Adventure Racing no image

Opublikowany 16 kwietnia 2008 | autor Grzegorz Łuczko

16

Adventure czy race?

Zanim wziąłem udział w Wertepach, sprinterskiej odmianie rajdów przygodowych, zastanawiałem się czy taka forma rywalizacji to jest to, czego oczekuję od tego sportu? Już to zdanie wydaje mi się zupełnie idiotyczne, spójrzcie tylko na to – sprintem nazywamy dystans ponad 100 kilometrów, którego pokonanie najlepszym zajęło bite 8 godzin, o jakim sprincie więc mówimy?! To zupełne szaleństwo! Ale znowu nie bierzcie tego zupełnie na poważnie, powyższa uwaga to wyraz mojego zażenowania, które doświadczam ilekroć tłumaczę komuś, że przecież tym razem do pokonania mam naprawdę krótki dystans…

Przypomniała mi się pewna anegdotka, którą opowiedział mi Piotrek Szaciłowski, zapalony piłkarz (niezły aparat z niego, w soboty startuje w rajdach a w niedziele robi za podporę defensywy swojej drużyny). Któregoś razu, w szatni już po meczu zaczepił go kolega i zaczął wypytywać o ostatnie zawody, pyta jak Ci poszło, jaki wynik? Piotrek na to: byłem na setce, czas jakieś 15 z hakiem. Całej tej rozmowie przysłuchuje się ich znajomy, były piłkarz trzecioligowej Floty Świnoujście, w końcu nie wytrzymał i pyta się Piotrka: jak to, 15 sekund na 100 metrów?! Wyobraźcie sobie zdumienie owego pana, gdy usłyszał, że wcale nie chodzi o 100 metrów, a o 100 kilometrów! No taki to właśnie nasz sprint jest, dla postronnych osób to nadal abstrakcja!

Kiedyś, pod koniec szkoły podstawowej zupełnie nagle i w sposób absolutnie nie zapowiedziany miała miejsce krótkotrwała erupcja mojego talentu biegowego, okazało się, że jestem całkiem szybki. Miałem zadatki na niezłego sprintera. Mój nauczyciel i trener namawiał mnie żebym podjął treningi, ale ja nie miałem zamiaru niczeego trenować, nie miałem serca do sprintu. Ostatecznie zrezygnowałem z kariery sprintera porzucając na kilka lat zupełnie zainteresowanie sportem. Najgorszy był ten moment na chwilę przed startem, stres, i chyba strach, osiągał maksimum by po chwili ustąpić miejsca jak najszybszemu i bezrefleksyjnemu przebieraniu nogami. Ta chwila przed startem, to był taki potężny zastrzyk adrenaliny, który niemalże mnie paraliżował.

Uciekłem od tego. Nie sprawiało mi to przyjemności. Przed Wertepami przypomniałem sobie tych kilka moich startów na bieżni i bałem się, że zamiast frajdy jaką do tej pory sprawiały mi rajdy znowu zaznam to uczucie nieprzyjemnego obowiązku, jakim dla mnie były biegi na 100 metrów. Znowu meandruję nie tam gdzie chciałem, w założeniach tekst ten miał być próbą szerszego ujęcia tematu sprinterskich rajdów, a znów piszę ściśle subiektywnie, przekazuję Wam obraz z mojej perspektywy… Wracając do tematu, okazało się, że faktycznie krótki rajd przygodowy to nie jest to samo, co kilkudziesięciugodzinna wyrypa. Strasznie dużo race a tak mało adventure…

Może to kwestia oczekiwań? Uciekłem od klasycznego sportu, bezpośredniej rywalizacji z konkurentem do medalu w świat zmagań z samym sobą, do rywalizacji na łonie natury, do odkrywania trasy, która za każdym razem jest inna. Bieżnia wszędzie jest taka sama, trasy rajdowej, nawet wytyczonej w tym samym terenie nigdy nie uda nam się powtórzyć. Jest tyle zmiennych! Pogoda, teren, pory dnia… Czyli to wszystko za co kochamy rajdy, klasyczny sport miał i ma mi do zaoferowania tylko rywalizację z przeciwnikiem, z czasem, odstrasza mnie jego sterylność (stąd mój brak entuzjazmu do startów w biegach ulicznych). Nie, to nie jest tak, że ja sprint w rajdach przygodowych utożsamiam z tym wszystkim co nie podobało mi się w biegach na bieżni, choć nie zaprzeczę, że widzę pewne podobieństwa.

Może to jakiś mój problem – sprzeczne pragnienia. Bo z jednej strony chciałbym odnosić sukcesy, wygrywać, ale z drugiej wciąż traktuję rajdy jak wielką przygodę. Problem w tym, że tam gdzie pojawia się ściganie tam tej przygody jest coraz mniej… Dla mnie to dość smutna refleksja, jednak w żaden sposób nie zmienia ona faktu, że trzeba się jasno określić, czego do cholery chcemy od tych rajdów? No bo jeśli jedyną moją myślą w ciągu przerażającej większości Wertepów była zupełna pustka w głowie i skoncentrowanie się na napieraniu, przemieszana z próbami zapanowania nad bólem to gdzie tu miejsce na przeżywanie przygody? Czułem się jak berserker w bitewnym szale.

Może nieco przesadzam w tych moich rozważaniach, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie żeby połączyć adventure i race. Oczywiście dla nas szaraczków, bo ci najlepsi ścigać będą się do utraty tchu zarówno na trasie 100 km jak i 500km, my natomiast jeszcze możemy sobie zrobić rozdział na ściganie na krótkim dystansie, a przeżywanie przygody na długiej trasie. W teorii, bo wspólnym mianownikiem tu i tu jest wysiłek, ból i irracjonalne (w kontekście dobrowolnej decyzji o wystartowaniu) pragnienie zaprzestania wysiłku, bez względu na tempo, którym przyjdzie nam się poruszać. Czy można więc mówić tutaj o przeżywaniu przygody? Ja mam spore wątpliwości…

Przydałoby się jakoś zgrabnie podsumować moje wywody, ale to chyba daremny trud, poruszyłem zbyt wiele wątków i sam się nieco pogubiłem w tym wszystkim. Szukam w rajdach szukam przygody, problem w tym, że nie tylko same zawody coraz rzadziej mi ją zapewniają, ale najgorsze – ja sam, a raczej ja przez moje dążenia redukuje ją do minimum, sprowadzając rajdy do wyścigu.

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Chcecie więcej adventure czy race? Czego Wy oczekujecie od rajdów?


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



16 Responses to Adventure czy race?

  1. Petro mówi:

    Ja nic Ci ciekawego nie odpowiem, znasz moje podejście i wiesz, że dla mnie ważniejszy jest element „adventure” niż „race”.
    Ale dla mnie w ogóle rajdy i bieganie (i wspin skałkowy, itd.) to zabawa. Prawdziwa przygoda to góry. Nie mam więc od rajdów jakichś specjalnych oczekiwań co do ich kształtu.

  2. Misiek mówi:

    Ja meandruje na styku tj. generalnie trenuje sobie dość mocno bieganie długodystansowe (ale max. to maraton, moje hasło: setkom po asfalcie mówimy nie!) i bardzo lubię rajdy. W biegach jest tak: jeżeli chcesz być dobrym w maratonie, musisz biegać 10 km, 15 km, półmaratony a czasami sprawdzać się na 5km. Rajdy, krótkie są jak dla mnie idealne bo nie sprawiają mi trudności i nie zostawiają śladu na organiźmie a dodatkowo są świetnym treningiem. Niech ich będzie jak najwięcej i najlepiej z możliwością startu solo.
    Podsumowując, prawdziwa przygoda może przytrafić się nam nawet podczas dojazdu do bazy rajdu. Jeżeli zaś chcemy prawdziwej przygody na trasie rajdu, co w rzeczywistości jest pewnym na odcinku długości np. 300 km, to nie zaniedbujmy sprintów one są elementem niezbędnym w przygotowaniach, bez których trasa 300 km staje się abstrakcją.

    Pozdrawiam
    Misiek

  3. Kuerti mówi:

    Petro,

    A w jakim sensie góry to przygoda? Czy jeśli robisz Główny Szlak Beskidzki w 7 dni, albo po dwóch dniach od UTMB wchodzisz na Blanca to przygoda? Przecież to kwintesencja szaleństwa, cierpisz na własne życzenie, a przecież w rajdach masz to samo, w gruncie rzeczy.

    Bo ostatecznie wszystko da się sprowadzić do bólu i cierpienia (to cierpienie trochę górnolotnie brzmi, ale wiecie o co chodzi) więc co za różnica czy przy okazji ścigasz się z konkurentami czy tylko walczysz z samym sobą?

    Misiek,

    Witam na blogu 🙂 .

    A dlaczego sprinty są niezbędne w przygotowaniach do 300km? Może właśnie brak przygotowania, wolniejsze tempo sprzyja „przygodowości” rajdu? No bo jeśli przez 3 dni patrzysz albo na własne buty, albo na przednie koło w rowerze, a po drugiej dobie w ogóle mało kontaktujesz to czy przeżywasz jakąś przygodę czy tylko cierpisz?

    Kontrargument jest taki, że jak jesteś słabo przygotowany to szybciej zaczniesz wymiękać i jeszcze szybciej będziesz miał dość wszystkiego. Czyli tak źle i tak niedobrze.

    Bo może to jest tak, że przygodę to się przeżywa w domu, na spokojnie, przy kominku i z zimnym piwkiem w ręku? Bo jak jesteś na trasie rajdu to Twoim głównym zadaniem jest napieranie do przodu.

    Może więc całe te rajdy przygodowe to tylko pic na wodę? Nie ma żadnej przygody.. Albo conajwyżej czeka na nas w domu…

  4. artur mówi:

    Kuerti,
    moje obserwacje z roznych stron podpowiadaja mi, ze klopot przygodowosci rajdow w Polsce polega na minimalnej powierzchni nie zabudowanej przez miasta, miasteczka, miejscowosci, prywatnych ranczerow itd. Na Wertepach bylem mile zaskoczony trasa, ktora w duzej czesci wila sie po lasach, polach, omijajac ludzi. Nic sie na to nie poradzi.
    Czesto namawiamy na starty poza granicami Polski. Rosja, Ukraina, Skandynawia zapewni przygode na pewno bo tam caly rajd moze przebiegac z dala od cywilizacji. Nawet krotkie wyscigi salomon x-adventure, strasznie szybkie, z mozliwoscia odpoczynku po kazdym etapie, byly mocno przygodowe, a moze bardziej adventure. A do tego konieczne sa rejony dzikie, a najlepiej gorskie… tylko co to jest przygoda? a co to jest adventure? kazdy inaczej moze to traktowac. W Alpach adventure to nie to samo co przygoda w Bieszczadach – to kwestia oczekiwan.

    artur kurek

  5. Kuerti mówi:

    Artur,

    Sprowadziłeś mnie nieco na ziemię 😉 . Ja zastanawiałem się bardziej nad duchowym/psychicznym aspektem, zapomniałem o materii, masz rację to w jakim miejscu napieramy ma wpływ na „przygodowość”. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że rajdy górskie są bardziej przygodowe niż te nizinne?

    A z tymi dzikimi rejonami to jest chyba taki problem, że to strasznie utrudnia organizację, dużo łatwiej zorganizować rajd gdy mamy łatwy dostęp do infrastruktury miejskiej/turystycznej itp.

    Wracając jeszcze do „ducha”. Czym dla Ciebie jest przygoda? Bo powiedzmy, że nawet jeśli przygoda w Alpach różni się od tej w Bieszczadach to nadal możemy znaleźć jakiś wspólny mianownik. Ale czy podczas napierania możemy mówić w ogóle o przeżywaniu przygody? Czy to jest tak jak pisałem wyżej, że jak wracasz z takich MŚ w Alpach/Kanadzie czy Szkocji to dopiero w domu przychodzi Ci na myśl, że byłeś w fajnym miejscu i przeżyłeś coś kapitalnego?

    Nie wiem czy nie brakuje mi nieco szerszej perspektywy? Bo nie startowałem jeszcze na długim rajdzie, więc być może nie doświadczyłem ich „przygodowości”…

  6. artur mówi:

    te wielkie imprezy:
    Primal Quest
    ARWC
    Southern Traverse
    TRWC

    n.i.e.z.a.p.o.m.n.i.a.n.e
    guluazy,ekoczelendze – to inni doswiadczyli ale tez pewnie niezapomniane.
    samo przekroczenie linii startu, a nawet dotarcie na linie startu to juz bylo nieprawdopodone!
    niesamowite miejsca! a potem to juz tylko zwiedzanie tylko w troche szybszym tempie:) poczatek takiego wyscigu jest tak mocny, ze niewiele widac wokol bo nie ma na to sily i czasu, ale kiedy najki juz poplyna albo pojada albo pobiegna daleko to wtedy mozna sobie poogladac wieloryby, delfiny, widoki…
    przygody doswiadczylem ostatni raz w Himalajach podczas wspinania, adventure czesto sie trafia podczas mocniejszych treningow w gorach i na dlugich zawodach, a krotkie wyscigi to sport ze smaczkiem adventure.
    Ilosc km w gore i dol wg mnie nie wplywa na to czy cos jest bardziej czy mniej przygodowe.
    Zawsze bylem zwiazany blisko z gorami dlatego przygody mialem zawsze w gorach:)
    Ja zaczalem rozrozniac slowo przygoda (Polska), ktore nie ma nic wspolnego ze sportem i, slowo adventure (swiat zapalonych sportowcow, ktorzy nie koniecznia chca startowac w zawodach: rowerowych, biegowych, ar), sa mocniejsi/albo na podobnym poziomie co najmocniejsi zawodnicy AR w Polsce. Ci adventurowcy nie musza sie wykazywac, dowartosciowywac w zyciu spolecznym, sa spelnieni i trenuja dla siebie, satysfakcji, zdrowia, dla adventure. Polacy wczesniej nie mieli takich mozliwosci, a teraz je maja wiec realizujemy swoje marzenia sportowe… wspolzawodniczac ze sportowcami, bedac na poziomie przygody, nawet nie adventure (np maratony rowerowe: kupi sobie rower, pojedzie na 2 przejazdzki i uwaza, ze byl na treningu, 3 przejazdzka to juz zawody), stad taka popularnosc zawodow rowerowych w Polsce.

    artur kurek
    ps. sie rozpisalem, mam nadzieje ze rozumiesz o co mi chodzi, a jak nie to trzeba mi wina polac, zebym potrafil wyrazac swoje mysli.

  7. hiubi mówi:

    Jak zaczynałem zabawę z AR-em i setkami szukałem przede wszystkim przygody. Potem przez chwilę czułem się mocny i bardziej zaczęło mi zależeć na ściganiu. teraz za mocny nie jestem i znowu bardziej zależy mi na przygodzie.
    A co to znaczy? Każdy musi sobie sam odpowoedzieć, to zależy od oczekiwań samego zainteresowanego i może być różne.
    Padło hasło „w Alpach adventure to nie to samo co przygoda w Bieszczadach”. Nieprawda, ta przygoda (nie będę tu używał Arturowego rozróżnienia) moze znaleźć mnie wszędzie, nawet w środku gęsto zaludnionego terenu- np. śląski Emmet czy Wyzwanie. Albo blisko domu- dziś pojechałem rano na rower i 50 km od domu w lesie urwałem przerzutkę. Było zupełnie niefajnie, ale zostanie fajne wspomnienie. Łatwiej ją jednak znaleźć na długim rajdzie niż podczas 1o-godzinnego ścigania.
    Mam wielką nadzieje ze ta Wielka przygoda czeka na mnie już za niewiele ponad tydzień. Na razie niestety wypadła nam ze składu dziewczyna i może być różnie- znaczy że może nawet nie być przygody. Moze ktoś ma jakąś twardą dziewczynę do „wypożyczenia” na długi weekend?

  8. Krzysztof mówi:

    Paradoksem jest to, że póki jesteś kiepski, to nawet „krótki” 50 km rajdzik jest dla ciebie wielką i niezapomnianą przygodą. A jak jesteś już wytrenowany, masz supersprzęt, nawigację w małym palcu oraz równie świetny zespół, to i na 250 km jedziesz jak po sznurku bez żadnych problemów – ale i bez żadnych przygód.

    Morał z tego taki: chcesz przygody, nie trenuj!

  9. Kuerti mówi:

    Artur,

    Bardzo interesujący podział. Rozumiem co znaczy „przygoda”, nie ma sportu, nie ma wyczynu, nie ma ścigania. Ale nie do końca wiem co to jest „adventure”, zaklasyfikowałbyś się do tej kategorii? Napisałeś „Ci adventurowcy nie musza sie wykazywac, dowartosciowywac w zyciu spolecznym, sa spelnieni i trenuja dla siebie, satysfakcji, zdrowia, dla adventure.”

    Ale Ty przecież nie startujesz tylko dla adventure? Być może to bardzo ważny element, ale chyba na Twoim poziomie jednak na pierwszym miejscu jest wynik? Przygód doświadczasz niejako przy okazji. Chyba, że się mylę?

    Hiubi,

    „Było zupełnie niefajnie, ale zostanie fajne wspomnienie.” Ja cały czas będe sugerował, że to właśnie jest klucz przygodowości. Oczywiście nie upieram się przy tym, że przygoda czeka na nas tylko po powrocie do domu, bo jak napisał Artur „ale kiedy najki juz poplyna albo pojada albo pobiegna daleko to wtedy mozna sobie poogladac wieloryby, delfiny, widoki…”

    Czyli to wyglądałoby mniej więcej tak:

    Przygoda – celem samym w sobie jest przygoda, może to być wyjazd w góry (czy gdziekolwiek indziej, z plecakiem, pod namiot, autostopem itp.), albo długi rajd, z założeniem, że z miejsca rezygnujemy ze ścigania się.

    Adventure – przygoda przytrafia nam się mimochodem, uczestniczymy w zawodach, które rozgrywają się w „przygodowych” terenach. Zwykle czas na przygodę przychodzi w momencie kiedy przestajemy się ścigać (pojęcie względne, czym innym jest ściganie Speleo a czym innym moje). Przygoda w wersji adventure to też mocne górskie akcje, choćby ten jakże często przywoływany przeze mnie GSB w 7 dni.

    Sport – zacytuję Artura: „krotkie wyscigi to sport ze smaczkiem adventure.”.

    PS. Jedziecie na Extreme Marathon? Będzie relacja? Jakby co zamawiam sobie ją na PK4! 😛 . Powodzenia! Jak widzisz jednak nie jestem na Harpie, mentalnie siedzę już w Rumunii.. 🙂

    Krzysztof,

    A może tak, przygoda dla niewytrenowanych zaczyna się na początku zawodów – później to już tylko gehenna i cierpienie (brak sił na przygodę), natomiast dla „zawodowców” przygoda zaczyna się po x godzinach, gdy tempo spada do jakiejś rozsądnej prędkości i jest czas na „podziwianie widoczków”.

  10. sebas mówi:

    odmiana jest rzecza dobra. czasem adventure, czasem race, czasem adrenalinka 😉 dlatego jest w zyciu ciekawie. apropos nie ciekawy bylby taki rajd z Bieszczad przez Beskid Niski, Pieniny, po Tatry ? 😉 (nieorganizowalny od strony logistycznej, zdaje sobie sprawe)

  11. Adam mówi:

    Walnalem esej jakies 3h temu, ale go wcielo zamiast wstawic na pk4, wiec widocznie sila wyzsza stwierdzila, ze zbytnio w nim nudze i sie wymadrzam. Czym jednak bylby czlowiek, gdyby nie probowal oszukac losu, tak wiec- pisze drugi raz, ale nie to samo. 😛
    Moje zdanie na temat „przygody” jest takie, ze kazdy znajduje swoje, na swoim poziomie i to jest piekne. Cos, co dla mnie bylo/jest przygoda dla wiekszosci z Was, czytajacych, byloby normalka. Ale wlasnie ten subiektywizm sportow outdoorowych i doznan z nim zwiazanych lubie najbardziej. A co do race czy adventure, to uwazam, ze (po czesci-niestety) AR profesjonalizuje sie tak jak kazdy inny sport i zespoly „zawodowe” nie moga sobie pozwalac na nieplanowane przygody. Jedyne co, to natura moze namieszac, bo taki urok tej konkurencji…i cale szczescie. To tak jak dawniej, kiedy 2 bobsleistow sie na starcie wylozylo na ryja, to byl ubaw, a teraz kto sobie moze na takie cos pozwolic? Mysle, ze AR idzie w kierunku sportowym a nie turystycznym. Moze bardziej rajdy ekspedycyjne gwarantuja przygody? Tylko czy zostal sie jakikolwiek na globie? Pozdrawiam outdoorowa Brac!

  12. Kuerti mówi:

    Sebas,

    Taki projekt do zrealizowania chyba tylko w ramach koleżeńskiej wyprawy. Jakby co, to ja jestem otwarty na tego typu propozycje 😉 .

    Adam,

    Rajdowiec cierpliwy musi być! 😉 .

    Co profesjonalizowania się AR, zgadzam się w zupełności, a na dokładkę mała wspominka, który świetnie ukazuje ten proces.

    „Nareszcie możemy się wszyscy poznać, wymienić wrażeniami i doświadczeniami, opowiedzieć o przygodach z rajdu. Niestety nie obył się bez wypadku zespół który praktycznie od startu był na prowadzeniu stracił w pewnym momencie swoja przewagę, kiedy jeden z członków drużyny rozbił się w nocy rowerem o szlaban, skończyło się na uszkodzonym nosie i głowie
    Mimo to udało im się skończyć i to na 2 pozycji. Jest o czym opowiadać!
    Jest tu tyle doświadczonych rajdowców! Wymieniamy się doświadczeniami :jak się przygotowywać, co jeść, jakiego sprzętu używać.

    Wieczór jest wspaniały. Zebrała się tu grupa ludzi o tych samych zainteresowaniach. Nie rozjechaliśmy się po rajdzie do domów. Zostaliśmy żeby się lepiej poznać. Wcześniej nigdy nie było na to czasu, choć wiele z obecnych tu osób kojarzę z innych zawodów.”

    Autorem powyższych słów jest dobrze znany Gaweł Boguta (jak to czytasz Gaweł to może napiszesz kilka słów komentarza pt. „jak to drzewiej bywało”) z napieraj.pl.

  13. Bart mówi:

    Jako kompletny laik – nie amator gdyż jeszcze nie startowałem, powiem tak – dla mnie samo trenowanie i czytanie waszych relacji jest wielką przygodą.
    Pozdrawiam
    Bart

  14. sebas mówi:

    trzymam cie jakby co za slowo, ten pomysl zaczyna mi peletac sie pod strzecha po ostatnich 2 wypadach w B.Niski , Bieszczady-Tatry Challenge…? 😉

  15. Mickey mówi:

    To ja może dorzucę coś od siebie po kolejnym starcie w Harpaganie. Od jakiegoś czasu zacząłem osiągać całkiem niezłe wyniki i paradoksalnie zaczęło mnie to trochę przytłaczać. Męczy mnie trochę presja na osiągnięcie wyniku, bycia lepszym niż inni danego dnia. Zatraciła się gdzieś przygoda, wkradła się rutyna, pojawiło sie zniechęcenie. Aby na trasie rowerowej harpa coś osiągnąć trzeba po prostu napierdalać, nie ma czasu na nic, a nie nazwałbym tego rajdu sprintem. Nie mogę przestać porównywać się z innymi podczas gdy powinienem raczej skoncentrować się na pokonywaniu własnych słabości. Na takim rajdzie największą przyjemność sprawia mi odnajdowanie punktów położonych w ciekawych miejscach. Koncentrując się na wyniku często takich punktów nie odwiedzałem bo miały małą ilość punktów wagowych a czas nie pozwalał na zaliczenie wszystkich. Tym razem po początkowych błędach nawigacyjnych i kilku złych decyzjach przełamałem się i odpuściłem sobie dalekie przeloty asfaltowe tylko po to aby zaliczyć cenniejsze punkty. Zdecydowałem się zaliczać kolejne punkty nie patrząc na wynik i wróciła przygoda! Mimo nie najlepszego wyniku czuję, że było po prostu fajnie. Jak zwykle żal tych wszystkich punktów w których nie byłem ale taka jest niestety specyfika harpagana.
    Podsumowując powyższe wywody stwierdzam, że nadmierne spinanie pośladów nie sprzyja przygodzie.

  16. Kuerti mówi:

    Mickey,

    Witaj w klubie :>. Niestety to naturalna kolej rzeczy, stopniowe przechodzenie od przygody do wyczynu. Po lekturze Waszych komentarzy mój sposób na przygodę wygląda tak:

    – W rajdach startuję dla rywalizacji i domieszki przygody

    – Przygody sensu stricte szukam natomiast w górach

    Doszedłem do wniosku, że od rajdów oczekuję przede wszystkim wyników, chcę się ścigać, po to przecież trenuje.. Jeśli przy okazji robię to w pięknych okolicznościach przyrody to jest super.

    Może to jest dobre wyjście?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaNotification; TRANSFER 1.695676 bitcoin. Go to withdrawal =>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=21d4e963c38c85daff7d9ab6094465a6& 9chzgl – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTicket- SENDING 1.494334 BTC. Verify >>> https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=0bf2f203a8ce64c16776f4eb29b38323& 0ayajo – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaNotification; Operation 1,925849 BTC. Next > https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=d349172c7ec0f21056478d487e8cf233& 3zarmq – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownika+ 1.579962 BTC.GET - https://yandex.com/poll/enter/YPZWLhNnQzbjAF6GUzNVXc?hs=274be67cc674761e044f3a79ea25ef4f& azfe2y – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA