BWC 2008: Rozterki przedstartowe
Przydałby się laptop z bezprzewodowym dostępem do internetu, oj przydałby się! Jak zwykle na kilka dni przed zawodami (a przed BWC szczególnie) dzieje się sporo, a ja jestem odcięty od świata. Ale do rzeczy.
Wielce poddenerwowany (co by brzydkich słów nie używać) jestem w ostatnich dniach. „Stanąć na starcie zawodów to już połowa sukcesu” znacie pewnie to powiedzonko, niby banał ale wypisz wymaluj tak właśnie wygląda mój sytuacja, jeśli w czwartek o godzinie 22 pojawię się na starcie BWC to będzie mój sukces, bo do tej pory COŚ lub KTOŚ bardzo nie chce żebym znalazł się na trasie.
Zacznijmy od wiadomości, która – posługując się terminologią bokserską – posłała mnie na deski, w piątek dowiedziałem się, że Michał nie może wziąć udziału w zawodach! Buum! Oczywiście nie mam do niego żadnych pretensji! Są sprawy ważne i ważniejsze i czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Jednak był to dla mnie spory cios, początek sezonu od 3 lat zaczyna się u mnie właśnie na Bergsonie i są to dla mnie bardzo ważne zawody. Plany uległy zmianie o 180 stopni. Rezygnacja nie wchodziła w grę, zadzwoniłem więc do Piotrka (również raidteam.pl), który o dziwo zgodził się na start. Bez wybuchów radości ale jednak.
Problemy jak się później okazało miały się dopiero na dobre rozpocząć. Jak pisałem ostatnio – padł mi suport, w sobotę razem z kolegą próbowaliśmy wykręcić go i założyć nowy. Cholerstwo tak się zapiekło, że trzeba było 3 ludzi i wielkiej rury żeby go odkręcić. Gdyby nie fakt, że na początku kręciliśmy nie w tą stronę co trzeba to pewnie byłoby wszystko ok. Oczywiście nie było… Zaniosłem w poniedziałek rower do serwisu, co by mi go ładnie przejrzeli czy wszystko gra i zamontowali suport (my mieliśmy z tym problemy, nie chciał się dokręcić, a woleliśmy nie ryzykować, żeby czegoś nie zniszczyć…).
Okazało się, że rama jest do wymiany bo zniszczyliśmy gwint… Kurwa mać! 400zł na korby i suport, 500zł na ramę. Prawie 1000zł, których zupełnie nie przewidziałem w moim budżecie na wyjazd. W dodatku mam zaległości na uczelni, które muszę jak najszybciej nadrobić. Jednym słowem jestem rozbity na tysiąc kawałków i sam nie wiem jak się złożyć do kupy. Oczywiście pojawiła się myśl o rezygnacji, porozmawiałem jednak z Piotrkiem, przemyślałem sobie wszystko jeszcze raz i postanowiłem, że MUSZĘ UKOŃCZYĆ TE ZAWODY!
W obliczu tych wszystkich trudności jakie mnie dopadły przed wyjazdem ukończenie tego rajdu może wreszcie mi pozwoli dokonać tego mitycznego wręcz „przełamania”. Boję się tego startu, w zasadzie od TNFAT rok temu nie byłem na trasie dłużej niż 10-12 godzin, boję się kolejnej rezygnacji. Piotrek od jesieni nie jeździł na rowerze, a przed nami długi 70 kilometrowy odcinek na sam koniec, ale Piotrek da sobie rade, jestem tego pewien. A ja? Jestem naprawdę mocno zdeterminowany żeby skończyć te zawody!
Nie będę pisał nic o miejscu jakie chcielibyśmy zająć. Napieramy na maksa, a ile da nam nasz maks to się okaże na mecie. W tym roku na starcie stanie wyjątkowo dużo mocnych zespołów, realnie oceniając nasze możliwości to chyba pozostanie nam walka o pierwszą 10. Najważniejsze to jednak ukończyć, tej myśli będę się trzymał.
Do zobaczenia w Piwnicznej!
Stary, takie podejście mi się podoba:) powiedzenie na dziś:”nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”:)
życzę miejsca w pierwszej piątce!
Do zobaczenia
No no Kuerti, to faktycznie problemy chodzące grupami Cię dopadły, trzymając się terminologii Praw Murphy’ego… W takim razie będe uważnie śledził rywalizację i trzymał za Raidteam kciuki. 🙂
Wierzę, że ukończycie rajd i to na niezłej pozycji. 🙂
Trzymajcie się mocno i nawigujcie sprawnie! 😀
Pozdrawiam
My też z Andrzejem będziemy trzymać mocno kciuki. UKOŃCZ TE ZAWODY a poczujesz się lepiej- gwarantuję. My w niedzielę mamy PÓŁMARATON i też dawno nie startowaliśmy, więc rozumiem twój strach przedstartowy:)Gdyby jednak przyszła Ci ochota na rezygnację, może pomyślisz wtedy o Twoich wiernych kibicach i to Cię zmotywuje do walki:)
Trzymaj się!
Pozdrawiam!
Powodzenia, na takiej nowej ramie to cię pewnie będzie trudno zatrzymać…
Krótko, powodzenia.
Będę śledził zmagania, niestety tylko przed komputerem.
kuerti, się nie przejmuj, odpocząłeś pewnie przez ten czas zmartwień, teraz z werwą ruszysz w trase!
pomysl sobie, że my kiblowaliśmy w Berlinie na lotnisku bo nie mieliśmy wiz od Abu Dhabi, i … jakoś udało się polecieć i w dodatku wystartować:)
artur kurek
Dzięki, dzięki! 🙂
Macie rację, aż głupio rezygnować przy TAAKICH kibicach, postaram się Was nie zawieść.
Będzie dobrze, musi być!
Powodzenia, Kuerti, i tak ci zazdroszczę:
2003 (jeszcze Lion WC)- mam startować z ex- pięcioboistą, kadra B, Iron Man ponizej 11 h, Tydzień pzred startem zachorowała mu córka, nie wystartował. Wystartowałem z przypadkowym człowiekiem z netu, padł po dwóch godzinach. Resztę trasy zrobiłem sam.
2004- życiowa forma, miałem startować z Andrzejem Chorabem. O drugiej w nocy jak już wychodziłem na pociąg zadzwonił, że zepsul mu się samochód i nie dojedzie.
2007- na dzień przed startem mam 39`gorączki i zapalenie oskrzeli.
K..rwaaaa!
Hiubi, 2007, czy 2008 ma być „- na dzień przed startem mam 39`gorączki i zapalenie oskrzeli.” Bo sądząc po braku zakończenia opowieści i końcowym „K..rwaaaa!”, oraz początkowym „Kuerti, i tak ci zazdroszczę”, wnioskuję, że rzecz się tyczy tego roku? Jeżeli się nie mylę(ale mam nadzieję, że się mylę)to życzę błyskawicznego powrotu do zdrowia!
Pzdr
Ma być oczywiście 2008