Opublikowany 6 grudnia 2011 | autor Grzegorz Łuczko
9So1Eo3: „Punkt wyjścia”
Najpierw coś do posłuchania. Może Madonna? Sorry?
Odpoczywając od trudnych tematów, dziś opiszę stan przygotowań do pierwszego głównego celu na przyszły sezon, czyli startu w rajdzie zimowym 360. Punkt wyjścia. Punkt zero. Punkt, od którego wszystko się zaczyna. Dla mnie takim momentem był powrót po długiej kontuzji kolana (warte zapamiętania: długość przerwy była wprost proporcjonalna do mojej głupoty). Pod koniec lipca wybraliśmy się z Bormanem i Mateuszem na dwudniową wycieczkę w góry (konkretnie Góry Stołowe i Orlickie po czeskiej stronie), po powrocie odwiedziłem lekarza i po kilku dniach wznowiłem treningi.
(na marginesie: jestem prawdziwym specjalistą w powrotach do formy po przerwie w treningu. Krótkiej, średniej, długiej – bez znaczenia. Po prostu jestem w tym dobry – czyżbym znalazł swoją niszę? Może dlatego, że sam powrót zawsze jest łatwiejszy niż utrzymanie wypracowanej kondycji? Ale i na to znalazłem sposób! A przynajmniej na to wygląda.)
Minęły 4 miesiące REGULARNYCH, cholernie REGULARNYCH (systematyczność to klucz!) treningów i właśnie zbieram owoce tej wytężonej pracy (codzienny trening to codzienne nakładanie butów na nogi, bieg mniej lub bardziej przyjemny, to tak samo jak z posiłkami. Są rutyną – jedne mniej, drugie bardziej smaczne. Ale czasem trafi się deser… i dokładnie tak samo jest z treningiem! Czasem jest Ci nie dobrze, mdli Cię, a czasem trafi Ci się prawdziwa uczta dla podniebienia. Miałem tak dziś, nogi same mnie niosły!). Skupiłem się na samym bieganiu, a gdy dowiedziałem się o rajdzie w Zamościu, stopniowo zacząłem dokładać do treningów również i jazdę na rowerze (początki bywają druzgocące: ostatnio nie mogłem wyprzedzić gościa na… damce. Ja, sportowiec, wystrojony jak choinka na Boże Narodzenie i koleś na damce, wyprostowane plecy – jak można jeździć na rowerze z wyprostowanymi plecami?! Przecież to jakaś rekreacja, tfu! 😉 . No i nie dałem mu rady, fuck!). A gdy tylko spadnie pierwszy śnieg wreszcie zacznę biegać na nartach!
Zasadniczo martwi mnie tylko właśnie to bieganie na nartach (jeśli idzie o moją formę). Śniegu nie ma, mrozów też nie. W ogóle nie ma zimy! Obawiam się najgorszego scenariusza, do końca stycznia zima będzie łagodna, a prawdziwe piekło zacznie się… oczywiście na kilka dni przed startem. Fizycznie czuję się dobrze, ale techniki do biegania na nartach, to ja nie mam za grosz. I to jest najgorsze. Na rowerze czuję się kiepsko – ale, po pierwsze, mam jeszcze dwa miesiące na trening, a po drugie lada dzień spodziewam się przesyłki z trenażerem – i już nie będę miał wymówek, żeby wymigać się od jazdy (ostatnio padła mi lampka w lesie, byłem jednak na tyle zdeterminowany, że wróciłem grzecznie na miejskie chodniki i pokręciłem te 30km).
Sprzętowo jestem już prawie przygotowany, w jednym z kolejnych wpisów będę zastanawiał się nad tym, co zabrać na tak długą trasę w tak kiepskich warunkach jakich spodziewam się w lutym. No i kwestię sprzętową mogę sobie po części wpisać jako obowiązek zawodowy – lubię sprzedawać coś, na czym się znam. Albo jeszcze lepiej, co przetestowałem w naprawdę ciężkich warunkach.
Osobną kategorię zmartwień stanowi zespół, który rodzi się w bólach. Bólach przez duże B. Generalnie zamysł jest taki, żeby oprzeć skład przede wszystkim o mieszkańców Poznania – mieszkamy w jednym mieście, możemy razem trenować, same plusy! Póki co nie będę pisał nic więcej, przynajmniej do momentu, aż nie wyjaśni się kilka spraw. Jak widać, przygotowania w toku. Samo pojawienie się na starcie tych zawodów będzie osiągnięciem, a ich ukończeniem? (na marginesie: na razie obok nas zgłoszony jest tylko jeden zespół, to Duńczycy, organizatorzy spodziewają się jeszcze Czechów, Łotyszy. Będzie międzynarodowo!) A tym, to będziemy się martwić za 2 miesiące!
W następnym odcinku: o tym jak nie zwariować próbując pogodzić ambitny trening amatora z NORMALNYM życiem. Do przeczytania!
Zdjęcie: Archiwum Harpagana. Swoją drogą, to jest prawdziwy punkt wyjścia, miałem wtedy 19 lat (2004), długie włosy, dziadowską latarkę ręczną w kieszeni i głowę pełną marzeń. A teraz? Została mi tylko duża głowa 😉 .
Zdjęcie i tak jest najlepsze! 🙂 (choć już widziałam)
Powodzenia w przygotowaniach! a co do treningu na biegówkach i śniegu…wyskocz w góry! np. na weekend. a co!:) trening, śnieg (góry oczywiście) i czas dla siebie 🙂
Nas oficjalnie na liście jeszcze nie ma, za to skład już w komplecie 🙂
Wiesz co? Ja też cholernie boję się biegówek. Całej reszty boję się „tak po prostu” ;). Tym bardziej czekam na wpis o przygotowaniu sprzętowym, coby zmniejszyć jeden z „lęków” 😉
Jeśli padła Ci lampka w lesie i musiałeś wracać, to wnioskuję, że nie masz czołówki. A warto jak jasna cholera, nareszcie człowiek wie, co będzie za zakrętem i czyje to oczy świecą spomiędzy krzaków 🙂 Jedyny problem jest ze znalezieniem czołówki dostosowanej mocą światła do lampki na kierownicy.
To biegówki nie są przypadkiem zimą najsensowniejszym sposobem pokonywania przestrzeni? Ja bym się raczej bała roweru i dyscyplin okołorowerowych (pchanie, ciągnięcie, noszenie itd.).
E tam, jakby Igor zapowiedział, ze będzie 50 km w kajaku to byłoby się czego bać. Na treku Grzesiek nam przetoruje drogę, na nartach zrobimy trick Lurbeli, a żeby zrobić rower wystarczy jak w nocy nie pozasypiamy 😉 A jak się rower pcha, to szybko ciepło się robi.
Monika,
Tylko czy w górach jest już śnieg? Nie wiem, nie znam się 🙂 .
Klayman,
O, proszę! Cieszę się, że startujecie! Na liście już trzy timy, świetnie.
Wczoraj miałem mały przedsmak tego, co może dziać się w Zamościu jeśli nie spadnie śnieg, na rowerze złapała mnie konkret zlewka, ręce prawie mi zamarzły 🙂 . Czekam właśnie na dostawę Devolda do sklepu, myślę, że wełna na tak długi, zimowy rajd będzie idealna. A przynajmniej mam nadzieje, nie chcę marznąć 🙂 .
Szymon,
Witaj na PK4 🙂
Jasne, że mam czołówkę, no jak to tak bez czołówki 🙂 . Ale oczywiście zostawiłem ją w domu 🙂 . Faktycznie oprócz dobrej lampy (ja mam Sigmę Powerled Black) przydaj się coś na głowę.
Krolisek,
Prawdopodobnie masz rację, ale.. 🙂 . Rok temu jak jeden jedyny raz udało mi się założyć biegówki to moja prędkość poruszania się była równa tempu marszu.. :/ . Pchania rowerów się nie boję, przerabiałem to już kilka razy na Bergsonach. Zawsze obawiam się tego, w czym czuję się kiepsko. Przed AT to były rolki (słuszne obawy) i kajaki (nie było tak źle..).
Hubert,
Haha, jak będzie dużo śniegu to będzie ciekawie. A na czym polega trick Lurbeli?
Lurbele na ostatnim Zimowym 360` przewidzieli, że będzie mało śniegu i że tylko gdzieniegdzie będzie można jeździć na nartach. zamiast prawdziwych nart zabrali wiec dziecięce malutkie plastikowe nartki. ponieważ organizator nie podał minimalnej długosci – sprzęt przeszedł i Lurbele biegali znacznie szybciej niż inne teamy.
Grzesiek, tam gdzie spada pierwszy śnieg i ostatni topnieje…w królestwie dla biegówek…Jakuszycach, spadł śnieg 🙂 Można jeździć 🙂
o cholera, dlugie wlosy????? wrzuc wiecej WIEKSZYCH takich zdjec ;)))