Przemyślenia no image

Opublikowany 3 maja 2009 | autor Grzegorz Łuczko

37

Podróżnicze być czy mieć?

Będzie o podróżowaniu, bo obiecałem pisać więcej o drodze, a od powrotu z Maroka nic tylko rajdy i rajdy…

Patrzę, nie mam nic innego do roboty, więc patrzę i widzę tłum. Widzę rzekę ludzi przelewającą się przed moimi oczami. Przetaczają się kolejno, jeden za drugim, trzecim, czwartym… przestaję liczyć bo przecież to i tak bez sensu. W tłumie każdy z nich traci swoją indywidualność i staje się po prostu jego częścią. Tłum jest jeden. Toną więc jeden za drugim nieopacznie wchodząc w wir, który pochłania wszystko. A może to nie jest przypadek? Może lgną do skupiska jak ćmy do światła? Tłum wije się nieśpiesznie, przelewa z jednej strony na drugą, zdaje się poruszać nie wiadomo w jakim kierunku i nie wiadomo po co. Patrzę na to wszystko a morska bryza przyjemnie owiewa moją twarz opromienioną drugomajowym słońcem.

Znużony takosamością tego, co widzę zastanawiam się czy znalazłbym gdzieś sobie miejsce w tym równym szyku? Czy odważyłbym się zatracić indywidualność, ciekawość świata i wrażliwość na piękno? Czy poświęciłbym to wszystko, żeby złączyć się w jedno z tłumem i stać się jego cząstką? Czy widzę w nim swoje miejsce? Czasem czuję się zmęczony po prostu byciem sobą, to jest męczące – nie można się poddać i podążyć za innymi, choć tak wielu wskazuje drogę, wtedy na krótką chwilę lubię skąpać się w takosamości, być taki jak inni, szary i niewyraźny. Przestać myśleć i po prostu iść, iść w stronę słońca… Może rzeczywiście jesteśmy niczym więcej jak gadającymi ćmami?

Był kwiecień. Dokładniej koniec kwietnia. Ściśle mówiąc 28 kwietnia, stałem gdzieś we Lwowie gapiąc się w ścianę. Niebylejaką ścianę, nie pamiętam już dlaczego niebylejaką, ale musiała taka być bo wokół stało wielu ludzi. Kolejno wyciągali aparaty i utrwalali na kartach pamięci to coś co tak naprawdę nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, może na nich również? Sięgnąłem po swój aparat i uwieczniłem tych pstrykaczy na filmie. Wydało mi się to strasznie interesujące – trójka różnych osób stojąca pod niebylejaką ścianę i robiąca jej zdjęcia. A później były te wszystkie wycieczki z Polski oprowadzane przez przewodnika. A później, to już gdzieś w Maroku, 30 osobowa grupa z przewodnikiem, która przechadzała się po medynie w Fezie jak słoń w składzie porcelany (myślę, że słoń uczyniłby to z większą gracją!).

Nie cierpię zorganizowanych wycieczek! Nie cierpię robić zdjęć w drodze choć uwielbiam je później oglądać! Nie cierpię Japończyków z cyfrówkami bo są dla mnie uosobieniem typu turystyki, którego po prostu nie znoszę! Nie znoszę! Nie znoszę! „Zorganizowany” Japończyk to dla mnie zaprzeczenie całej idei poznawania świata, z całą tą jego złożonością, tymi wszystkimi niuansami, które umykają niezbyt uważnym obserwatorom. Mi też to wszystko umyka, cholera jasna. Ale są takie chwilę gdy wpadam w wir wydarzeń całym sobą i znikam, znika moje JA, świat się toczy przez tą krótką chwilę beze mnie, wszystko jest na swoim miejscu, tylko mnie nie ma.

Później wracam i robię zdjęcie, staram się to coś uchwycić, utrwalić, żeby później móc obejrzeć to jeszcze raz. Jednak tego już nie ma. Bo doświadczenia nie da się utrwalić, trzeba je przeżyć. Świat musi się czasem zawalić nam na głowę, tak po prostu. Przytłoczyć, zniweczyć nasz plan i wymusić spontaniczność. Powiedzcie mi gdzie jest ta spontaniczność na objazdowej wycieczce z przewodnikiem? Może w tych 2 godzinach wolnego czasu pomiędzy 15 a 17? Może uda nam się czmychnąć gdzieś naszej grupie, naszemu przewodnikowi, zapuścić gdzieś w nieznane, ale co z tego skoro mamy świadomość tego, że cały czas oni gdzieś tam są. Zgoła odmiennym jest natomiast doświadczenie zagubienia gdzieś pośrodku niczego i świadomość, że mogę polegać tylko i wyłącznie na samym sobie. Stawiać czoła światu gdzieś na totalnym zadupiu to jakby otwieranie drzwi do innych światów.

Nie lubię aparatów bo odciągają mnie od tego, co teraz i tutaj. Powtórki już nie będzie… Jest taka kapela, taki zespół, który miażdzy mnie swoją muzyką, a jeden z ich utworów, mówiąc dosadnie, rozpierdala mnie w drobny mak. Zdarzyło się, że byłem 3 razy na ich koncercie, zdarzyło się też, że 3 razy zagrali ten mój ukochany utwór (pytanie zagadka, co to za utwór?), zawsze na końcu, te fenomenalne 11 minut i 44 sekundy domykało wszystko, koncert był skończony a ja nie wiedziałem co ze sobą począć, tak to było doskonałe. Być czy mieć? Zatopić się w tym szale, 12 minutowym ideale czy uwiecznić choć część tego przebłysku geniuszu? Być czy mieć?

Ostatnim razem złamałem się i na może minutę czy dwie wyjąłem aparat i nagrałem krótki film. Zamiast zupełnie dać się pochłonąć muzyce przelałem część uwagi na aparat, żeby nagrać coś, czego nigdy później nie obejrzałem! Zamiast BYĆ totalnie wybrałem POSIADANIE rozciągnięte w czasie i przestrzeni, które ostatecznie jednak nie ma dla mnie żadnej wartości. Tych 2 minut już nie odzyskam… I dlatego muszę pojechać na koncert Sigur Ros po raz czwarty i dlatego nie lubię robić zdjęć!

Znów patrzę na tłum, a morska bryza przyjemnie owiewa moją twarz opromienioną trzeciomajowym słońcem i zastanawiam się czy każdy musi być podróżnikiem i odkrywcą? Nie mam wątpliwości, że podróż przez duże P, odkrywanie nowych lądów, doświadczanie świata jest czymś o wiele wartościowszym niż zajadanie kiełbasy z grilla popitej zimnym piwem, ale czy każdemu jest to pisane? Dlaczego się męczyć i przekraczać siebie skoro można napić się zimnego piwa? Może nie warto organizować sobie samemu wyjazdów, a rozbijać się na wycieczkach z biurem podróży i trzaskać zdjęć ile wlezie?

PS. Jak Wam się udała majówka?


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



37 Responses to Podróżnicze być czy mieć?

  1. rocha mówi:

    A dziękuję, dobrze. Syn nauczył się jeździć na rowerku.

  2. Kuerti mówi:

    A teraz zastanawiam się czy Twoja wypowiedź ma drugie dno 🙂 . A może rzeczywiście Twój syn po prostu nauczył się jeździć na rowerze i nic innego za tym się nie kryję (zabierz go na następny trening rowerowy – na hol 😀 ) .

  3. Marek mówi:

    Dużo, dużo myśli po tym tekście. To czym się chcę teraz podzielić to:
    Poznałem kiedyś Japończyka.Był kompletnym zaprzeczeniem Japończyków jakich znamy.Zwolnił się z pracy, kupił rower i rozpoczął samotną podróż. Nocował w hotelu w którym pracuje.Przegadałem z nim pół nocy. Nie widziałem u niego cyfrówki. 🙂
    Podróżowanie z biurem podróży czy napicie się piwa jest banalnie proste i nie wymaga wysiłku.

  4. Kuerti mówi:

    Marek,

    Mam nadzieje, że żaden Japończyk nie obrazi się na mnie za takie karygodne uogólnienie, chodziło mi raczej o pewien typ człowieka, a może raczej podejścia do świata i podróżowania.

    Ciekawa uwaga, ta o wysiłku. Nie patrzyłem na to w ten sposób, ale rzeczywiście tak jest. Wyjazd z biurem to tylko opłacenie kosztów wycieczki, wszystko mamy podane jak na tacy. Organizacja wyprawy na własną rękę to już potężna harówka, automatycznie nasuwa mi się tutaj osoba Petro, który przed wyjazdem do Ameryki Południowej musiał załatwić multum spraw.

    Problem w tym, że to strasznie banalne, bo wszystko ma się rozbijać o wysiłek, o pokonanie lenistwa?

    Tak na marginesie, komentarz Rochy skojarzył mi się z odpowiedzią mistrz Zen – wiecie, coś w stylu, „cyprusy na dziedzińcu” i inne słynne powiedzonka. „Syn nauczył się jeździć na rowerku” – tak, to doskonale wpisuję się w ten schemat! 🙂 . Problem w tym, że Radek mistrzem Zen nie jest, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Ale.. no cholera, jakoś mi to tak podpasowało, teraz tylko muszę rozszyfrować co to oznacza 😉 .

  5. Drewniacki mówi:

    Grzesiek, świetny tekst! Zwłaszcza trafiło do mnie to zdanie:
    „Nie cierpię robić zdjęć w drodze choć uwielbiam je później oglądać!”
    🙂

  6. Kuerti mówi:

    Drewniacki,

    Dzięki. Często mam z tym problem podczas wyjazdów, na zbyt dużej koncentracji na tym jak wyjdzie zdjęcie niż podziwianiu tego co wokół. Czuję pewien przymus, żeby wyjąć aparat i zrobić fotkę. Rozprasza mnie to.

  7. monia mówi:

    a ja sie nie zgadzam, ze latwiej pojechac jest na wycieczke. mi byloby trudniej. trzeba wyszukac w setkach ofert „najkorzystniejsza”, sprawdzic czy biuro nie splajtuje, czy w hotelu nie trzeba placic za drinki, ile wycieczek trzeba wykupic dodatkowo. czy grupa bedzie z dziecmi czy bez, czy przewodnik gada po naszemu. czy zdazysz wziac urlop, czy nie wykupia last minute etc etc etc. STRASZNE. a jak jedziesz sam – kupujesz bilet, przewodnik, cos tam ewentulanie przeczytasz na forum i jazda. dla mnie to duzo prostsze (i pisze to calkiem serio!)

    ja tez nie lubie tlumow, choc sa miesjca gdzie inaczej sie nie da. ale mozesz w tym tlumie chodzic na wlasna reke i to juz jest inaczej. swietnie cie rozumiem.

    ja zawsze mam wrazenie, ze jadac z wycieczka wsadzaja cie do szklanej klatki i obwoza po okolicy. widzisz tylko fasade. ludziom zwykle wystarczy zdjecie z lokalesem w albumie, i nie liczy sie juz to, ze ten lokales stoi na parkingu i pobiera oplate za kazda fotke. wiekszosci wystarcza iluzja – nie ma sie co dziwic,tak juz jest.

    Dla mnie najbardziej groteskowa była sytuacja z okolic aconcagui, wracalismy z treku glowna droga, w pewnym momencie z tej drogi widac było szczyt. Na poboczu zatrzymal się autokar, pasazerowie odciagneli firanki, jak jeden maz wyciagneli aparaty i przez 3 minuty pstrykali zza szyb. Nawet nie wyszli na to pobocze!!!

    a co do robienia zdjec, kurcze myslalam ze tylko ja tak mam! czasem mam serdecznie dosc wyciagania ciezkiego, nieporecznego aparatu lub noszenia go na wierzchu zeby nic nie umknelo. ale jak tego nie robic: wracam skads po x tygodniach, opowiadam w domu co bylo, rodzice pytaja czy zrobilam zdjecie czlowiekowi A, a ja mowie ze nie. i wtedy glupio mi, ze nie wysililam sie i nie zrobilam zdjecia czegos, co dla mnie stalo sie zupelnie zwyczajne ale dla tych, ktorzy nigdy kogos takiego nie widzieli, to namiastka spotkania czy przygody która mi się przytrafila. wiec aparat zabieram, choc swoje fotki po wyjezdzie ogladam tylko, gdy wybieram udane a kasuje zepsute. chyba ze familia prosi o pokaz.

    mom zdaniem jest sposob, ktory jest jakims tam rozwiazaniem. kupujesz stary aparat i kilka filmow 36 klatkowych. wyjmujesz go rzadko, nie myslisz o robieniu zdjec, gdy przez miesiac możesz ich zrobic klikanascie. a ich wartosc rosnie, gdy do domu zamiast 2000 przywozisz 60…

  8. Krolisek mówi:

    Planowanie trasy, ślęczenie nad przewodnikiem, szukanie połączeń to dla mnie męka… Niestety nie wszędzie się da, czasem bilet trzeba zarezerwować wcześniej…
    Lubię gdzieś być po prostu, dawać się porwać otaczającej rzeczywistości. Ale być w miarę niezależnym. Raz przyspieszyć, raz zwolnić. Czasem przywożę furę zdjęć, czasem nic.
    Brak połączeń, zła pogoda, zerwany most, niespodziewane spotkania, złapanie okazji… I jakoś zawsze się wszystko układa.

    ps. majówka – 3-etapówka Mazovii w Supraślu, kultowa trasa i ujechanie na maksa

    ps2. Kuerti, a znasz islandzką kapelę Múm?

  9. Kuerti mówi:

    Monia,

    Ten autobus z turystami to jest właśnie coś czego za nic w świecie nie mogę zrozumieć. Bo wychodzi na to, że tych ludzi tak naprawdę nie interesują te miejsca, w których są, nie liczy się dla nich przeżycie czegoś prawdziwego, a właśnie ta fasada, pozór, o której wspomniałaś. Zrobić zdjęcie, pocieszyć się świadomością, że jest się w jakimś słynnym miejscu, może później opowiedzieć znajomym, pochwalić się i tak dalej. Ale jeśli tak, to po co to wszystko? Liczy się tylko lans?

    Ciekawy patent z filmami, choć ja bym się obawiał o swoje zdolności fotograficzne – przy cyfrówce mam przynajmniej pewność, że tych kilka zdjęć mi wyjdzie. Może zmodyfikować sposób i zostawić sobie tylko niewielką ilość pamięci na x obrazów. Ja podobnie rzadko zaglądam do starych zdjęć, co w zestawieniu z tym wewnętrznym przymusem robienia zdjęć w drodze zaczyna mnie zastanawiać po co my właściwie wozimy ze sobą te aparaty?

    Krolisek,

    Myślimy podobnie! 🙂 .

    Generalnie wydaję mi się, że chodzi nam przede wszystkim o wolność przemieszaną z łagodnym poddaniem się temu co przynosi życie. Chcę być niezależny, decydować o tym, w którą stronę pójdę, co zobaczę, gdzie rozbiję swój namiot. Jednak jednocześnie pociąga mnie spontaniczność życia, otwarcie się na to, co ma ono nam do zaoferowania.

    Czy znam Mum? No ba! Bliźniaczki ze starego składu miały taki słodki głos, że podczas słuchania ich nagrań czułem się jak cukier w gorącej herbacie – no nie dało się nie rozpuścić, takie były słodkie 🙂 . Uwielbiam islandzką muzykę, to niebywałe, że w tak małym kraju powstało tak wiele kapitalnych zespołów grających totalnie pozamainstremową muzykę..

  10. parvata mówi:

    To są prawdziwe podróże:
    http://traveliada.blogspot.com/
    enjoy!

  11. Też zadaję sobie to pytanie. I tak bywa, że gdy jadę w Tatry, to zamiast gapić się na góry to robię raz za razem zdjęcia i po całym dniu mam ich 200 i kilka filmów. Ale to różnie bywa. Ostatnio nie miałem aparatu i nie mam w ogóle zdjęć – i trochę żałuję, ale też podchodzę do tego tak, że to jest coś co widziałem tylko ja i nikt się nie dowie jak wtedy było cudownie. Mam trochę łatwiej, bo nie mam aparatu – i jeśli jadę gdzieś sam to nie mam zdjęć, a gdy jadę z kimś kto ma aparat to przeginam w drugą stronę. Dlatego teraz staram się ograniczać ilość robionych zdjęć.

    Pozdrawiam
    Krzysiek

  12. Janek mówi:

    A ja zabieram kilka/kilkanaście filmów…

  13. Paweł mówi:

    W zasadzie mam podobne odczucia jak Ty ale ostatnimi czasy jestem dużo bardziej tolerancyjny. Kiedyś gdy byłem święcie przekonany, że coś jest lepsze to nawet wkurzałem się i chciałem na siłę przekonywać tych którzy myśleli inaczej. Dziś już nie. Samodzielna turystyka jest bardziej wymagająca i ciekawsza ale tych jeżdżących za zorganizowane wycieczki można na różne sposoby usprawiedliwiać. My jedziemy sami i cieszymy się z pokonywania wyzwań ale może Ci ludzie z wycieczki mają tak na co dzień? Może codziennie coś organizują, wszystko jest na ich głowie, piastują odpowiedzialne stanowiska? Może gdy już mają czas odpocząć to nie chcą ślęczeć i po raz kolejny organizować, stawać przed wyzwaniami – może chcą odetchnąć, chcą by choć raz ktoś wszystko zorganizował za nich? Ponadto dużo zależy od tego z kim podróżujemy. Rok temu pojechałem do Rumunii sam i nic wcześniej nie załatwiałem. Nie znalazłem noclegu więc spałem w namiocie w przydrożnym rowie. Mogłem sobie na to pozwolić bo mi to nie przeszkadza i byłem sam. Ale gdybym pojechał z dziewczyną? Albo z żoną i z dzieckiem? Wtedy na taki spontan już bym sobie pozwolić nie mógł i raczej nie chciał. Wtedy trzeba już pomyśleć o drugich osobach za które jest się odpowiedzialnym. Zorganizowana wycieczka zapewnia jak by nie było najwięcej bezpieczeństwa. Choć ja pomimo wszystko wybrałbym samodzielny wyjazd, z zaklepanymi noclegami i ustaloną trasą.

    Ci „Japończycy” z autobusu to przypadek skrajny, zupełnie niezrozumiały. Oglądanie piramid z wnętrza samochodu to jak całowanie się przez szybę. Dlaczego nie wyjść? nie podejść? nie dotknąć? nie powąchać? Niezrozumiałe. Sam w Egipcie nigdy nie byłem ale koleżanka z archeologii (egiptolog) pracowała tam kiedyś jako przewodnik. Ponoć rzeczywiście cześć ludzi nie chce wcale wychodzić z autobusu bo na zewnątrz jest za gorąco. Ich sprawa. Mnie najbardziej zbulwersowało to, że ponoć autokary stoją pod piramidami z 0,5 – 1 godzinę a potem śpiesznie wyjeżdżają i zabierają turystów do perfumerii na 2 – 3 godziny bo firmy turystyczne mają układ w właścicielem perfumerii. Obrzydlistwo. Czy na siłę tych ludzi wyganiać z autokaru, wymagać jakiegokolwiek wysiłku? Nie sądzę. Niech jeżdżą do Egiptu tylko dlatego, że sąsiadka i koleżanki z pracy były, niech kupują lustrzanki choć i tak robią wszystko na auto i nie wiedzą czym jest format RAW. Ich sprawa, ja bym ich na siłę nie uszczęśliwiał. Niech każdy robi co lubi. Przypomina mi się tu takie przysłowie: „Nie ucz świni śpiewu: stracisz swój czas a i świnię zdenerwujesz”.

    Zdjęcia robić lubię ale z umiarem. Ostatnio spodobały mi się filmy. Od jakiegoś czasu myślę o niewielkiej kamerze montowanej na czole. Chciałbym coś takiego zabierać na rajdy i włączać w co ciekawszych momentach. Można by kręcić naprawdę ciekawe ujęcia a jednocześnie nie absorbować rąk i czasu tak jak w przypadku aparatu. Znalazłem coś takiego ale nie wiem jaka jest jakość filmów i czy można tę kamerkę kupić w Polsce. Tu jest link:

    http://www.mobile-internet.pl/Aparaty-cyfrowe,10,9600,Kamera-czolowa

  14. Kuerti mówi:

    Parvata ,

    Dzięki za linka, w wolnej chwili przejrzę.

    Krzysiek,

    Chcesz zagarnąć część świata tylko dla siebie? Nieładnie! 😉 . Żartuję oczywiście. Podoba mi się taki punkt widzenia, zwłaszcza, że i tak nie jesteśmy w stanie oddać zdjęciem tego, co widzą nasze oczy, słyszą uszy, czuje nos itd. Na atmosferę miejsca nie składa się tylko obraz, ale dane ze wszystkich zmysłów. Czasem jest to, coś tak bardzo ulotnego, że nie da się tego powtórzyć nikomu, przekazać… Głupio byłoby przegapić takie miejsca, sytuacje próbując zatrzymać je w czasie, co i tak skazane jest na niepowodzenie…

    Paweł,

    Czy nawracać ludzi na „dobrą” drogę? Nie wiem. Staram się tego nie robić, w tym tekście również tego nie czynię, nie mam takiego zamiaru – przedstawiam natomiast swoje wątpliwości. Myślę, że co najwyżej można pokazywać, inspirować, a jeśli ktoś chwyci to super, jeśli nie to w końcu jego życie, jego droga. Oczywiście trudno mi jest czasem się z tym pogodzić i gdy widzę przypadki podobne do opisanych przez Monikę to zastanawiam się o co tu chodzi? Chciałbym to jakoś wartościować, dzielić na lepsze i na gorsze podejście, no ale po co tak na dobrą sprawę?

    Co do spania w rowach itp. 🙂 . Dlatego ja tak lubię samotne wyjazdy, gdzie ja decyduję o wszystkim – podoba mi się ta absolutna wolność. Przy okazji tracę całą przyjemność podróżowania w grupie, ale oni przecież również tracą całą przyjemność z podróżowania w pojedynkę! Na szczęście nikt nikogo nie zmusza tylko do jednego sposobu.

    A słyszałeś o kamerce Go Pro? Coś takiego jak mają zawodnicy ze Speleo. To kamera specjalnie przygotowana do sportów przygodowych.

  15. Paweł mówi:

    Grzesiek,

    Dzięki za info o kamerce. Bardzo ciekawa rzecz, czegoś podobnego szukałem choć lepsza by była jeszcze mniejsza. Przyjrzę się temu bliżej.

    Wracając do dylematu mieć czy być w kontekście zdjęć z podróży (czyżby znowu wpływ tego bloggera minimalisty? 🙂 ) to ja nie chciałbym popadać w żadne skrajności. Nie podoba mi się ani poświęcanie się w całości zdjęciom ani też nie robienie żadnego. W fajnym miejscu chciałbym zrobić jedno lub kilka zdjęć ale też mieć czas na delektowanie się chwilą. Chyba reaguję tu jak zupełnie przeciętny turysta.

  16. Petro mówi:

    Jest tez taka mini kamerka do sportow z Decathlonu. Nawet tania, ale jakosc koszmarna.

  17. Krolisek mówi:

    Jedna z pierwszych książek, jakie przeczytałam w życiu, bohater, który mnie zafascynował, słowa, które zapadły w pamięć na zawsze 🙂

    „Dlaczego nie pozwolą mi nigdy zachować moich wspomnień o wędrówkach tylko dla siebie? Czy nie mogą zrozumieć, że gadaniem niszczą wszystko? Jeśli im opowiadam, to potem nic nie zostaje. Pamiętam tylko swoje własne opowiadania, kiedy staram się przypomnieć sobie, jak było”.

    Kto to – może mały konkurs o skandynawskiej literaturze?

  18. quduaty mówi:

    Dzięki temu blogowi moja majówka była jedyna w swoim rodzaju! Spędziłem trzy dni w Borach Tucholskich. Noce spędzone wlesie, na dziko pod namiotem, gotowanie w menażce na małym kocherku, poranna toaleta nad jeziorem – rewelacja! Informacje zawarte na tej stronie gigantycznie pomogły mi zrealizować ten weekendowy wypad. Szczególnie wiadomości dotyczące jedzenia i tego, co spakować.
    To był mój pierwszy tego rodzaju wyjazd i uważam go za udany. W przypływie pozytywnych emocji postanowiłem nawet założyć włąsnego bloga, który będzie się rozwijał wraz z moim doświadczeniem. Będzie tam też niedługo relacja z mojej majówki.
    Pozdrawiam!

  19. Kuerti mówi:

    Paweł,

    Nie! Leo nie maczał w tym palców 😉 . Choć oczywiście niezmiennie będę polecał http://www.zenhabits.net! Tutaj sprawa rozbija się o rozpraszanie a nie posiadanie. Mogę mieć setki zdjęć (inna sprawa, że tak jak wspomniała Monia – tych zdjęć później nawet nie przeglądamy!) to nie jest problem, zwłaszcza w czasach cyfrowych. Dla mnie tym problemem jest pewien przymus, który odczuwam sięgając po aparat, nie wiem czy można go ominąć? Zrobisz zdjęcie to stracisz pełen odbiór rzeczywistości, nie zrobisz to później będziesz sobie pluł w brodę, że nie zrobiłeś… W końcu pamięć to my mamy zawodną i za x lat pewnie nie będzie łatwo nam przypomnieć sobie wszystkich miejsc i szczegołów.

    Krolisek,

    Muminki! Genialny cytat! Już od jakiegoś czasu w głowie zalęgła mi się myśl o przeczytaniu książkowych przygód Muminków, teraz ta myśl ewoluowała w nieodparte pragnienie 🙂 . W internecie znalazłem fragment z cytatem tutaj: http://ebooks.gutenberg.us/Wordtheque/pl/aaacdc.txt . A tymczasem będę musiał zapolować na całą serię 🙂 .

    A już konkretnie o przytoczonym przez Ciebie fragmencie.. Czytając te słowa czułem się tak jak gdyby ktoś zajrzał do mojej głowy i wydobył z niej idealnie skrojony opis tego, co czułem po powrocie z Maroka, niestety sam nie potrafiłem tak ładnie ubrać tego w słowo pisane. Czasem czuję się jak Włóczykij, chciałbym zachować wspomnienia tylko dla siebie, na tragiczne pytanie „jak było?” nie wiem co odpowiedzieć. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię i nic nie mówił. Po prostu nie wiem jak upakować tyle wrażeń, doświadczeń, przemyśleń i tych wszystkich nieuchwytnych momentów w jedno zdanie, no bo co do cholery można odpowiedzieć? Że było fajnie?

    A później gdy słyszysz to pytanie po raz enty i znów opowiadasz tą samą skróconą, zjadliwą wersję Twojej historii czujesz, że grzęźniesz w tej opowieści, że stajesz się jej więźniem.. Chciałbym jeszcze kiedyś wrócić do tego tematu, teraz żałuję, że nie opisałem tych rozterek poprzyjazdowych w relacji z Maroka.

    quduaty,

    Witaj na PK4, to po pierwsze! A po drugie ogromniaste dzięki za miłe słowo. Naprawdę! 🙂 . Zawsze dziwnie się czuję czytając takie pełne pochwały komentarze, muszę odejść na chwilę od komputera, bo aż nie chce mi się wierzyć 🙂 .

    Majówki Ci zazdroszczę! Dawno już nigdzie nie byłem, a zew wciąż się dopomina drogi!

    Pozdrawiam!

  20. Mickey mówi:

    Dopiero teraz przeczytałem twój tekst i te wszystkie komentarze pod spodem. Naprawdę kawał fajnej lektury. Podoba mi się to że tekst dopiero z komentarzami stanowi w pewnym sensie całość 🙂

    Problem o którym wspominasz zauważyłem jakiś czas temu ale nie przy okazji wyjazdów ale uczestnictwa w imprezach typu FETA (festiwal teatrów ulicznych). W pewnym momencie chowam po prostu aparat bo mi przeszkadza w chłonięciu przedstawienia. Rozglądam się na ludzi w koło i wielu z nich praktycznie obserwuje wydarzenie przez obiektyw aparatu. Zostają im tylko zdjęcia z których być może kilka odda prawdziwą atmosferę.
    Przy okazji nie zgadzam się z twoją tezę, że nie da się oddać panującej atmosfery. Da się, ale trzeba mieć duuuuże doświadczenie i „to coś” co pozwala robić takie zdjęcia. Ja nie potrafię.

    W podróżowaniu możesz zrobić zdjęcie, schować aparat i atmosfera ci nie ucieknie a zdjęcie jest. Myślę, że taki kompromis jest możliwy.

    Popieram Pawła w kwestii tolerancji. Nie musimy tego popierać ani w tym uczestniczyć. Jeśli nam to nie pasuje idziemy własną drogą, ale przynajmniej starajmy się zrozumieć innych. Jest takie magiczne słowo „empatia”. Pamiętam takie opowiadanie Dicka o Wilburze Mercerze u nas dostępne w zbiorze „Ostatni Pan i Władca”. Serdecznie polecam, na mnie zrobiło duże wrażenie.
    http://hadret.com/2007/03/11/ostatni-pan-i-wladca-philip-k-dick/

  21. Kuerti mówi:

    Mickey,

    Zwykle przedstawiam swój punkt widzenia, nie silę się na obiektywność, choć czasem próbuje. Wy dokładacie swoje subiektywne cegiełki i powstaje z tego coś większego, pełniejszego. Blog bez komentarzy to nie blog 🙂 .

    Czy za pomocą zdjęcia da się oddać to, co nieuchwytne? Hmm.. U mnie to jest tak, że czasem nie potrafię opisać tego, co widzę, co czuję, czego doświadczam, coś odciska piętno we mnie i już. Czy genialny fotograf będzie w stanie oddać to, czego sam do końca nie rozumie? Albo interpretuje na własny sposób? Moim zdaniem wszystko będzie się rozbijać o tą interpretację.

    Widzisz jakąś fotografię i przeżywasz ją na swój sposób, czynisz ją subiektywną, w konsekwencji nie jesteś w stanie poznać zamysłu twórcy zdjęcia, nie odczytasz atmosfery miejsca, tych wszystkich niuansów.

    Choć oczywiście można próbować! Ja nie mówię nie, absolutnie!

    Zawsze staram się zrozumieć innych i znaleźć motywy ich postępowania. Nawet jeśli coś bardzo mi się nie podoba – jak w tym przypadku sposób podróżowania. Zdaję sobie sprawę, że dla części ludzi wystarczającym przeżyciem będzie oglądanie piramid zza okien autobusu. To jest przykre, ale tak już jest. Nie chciałbym nikogo za to osobiście krytykować czy potępiać, jednak nie mogę odmówić sobie krytyki takiego podejścia 🙂 .

    Opowiadanie Dicka przeczytam później, zawsze chciałem poznać jego twórczość trochę lepiej, a zatrzymałem się na książce na podstawie, której nakręcono później Blade Runnera.. 🙂

  22. robert59 mówi:

    Ja też dopiero przeczytałem tekst. Żałuję, że dopiero teraz, bo to ważny tekst, bardzo ważny. W czasie weekendu przeczytam jeszcze raz – może jeszcze coś napiszę.

    ps. weekend był do dupy. Nie mogłem się pozbierać po maratonie w Krakowie. 5:05 – najgorszy wynik ze wszystkich maratonów w życiu, a trochę tego było. Najgorsze jest to, że nie miałem motywacji żeby walczyć. Biegłem na 4h. Na 19 km stwierdziłem, że nie mam więcej siły i… doszedłem do mety. Z tego powodu dopiero teraz byłem w stanie ze zrozumieniem przeczytać ten tekst. Teraz już dobrze. Na horyzoncie pojawił się Rzeźnik z wymarzonym partnerem, co do którego mam niespłacony dług z przed dwóch lat. Nowy cel, nowa energia, znowu czuję smak życia…

  23. Kuerti mówi:

    Robert,

    Czekam w takim razie na przemyślenia. W sprawie Twojego „PSa” mam 2 myśli. Po pierwsze, czy nie zastanawia Was czasem jaką siłę (uskrzydlającą, albo wręcz przeciwnie) mają wyniki, które uzyskujemy startując w zawodach? Przecież nie można się tak uzależniać od jakiegoś tam wyniku! To część mnie, ta zdystansowana… Ta bardziej emocjonalna tylko się uśmiecha i wspomina te wszystkie długotrwałe rozczarowania i okresy hurra optymizmu. Szaleństwo 🙂 .

    Po drugie.. tutaj głos oddam pewnemu znanemu podróżnikowi (kto zgadnie czyje to słowa?), zinterpretuj to sobie na swój sposób. Mam nadzieje, że pomoże 🙂 . A teraz już tajemniczy podróżnik:

    „Nie byłem rozczarowany – tylko jedna na pięć wypraw kończy się sukcesem. Pozostałe są wyprawami donikąd. Przedzieram się przez puszczę, narażam na ukąszenia, choroby, kontuzje i szukam plemion, których już najprawdopodobniej nie ma. Moknę w ulewach, dygocę w chłodzie nocy, smażę w słonecznym skwarze, znoszę samotność, strach i głód… (…) I to wszystko po to, by nic nie znaleźć. By nie zrobić żadnego zdjęcia, które da się opublikować. By nie przeżyć żadnej spektakularnej przygody, którą da się potem barwnie opisać.

    Kogo dziś może zainteresować twój nieprzeciętny trud, jeśli nie przyniósł owoców? – oto dylemat podróżnika. Kogo zainteresuje trasa, którą udało ci się pokonać, jeżeli na jej końcu nie leży jakiś biegun, szczyt, rekord prędkości, długości, wysokości? Jeżeli na jej końcu nie kryje się nieodkryte dzikie plemię, nowy gatunek orchidei, nowy motyl? Twój wyczyn, choćby niebywały, będzie dla świata nic niewart, jeżeli czegoś nie zdobędziesz – takie są fakty. (…)

    Pod Ścianą Zdobywców grunt jest grząski – skrapiany obficie przez pot i łzy. Pod Ścianą Zdobywców nie znajdziesz pomników ani grobów – kto tam spadnie, tonie w bagnisku niepamięci. Spaść ze szczytu jest dobrze – wtedy zostajesz legendą; bohaterem tragicznym. Niestety dużo częściej odpada się gdzieś po drodze – wtedy zostajesz małą częścią średniej statystycznej; bezimiennym szeregowcem życia.

    Cztery wyprawy po nic.

    A potem ta piąta, na końcu której coś jest! I w tym momencie okazuje się, że i ona byłaby niewiele warta, gdyby nie wszystkie poprzednie – nieudane. (…) Porażka jest dobra. To porażki składają się na prawdziwy sukces. To one budują w tobie cechy niezbędne u Zdobywcy.”

  24. rocha mówi:

    tekst, że dupę urywa.

  25. Petro mówi:

    W kwestii „okradania sie z przezyc” poprzez robienie zdjęć – ja tego nie mam (jeśli już, to czasem po prostu nie chce mi sie wyciągać aparatu), ale za to nie potrafię robić zdjęć obcym ludziom. Zazdroszczę tym, którzy potrafią z podróży przywieźć fajne zdjęcia portretowe lokalsów. Ja się krępuję i nie potrafię podnieść aparatu nawet jak widzę jakąś postać, której strasznie chciałbym zrobić zdjęcie, bo czuję się jakbym właził z butami w sferę czyjejś prywatności. Nawet jeśli jest to bezdomny śpiący na ulicy i jego strefa prywatności jest zerowa.
    A tak to zostają prawie tylko widoczki niestety. Nuda.

  26. Kuerti mówi:

    Petro,

    Krajobrazy są piękne to oczywiste, ale później jak się pokazuje w domu zdjęcia to po setnym ludzie zaczynają ziewać, no bo tak na dobrą sprawę to ile można oglądać prawie to samo? Ze zdjęciami ludzi to inna sprawa, to ma swoją magię, jakby żyje własnym życiem. Co z tego skoro ja również nie potrafię robić zdjęć ludziom, mam tak samo, nie chcę ingerować w ich życie, nie chcę żeby poczuli się jak małpy w zoo, no po prostu głupio mi… Szkoda, bo może czasem trzeba nic sobie z tego nie robić i po prostu trzasnąć fotę? Ciekaw jestem jak inni sobie radzą w tym temacie?

    Rocha,

    Najśmieszniejsze jest to, że chodzi o banał, ale sztuką jest opisać banalne prawdy tak, żeby opis wywarł na nas wrażenie.

  27. Kuerti mówi:

    Nie mogłem się powstrzymać przed przytoczeniem kolejnego cytatu, tym razem powrócimy na chwilę jeszcze do obserwatorów piramid…

    „Jeśli cieszysz się z czegoś intensywnie, potrzebujesz niewiele. Niektórzy ludzie bardzo skrupulatnie obmyślają swoje wakacje, planują je miesiącami, a gdy już dotrą na miejsce, zadręczają się problemem rezerwacji biletu powrotnego. Robią przy tym mnóstwo zdjęć i później pokażą ci je w albumie. Są to zdjęcia miejsc, których nigdy nie widzieli, bowiem tylko je fotografowali. Jest to metafora współczesnego życia. Nie wiem, czy należy zbyt mocno bronić się przed tego rodzaju ascetyzmem. Zwolnij tempo i smakuj, wąchaj, słuchaj, pozwól swym zmysłom powrócić do życia.” Anthony De Mello – Przebudzenie (książkę polecam, zdecydowanie!).

    Podkreśliłem najistotniejsze zdanie w kontekście naszej dyskusji. Cały fragment natomiast odnosi się do szerszego problemu, który jest szalenie interesujący ale chyba wykracza poza ramy PK4. Myślę, że bardzo ważne jest to rozróżnienie na widzenie miejsc a tylko ich fotografowanie.

  28. rocha mówi:

    Dojrzałem już do komentarza na temat.
    Mam kilometry taśm z wyjazdów. Uwielbiam suspens, więc „na żywca” nie potrafię tego oglądać, ale zabawa montażowa… mmmmm… miodzio, bardzo lubię te efekty, które można wyczarować z trafionych ujęć. Bo ja zapamiętuję głównie ogólne wrażenie, a pamięci umykają szczegóły (ubiór, grymas, wymiana zdań,), potem, w zaciszu domowym, pamiętam tylko efekt, który powinienem osiągnąć, a całe naręcza szczegółów mam podane na tacy (znaczy na taśmie). Oczywiście wszystko jest bardzo osobiste i siedzi sobie na dysku.
    Nie oszczędzam klatek, a braku wielu naprawdę mi żal, np. nakręciłem Danona (tego od Przejścia) na Elbrusie, podałem mu włączoną kamerę, a on elegancko ją wyłączył, zrobił niby ujęcie, włączył i mi oddał. (tu czołówka filmu: http://www.youtube.com/watch?v=-togSlS6w7U&feature=channel_page )

  29. Kuerti mówi:

    Dzięki za linka! Wstyd się przyznać, ale jakoś nigdy wcześniej nie obejrzałem Twoich filmów, a co jak się okazuję było wielkim błędem 🙂 . Fajnie Ci to wychodzi, idealnie dobierasz muzykę do tego, co dzieje się na filmie.

    Choćby tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=exTI8q-5LZU&feature=channel_page – idealne na początek dnia, dodaje mnóstwa energii!

    Ten też jest dobry – http://www.youtube.com/watch?v=XXzvA-O5QMo&feature=channel_page

    Później obejrzę resztę, tak czy inaczej polecam wszystkim 🙂 – http://www.youtube.com/user/orochao

    A co do Twojego komentarza, wychodzi więc na to, że interesuje Cię przede wszystkim tworzenie, przerabianie rzeczywistości. Nie wiem czy to będzie dobre porównanie, ale mam coś takiego, że podczas wyjazdów, startów na rajdach w głowie układam sobie fragmenty relacji, które później napiszę. Tak po prostu w głowie pojawiają mi się słowa. Podejrzewam, że możesz mieć to samo, widzisz jakąś sytuację i zastanawiasz się jak to skomponować później, jaki podkład dodać itd.

    Nie wiem czy to jest dobre, w sensie czy w jakiś sposób nie zubażam sobie przeżycia tam i wtedy 🙂 . Czasem wydaje mi się, że tak, bo koncentruję się na tym czego nie ma. Na jakichś myślach w głowie, abstrakcji…

    PS. Na następny rajd bierz kamerę, koniecznie! 🙂

  30. rocha mówi:

    Między interpretacją wydarzeń, a tworzeniem rzeczywistości jest faktycznie cienka granica, którą nieraz przekraczałem.

  31. Janek mówi:

    Rocha, ja też dopiero teraz zobaczyłem Twoje filmy! Są super zgrane z muzyką! Jak rozumiem jest to jeden z głównych celów skoro piszesz „piosenka ilustrująca piosenkę”. Wychodzi Ci naprawdę świetnie!

    PS
    Dobrze rozpoznaję TOPRowe kurtki?

    PPS
    Mam pytanie do jednego z filmików. Gdzie tak fajnie skakaliście z mostu?! U nas Wawie skaczą z mostu Grota, ale tam system nie jest idealny i mamy z kumplem ochotę poczukać jakiegoś innego fajnego miejsca w PL do takich zabaw.

    Kusiło nas też coś takiego, ale to chyba nie realne w naszych warunkach: http://uk.youtube.com/watch?v=Fl3hKhsQx9s.

    Tu jest jeszcze fajne wahadło, w niemczech sporo osób skacze z tego mostu: http://www.youtube.com/watch?v=zDXwzo7V9bI&feature=related

  32. jip mówi:

    Tekst jest o fotografowaniu, jemu obrywa się najbardziej 😛 Kuerti, how could you?! 😉 Więc napiszę jak jest z moim foto, które lubię 🙂 Nie jest to coś stałego, jak będzie widać poniżej.

    Gdy miałem swojego starego Nikona uwielbiałem robić slajdy. To było coś. Wcześniej robiłem je idiotą, ale szybko doszedłem do myśli, że to kłuje moje przeżycia, nie jest ich warte i zainwestowałem w sprzęt. To było to. Lustrzanka to lustrzanka (ci co się znają na foto wiedzą o co chodzi) 🙂 Po powrocie nigdy nie było od razu slajdów, człowiek wracał do rzeczywistości, w głowie miał te wszystkie obrazy i nimi jeszcze żył, no i prozaiczny powód – kasa. Slajdy to droga impreza dla studenta, a znaleźć kilka stów od razu po powrocie, wiecie :/ Ale nawet jak później kasa była to i tak oglądanie było dopiero późną jesienią najwcześniej, najlepiej zimą.

    Slajdy 🙂 moja miłość, a teraz wspomnienie. Obraz rzucony na ścianę, wielkości kilka metrów na kilka metrów. Widać na nich rysę na kliszy, emulsję pocącą się od upału, prześwietlenie i inne sprawy. Ale każdy slajd to opowieść. Każdy slajd był „dobierany”, „oszczędzany” na ten moment (bo to drogie hobby), więc i utrwalone momenty szczególne. Takie robienie zdjęć wymagało zastanowienia. Obraz rzucony w ciemnym pokoju, garstka przyjaciół, szum wentylatora z rzutnika przerywany klikaniem podajnika z kolejną tajemniczą zagadką. Do tego pełen opis, co było, kiedy było, co się wtedy wydarzyło, i co było obok i w okół, jakie powietrze itd. Taki mały, prywatny wehikuł czasu 🙂

    Po powrocie z Mongolii gdy zabrałem kilkanaście filmów, oglądałem slajdy i stwierdziłem że pomiędzy jednym a drugim ujęciem powinno być czasami jeszcze pięć lub piętnaście – a tu kliszy było szkoda, nie wiadomo co jeszcze się zobaczy. Kupiłem cyfrę.

    Z cyfrową lustrzanką jest super, zdjęcia w każdej ilości. Ale, nie mam plazmy i chyba to oraz nieograniczona pojemność karty (mam photobanka) sprawiło, że zdjęcia trochę spowszedniały. Za dużo do wyselekcjonowania, opisy porobić i jak to do znajomych z płytką, a może tylko mailem? Chyba przesyt. Już nie chwytałem za aparat tak często jak kiedyś myślałem, że będę to robił.

    Ale ale, jestem z cyfry bardzo zadowolony 🙂 i myslę, że to brak plazmy, tego dużego ekranu tak działa. Zabrałem laptopa do znajomych do Poznania na zimowe spotkanie, podłączyłem do plazmy po kablu i była rewela 😀 Oglądanie zdjęć na ekranie mniejszym niż metr kwadratowy powinno być zabronione 😉 Na mniejszym niż trzy m2 – upomnienie 😉

    Bardzo lubię wracać do zdjęć. Lubię je robić. I mówię – wiem, że warto je robić. Jeśli ktoś nie lubi ich robić – niech z tego powodu to polubi 😀

  33. jip mówi:

    Lubię różnorodność. Dla mnie optimum to zarówno wyprawy samodzielne jak i zorganizowane wycieczki. Szczególnie te drugie odkrywam – dają frajdę, bo nie trzeba ich organizować 😉 Po pewnym czasie, gdy zauważyłem, że to z całej ekipy najbardziej na mnie ciąży organizowanie przestało mi się to podobać, straciło urok. Fajansiarze 😉 A skoro nikt się w zamian nie palił, tylko patrzył w moim kierunku – wyprawowanie też straciło urok i rozpęd.

    Ktoś napisał powyżej, że te zorganizowane to może właśnie dla tych co na codzień organizują, są zabiegani – i ja się w tym właśnie mieszczę. Takie wyjazdy też dają mi fun i mi pasują, bo znam jak jest inaczej. Ale mieszczę się też cały czas w wyprawach i nie wyobrażam sobie wakacji tylko w autokarze i hotelu. Ja lubię różnorodność 🙂 Jedno uzupełnia drugie.

  34. jip mówi:

    Co do Japończyków. To bardzo zorganizowany i posłuszny naród, z feudalną mentalnością, zarażony wydajnością, ekonomiką. Ma to duże plusy – ale o tym na końcu 😉

    Tam się pracuje przez całe życie w jednej firmie. Tam pozwy pracownicze przez długi czas były rzadkością. Tam działacze związkowi są w zasadzie pomocnikami szefostwa w zarządzaniu firmą (tego francuscy związkowcy z Renault nie mogli pojąć gdy przyjechali do Nissana by walczyć o poparcie ich postulatów wewnątrz koncernu – zupełne niezrozumienie z obu stron jak tak można). Tam na urlopy wysyłało się ludzi siłą. Tam mają urlopu prawie dwa razy mniej niż my.

    Więc i wycieczki mają zorganizowane. Ehh, zazdrościć tylko tego, że mają taką technologię i taką tanią.
    🙂

  35. jip mówi:

    Kto, to wszystko przeczyta, temu konia z rzędem.
    Ale Kuerti prosił więc do niego … no 😉

  36. Kuerti mówi:

    Na pewno ja to przeczytałem 😉 .

    Nie chciałem krytykować fotografii jako takiej. Zresztą ja nie poczuwam się do miana fotografa, ledwie naciskam spust na mojej cyfrówce i mam nadzieje, że wyjdzie z tego coś ciekawego. Rozróżniłbym robienie zdjęć na poważnie, szukanie ujęć, światła, czyli generalnie całego tła z pstrykaniem z uczucia prawie,że-obowiązku.

    Te pokazy, o których piszesz muszą rzeczywiście być warte tego, by poświęcić im czas podczas wyprawy, to nie ulega wątpliwości.

    PS. Swoją drogą to w listopadzie w Stargardzie Szczecińskim będzie spotkanie sympatyków rajdów przygodowych, podróżników, górołazów, generalnie wolnych duchów. Może chciałbyś pokazać światu swoje slajdy? Tutaj więcej informacji: http://pasja.trudy.pl/news.php .

  37. Kuerti mówi:

    Ciekawy acz niezwykle dołujący artykuł nt. zachowania Polaków na zagranicznych wycieczkach, polecam przeczytać, w czasie lektury cały czas zastanawiałem się skąd tacy ludzie się biorą?

    http://plaze.onet.pl/3486,1560857,0,1,artykuly.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA