Adventure Racing no image

Opublikowany 27 marca 2009 | autor Grzegorz Łuczko

23

On Sight: Relacja

INFO:

Nazwa: Rajd przygodowy On Sight
Typ: adventure race
Dystans: ok. 120km
Miejsce: Oborniki Wlkp, wielkopolskie
Teren: płasko
Pogoda: ciepło, bez deszczu
Wynik: 13 miejsce [22:09]
Frekwencja: 16 zespołów

Nie lubię pisać relacji z rajdów, na których startuję w zespole – wychodzi na to, że im więcej osób w teamie tym moja ochota na pisanie i szansa na stworzenie czegoś ciekawego maleje wprost proporcjonalnie. Tyczy się to przede wszystkim stosunkowo łatwych 10-30 godzinnych rajdów gdzie zmienność dyscyplin i szybkość poruszania się w zasadzie wyklucza totalne znużenie i zmęczenie jakiego doświadczam choćby podczas zawodów indywidualnych na 100 i więcej kilometrów. Poza tym fakt, że wspólnie z kimś dzielę trudy drogi sprawia, że moje doznania i odczucia tracą na intensywności. Moja świadomość płynie w szerokim strumieniu doświadczenia, poddaje się i płynę po prostu z prądem… Spróbujmy jednak!

CZ jak Czekanie

35 minut do startu, a jest nas tylko dwóch. We dwóch, choćbym nie wiem jak mocno chcieli, nie wystartujemy. Czuję się tak jak gdybym był już na trasie i szukał punktu kontrolnego. Ogarnia mnie to uczucie zagubienia, gdy nagle okazuje się, że punktu nie ma choć przecież być powinien właśnie w tym miejscu. Przykra świadomość faktu, że czas ucieka a ja stoję w miejscu atakuje mnie ze wszystkich stron. Wszyscy wokół powoli wyjeżdzają na start, a my wciąż czekamy. Bezcenne minuty uciekają bez oglądania się w tył. Wreszcie są. Szybkie pakowanie, przebieranie się, podpisywanie regulaminów i za 3 minuty godzina zero opuszczamy bazę. Gdy dojeżdzamy na start usytuowany na rynku peleton biegnie już na drugi punkt kontrolny.

CH jak Choroba

Przed startem czułem się słabo. Co nie jest wcale dziwne, bo zawsze się czuję słabo, ale tym razem wiedziałem, że coś mnie „rozbiera”. Jednak przez cały ten bałagan przedstartowy całkiem o tym zapomniałem, w dodatku adrenalina zrobiła swoje, działając jak tabletki przeciwbólowe stłumiła wszelkie oznaki słabości. O pierwszym biegu nie warto nawet wspominać. Może oprócz oddania honorów moim ukochanym New Balance’om model 781, rocznik bodaj 2005 a może 2006? Nie pamiętam już, a szkoda bo napierałem w tych butach w kilku fajnych rajdach. Teraz trochę żałuję, że zostawiłem je na rynku w Obornikach, zwłaszcza, gdy okazało się, że to nie jest przyjazne rajdowcom miasto. Ciekawe co się z nimi stało?

S jak Strata

Bieg kończymy oczywiście jako ostatni team. Roweru nie pamiętam zbyt wiele. Z pewnością pamiętam moment, w którym było nam bardzo zimno w ręcę i kiedy okazało się, że Michał jedzie bez rękawiczek. Co było bez sensu, bo jak można nie czuć zimna gdy jest tak cholernie zimno?! Na którymś kilometrze okazało się, że zaczynamy wyprzedzać kolejne zespoły. Nie było ich zbyt wiele ale przesunęliśmy się bodaj na 13 lokatę. Dobra nasza, pomyślałem. Teraz powinno być lepiej. A wcale nie było lepiej…

Niby nie robiliśmy błędów – opróćz ostatniego punktu – gdzie straciliśmy jakieś 20 minut, a mimo to jazda nie była płynna. Żadno z nas nie jest specem od rowerowej nawigacji i to widać. Gdy dowiadujesz się na punkcie kontrolnym, który usytuowany jest raptem na 27 kilometrze trasy rowerowej, że tracisz około 1,5 godziny do liderów to tak jakby ktoś strzelił Ci w twarz. Na początku jesteś w szoku, a chwilę później pytasz: jak to możliwe? No właśnie? Jak?

P jak Psy Pawłowa

Nie było jednak czasu rozstrząsać tego koszmaru, trzeba było szybko uwinąć się z przepakiem i zacząć pościg. Pierwszy PK na trasie biegowej to zadanie specjalne – podchodzenie na linie i zjazd. Nie lubię drabinek. Zjazdy są fajne. Na drabinkach zawsze brakuje mi sił – pojawia się to uczucie: „o cholera, jestem na 20 metrze, nie mam już sił w rękach, i co teraz?!”. Nic. Przemęczyłem się jeszcze trochę i zjechałem w dół. Gdy opuszczaliśmy zadanie zaczęło robić się już jasno. Nawigacja nie sprawiała nam problemów, więc sprawnie połykaliśmy kolejne kilometry.

Jako, że nieco marudziłem i nie miałem ochoty na bieganie opracowałem wygodny (przede wszystkim dla siebie, a co!) system na podbieganie. Minuta biegu, minuta marszu. Wnioskowałem również o przemianowanie nazwy teamu na Psy Pawłowa – Radek ustawił sygnał dźwiękowy, po każdym „bzyczku” bądź to zaczęliśmy podbiegać, bądź to przechodziliśmy do marszu. Skuteczność 100%. Podbiegując więc i podmaszerowując zbliżaliśmy się do końca etapu mijając po drodze kilka ekip. Ostatnią, którą wyprzedziliśmy IM 2010 / MOD-X AT trzymała się za nami dzielnie aż do przepaku. Etap kończymy na 10 pozycji, do 8 tracimy raptem 20 minut.

Z jak Zmiana planu

Kaśka na trekingu okazała się mocarna. Nie miała jednak odpowiedniego roweru ani godzin wyjeżdzonych na siodełku. No a my nie mieliśmy holu! Cały plan na ambitną pogoń za kolejnymi teamami posypał się niedługo po opuszczeniu przepaku. Kolejne godziny zamieniają się w upiorną walkę o ukończenie etapu. Poruszamy się po terenach Puszczy Noteckiej, a co za tym idzie wokół same lasy, lasy i tylko lasy… Po 2 PK snucia się leśnymi duktami Radek wpada na diabelny pomysł wielkiego asfaltowego objazdu z PK13 na PK14.

Na początku plan wydaje się mieć ręcę i nogi, z czasem jednak cała ta eskapada przestaje mieć sens. Toczymy się nie szybciej niż 10 kilometrów na godzinę. W duchu podziwiam Kasię, nie wiem czy sam dałbym radę zrobić tyle kilometrów na rowerze bez wcześniejszego przygotowania, a ona nie tylko daje radę, ale nawet nie skarży się ani słówkiem! Świeci słońce i ogarnia mnie nastrój jakiejś chorej sielanki. Pomyślałem, że już pozamiatane, straciliśmy tak dużo, że już nie ma o co walczyć. To był błąd. Oczywiście, że był!

K jak Kąpiel

Na przepaku okazuje się, że straciliśmy kilka pozycji – jesteśmy znów na 13 miejscu. Mnie to przestało już obchodzić – postawiłem na sobie i na nas krzyżyk. A przecież trzeba walczyć do końca! Na przepaku marudzimy nieco za długo i dopiero po kilkudziesięciu minutach meldujemy się na kajakach, będziemy pływać po Warcie, z jednej strony w drugą i na zmianę. Zdjąłem kurtkę i zostawiłem ją w bazie, na rowerze świeciło słońce i było mi bardzo ciepło, zapewne zamroczony zmęczeniem nie pomyślałem, że na rzece zwykle jest zimno!

Było. Zespoły przed nami, które zakończyły już etap pływania wychodziły z kajaków przemarznięte. Nam prawie udało się wyjść bez szwanku po tym etapie, prawie – bo na kilkanaście minut przed końcem Michał wpadł do wody. Nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy cofnąć się do bazy. Po stracie kolejnych cennych minut ruszyliśmy wreszcie na ostatni etap pieszy. Do pierwszego punktu jeszcze podbiegaliśmy, a później jakoś bojowy duch nas opuścił i szybkim marszem dotoczyliśmy się nad przeprawę przez rzekę.

P jak Pływanie na plecach

Jako, że stanowiska były zajęte przyszło nam poczekać kilkadziesiąt minut. Obawiałem się tego zadania, wcześniej nie podchodziłem na linie. Obyło się na szczęście bez większych przeszkód. Jakieś 30-40 minut później cała nasza czwórka była już po drugiej stronie. Jeszcze nudny przelot przez Oborniki i wskakujemy na basen. Jeśli obawiałem się poprzedniego zadania to przed basenem byłem po prostu przerażony. Dopiero od niedawna wreszcie zmobilizowałem się i zapisałem na kurs pływania – tak! Nie potrafię (potrafiłem) pływać!

Nie czułem się więc zbyt pewnie na wodzie, zwłaszcza po 20 godzinach wymyślnego katowania własnego organizmu. Drugim Phelpsem pewnie już nie zostanę, ale pływanie okazało się całkiem przyjemne – nie zatonąłem a nawet i nogi nie bolały. Na metę wbiegliśmy. Dla zasady, bo i siły zostały. Stać nas było na więcej niż tylko 13 miejsce. Chyba każdy z nas zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to debiut w czwórce uznać należy za udany. Koniec.

PS. Zdjęcie autorstwa Uli Ziober pochodzi ze strony organizatorów OS.

Relacje z zawodów:

  • Włóczykij 2009, lutyKrótki rajd blisko domu, wygrałem – na pewno więc zostanie jednym z moich ulubionych 😉 .
  • Harpagan 36, październikTak naprawdę to byłem jeszcze zmęczony po Przejściu, nie miałem mocy, żeby się pościgać i dlatego start wyszedł bardzo mdło… No, ale ostatecznie to jednak zawody klasyka, zdobyłem tytuł, zostałem Harpaganem.
  • Przejście 2008, wrzesieńTyle kilometrów to jeszcze nie zrobiłem w życiu na raz jeden. 145 000 metrów wokół Kotliny Jeleniogórskiej.
  • Półmaraton Szczeciński 2008, sierpieńDebiut na ulicy. Ponoć wszyscy kiedyś kończą „na ulicy” (to taki żarcik o biegaczach 😉 ). Fajnie było, ale generalnie wolę las!
  • WSS 2008, lipiecSzybka setka pod Poznaniem, nie to co Harp! Szybko, względnie łatwo i względnie przyjemnie.
  • Więcej…


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



23 Responses to On Sight: Relacja

  1. Camaxtli mówi:

    G jak gratulacje, ważne coby swoje urobić!

    M jak mało radochy, że pierwszy start w czwórce okazał się możliwy i ukończony.

    Jak już emocje się uspokoją, choć lepiej dla nas, żeby trwały i trwały, to napisz o wiadomym projekcie na priva.

    Wiesz, ja bym oddał sporo, żeby zniżka formy pisarskiej przyszła razem ze zwyżką formy fizycznej;)

  2. memor mówi:

    Cholera ja też zostawiłem na mecie moje ulubione aczkolwiek podarte, śmierdzące i mocno wysłużone buty mizuno model wave coś tam! Ciekawe komu teraz służą:)

  3. Yanek mówi:

    My tu gadu, gadu, a Paweł właśnie wygrał Ełckie Roztopy. Gratulacje !

  4. Kuerti mówi:

    Camaxtli,

    Dzięki! Lepszy blog czy lepsze rajdowanie? No to żeś mi zabił klina, trudny wybór i naprawdę ciężko byłoby mi się zdecydować…

    Memor,

    Być może w Obornikach powstanie jakaś sekcja biegowa 😉 .

    Yanek,

    Wiedziałem, że Pawłowi dobrze pójdzie, ale aż tak mocno w niego nie wierzyłem, niemniej wielkie gratulacje! Zwycięstwo zawsze smakuje wybornie 🙂 .

    PS. A superultramaratończycy znów nie dali rady rajdowcom.. 🙂 .

  5. Dolnoślązak mówi:

    Wiem, że się czepiam ale „przemarznięte”, nie „przemarźnięte” 😉

  6. rocha mówi:

    Nie było Cię tam, nie wiesz, jakie były…
    😉 😉 😉 😉 😉
    ale co racja to racja…

  7. Kuerti mówi:

    😉

    Poprawione!

  8. Paweł mówi:

    Dzięki chłopaki za gratulacje! Kurcze, jestem naprawdę bardzo szczęśliwy bo pierwszy raz wygrałem zawody. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Na moje szczęście zawody były słabo obsadzone przez czołówkę, gdyby ci najlepsi przyjechali to o pierwszym miejscu mógłbym zapomnieć. Niemniej i tak bardzo się cieszę, bo poprawiłem życiówkę na setkę o ponad godzinę.

    Jeśli miałbym w kilku słowach streścić te zawody to napisałbym tak:

    1. zawody kameralne (wystartowały 34 osoby, tych naprawdę doświadczonych niewielu)
    2. trasa urozmaicona, czasem długie, proste przebiegi (typu WSS) innym razem ciężkie przedzieranie się przez bagna na azymut. Kilka punktów na wzgórzach i w lasach. Nawigacja w moim odczuciu nie należała do trudnych.
    3. Warunki pogodowe – nieprzyjemne. Przez większość nocy padał deszcz, przez dwie godziny (2 – 4 rano) intensywnie. Na polach roztopy, bajora. W wielu momentach nie opłacało się wybierać najkrótszych wariantów. Temperatura na szczęście dodatnia.
    4. Atmosfera i organizacja zawodów bardzo dobra.
    5. Warunki w jakich mieszkaliśmy (czteroosobowe pokoje z łazienką) i wypoczywaliśmy po dotarciu na metę (basen, sauna, łaźnia parowa, hydromasaże itp.) były znakomite.

    Teraz leczę obolałą lewą stopę w najbliższych dniach postaram sie napisać jakąś relację.

    Wracając do On-Sight i etapu rowerowego: pisałeś Grzesiek, że dziewczyna miała słaby rower i słabą kondycję rowerową. Szkoda, że nie mieliście holu ale może warto było zamienić się rowerami? Najlepszy „rowerowo” z Was mógłby wziąć Jej rower a oddać swój. Może wtedy Kasia miałaby łatwiej i jechalibyście szybciej?

  9. rocha mówi:

    Paweł
    Ja też przyłaczam się do gratulacji. Zwycięstwo to silnie uzależniający narkotyk… :). Teraz start bez pudła, to „start treningowy” :):)


    Prawdę mówiąc myślalem o zamianie rowerów, ale nawet nie zgłosiłem propozycji, bo mieliśmy dużo za duże ramy, pedały SPD i… twarde siodełka. Poza tym zespół miał chyba dość moich „genialnych” pomysłow.

  10. Marek mówi:

    Paweł,
    chciałem Ci złożyć gratulacje u Ciebie na blogu.Jestem nie cierpliwy …
    Gratulacje!! Zazdroszczę Ci, jestem ciekaw jak to jest być pierwszym na mecie.

  11. Kuerti mówi:

    Paweł,

    Gratulacje raz jeszcze! O słabej konkurencji zapomnij, zwycięstwo jest zwycięstwo (wiem, że niedawno sam jeszcze się tym faktem nieco zasłaniałem, ale nie warto tego robić), na pewno dostałeś potężny zatrzyk pozytywnej energii i teraz będzie jeszcze lepiej!

    Tak z ciekawości, dużo biegałeś?

    PS. Wymiana roweru nie wchodziła w grę, na spdach w normalnych butach nie pojedziesz (ok, na upartego, ale ergonomiczne to to nie jest), poza tym faktycznie mamy twarde siodełka. Ja już do swojego się przyzwyczaiłem ale jak nie pojeżdzę przez jakiś czas to niestety też muszę pocierpieć.

  12. Paweł mówi:

    Dzięki raz jeszcze!

    Piszecie, że teraz będzie już coraz lepiej, że posypią się następne pudła i że dostałem zastrzyk pozytywnej energii ale to nie jest do końca tak. Oczywiście, pozytywna energia jest, jak najbardziej ale co do przyszłości jestem bardzo ostrożny. W zeszłym roku na WSS jako żółtodziób nabiegałem wynik 17:40 zajmując 10 miejsce. Myślałem wtedy, „hoho, na następnych startach będzie jeszcze lepiej, może pudło się przytrafi”. I co? na kolejnych dwóch startach umoczyłem dupsko: raz się rozchorowałem, drugim razem siadła mi psycha. To mnie trochę nauczyło pokory. Z sukcesu na Roztopach cieszę się bardzo ale co do przyszłości jestem ostrożny. Może być różnie, mogę znowu zejść z trasy, mogę kończyć gdzieś w ogonie stawki. Wszystko to zależy od wielu czynników, od treningów głównie (i od psychy która tym razem mnie nie zawiodła). I tu dochodzimy do kolejnej sprawy. Mój wynik nie wziął się z powietrza. Muszę uczciwie przyznać, że jeszcze nigdy nie trenowałem tyle co przed Roztopami. Od grudnia biegałem coraz więcej wydłużając stopniowo dystans. W ostatnich dwóch miesiącach standardem były ok. 15 – kilometrowe wybiegania. Kilka razy pobiegłem 24 – 28 km z 2 kg plecakiem (ostatni raz 8 dni przed zawodami, plułem sobie w brodę, że za mało zostawiłem czasu na regenerację). Raz w tygodniu starałem się ćwiczyć nawigację. W marcowym numerze „Biegania” Usain Bolt powiedział: „Możesz być tylko tak dobry jak ciężkie są twoje treningi”. Coś w tym jest, choć pewnie najważniejszy jest mądry trening a nie tylko ciężki. Oczywiście szczęście też odegrało rolę, a jakże. Nawigacja poszła wyśmienicie, jednego punktu z 14tu szukałem ok 10 minut. Reszta weszła z biegu/marszu. Na zawodach wcale aż tak dużo nie biegłem, trudno mi powiedzieć ile dokładnie. Może połowę dystansu przebiegłem, może trochę więcej. Znaczną cześć w drugiej połowie.

  13. sebas mówi:

    docierac sie, docierac 😉 pierwszy start w 4, ale pewnie daleka droga, zeby sie zgrac. ale czasu do AT jest jeszcze sporo

  14. Janek mówi:

    AT chyba nie będzie :(((

  15. Kuerti mówi:

    Paweł,

    Nie napisałem, że teraz będziesz już cały czas wygrywał 🙂 . Chodziło mi o to, że dzięki temu zwycięstwu nabierzesz pewności siebie, pewnie jeszcze nie raz rajd nie wyjdzie Ci tak jakbyś sobie to wymarzył, ale teraz już wiesz, że możesz osiągać wielkie wyniki.

    Podoba mi się to, co powiedział Bolt – u mnie to się sprawdza, ostatnio nie idzie mi na treningach, to i wyników nie ma. 😉 . Gdzie teraz planujesz wystartować?

    Sebas,

    Janek mnie uprzedził, AT prawdopodobnie nie będzie. Pewnie nie tylko mi zawalił się cały plan na pierwsze pół roku (co prawda i tak się sypał, ale jednak teraz mogę zwalić to na kogoś 😉 ).

  16. Paweł mówi:

    Grzesiek,

    co Ci nie idzie na treningach? Choroby nie przemożesz, ona osłabia każdego niezależnie od tego czy jest twardzielem czy nie. Takie zrządzenie losu, przeziębić się każdy może. Poza tym zdaje się, że ostatnio szkolisz się więcej w dyscyplinach innych niż biegowe (rower, pływanie) i na efekty trzeba trochę poczekać. A że przyjdą – to pewne.

    Gdzie chcę wystartować? Setki na razie odpuszczam (przynajmniej do wakacji). W pierwszej połowie roku priorytetem jest dla mnie Bieg Rzeźnika. Bardzo chciałbym go ukończyć. Na razie szukam partnera do teamu. Jest już paru wahających się ale nikt się ostatecznie nie zdecydował. Wiosną chciałbym postartować trochę na ulicy bo mam tam co poprawiać. Kusi mnie też DYMnO bo dystans nie tak katorżniczy a można dobrze potrenować nawigację (dużo PK do odnalezienia). Poza tym to niezbyt daleko ode mnie i chciałbym się odegrać za porażkę z zeszłego roku (wtedy nie ukończyłem). Plany planami a co wyjdzie to zobaczymy.

  17. Kuerti mówi:

    Chodziło mi o ogólną trudność ze złapaniem rytmu, który skutecznie rozbiła przerwa po On Sight. Dopiero dziś byłem na pierwszym treningu… Trzeba zacisnąć zęby i po prostu trenować, Twój ostatni wynik pokazuje, że to najprostsza droga 🙂 .

  18. wlkp mówi:

    Debiut to początek czegoś, jaki by nie był to zawsze najtrudniej zacząć, a potem już leci.

    Paweł,
    gratulację! Szkoda że nie udało nam się porozmawiać, ale „po” byłem taki niezbyt towarzyski. Byliśmy w zupełnie innych nastrojach. Ty miałeś swoje chwile tryumfu, a ja gdzieś tam w głębi przeżywałem swoją porażkę. Chociaż kto wie może gdzieś między PK3 a PK4 zamieniliśmy słówko, kiedy mnie wyprzedzałeś, bo chyba od razu nie było Cię na czele stawki.

    A teraz o moim debiucie na setce, jako że miałem dać znać jak mi poszło.
    Od początku trzymałem się czołówki. Nieco podbiegając byłem 5 na PK2 i PK3 potem chyba jeszcze kogoś wyprzedziłem i… niepotrzebnie przestałem podbiegać. Gdzieś tam w środku odzywały się przestrogi tu otrzymane, aby z tym uważać, no i nazwa kolejnego punktu (PK4) zobowiązywała 😉
    Zatem aż za PK8 tylko szedłem, niby bezbłędnie, ale przespałem tę część trasy. Kolejni uczestnicy mnie wyprzedzali i spadłem aż na 16 miejsce. Pokrzepiwszy się na stacji benzynowej kawą z automatu i napojem z puszki, który podobno dodaje skrzydeł, zacząłem biec i to naprawdę szybko. Błyskawicznie połknięte PK9 I PK10. Przy PK10 dogoniłem kolegę z Kabaretu Widelec (pozdrawiam) czeszącego krzaki. Przekonałem go, że punkt jest jednak trochę dalej (miałem chwilę tryumfu nawigacyjnego 🙂 ). Po podbiciu 10 niestety utknęliśmy na bagnach prawie na dwie godziny nie mogąc znaleźć przejścia najkrótszą drogą do PK11, w końcu decyzja odwrót na suchy teren. Załamka padłem na trawę i leżałem chyba kwadrans na mokrej trawie. Odbudowawszy się psychicznie obiegłem bagna szerokim łukiem i drogą wzdłuż torów dotarłem w końcu do PK11. Byłem 8 i miałem jeszcze 6h czasu na 28 km. Błyskawicznie znalazłem się w rejonie 12, ale nie mogłem jej znaleźć, czesanie lasu i w końcu decyzja wyjdę z lasu do wioski i łatwo wtedy namierzę punkt. Wyszedłem z lasu, o k… to nie ta wioska tylko położona ponad 2km dalej. Nic to dobiegłem szybko do 12. Jeszcze było dobrze, prawie 5h i 23km prostych przelotów, mogłem biec, co najwyżej może być mały problem z namierzeniem 14. Jak mogłem tego nie ukończyć? Otóż nastąpiła teraz wtopa życia, z wioski Dąbrowskie wychodziło gwiaździście kilka dróg i poszedłem nie tą. Wyleciałem totalnie w kosmos w ogóle poza mapę startową. Dzięki przezornie zabranej ze sobą mapie Pojezierza Ełckiego udało mi się zlokalizować gdzie jestem. Po ponad godzinnej walce byłem jakieś 27km od mety. Prosta matematyka była brutalna, wyszedłem na najbliższy asfalt, zjadłem ostatnia kanapkę i telefon do WiechoRa, poddaję się 🙁
    Tak było.
    Może debiut nie wypadł aż tak tragicznie, bo w sumie zostałem sklasyfikowany na 11 miejscu, ale nie ukończenie to porażka i szkoda bo była szansa nawet na 5 miejsce. Najgorsze jest to, ze nie czuję się jakoś bardzo zmęczony. Może na Harpaganie będzie lepiej.

    Pozdrawiam, Stanisław

  19. Kuerti mówi:

    Staszek,

    Dzięki za krótką relację z Roztopów. Przygotowany byłeś rewelacyjnie! Ten opis przypomniał mi mój start w Nocnej Masakrze kilka lat temu, również byłem w świetnej formie, do 80km w ścisłej czołówce, aż do feralnego PK13. Napierałem sam, środek nocy, a punkt gdzieś wyparowało, albo to ja byłem w złym miejscu 🙂 . Po 1,5h dałem sobie spokój i odpuściłem…

    Wiadomo, że fajnie byłoby w debiucie ukończyć całość i zająć wysokie miejsce. Czasem jednak się nie udaje, zabrakło Ci trochę doświadczenia, może odrobiny fartu. Pamiętaj jednak, że wytrenowanie zostaje, jeśli byłeś w świetnej dyspozycji, a z opisu wynika, że tak, to na kolejnych zawodach pokażesz to. Ja po nieszczęsnej Masakrze 3 tygodnie później wygrałem Zimowy Marsz na 125km 🙂 .

    Forma więc jest, porażką się nie przejmuj. Pytanie tylko czy Harpagan nie będzie zbyt wymagającym rajdem (nawigacyjnie), żeby rozwinąć skrzydła.

  20. Paweł mówi:

    Staszek,

    Gratuluję Ci 10 miejsca i zaliczonych 12 PK. Niewiele zabrakło do pełni szczęścia. Nie powinieneś jednak przesadnie dołować się nieukończeniem. Niewiele osób kończy setkę w debiucie, większość robi to za którymś kolejnym razem. Ja na przykład debiutując przeszedłem tylko 50 km (Harpagan H-31) i to na ostatnich nogach. Ty jak czytam masz całkiem niezłą kondycję. Teraz tylko więcej doświadczenia w nawigacji i będziesz w stanie wykręcać całkiem dobre czasy. Wszystko jeszcze przed Tobą.

    Powodzenia na Harpie

  21. sebas mówi:

    no to „ladnie” z AT. ponoc Salomon AR CUP tez przestal istniec(?). na rajdy sie teraz bedzie na Ukraine jezdzic? 😉

  22. Kuerti mówi:

    Sebas,

    No nie fajnie to wszystko wygląda… Z drugiej strony człowiek ma motywację, żeby porozglądać się po zagranicznych rajdach blisko naszego kraju 🙂 .

  23. Paweł mówi:

    Ja tylko jeszcze dodam, że napisałem na blogu relację, jak to na tych Roztopach było, jak by ktoś miał ochotę poczytać….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA