Opublikowany 22 kwietnia 2007 | autor Grzegorz Łuczko
0Moje 3 lata z Harpaganem
Harpagan! Od tego wszystko się zaczęło, przynajmniej w moim przypadku. Pamiętam jak dziś, kwiecień 2004, Bytów, mój pierwszy start w zawodach z gatunku tych ekstremalnych. Miałem wtedy jeszcze długie włosy, ciężki plecak, latarkę w ręku i zero pojęcia o mapie. Przygotowany byłem nawet nieźle, jednak kolejne wtopy nawigacyjne skutecznie pozbawiły mnie szans na ukończenie całości i zyskania zaszczytnego miana Harpagana. Poległem na 63 kilometrze, po ponad 18 godzinach walki.
Ledwo, ledwo dokuśtykałem na metę i wiedziałem, że to jest to! Pół roku później w Kościerzynie kończyłem 100km w strugach deszczu i z przepełniającym mnie uczuciem dumy. Udało się! Zostałem Harpaganem! Na kolejny tytuł przyszło poczekać mi okrągły rok. Edycja kwietniowa w Sierakowicach była zupełnie nie udana. Chciałem się ścigać z najlepszymi. Na półmetku byłem jeszcze na 2 miejscu. Na ściganie było jednak jeszcze za wcześnie. Rezygnacja na 55km uświadomiła mi to dobitnie. Skruszony wracałem do bazy.
Rytel i Harpagan z numerem 30 wspominam bardzo miło. Niezły czas 17 godzin i 36 minut dał mi 8 miejsce w ponad półtysięcznym peletonie. Była to jednak zdecydowanie najłatwiejsza ze wszystkich edycji, na których miałem okazję startować. Tamże padł dotychczasowy rekord trasy pieszej, który wynosi 14 godzin i 1 minuta i należy do Radka Literskiego (Radek to żywa legenda Harpaganów) oraz Adama Kędziory. Kolejny rok to rezygnacja z setek i starty na trasach mieszanych. Zarówno starty w Bożympolu Wielkim jak i w Przodkowie miały bardzo podobny przebieg.
Nastały czasy kiedy to inni zaczęli oglądać moje plecy, i na wiosnę i na jesień po półmetku trasy mieszanej (50km biegu + 100km roweru) byłem pierwszy. Fatalne błędy na rowerze na obydwu edycjach skutecznie pozbawiły mnie jednak złudzeń na temat mojej wydumanej wielkości. W Bożympolu niedoszacowałem czasu jaki mi pozostał do limitu i zamiast ominąć ostatni punkt kontrolny i skierować się do mety ja jak ten dureń próbowałem go zaliczyć. W efekcie przepada mi 3 miejsce i spadam na sam dół klasyfikacji. W Przodkowie również 3 miejsce przechodzi mi obok nosa, gubię kartę startową i znowu zamykam stawkę.
Tak oto przedstawia się moja historia w Harpaganie. 6 startów w 3 lata. Niezapomniane chwile, zwycięstwa i słabostki. Wczoraj w Trąbkach Wielkich zakończyła się 33 edycja. Niestety beze mnie…
Jeśli nie startowałeś jeszcze w tej zacnej imprezie zapraszam za pół roku, naprawdę warto!