Jedziemy na Ślęże!
Nie jest dobrze, cholera… Jest bardzo dobrze! I to mnie martwi. Ostatnich 5 tygodni przetrenowałem jak nigdy. Regularnie biegałem i jeździłem na rowerze. Z tygodnia na tydzień robiłem coraz więcej kilometrów. Rozciągałem się i robiłem gimnastykę siłową. Jestem przygotowany znacznie lepiej niż do rajdu On Sight. Zrobiłem wszystko, co mogłem zrobić w ciągu ostatniego miesiąca. Nic mnie nie boli, nie narzekam na brak formy i naprawdę nie wiem co z tym fantem zrobić! Przyzwyczaiłem się, że zawsze coś się pieprzyło. A to choroba w ostatniej chwili, a to przygotowania w ogóle nie wyszły, a teraz? A teraz zupełnie nic!
Zawsze miałem wymówkę, i co tu dużo mówić, dobrze się z tym czułem. Bo nie ciążyła na mnie presja, a ja nie lubię presji, tego niemego nacisku, który tak nieprzyjemnie uwiera. Jeśli jednak chcę wyjść poza ciągłe marudzenie to muszę nauczyć się radzić z tym stanem – a przede wszystkim wymagać więcej od samego siebie. Nie tylko na zawodach, ale wcześniej, kilka tygodni przed decydującym startem, na każdym pojedyńczym treningu. Wymagać i nie odpuszczać. Tak zrobiłem teraz i okazało się, że to dobry kierunek, którego trzeba się trzymać. Jakie są więc moje oczekiwania względem startu w rajdzie Góra Ślęża?
Ostatnim razem gdy Piotrek z Radkiem startowali na Wertepach spojrzałem na listę startową i stwierdziłem, że na bank powalczą o pierwszą piątkę. Miałem rację, chłopaki w dobrym stylu przyjechali na metę jako czwarty zespół. Wierzyłem w nich od samego początku, bo wiedziałem, że mają moc i pokażą to na Wertepach. Teraz znów zerkam na listę startową i jak nic wychodzi mi, że znów powinniśmy powalczyć o pierwszą piątkę. Jeśli raidteam.pl ma być przedwsięwzięciem natury sportowej to musimy wreszcie doszlusować do czołówki, może jeszcze nie tej ścisłej, ale drugi rząd powinien być już nasz!
Jeśli znów nam nie wyjdzie i zakręcimy się w okolicach, powiedzmy, dziesiątego miejsca to trzeba będzie sobie jasno powiedzieć – to będzie nasza porażka. Moja własna i nasza wspólna. Pisałem niedawno o wierze w siebie i swój sukces. Ślęża to jest ten start, który ma dodać mi całe wiadro wiary. Teoretyczne podwaliny już mam, ale kij z teorią, ta wszak jest praktyką dla bezradnych (cytat z Gry Anioła – Carlosa Ruiza Zafona). Mogę wmawiać sobie, że wierzę w siebie, ale tak naprawdę czai się we mnie cień niepewności, czy dam, czy damy radę? A może znów coś nie wyjdzie? Kiepski wariant na rowerze, którzy pogrzebie nasze nadzieje na sukces? Zawsze jest jakieś ale. A czasem nawet cała tona tych ale.
Czuję więc, że forma jest. Wszystko zrobione tak jak należy, teraz tylko trzeba przekuć to w końcowy wynik… Taktyka jest prosta. Napieramy na lekko, na bardzo lekko. Rajd będzie krótki, szybki i na pewno treściwy. Dobrze, że zaczyna się prawie 30 kilometrami trekingu. Już na OS dobrze nam ten element wyszedł, teraz może być tylko lepiej. Później krótki 20 kilometrowy rower, kilka kilometrów na kajaku i etap, na którym wszystko się rozstrzygnie – 50km na rowerze. Tej końcówki boję się najbardziej, owych baboli i nieprzemyślanych wariantów, które w jednej chwili mogą zmazać uśmiechy na naszych twarzach.
Napisałem, że nie lubię presji, a jednak dodam oliwy do ognia i napiszę, że chcemy zrobić dobry wynik. Nie chcę się tłumaczyć z kiepskiego rezultatu, dlatego nie zakładam nawet takiego wariantu. Chcemy, możemy i zrobimy! Howgh!
(A jak nie? To będzie mi bardzo głupio…)
Jak przedstawiają się Wasze plany na Ślężę? Kto startuje, kto pościga się z nami, kto nam dołoży a kto będzie oglądał nasze plecy? 🙂 .
PS. Zdjęcie z poprzedniej edycji. Źródło: oficjalna strona cyklu NONSTOP ADVENTURE ZHP.
Zobacz również:
- On Sight: Fatum jakieś czy co? – Problemy ze skompletowaniem składu, choroba i inne podobne przyjemności przedstartowego poniedziałku…
- Jadę się powłóczyć odrobinkę – Po miesiącu treningów przystępuje do sprawdzianu, który powie mi jak wygląda moja forma po powrocie do treningów po długiej przerwie.
- Przed rajdem 360 – Pierwszy start w 2009 roku, powrót do Bytowa po 5 latach przerwy. Wspominkowy rajd.
- Przed Harpaganem 36 – ponowny powrót do Sierakowic i zaklinanie samego siebie. Ostatni start sezonu.
- Przed bardzo długim spacerem – o pewnym celu, z którym chciałem zmierzyć się na trasie Przejścia dookoła Kotliny Jeleniogórskiej
Pozostaje Ci mieć nadzieję, że pozostałej cześci raidteamu też tak dobrze poszły przygotowania. 🙂 A presję sobie sam wytwarzasz pisząc o ambitnym celu na forum publicznym, tzn. na blogu. Może lepiej byś się czuł jakbyś jechał osiągnąc maksimum (ścigać się z najlepszymi), ale nie określał konkretnie liczbowo jaki macie cel? Może tak jest łatwiej uniknąć rozczarowania, a radość z dotarcia na metę na piątym miejscu była by chyba jakościowo taka sama. W każdym razie będę trzymał kciuki i liczę, że zobaczę Was na… podium, a co!!
My będziemy za Wami! A w pierwsze ile zespołów celujecie?
Janek,
Z tym osiągnięciem maksimum to u mnie się kiepsko sprawdza, bo to strasznie mało konkretne jest, a tak liczysz na miejsce i tyle. O ile oczywiście para w nogach jest na taki wynik. Poza tym w końcu trzeba się przełamać, i ja, i my jako zespół. Potrzebuję więc trochę tej presji, na to wychodzi 🙂 .
Dzięki za życzenia, choć tak wysoko to chyba nie mierzę.. 🙂 .
Drewniacki,
Oj tam 🙂 . W piątkę mierzę. Chyba rozsądnie, to będzie poprzeczka zawieszona na odpowiedniej wysokości.
Powodzenia!
ps łańcuch nasmarowany? 🙂
Dzięki!
Rower wczoraj wrócił z warsztatu, i co tu dużo mówić od razu widać zmianę in plus. Naprawdę, KOLOSALNA różnica 🙂 .
Będziemy się ścigać!
Powodzenia!
Oby jakieś nieprzewidziane przeszkody typu niestrawność, brak snu przed zawodami czy jakieś inne pierdółki natury logistycznej nie przeszkodziły dać z siebie wszystkiego.
Napierajcie!
Uwierz w siebie napewno dacie radę wycisnąć dobry wynik!
Powodzenia!
Dzisiaj odwirtualizowałem Kuertiego i Rochę :). Trzymam kciuki, napierajcie!
No cóż, powodzenia. Stawiam, że będziecie trzeci, po Speleo i napierajach. Ciekawe o ile się pomyliłem 🙂
No i teraz będzie wstyd 😉
Petro prorokiem…! Ups…
Cóż, widać każdy ma swoją Nocną Masakrę. Raidteam przegrał bitwę ale wróci bogatszy o doświadczenie i będzie bardziej zmotywowany na następnych zawodach. Nie przejmujcie się, pościgaliście się, trochę przygód i zabawy pewnie było. A że tym razem nie wyszło – trudno. Raz na wozie raz pod wozem jak to mówią 😉
A tak w ogule to domyślam się że było bardzo ciężko. Zdaje się że połowa zespołów odpuściła. Organizatorzy piszą coś o dużej ilości błota na trasie.
Pozdrowienia dla całego zespołu.
Myślę, że taki jest urok tej zabawy, że czasami nie wychodzi. Gdyby zawsze było tak jak zakładamy, to nie bawilibyście się w to. Zazdroszczę Wam wspólnego startu, wspólnej przygody, zdobytych doświadczeń,… To wszystko jeszcze przede mną.
Nie chcę pisać jakiś trywiałów, podjęliście wyzwanie, mieliście odwagę publicznie ogłosić cel i… polegliście. Teraz czas wylizać rany i iść do przodu. Nawiasem mówiąc – ja mam tak prawie zawsze i niestety okres lizania ran jest coraz dłuższy. Coś podejrzewam, że wkrótce moje życie będzie się składało tylko z porażek i lizania ran. Serdecznie pozdrawiam i czekam na następne spotkanie.
Nie chcę dolewać oliwy do ognia, ale pochwalę się – mój klubowy team (Artemis) wygrał trasę krótką :).
Dzięki wszystkim za życzenia przed startem!
Petro miał rację, jest wstyd. Więcej napiszę dziś, może jutro.
Paweł,
Dzięki.
Najtrudniejsze było ostatnie 25-30km na rowerze. Tam się posypaliśmy, nastąpiła kondensacja nieoczekiwanych wydarzeń i w pewnym momencie zrobiło się po prostu po zabawie… Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas. Trudno się nie przejmować, rozczarowanie jest i trudno wmawiać sobie, że nie. Przynajmniej teraz, bo później, jak już opadną emocje przyjdzie czas na przyjrzenie się tym jaśniejszym stronom startu-porażki.
Robert,
Bardzo mi miło, że wreszcie się poznaliśmy na żywo, szkoda tylko, że akurat przed startem – to nie jest dobry moment na dłuższą rozmowę. Piszesz o wspólnej przygodzie, chyba jeszcze nie umiemy być jednym zespołem. Dla mnie to dopiero drugi start w czwórce i niestety nie wszystko gra tak jak powinno. Najgorsza jest ta ilość „zmiennych”, które mogą przesądzić o końcowym wyniku. Im mniej liczniejszy skład tym łatwiej nad tym wszystkim zapanować. Co by jednak nie mówić, w tym tkwi cały urok rajdów przygodowych 🙂 .
Jeśli stawiamy sobie realistyczne cele to dlaczego mamy odnosić same porażki? Może trzeba zaakceptować fakt, że pewne rzeczy nie są dla nas, obniżyć nieco poprzeczkę i po prostu cieszyć się z małych sukcesów. Nie wiem czy nie powinienem pójść właśnie w tą stronę…
Jeszcze będzie czas, żeby się odkuć!
(sam sobie powtarzam jak mantrę te słowa)
Mam przeczucie, że ostro poszliście i albo sprzęt padł na trasie, albo tzw. zmęczenie materiału…
To teraz będę czekał na relację!
Ciekawe, że Speleo znowu bęcki dostało od Nawigatorów:/
Wycofy czwórek zwykle są spowodowane niedostatecznym przygotowaniem mentalnym. Oprócz wspólnego celu, i wielkiej wiary, które powinny nakręcać zespół, wszyscy powinni być przygotowani, że w rajdzie będę momenty ciężkie tzn. kryzysy. Przy czym, to nie może być takie „gadanie” lecz świadomość różnych momentów na rajdzie, gdzie po prostu trzeba odpędzić złe myśli i robiąc swoje, przeczekać do jego zakończenia. A będą się wydawały beznadziejne!!
Warto sobie uświadomić, że to jest jakiś niewielki wycinek z całego rajdu, godzinka, dwie, gdzieś w środku czy i końcu, gdzie cały rajd trwa np. 50. Trzeba znać swój organizm, zazwyczaj mieć już na prywatnym „counterze” kilka takich kryzysów przełamanych. W w takim momencie innej osobie wydaje się, że teraz już do końca będzie tak źle. A przecież to nieprawda :))
Poważna sytuacja, robi się wtedy, gdy już dwie osoby zaczynają się łamać i zaczynają się wzajemnie subtelnie nakręcać do wycofu. Ja się zaczynam wtedy niestety nieźle wkurwiać 🙂 i wiem, że gdybym zamiast Gołoty walczył wtedy z Lenoxem, miałbym pas mistrza:)
Nie wiem, jak charyzmatycznym kapitanem trzeba być, żeby przeprowadzić taki zespół do mety, moim zdaniem jest to wątpliwe
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Camaxtli,
Relacja się pisze 🙂 .
Speleo wystartowało w nieco innym składzie niż zwykle. Co nie zmienia oczywiście faktu, że Navigatorzy ostatnio nie dają im wygrywać 🙂 . Chyba to dobrze, dla rywalizacji, rozwoju AR w Polsce. Tak myślę, przynajmniej.
Kazig,
Pierwsza rzecz, zupełnie niepotrzebnie pisałem o oczekiwaniach w tym tekście. Zwłaszcza w kontekście startu czwórkowego, do tej pory miałem za sobą raptem jeden taki start, a to jest tyle co nic. Jednak czwórka to inna sprawa niż start w dwójce. To rajdowanie wygląda znacznie inaczej. Teraz dopiero uświadomiłem sobie jak wiele brakuje nam – jako zespołowi – do tych najlepszych i trochę mniej lepszych.
Myślę, że trudno być przygotowanym na wielkie kryzysy jeśli ich się wcześniej nie przełamało. Tu wychodzi doświadczenie, my tego nie mamy. Na pewno wczoraj mieliśmy sporo takich ciężkich sytuacji – na początku w świetle ścigania się o miejsce, a później już samego ukończenia rajdu. Uwierz mi, że rezygnacja nie była łatwą decyzją, ani nie podjęliśmy jej w chwili słabości (tych jak pisałem wcześniej było kilka) – to była chłodna kalkulacja.
Fajnie, że przypomniałeś starą prawdę, nic nie jest stałe, kryzysy też mijają 🙂 . Tylko dlaczego tak ciężko o takie podejście w ciężkich chwilach 🙂 .
Kuerti,
jesteśmy z Tobą! Nie przejmuj się za bardzo. Czekamy na bardziej szczegółowe informacje, bo póki co nie da się wywnioskować za dużo, ale wierzymy, że daliście z siebie wszystko!
Czyli jednak bez presji byłoby łatwiej… eh.
Pamiętaj znaną maksymę: „Co mnie nie zabije to mnie wzmocni!”.
Tak, Kuerti, pamiętaj że Twoja grupa wsparcia jest z Tobą, nie rzucaj się z tego mostu, o którym mówiłeś, że masz już upatrzony.
Biorąc pod uwagę te wszystkie rzeczy, które Cię dotychczas nie zabiły a nawet, jak niektórzy twierdzą, wzmacniały, to powinieneś teraz być tak wzmocniony, że już Cię nic nie ruszy. Więc nie skacz!
A tak na serio, kto widział dzisiaj końcówkę Giro, to może się pocieszyć, że są tacy, którzy mają większego pecha i udaje im się jakoś z tego podnieść na czas.
Podnieść na czas to dobrze powiedziane – szczególnie w kontekście końcówki Giro!
A myślałem, że zrobię użytek z tej 15 metrowej linki, to co ją na BWC zawsze trzeba mieć 😉 .
O co chodzi z tym Giro? Nie oglądałem…
Właśnie, z tym wzmocnieniem to jest tak, że ja po tylu porażkach powinienem być fest wzmocniony 😉 .
a mam akurat na pulpicie
http://www.youtube.com/watch?v=W5jvDnCY28Y
W Rzymie był ostatni etap Giro po prawie 3500 km wyścigu – jazda indywidualna na czas. Na 500m przed metą lider (Menshov) upada na mokrym i śliskim bruku… ma tylko kilkanaście sekund przewagi…
Skoro Kazig mnie uprzedził w czasie kiedy wybierałem klip z YT to wrzucam tylko widok z góry. Gość z samochodu też miał refleks! http://www.youtube.com/watch?v=wZBUJkfgbG0
Dzięki za linki!
Jeszcze pytanie do Was rowerzystów: potrzebuję dobrej przerzutki na tył 🙂 . Starą muszę pochować na cmentarzu zapomnianych części rowerowych…
Wcześniej miałem Deore, co polecacie?
zależy co masz z przodu i czy byłeś zadowolony ze starej.
co do wszelakich porażek czy wycofań, które są czasem konieczne myślę sobie, że kto nie maszeruje, ten ginie i jeśli się nic nie robi w życiu, w niczym nie bierze udziału i nie ryzykuje, to może nie ma tych przykrych momentów, kiedy się coś nie udaje, ale życie musi być wtedy przeraźliwie nudne i bez sensu.
a jeśli, ktoś ma wątpliwości to polecam wywiad z Markiem Piotrowskim i w ogóle cały film o nim „The Punisher” Wojownik. Jest to moja ulubiona lektura przed rajdem
http://www.youtube.com/watch?v=X254ZHI9hBg&feature=PlayList&p=ACCE8EB178C7EFFE&index=0&playnext=1
Pozdrawiam serdecznie
Hej Kuerti, nie wiem jak dobra Cię interesuje. Ja polecam SLX (nowsza wersja LX), zarówno na tył jak i na przód. Wymieniłem tuż przed startem na GS i warto było. Do tej pory męczyłem się na mocno zjechanej ACERA.
Marek, Marcin,
Z przodu mam Deore XT. Podjąłem już decyzję i kupuję również Deore XT na tył, tylko nie wiem jeszcze czy z krótki czy z długim wózkiem? W czym rzecz? Zastanawiałem się jeszcze nad XTR, ale.. muszę kupić spodenki rowerowe i nowy licznik (ok. 200zł), nie znajdę dodatkowych 2 stów na trochę (?) lepszą przerzutkę…
Kazig,
Obejrzałem „Wojownika” ale nie zrobił na mnie takiego wrażenia jakie myślałem, że zrobi. Wywiad natomiast jest bardzo ciekawy i daje do myślenia. Chyba będę jeszcze raz musiał obejrzeć dokument..
Miętus,
Witaj na PK4! Dzięki wielkie za ten komentarz, dopiero teraz odpowiadam, ale przeczytałem go już rano i dzięki niemu miałem odbry dzień 🙂 . Napisałaś (mały research 😉 ) rzecz oczywistą, ale zupełnie o tym zapomniałem! Tak i jeszcze raz tak, żeby wygrywać trzeba umieć też przegrywać. To część drogi, tak po prostu już jest. Normalna sprawa, nad którą nie można za długo się rozczulać.
Kuerti, ładne spodenki to miał Menchov 🙂 Miód-malina normalnie.
Krolisek,
Ja jestem minimalista i kupuję cudowne czarne Crafta – http://www.mikesport.pl/p/pl/3582/craft++193126+spodenki+rowerowe+bez+szelek.html .
Teraz mam takie z niebieskim hmm lampasem? w poprzek i są ohydne.
Na różowy poza tym mam uczulenie 😉 .