Opublikowany 28 lutego 2013 | autor Grzegorz Łuczko
4Praca w Natural Born Runners / Praga in progress…
Nie wiem, nie znam się, ale zdaję się, że ten utwór w oryginale jest wielki hitem. Dziś natomiast chciałbym polecić Wam genialną aranżację Bena Howarda, cudo!
Jestem w trakcie trzeciego tygodnia mocnych treningów. Przejąłem się. Przejąłem się nie na żarty. Dałem Wam słowo, że nabiegam te 3 godziny i 5 minut w Pradze i nie chcę dać ciała. Pamiętacie jak ostatnim razem napisałem, że odstawiam coca-colę i kawę z mlekiem (słodzoną minimum 2 łyżeczkami cukru)?
Jak napisałem, tak i zrobiłem. Zero coca-coli – nawet mi jej nie brakuje. Dziś kupiłem cherry coke i trzymam ją awaryjnie w lodówce (póki co, nie ciągnie mnie). Z kawą też poszło bez problemów – co prawda piję ją, ale tylko czarną. Bez żadnych dodatków, co prawda wydaje się paskudna, ale co zrobić! Nie mam w Poznaniu wagi, więc nie wiem czy kilogramy uciekają, ale czuję, że jestem lżejszy. „Dieta” działa!
No i ten katorżniczy – dla mnie – kilometraż. Zbliżam się powoli do 80 kilometrów na tydzień. I czuję, że co najmniej tyle powinienem biegać, żeby realnie myśleć o zbliżeniu się do 3 godzin. W trzecim tygodniu zaczynam odczuwać zmęczenie – tempo treningów powolutku rośnie, tętno opada, ale czuję , że to wszystko idzie w nogi. Ale nie ma lekko, nie będę odpuszczał.
Cel względem czasu jaki mam do majowego maratonu jest na tyle wyśrubowany, że w tym momencie każda obsuwa znacznie oddala mnie od planu.
Słabe punkty? Waga – ale tym już się zająłem. No i długie wybiegania. Póki co mam trudność z przebiegnięciem ponad 20 kilometrów (z czym więc do ludzi…). I dlatego nie odpuściłem ostatniego niedzielnego wybiegania. To był jeden z moich najgorszych treningów w ostatnim czasie. Paskudna pogoda, śnieg, chlapa, deszcz, zimno – wszystko naraz.
I w planach 25 kilometrów, gdzie po 8 już miałem serdecznie dość. Chciałem wracać do domu, ale myślę sobie, jeśli teraz odpuszczę, to być może zabraknie mi tego jednego długiego wybiegania. I że znów padnę w końcówce, tak samo jak rok temu w Madrycie. Ostatni, 6 kilometrowy podbieg, mnie zwyczajnie zabił. Padłem jak mucha. Musiałem przechodzić do marszu, nie miałem sił biec.
Nie chcę powtarzać tego paskudnego doświadczenia. I dlatego wziąłem się w garść i skończyłem ten trening! Czasem tak trzeba. Podsumowując: jest dobrze! Oby omijały mnie kontuzje, choroby i żeby organizm wytrzymał to obciążenie, które mu aplikuję. Prawda jest taka, że biegam troszkę za szybko i troszkę za dużo. Cały ten plan, póki co, ma bardzo niestabilne fundamenty.
Kilka lekcji z ostatnich dni:
Czasem trzeba zacisnąć zęby i dokończyć trening, nawet jeśli z fizjologicznego punktu widzenia jego kończenie jest totalnie bez sensu. Raz.
Regularny trening daje poczucie SIŁY! Dwa.
Najtrudniej jest zacząć. Zawsze. Później się rozkręcisz. Wpieprzasz fastfoody na obiad i popijasz je colą? Nie potrafisz sobie odmówić piwa do kolacji? Albo sześciu w weekend? Zacznij trenować. Zaczniesz się nakręcać w tę pozytywną stronę. Trzy.
Na koniec ogłoszenia parafialne:
Pisałem o tym już w październiku, przy okazji tekstu na 2-lecie istnienia NBR (dla nowych czytelników bloga: najpierw zacząłem biegać, później pisać bloga, a w końcu otworzyłem sklep dla biegaczy: Natural Born Runners, prawdopodobnie najbardziej przyjazny biegaczom sklep w sieci!), ale sprawa się przeciągnęła. Z różnych względów.
Chodzi o pracownika. To jest ten moment, w którym zabrnąłem do ściany, sam nie jestem w stanie dłużej rozwijać NBR i projektów, które co rusz powstają w mojej głowie. Potrzebuję kogoś do pomocy. Dla zainteresowanych więcej szczegółów tutaj. Jeśli jesteś z Poznania, biegasz i szybko się uczysz, to zapraszam do wysyłania CV na adres: kontakt@natural-born-runners.pl
Stwórzmy razem najlepszy sklep dla biegaczy w Polsce!
Ja niedawno, udostępniając jeden z postów NBR na fb na swoją oś czasu, napisałem, że „Nie tylko mnie nogi bolą”. Nie biegam na razie takich dystansów, ale i mi przytrafiają się różne przygody. Teraz na przykład kończę odpoczynek, który jest trochę wymuszony bólem achillesów. Zdenerwowałem się, powiem szczerze, że teraz mi się to przytrafiło. Nie rozumiałem, dlaczego. Gdy zaczynałem w styczniu, kiedy biegałem dzień w dzień takich problemów nie miałem, a tu masz! Ale i z tego płynie nauka (jeżeli, tak jak Ty, wyciąga się odpowiednie wnioski z takich doświadczeń). I, z racji tego, że zwiększyłem długość biegu, zacząłem porównywać czasy, zmieniła się automatycznie technika biegu (na tę poprawną oczywiście) – po prostu podkręciłem troszkę tempo biegu i takie właśnie są efekty. Na tę chwilę (jak napisałem na blogu) urozmaicę swoje treningi. Oczywiście mój kilometraż będzie się zwiększał – no bo o to chodzi w biegach długodystansowych, no nie?! Pozdrawiam, życzę powodzenia w postanowieniach i trzymam kciuki Byś wytrwał – Hej 😉
A propos mojego bloga… Już naprawiony, więc Zapraszam http://limeska.blogspot.com/ 😉
Przy zwiększaniu objętości/intensywności treningów zawsze trzeba uważać. Ja po 3 tygodniach mocnego treningu czuję zmęczenie – i muszę stać się bardziej czujny, może mnie położyć jakaś głupota, a to jakieś przewianie po treningu, a to przetrenowanie. Trzymam rękę na pulsie 🙂
Zwiększaj objętość, pewnie! Nigdzie Ci się nie spieszy – w przeciwieństwie do mnie 🙂 – więc możesz to robić ostrożnie i z głową. Nie bierz w tym elemencie przykładu ze mnie 🙂
PS. Wreszcie mogę zabrać się za lekturę Twojego bloga :))
Z tym odchudzaniem i powrotem do zdrowego żywienia jesteśmy na podobnym etapie. Ja niedawno wlazłem na wagę i – 82 kg. Rety. Jeszcze w wakacje, przed wyjazdem z Warszawy ważyłem 78. Niskie zarobki w muzeum i brak czasu służyły trzymaniu wagi 😉 Teraz na szkolnych obiadkach się tuczę. Do tego w szkole jak to w szkole: tu ktoś ma osiemnastkę i torcik przyniesie, tam ktoś ma imieniny więc są cukierki … Pokus strasznie dużo, wszędzie czają się pułapki. Chcę zrzucić przynajmniej te 4 kg. Dodam jeszcze, że Scott Jurek przy moim wzroście (189 cm) waży 75 kg (wyczytane kiedyś w RW). Powodzenia Grześ w postanowieniu. Trzymam kciuki za Ciebie, Ty trzymaj za mnie 🙂