Opublikowany 29 marca 2013 | autor Grzegorz Łuczko
O tym jak udało mi się…
Tekst pisany dobrych kilka tygodni temu, dziś jestem już o wiele bliżej celu, który sobie wtedy założyłem. Ale kiedy pisałem ten tekst byłem w czarnej … dziurze. Przyjemnej lektury!
12 maja wydaje się być na tyle odległą datą, że mój brak formy zupełnie mi nie przeszkadza. Dziś na przykład zatrzymałem się dokładnie po 3 kilometrach i 700 metrach biegu. Bolały mnie piszczele. W ten charakterystyczny sposób, który pamiętam sprzed dobrych kilku lat – przybrało mi się na wadze, a ciało nie zdążyło się jeszcze przyzwyczaić do tego zbędnego bagażu.
Silnik mi się grzeje. Jadę wolno, co jakiś czas dolewam wody, a mimo to nie wiem czy uda mi się dojechać na czas. Są takie dni, w których wszystko wydaje się sprzysięgać się przeciwko Tobie, i to właśnie był taki dzień! Wpadam do bazy zawodów w ostatniej chwili, po drodze nie zdążyłem kupić nic do picia (izotonik wykorzystałem na chłodzenie), czuję że się delikatnie odwadniam.
Biegnę na autobus (miał nas przewieść 10 kilometrów poza Koło), przeskakuje barierki, przebiegam przez ulicę i… woła mnie zdenerwowany policjant. Chce mi wlepić mandat! No żesz kurwa mać! Spisuje moje dane (nie miałem sił ściemniać, podałem mu prawdziwe) i puszcza wolno (na szczęście nie dostałem żadnej kary, choć ta sytuacja nie pomogła mi się skupić na biegu).
W końcu siedzę w autobusie i czekam na ten pieprzony bieg, zastanawiając się co jeszcze zgotuje mi los tego dnia. Wokół śnieg, to pierwszy „atak” zimy. Jest śnieżnie i zimno. Ubieram się jednak na lekko, w końcu nie będę się obijał podczas biegu – tempo w okolicach 3:50min/km powinno mnie dostatecznie rozgrzać.
Ustawiam się z przodu, nie chcę tracić cennych sekund na przebijanie się przez tłum. Ruszamy. Pierwszy kilometr zachowawczo, a mimo to wychodzi po 3:45min/km. Czuję się dobrze, noga podaje. Mimo tych problemów po drodze jestem cholernie zmotywowany, udało mi się w końcu dotrzeć na ten bieg, a jeśli jestem już na trasie, to pocisnę ile sił w nogach i nabiegam te 38:5x!!!
Gdy myślę sobie, że jest dobrze i noga podaje nagle… czuję luz w lewym bucie. Kurwa!!!!!!!!!!!! Sznurówka! Wyhamowuje w kilka chwil, zatrzymuję się z boku i szybko wiążę buta. Mija jakieś 15 sekund jak już na nowo się rozpędzam. Wyobrażacie sobie to?! Biegniecie na życiówkę i rozwiązuje się Wam but. Jak to potwornie wybija z rytmu!
Kolejne kilometry staram się biec spokojnie. Trzymam równe tempo w okolicach 3:50min/km. Staram się nie nadrabiać straconych sekund, nie wiem na ile mnie stać, a szaleńczy zryw na 3 czy 4 kilometrze mógłby skończyć się tragicznie. Trasa jest względnie płaska, są delikatne, bardzo delikatne podbiegi i zbiegi. Lekko wieje. Jest chłodno. Warunki optymalne.
Po minięciu półmetka lekko słabnę i trochę zwalniam. Nadal jednak cały czas biegnę poniżej 4 minut na kilometr. Biegnie mi się zadziwiająco dobrze, bez porównania lepiej niż na Maniackiej. Wtedy umierałem od piątego kilometra, a dziś zmęczenie utrzymuje się na wysokim, ale znośnym poziomie. Oszczędzam siły na finisz. 2 kilometry do mety.
Ostatni! Przyspieszam, choć w rzeczywistości stać mnie jedynie na utrzymanie tempa. Zmęczenie narasta. Przestaje myśleć, zostaje już czysta fizyczność. Ból, zmęczenie, silna wola – wszystko to topnieje z każdą kolejną sekundą. Wpadamy do miasta, przed nami jeszcze kilka ostrych zakrętów. Już chcę odpuszczać, zwalniać, gdy do mety zostaje dosłownie 200 metrów. Ostatni zakręt, i widzę metę!
Nie patrzę na zegarek, po prostu biegnę ile sił w nogach! Meta! 38 minut i 52 sekundy, udało się!!!
Mimo że dziś z ledwością przebiegłem niespełna 4 kilometry, to wierzę w to, że za 3 miesiące pobiegnę maraton w trochę ponad 3 godziny. Wiem, że jestem w stanie to zrobić. Koniec kropka.
Misja Praga rozpoczęta!
3 miesiące to szmat czasu. Pobiegniesz ten maraton w 3:05. Koniec kropka.
Monika, do 12 maja zostało trochę mniej niż 3 miesiące 😉 .
Grzechu, a miało być o żarełku 🙂 . A poważnie, jestem przekonany, że łykniesz 3:05 bez popitki. Jeśli dobrze rozegrasz tę partię, to dotkniesz trójki.
No właśnie czekam i czekam na ten wpis o jedzeniu 😉 też jestem zdania że spokojnie się przygotujesz na taki wynik do maratonu 🙂
Swoją drogą przejrzałam sobie listę Twoich piosenek na yt i sporo ciekawych dźwięków odkryłam 🙂 większość się pokrywa z moimi gustami 😉
Monika, dzięki za wsparcie 🙂
Borman, będzie, będzie, ale to luźne przemyślenia, nic ciekawego 😉 . Tak jak Ci pisałem, zszedłbym z wagi 3-4kg i trójeczka jest moja, ale ciężko będzie z tą wagą..
Dorota,
Ja już teraz też jestem spokojniejszy. Wlasnie uciekam na trening testowy przed półmaratonem w niedzielę.
Aj, odkryłaś moją tajemną playlistę 😉
😉
– Wiosna idzie, Kuerti na pk4 pisze, wszystko spod ziemi wychodzi ….
– Ty nie gadaj głupot! Tydzień temu pochowałem teściową!
Skulkowaciało sie przez zimę temu misiu?
hej!
Jak się mają przygotowania do Pragi??
pozdrawiam 🙂
Niezły, bardzo naturalistyczny opis – miło się go czyta. Powodzenia!
Jip,
Panie, w jakiej teraz ja jestem formie! 😉
Pokonacsiebie.pl,
O Pradze jeszcze napiszę…
Przemków,
Witaj na PK4. Dzięki 🙂