane, jeśli tylko [oczywiście] będziesz miał w odpowiedniej odległości kierownicę przed sobą, chodzi o to by ich [pleców] nienaturalnie nie wyginać.

    Co do czołówki i kasku:
    polecam jednak podwójne oświetlenie – lampka na kierownicy służąca do oświetlania na wprost i ustawiona tak by rozjaśniać przestrzeń daleko przed rowerem i mała, lekka czołówka założona nie na kask, ale na czoło pod kaskiem [tak, dobrze dobrany kask odsłania czoło] służąca do oświetlenia przestrzeni na kilka metrów przed kołem i kokpitu z mapnikiem.

    Ech… a sesja trwa i o rajdach, treningach i innych takich mogę conajwyżej poczytać, i to krótko bo notatki, skrypty, podręczniki czekają… :/

  5. Kuerti mówi:

    Krolisek,

    Co do spoglądania w kompas, kapitalnie sprawdza się tutaj albo kompas na kciuk, albo nakładka na takowy na rękę. Ja ostatnio stosuję tylko to drugie rozwiązanie i wyćwiczyłem dzięki temu nawyk nieustannego spoglądania na kierunek. Jednak jeszcze zdarza mi się pobiec/pojechać gdzieś na czuja, bo jestem przekonany, że to przecież musi się zgadzać, tu jednak nie ma wyjątków, zawsze trzeba spojrzeć na kompas i potwierdzić swoją teorię.

    Z tą koncentracją to jest problem, nie jestem w stanie utrzymać jej na wysokim poziomie przez kilkanaście/kilkadziesiąt godzin ciągłego wysiłku. Co jakiś czas zaliczam „dołki”, a jak trafię w tym czasie na trudne miejsce to łatwo o błąd…

    Mickey,

    No właśnie, pozostaje czesanie terenu, ale czy o to w tym chodzi? Cały czas zastanawiam się czy to kwestia umiejętności – bo wierzę, że takie czytanie mapy, nawet jeśli mamy do czynienia z dodatkowymi drogami w rzeczywistości jest do opanowania w jakimś tam stopniu – czy trzeba mieć po prostu szczęście? Jeśli to drugie to bardzo mi się to nie podoba.

    Tą czujność podciągnąć można pod koncentrację. Trzeba by być skoncentrowanym przez cały rajd, a to jest chyba nie możliwe. A założyć, że są odcinki łatwe gdzie można odpocząć to złuda, tak jak z tym czerwonym szlakiem w okolicach, którego się spotkaliśmy, byłem pewien, że jestem w tym miejscu, w którym chciałem być. W rzeczywistości jednak zrobiłem banalny błąd, nie sprawdziłem kierunku na kompasie bo byłem przekonany, że jestem tam gdzie być powinienem.. Częściowo z pomocą mogą przyjść asfaltowe objazdy, na których można trochę odpocząć i psychicznie i fizycznie, zwolnić czujność, żeby po jakimś czasie znów ją podkręcić.

    Robert,

    Dzięki!

    Wikiyu,

    Dzięki za uwagi. Na kolejnych treningach mam zamiar poekserymentować z ustawieniem siodełka.

    Lampy na rower niestety nie mam. Cały czas mam taką pozycję na rajdowej wishliście, ale nie mam kasy, żeby kupić to o czym myślę 🙂 . A znowu czołówka pod kask to rozwiązanie mało komfortowe, mam ciasny kask i z czołówką pod nim nie trzyma mi się głowy. Tutaj podobnie jak z lampą, wymieniłbym go na inny ale na razie nie mam środków…

  6. Jacek mówi:

    „pozostaje czesanie terenu, ale czy o to w tym chodzi? Cały czas zastanawiam się czy to kwestia umiejętności – bo wierzę, że takie czytanie mapy, nawet jeśli mamy do czynienia z dodatkowymi drogami w rzeczywistości jest do opanowania w jakimś tam stopniu – czy trzeba mieć po prostu szczęście?”

    Są dwa ekstrema. Jedno – wchodzisz w rejon punktu i zaczynasz mniej więcej losowo ganiać szukając lampionu. Drugie – idziesz cały czas super dokładnie, kontrolując sto tysięcy drobnych szczególików, cały czas wiedząc gdzie jesteś na mapie i jak ona jest zorientowana, aż w końcu wchodzisz prościutko na punkt.

    Oba te ekstrema są równie bez sensu 🙂 Nawet chwila pomyślenia nad mapą pozwoli znacznie ograniczyć teren do przeczesania. Z drugiej strony, trafią się też często sytuacje, gdy wiesz, że PK jest tu, tu albo tu i wymyślenie na podstawie mapy, które „tu” jest właściwe zajmie wyraźnie więcej czasu, niż pójście we wszystkie trzy po kolei 🙂

    Więc trzeba sobie znaleźć swoje prywatne optimum gdzieś pomiędzy tymi dwoma rzeczami. Zależne od wytrenowania fizycznego, wytrenowania nawigacji, też od konkretnej mapy i terenu i pewnie wielu innych czynników, z których być może nie do końca nawet zdajemy sobie sprawę 🙂

    Z dodatkowymi drogami czasem można sobie poradzić, czasem można wprowadzać jakiś plan awaryjny (azymut, orientacja po poziomicach itd.), a czasem rzeczywiście trafi się w lesie totalny sajgon i nic się za bardzo nie da zrobić (choć zwykle w aż tak ciężkich miejscach PK po prostu pewnie nie będzie, bo budowniczy trasy widząc, co się dzieje, odpuści i zmieni lekko trasę, bo sam nie będzie pewien, gdzie ten punkt ma stać).


    A szczęście też czasem trzeba mieć. Gdyby wyniki były od niego całkowicie niezależne, zrobiłyby się mocno przewidywalne, co by bardzo nudne było 🙂

  7. Kg mówi:

    „..choć zwykle w aż tak ciężkich miejscach PK po prostu pewnie nie będzie, bo budowniczy trasy widząc, co się dzieje, odpuści i zmieni lekko trasę, bo sam nie będzie pewien, gdzie ten punkt ma stać”

    bzdura 🙂 Daniel tak nie zrobi, on tam specjalnie pójdzie i punkt ustawi, tylko czeka na takie miejsca! Bez obrazy

  8. wikiyu mówi:

    Grzesiek – nie ma co się spinać na solidne lampy, naprawdę, jeździsz z tego co czytam od dłuższego czasu na tyle rzadko w rajdach na rowerze nocą, że jakaś diodówka na kierę ci wystarczy. Daje punktowe światło, ale ustawione do przodu na ciut większą odległość, powoduje że zobaczysz i tak czy nie ma tam błota/kałuży/piaskownicy/drzewa leżącego w poprzek, a więcej nie potrzebujesz, bo w sumie przede wszystkim przy takim czymś potrzebujesz zwolnić, a ja wpadnie to już w zasięg czołówki to szybka decyzja – stanąć/objechać/skakać…

  9. Kuerti mówi:

    Jacek,

    To wszystko prawda, ale problem pojawia się wtedy gdy szukasz punktów na mapie o skali 1:100 000, z poziomic wiele nie wyczytasz, azymuty wyznaczyć też ciężko, no bo i jak? O precyzji można zapomnieć, pozostaje obrać kierunek jako tako zgodny i czesać 🙂 . Nie wiem czy nawigowałeś kiedyś na mapie o takiej skali? To zupełnie inna zabawa niż na 50tkach, czy nie mówiąc już np. o 10tkach.

    Jak tylko Daniel umieści mapy w sieci to zrobimy sobie kolejną lekcję nawigacji (jednocześnie tych, którym Grassor wychodzi już bokiem proszę o odrobinę cierpliwości – jeszcze tylko relacja z rajdu i lekcja nawigacji i zamykamy temat).

    Jeszcze słówko o perfidności budowniczych trasy – pełna zgoda z Kazigiem! Daniel taki jest, że wybiera właśnie takie miejsca! Zobaczycie to na przykładzie PK1, o którym pisał Mickey 🙂 . Ten punkt byłby „czujny” na trasie pieszej, a co dopiero mówić o rowerze 🙂 .

    Wikiyu,

    Nie zgodzę się z Tobą. Chociaż zależy co masz na myśli pisząc „jakaś” diodówka. W tym roku byłem na 4 rajdach (na 5 startów w sumie), na których potrzebowałem światła na rowerze. Ta tendencja raczej się utrzyma, a pewnie i dojdzie do eskalacji zjawiska 😉 . Przyjdą rajdy w górach itd. A tam już bez dobrego światła będzie ciężko…

    Diodówka starczy na jakiś bardzo łatwy, nizinny rajd przy pełni księżyca 🙂 . Nawet tu na Grassorze przy tak krótkiej nocy odczuwałem braki światła. Musiałem przez to zwolnić nieco, częściej hamować na zjazdach itd.

  10. wikiyu mówi:

    Tu już jest kwestia nocy samej w sobie, zauważyłem na przykład [ale to w pełni subiektywne] że im jest ciemniejsza noc tym mniej światła mi wystarcza i jak jest „czarno jak…” to mogę jeździć z samą czołówką, a przy pełni to bez halogena się nie obejdzie

    Z swoich doświadczeń z „solidniejszym” światłem to mogę polecić produkty sigmy, jeżdżę z CubeLight 2 dość często i jedyny problem to mocowanie, może już to poprawili, ale w tej wersji którą mam [na zatrzaskową obejmę] jest bardzo nie stabilna i lubi się odpiąć o kilka ząbków przez co nagle zaczyna oświetlać nam koło… :/ chyba że zestaw lampka + izolacja;-)
    Z mocniejszych to przy takich zabawkach jak Evo osobiście bym przeszedł obojętnie, bo imho to już przerost formy nad treścią, chyba że ktoś jeździ naprawdę szybko i potrzebuje mieć widok jak w dzień.

  11. wikiyu mówi:

    Kg i co tak świeci? [dziwne, na mailu w powiadomieniu był link do zdjęcia, na www go nie ma… chodzi o http://images26.fotosik.pl/213/2f5f4378641b23ec.jpg

  12. Kg mówi:

    sorki, chciałem coś wkleić, ale mi nie wyszlo.
    A co 🙂 podziałało na wyobraźnię? 😉

  13. wikiyu mówi:

    Kg nie no chciałbym wiedzieć co tak świeci, moja Sigma świeci bardziej żółto [ale to może wina zdjęcia], i ma mniej skupione światło, w sensie że trochę bardziej na boki i nie ma takich pojedyńczych plam jak u ciebie na środku, a na odległość to niewiele słabiej. ale to pewnie kwestia lustra właśnie i tego że mam mniej skupione światło.

  14. Jacek mówi:

    „Daniel tak nie zrobi, on tam specjalnie pójdzie i punkt ustawi, tylko czeka na takie miejsca!”

    W takim wypadku to nic się nie poradzi, jeśli budowniczy chce, żeby uczestnicy błądzili, to błądzić będą 😉

    „problem pojawia się wtedy gdy szukasz punktów na mapie o skali 1:100 000, z poziomic wiele nie wyczytasz, azymuty wyznaczyć też ciężko, no bo i jak? O precyzji można zapomnieć, pozostaje obrać kierunek jako tako zgodny i czesać 🙂 . Nie wiem czy nawigowałeś kiedyś na mapie o takiej skali? To zupełnie inna zabawa niż na 50tkach, czy nie mówiąc już np. o 10tkach.”

    Setka, ratunku 😉 Takiej mapy rzeczywiście jeszcze nie używałem, więc nie wiem jak to wygląda, parę razy startowałem na 50-kach, różnie one wyglądały, ta na WSS była świetna i w zasadzie wszystko na niej było widać, na Kieracie już się parę miejsc znalazło, gdzie trzeba było iść na wyczucie, na szczęście same punkty były w miejscach dobrze pokazanych.

  15. Patyk mówi:

    Kuerti, ile zajęła Ci z tego czysta jazda?
    My przez 18,5h mieliśmy 11h jazdy na liczniku, co pokazuje nasze braki w nawigacji.

    Mam nadzieję, że to specyficzny „styl” Daniela w kwestii chowania PK i nie na wszystkich rajdach trzeba ich tak szukać.

  16. Kuerti mówi:

    Też chciałbym wiedzieć co tak Kazigowi świeci 🙂 .

    Patyk,

    Nie mam pojęcia, przerw robiłem raczej mało – jedna po 12h ok. 5 minut, później po decyzji o powrocie do bazy w sumie może z 15 minut. Ale do tego doliczyć trzeba te wszystkie króciótkie postoje na czytanie mapy, prowadzenie roweru przez krzaczory itd. Ciężko mi powiedzieć ile z tego będzie samej jazdy, na pewno więcej jeździłem niż chodziłem 🙂 .

  17. Wigor mówi:

    widze ze troche tu mnie obgadujecie. Jak wiekszosc zauwazyla lubie ustawiac PK w trudnych orientacyjnie miejscach, ale jednoznacznie wynikajacych z mapy, przytoczony tu PK1 byl precyzyjnie zlokalizowany w charakterystycznym miejscu, co prawda dojazd wymagal skretu na kilku skrzyzowaniach i czujnosci ale bezproblemowo bylo mozna do niego dotrzec poslugujac sie mapa w skali 1:100000. Sam poslugiwalem sie tylko taka a nie inna mapa przy ukladaniu trasy i rozstawieniu PK, wiec zakaldam ze skoro ja trafilem na PK to tym bardziej zawodnicy trafia. zreszta osobiscie uwazam ze 100 sa najlepsze na rower.

  18. Kuerti mówi:

    Wigor,

    Raczej zastanawiamy się nad istotą nawigacji 😉 . Lubię Twoje rajdy bo są wymagające, jednak takie a nie inne ustawianie punktów rodzi pewne pytania, czy jeszcze można mówić o nawigacji czy już bardziej o wróżeniu z fusów. Oczywiście Ty będziesz twierdził, że dojazd do punktów jest „Bezproblemowy” bo wystarczy czujność na kilku skrzyżowaniach, ja tego taki pewien już nie jestem.

    Bo jak można być czujnym na skrzyżowaniach, których nie ma na mapie, i to kilku pod rząd 🙂 ?

  19. Mickey mówi:

    Trochę zweryfikowałem swoje sądy na temat ustawienia punktów i moich problemów z ich odnalezieniem. Zarówno w przypadku 1 jak i 11 błędem okazał się zły pomiar odległości lub jego brak (brak koncentracji) oraz sprawdzanie kierunków na skrzyżowaniu a nie śledzenie tendencji jaką ma droga. Przy tej skali trzeba pamiętać że przebieg dróg jest uśredniony i droga na skrzyżowaniu może odchodzić w zupełnie innym kierunku niż byśmy tego oczekiwali. Na 1 się spieszyłem żeby zdążyć przed zmrokiem więc decyzje podejmowałem nerwowo, a trzeba było spokojnie się namierzyć i konsekwentnie pilnować kierunków.
    Po powrocie nie miałem ochoty na ponowne mierzenie się z Wigorowymi punktami, ale teraz skłaniam się ku ponownemu startowi i złojeniu im tyłka 🙂 Ze względu na dystans i problemy motywacyjno-koncentracyjne skłaniałbym się jednak do startu z kimś.

    ps. Kazig – widząc twoje światło jeszcze bardziej żałuję że nie wystartowaliśmy razem 🙂

  20. Janek mówi:

    Kazig, co tak świeci (i ile czasu)? Ja używam halogenowago Mirage Evo Pro i moim zdaniem w połączniu z czołówką pod kaskiem (Tikka XP) jest super. Tam gdzie potrzebuję włączam lampę i widzę wszystko – szkoda, że świeci tylko przez 4h. Moim zdaniem drugim sensownym połączeniem jest mocna czołówka (ponoć nowe Myo RXP spisuje się świetnie) + jakaś słabsza lampa na kierownicy do doświetlenia terenu przed kołami.

    Ja w tę sobotę przetestuję swoje umiejętności nawigacji na BikeOrient, ale nie spodziewam się takich problemów/utrdnień. Poza tym będzie dzień.

    Co do skali to moim zdaniem już na 75tce mało widać jak się jedzie na rowerze… ale albo mam kiepski mapnik, albo wadę wzroku, skoro Wigor twierdzi, że 1:100k są najlepsze.

  21. Wigor mówi:

    1:100 na jazde rowerem, poniewaz likwiduja cala zbedna tresc mapy, a pozatym o wiele rzadziej trzeba obracac mapa, oczywiscie jesli mowimy o dystansach wiekszych niz 200km bo na 100km trasie to smialo mozna 50 uzyc, ale i tak tempo przemieszczania sie po mapie byloby 2 razy szybsze, wiec dwa razy czesciej trzeba ja przwijac. Pamietam kiedys Harpagana, bodajze drugi lębork, dostalismy 4 arkusze A3 i 2 arkusze A4, tylko dlatego ze ktos wymyslil sobie skale 1:50000 ogarnac to wszystko to ciezka sprawa.

    Co do orientacji na 100 nalezy sie kierowac 2 rzeczami,mierzyc odleglosc od charaktersytcznego i pewnego punktu na mapie i kontrolowac azymut. Cala filozofia. To co jest na mapie w lesie to na 99.9% jest w terenie, gorzej z polami, ale tam z nawigacja raczej nie ma problemu.

  22. Kg mówi:

    Mapa setka jest jak najbardziej, ale w dzień 🙂
    W momencie gdy robi się noc i nie widzisz dalej niż kilkadziesiąt metrów, sprawa staje się ciężka. A jak nie trafisz w tym momencie ze zgadzającym się Ci dojazdem, to czeka Cię czesanie.

    Ja bym bardzo chciał zobaczyć, jak szukasz pk3 w nocy, mgłach, mżawce, wśród tych 6ciu jazów, z rowerem. To nie byłoby takie proste jak za dnia 🙂 I zajęłoby wielokrotność Twojego czasu za dnia, choć jesteś lepszym w kraju w te klocki 🙂

    To nie moje światło to wzorcówka.

  23. Kuerti mówi:

    Szkoda, że następny Grassor dopiero za rok, chętnie z nowymi siłami i wskazówkami od Daniela przystąpiłbym do poszukiwań zaginionych punktów 🙂 .

  24. Wigor mówi:

    W nocy tez nie ma to znaczenia, trzeba poprostu skupic sie tylko na przyrzadach nawigacyjnych, to jak lot samolotem we mgle, nic nie widzisz tylko patrzysz na wsakazania licznikow i calkowicie im trzeba zaufac. Na szczescie w naszym rejonie nie ma anomali magnetycznych wiec smialo mozna tak robic.

    Grzesiek punkty beda wisiec jeszcze przez ok miesiac dwa wiec smialo a gwarantuje ze nikt ich tam bez mapy i opisu nie znajdzie

  25. jasiekpol mówi:

    Dla mnie „nawigacja” to reakcja na błąd i jego korekta, im szybciej tym lepiej 😉 nie ważne czy dzień czy noc, każdy wali byki , ale dobry nawigator potrafi je szybko skorygować. Co do tych dróżek na PK1 którego nie widzę, warto czasem przejechać za PK i zrobić korektę niż latać wkoło godzinę ze świadomością że „jestem chyba blisko” sam się często kieruję zamysłem „lepiej przebiec niż nie dobiec”. CO do światełka to przy długiej jeździe w nocy na „nie żółtym ” światełku dotaje schizóf, żółty ładnie oddaje nierówności i jest dla mnie zdrowszy, ale zwykle waży swoje i świeci krótko. Jednak w nocy warto mieć jakieś żółte śiecidło.

  26. Kuerti mówi:

    Jasiek,

    Bardzo podoba mi się Twoja definicja, mam podobne zdanie.

    Co PK1, akurat tam taka opcja nie wchodziła w grę, jak tylko Daniel opublikuje mapy to wrzucę je u siebie i podyskutujemy na ten temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1.580654 bitcoin. Get => https://graph.org/Payout-from-Blockchaincom-06-26?hs=6d84914cbb94eb8fc20f753d047711ec& w845rw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- Process 1,902890 BTC. GET >>> https://graph.org/Payout-from-Blockchaincom-06-26?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& to3otd – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.61138 BTC.GET - https://graph.org/Payout-from-Blockchaincom-06-26?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& jf871b – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1,227805 BTC. Assure >> https://graph.org/Payout-from-Blockchaincom-06-26?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& nhjvva – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA