„Czekając na Joe”
Tytuł: Czekając na Joe (Touching the Void)
Produkcja: Wielka Brytania, 2004
Reżyseria: Kevin Macdonald
Scenariusz: Joe Simpson
Aktorzy: Joe Simpson, Simon Yates, Richard Hawking
Obejrzyj trailer!
„Ta chwila, kiedy nikt nie odpowiadał na wołanie była… Była… Straciłem wtedy coś. Straciłem siebie…” Joe Simpson.
Absolutnie wstrząsający.
Oglądałem ten film po raz drugi i wiedziałem, że tak muszę zacząć ten tekst, bo „Czekając na Joe” taki własnie JEST – absolutnie wstrząsający. Minimalistyczny paradokument bez tego typowego hoolywodzkiego patosu, nie znajdziemy tu super bohaterów, a jedynie zwyczajnych ludzi postawionych wobec niezwyczajnych wydarzeń. Dwójka młodych wspinaczy gnana niepohamowaną wiarą we własne siły postanawia zdobyć niezdobytą – zachodnią ścianę Siula Grande. Młodzieńcza fantazja zanosi ich na szczyt i gdy wydaje się, że najgorsze już za nimi zaczyna się prawdziwe piekło…
„Cholera jasna… Umrę przy Boney M.” Joe Simpson.
Ten film ogląda się z zapartym tchem, nawet jeśli od początku wiemy jak cała przygoda się zakończy. „Ogląda” to chyba złe słowo, ten film po prostu się przeżywa. Przeżywałem z Joe jego heroiczną walkę o przeżycie i wciąż zadawałem sobie pytanie gdzie leży ta granica, za którą człowiek się łamie i przestaje walczyć? Pytania. Ten film zadaje mnóstwo pytań, na które odpowiedzi szukamy długo po napisach końcowych. Nawet jeśli nie jesteś zafascynowany górami, nawet jeśli Twoim największym wyczynem było przebiegnięcie 1000 metrów na szkolnym teście to i tak ten film zawładnie Tobą. Może dlatego, że to nie jest po prostu film o górach. Owszem góry przewijają się od początku aż po sam koniec, ale tak naprawdę to tylko tło.
Tło dla wydarzeń, które rozgrywają się w głowach. To w głowie Simon Yates podejmuje swoją prawdopodobnie najtrudniejszą decyzję w życiu, to w głowie Joe Simpsona rozgrywa się walka o przeżycie. I to chyba w tym filmie jest najpiękniejsze, nie zapierające dech widoki Andów, ani spektakularne ujęcia na zboczach Siula Grande a przekazanie widzom właśnie tej wewnętrznej walki.
Jako uzupełnienie ponad półtoragodzinnego filmu koniecznie obejrzyjcie dodatek pt. „Powrót na Siula Grande” (polecam kupno dvd, na allegro można dostać film już za 20zł), na mnie zrobił nie mniejsze wrażenie niż „Czekając na Joe”.
„Powolne, stałe… słabnięcie. Nie tylko fizyczne. Fizyczne było oczywiste… ale chodziło o wszystko. Czułem, żę nie zostało mi właściwie nic. Nic już mnie nie obchodziło. Nie miałem już godności. Nie obchodziło mnie, czy jestem dzielny czy słaby. Stałem się prawie nikim. To było dziwne…” Joe Simpson.
To powyżej to moja nieudolna próba nieco poważniejszej recenzji filmu, ale recenzent ze mnie marny więc tutaj macie kilka, już zupełnie luźnych uwag na temat fabuły, bohaterów itd. Jeśli ktoś nie chciałby sobie psuć przyjemności z oglądania to lepiej omincie ten fragment, będzie tu trochę spojlerów!
Zaczynamy. Was też tak denerwował „przyszywany” kumpel Joe i Simona, Richard? Rozumiem, że po latach nawet do największych tragedii można podchodzić z dystansem i usmiechem na ustach, ale mnie ten jego permamentny uśmieszek po prostu irytował! Zwłaszcza w „Powrocie na Siula Grande” koleś przechodzi samego siebie. W ogóle ten dodatek znakomicie pokazuje prawdziwą twarz bohaterów, no i przepraszam Simon, ale straszny skurwiel z Ciebie 😉 . Już podczas oglądania filmu miałem takie niemiłe odczucie i wcale nie chodzi tutaj o to czy odcięcie liny było właściwe czy nie, po prostu sama postać Simona, jego sposób bycia, wypowiadania budzi we mnie takie skojarzenia. Dokument tylko potwierdza moje obserwacje. Dla Joe ponowny przyjazd w Andy to była trauma, z każdym dniem wyprawy czuł się coraz gorzej, tymczasem Simon uparcie twierdził, że dla niego wydarzenie na Siula Grande nie było niczym szczególnym… Rozumiem, że dla niego to również może być/jest olbrzymia trauma i przez wyparcie (tak go tłumaczy Richard) próbuje jakoś dalej funkcjonować. Rozumiem, ale mimo to postać Simona nie budzi mojej sympatii.
Na koniec jeszcze dwie uwagi co do samej tragedii. Simon mówi, że zanim zaczął schodzić do bazy zajrzał do szczeliny i nawoływał Joe, jeśli to prawda do ten powinien go usłyszeć, no nie? jednak Joe nic nie wspomina o tym. To w końcu jak to z tym było? No i już naprawdę na koniec pytanie do doświadczonych wspinaczy (może Artur?), odcielibyście linę? Czy można było zrobić coś, co uratowałoby ich obu? Ja się nie wypowiem bo się zwyczajnie nie znam.
PS. Zdjęcia 1 i 2 pochodzą z filmy.aeri.pl, natomiast ostatnia fotka z filmweb.pl.
Na mnie ten film zrobił równie piorunujące wrażenie.
Oglądałem go już jakiś czas temu i nie pamiętam czy z dodatkiem czy bez, ale wydaje mi się że zbyt surowo oceniasz Simona. Spróbuj postawić się w jego sytuacji; sytuacji ekstremalnej w której trudno o trzeźwość myślenia. Pomyśl jakie było prawdopodobieństwo przeżycia takiego upadku? Simon także musiał stawić czoło zagrożeniom wiedząc że został sam, bez liny i nie może liczyć na pomoc. Sorry, ale w takiej sytuacji ratuje się własną dupę. To był doświadczony wspinacz, znał góry i potrafił ocenić swoje i Joe szanse na przeżycie. Nie mówię, że był bez winy, ale skurwielem to bym go chyba nie nazwał. Sam wspinałem się tylko w skałkach ale znam trochę środowisko wspinaczy i kilka książek o wspinaczce wysokogórskiej przeczytałem i nie pozwala mi to zgodzić się z tak surową oceną.
ps.
Może w tym tygodniu obejrzę film po raz drugi i spróbuję zwrócić uwagę na postać Simona.
Zapomniałem dodać…przeczytaj książkę.
Mickey,
Doskonale zdaje sobie sprawę z sytuacji w jakiej znalazł się Simon dlatego też nie oceniam go za dokonanie TAKIEGO a nie innego wyboru. Chodzi mi raczej o jego samego, o jego zachowanie, być może faktycznie na filmie tego tak nie widać, za pierwszym razem również nie oceniałem go tak surowo, ale po obejrzeniu dodatku zmieniłem zdanie.
Książkę na pewno przeczytam. Jeśli czytałeś trochę literatury górskiej to może byś coś polecił równie interesującego?
Film zacny ale ja również polecam książkę bo jak dla mnie jest mistrzowska. Czytałem ją już trzy razy i pewnie jeszcze do niej wrócę.
Z literatury górskiej polecam też „Każdemu jego Everest” Falco-Dąsala, to moja druga ulubiona książka z tematyki górskiej.
Ostatnio właśnie z braku sniegu i lodu stwierdziliśmy z kumplami że potrenujemy sytuacje awaryjne i autoratownictwo zamiast napierać siekadłami w lodzie. No i powiem Kuerti że wykaraskać się z kabały w jaką wpadł Joe jest niezmiernie trudno. Wejść z powrotem po linie majac tylko jednego prusa, w nocy, przy przemarźniętych rękach i z plecakiem ze sprzętem na kilka dni. No nawet na lekko ostro się zasapałem. Poza tym oni byli już wtedy nieźle wycieńczeni. To się tylko „fajnie” ogląda na szklanym ekranie. Pamiętam iż na mnie ta cała historia odciącia nie zrobiła większego wrażenia. Nawet myślałem że w sumie to mieli farta bo tym sposobem psiejsko czarodziejsko obaj wyszli z tego żywi. Mega farta. Jest duża szansa że postąpił bym tak samo…
Chętny ktoś na wspin ? ;D
Zdaje sobie sprawę, z tego, że to było cholernie trudne, tym większy mój podziw dla Joe 🙂 .
Znalazłem fajny cytat odnośnie prób oceny wspinaczy:
„Ludziom siedzącym na dole w bezpiecznym cieple nie wolno oceniać innych, walczących o przetrwanie w warunkach ekstremalnych. Nie można stosować wobec nich zasad etycznych obowiązujących w normalnym ludzkim świecie wówczas, kiedy znaleźli się na nieludzkiej ziemi, w ciemnościach, w tumanach śnieżnego pyłu, a wiatr przeszywał na wskroś ich ciała lodowatym zimnem.”
Autorem tych słów jest Wanda
RutkowskaRutkiewicz. Zgadzam się w 100%.Bazyl, szukałem tej książki, o której piszesz, ale widzę, że to unikat, tylko na allegro dostępna 🙂 . Jak będę miał trochę wolnej kasy to policytuje.
nigdy nie podjalbym sie oceny zachowania Simona, przy tak skrajnych warunkach w jakich sie znalezli, ciezko przewidziec jak zachowalby sie ktos z nas. Simon rozne wnioski mogl wyciagnac, zero znaku zycia od wiszacego na linie Joe (kilka h).. bledem byl po prostu zjazd w tym miejscu, prawie rosyjska ruletka znajac ogolna topografie tej sciany. patrzac na to ile potem sam przeczolgal sie Joe, mogli schodzic we dwoch grania, ew. gdzies nizej szukac mniej ryzykownego zjazdu/zejscia z przeleczy. no, ale to tanie piepszenie, nie? ogladalem bonus, faktycznie Simon wyglada po kilku latach na niewzruszonego cala sytuacja, ale to jest typowa reakcja psychiczna, odcial sie od tego. zrobilbym to samo, gdybym przez prawie 10 lat byl non stop nagabywany o ta decyzje. zachowal sie kontrowersyjnie, ale wieksze kontrowersje budzi umierajaca etyka ludzi gor, czytalem juz o kilku przypadkach, jak pod everestem umierali na 7500-8000m wspinacze, ktorym przechodzace obok „wycieczki” nie udzielaly pomocy i lazly na szczyt. ktos nawet znalazl na ta okolicznosc tanie alibi, ze „na 8000m nie da sie juz nikomu pomoc”, na szczescie niedawno jakis Angol uratowal na 8000m nepalska przewodniczke. druga argumentacja byla taka, ze jak ktos zaplacil kilka tysiecy $ za wejscie na everest, to nie bedzie sie tam zatrzymywal i pomagal umierajacemu czlowiekowi. dla mnie natomiast przewodnik, ktory tam moja tego kogos bez proby pomocy, powinien zostac wykluczony dozywotnio ze srodowiska. na tym tle decyzja Simona wydaje mi sie nawet nieco mniej kontrowersyjna
Sebas,
Wydaje mi się, że nie można w żaden sposób porównać sytuacji Joe i Simona, którzy znaleźli się w absolutnie tragicznej sytuacji, gdzie te wszystkie normy moralne i sposoby zachowania „wymiękają”, bo sytuacja była nienormalna. Jakiej decyzji nie podjąłby Simon to i tak byłoby źle.
Oni walczyli o życie, a „zdobywcy” Everestu walczą o jego zdobycie. Ja się nie podejmuje oceny moralnego Simona, nie podoba mi się tylko jego zachowanie „po latach”. Nawet jeśli rozumiem, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. Natomiast w przypadku „zdobywców” sytuacja jest jasna, wybierają pieniądze ponad życie ludzkie. Dla mnie taki wybór jest nie do zaakceptowania.
Witam!
Z książek o tematyce górskiej polecam „niebieską” serię „z trójkątem” wydawnictwa AT. Rewelacyjne książki polskich i nie tylko himalaistów.
Można masę wiedzy o górach z nich wynieść.
Pozdrawiam,
A.
Adam,
Można prosić o link?
Niestety nie wiem, czy wznowili wydanie, obawiam się że nie, także trzeba szukać używek. Ja mam szczęście posiadać tą kolekcję w domu. Jedyna logiczna rzec jaką znalazłem w necie, to link do gościa na allegro, który ma je wszystkie i wystawia na życzenie, proszę, oto on: http://www.allegro.pl/item302771887_unikat_moj_pionowy_swiat_jerzy_kukuczka.html
Polecam książkę Alka Lwowa „Zwyciężyć znaczy przeżyć ” z tej właśnie serii.
Pozdrawiam
mam 4 pozycje z tej kolekcji, generalnie fajne ksiazki, choc zaezy kto pisze 😉
Wanda Rutkiewicz, jak już 🙂
Przeczytaj „Zew ciszy” Joe Simpsona. Warto, szczególnie dla nieco filozoficznego podejścia do wspinu, jednak bez zbędnego patosu.
Aaa! Faktycznie, masz rację, co za błąd. Ciekawe, że wcześniej nikt na to uwagi nie zwrócił?
„Zew Ciszy” oczywiście jest na mojej „wishliście”, prędzej czy później więc wpadnie w moje łapki.
Jestem na świeżo po obejrzeniu, i… potwierdzam, film jest wstrząsający. I trafił mi się w momencie, w którym myślałem, że nic nie przebije „Into the Wild”. Joe walczył o życie, od którego uciekał Chris, z pełną determinacją wyznaczał małe cele, kiedy Chris chciał być poza schematami i ograniczeniami, jeden czuł oddech śmierci, drugi oddech wolności. Na szybko mogę napisać, że to pozycja obowiązkowa, jako gość o słabej psychice uświadomiłem sobie ile można z siebie wycisnąć, ile można poświęcić dla życia, dla siebie. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś zwątpienie dopadnie mnie gdzieś w drodze, to zamiast piosenek Boney M, usłyszę monolog Joe.
Camaxtli,
A mi się wydaję, że jednak oni obydwaj pragnęli życia, życia na maksa. Ani w filmie, ani w książce Joe tak naprawdę nie pisze po co mu to życie, ale zakładam, że miłość do wspinaczki, do gór była i jest silniejsza niż wszystko inne. Chris uciekał od życia, ale życia, które życiem nie jest a ledwie leniwą egzystencją z dnia na dzień. Tak ja odebrałem jego ucieczkę.
Tak czy inaczej zestawienie tych dwóch postaci wypada conajmniej ciekawie 🙂 .
Pingback: “Czekając na Joe” « marszoblog