Opublikowany 10 lipca 2012 | autor Grzegorz Łuczko
6Musiałem odpocząć
No i kiedy już miałem wracać do regularnego i przemyślanego biegania, kiedy miałem wracać do startów w biegach ultra, to… to wtedy zaczęła boleć mnie głowa. Ta sama, która wcześniej wymyślała kolejne wymówki, żeby tylko nie męczyć się na zawodach (na pytanie, czy wreszcie wystartuję w jakimś biegu ultra, moją najczęstszą odpowiedzią było: CHYBA pojadę na … – tu wstaw miejsce dowolnej imprezy biegowej w przeciągu ostatnich kilku miesięcy).
Głowa mi pęka, a ściślej rzecz ujmując mam problem z zatokami. Przeklęte zatoki, z którymi męczę się już od 4 lat, od powrotu w 2008 roku z Maroka. Siedziałem tam 3 tygodnie i wysiedziałem problem z zatokami! Nic to, cierpliwości (mimo wszystko) nigdy mi nie brakowało, odczekam jeszcze trochę i po raz kolejny wrócę do trenowania. Znów mądrzejszy o małe co nieco, z poukładanymi sprawami – z lżejszą głową i nowym entuzjazmem.
To, że nie odzywałem się na blogu, nie znaczy, że odpuściłem trening – o nie! W tym roku tylko po maratonie w Madrycie (tak! Nabiegałem nową życiówkę w stolicy Hiszpanii, 3:18 – to mój nowy rekord życiowy na tym dystansie. Końcowe kilometry, setki kibiców na trasie zebranych w wąskich szpalerach, i ich fantastyczny doping – bezcenne przeżycia!) odpoczywałem kilka dni, żeby nabrać sił przed wyjazdem do Włoch nad Gardę (tak! Rozbijałem się przez prawie tydzień po absolutnie fantastycznych terenach!).
Trenuję regularnie, nie robię – staram się – nie robić przerw dłuższych niż 2 dni. Na trzeci dzień zaczynam czuć się już słabo. Czegoś mi brakuje, robię się niespokojny. Muszę wyjść pobiegać/pojeździć na rowerze – rozdrażnienie przechodzi jak ręką odjął. Odpuściłem jednak ultra. Długo zastanawiałem się dlaczego, myślałem, że to może przez pracę, stres, czy inne priorytety w życiu…
Ale to nie to. Ostatecznie zidentyfikowałem problem w postaci zbyt wyśrubowanej poprzeczki. Oczekuję od siebie zbyt wiele – w każdej dziedzinie życia. Praca na własny rachunek jest cholernie wymagająca, kosztuje mnie wiele sił i stresu. I gdy po całym dniu siedzenia przed komputerem w głowie miałem wizję kolejnego, wymagającego treningu, to coś w środku się blokowało. Miałem dość, bieganie zamiast sprawiać przyjemność zaczęło kojarzyć mi się z pracą – z czymś koniecznym do wykonania, pogonią za nowym rekordem.
W pewnym momencie miałem tego serdecznie dość. Wyluzowałem. Przestałem się spinać, zredukowałem liczbę treningów biegowych do 4. A nawet, sam nie mogę w to uwierzyć, na trening rowerowy (czy raczej przejażdżkę) pojechałem bez licznika i Garmina! (piszę to z lekką ironią, ale uzależnieni od pulsometrów wiedzą jak trudno jest zostawić go w domu…). No i wtedy zaczęła mnie boleć głowa.
Ale wiecie co? Nie przejmuję się tym. Nobody said it was easy… A Wy uważajcie na siebie, nie wypalcie się, odpoczywajcie czasem od trenowania, pograjcie w badmintona, w piłkę z dzieciakami. Zróbcie cokolwiek, bez spiny, bez pikającego pulsometru. Poprawianie wyników jest kapitalne, ale przecież nie tylko o to chodzi w tym całym naszym trenowaniu!
PS. Gdzieś po drodze „przypałętała się” jeszcze nowa życiówka w półmaratonie – 1:27:52. Generalnie wiosna nad wyraz udana, ale jednak brak tego ultra. Brak jak cholera…
Do następnego!
O stary, możesz być dumnym z siebie. Oczywiście do granicy rozsądku. Nie dosyć, że ultra to jeszcze szybki 😉
A na zatoki to najgorsze, że nie ma na to cholerstwo rady. Reklamy mówią co innego, ale to jest prze…
Pozdrowienia ze słonecznego Lubonia 😉
Dzięki! Teraz jestem w odwrocie, bo coraz częściej myślę o trenowaniu szybkości 🙂 .
Co do zatok, a weź nic nie mów! Masakra… :/
Przyjdzie taki czas, że zatęsknisz mocno za ultra, tym swoim ultra. Piszę – „swoim” – bo chyba, każdy ma swoje, inne ultra, co innego z tym kojarzy. Wróciłeś do bloga – jest więc dlacię nadzieja ;P
Cieszę się, że wyluzowałeś w tym świecie pracy 🙂 Dobry kierunek.
Na zatoki mam 3 pomysły, jeden od koleżanki, która nurkuje, podobno sposób jest taki i wypróbowany – nurkuje się na 20 czy 30 m i dmucha pod wodą nos – po ciśnieniem wyłazi wszystko, choć bolesne. Drugi od Moniki – joga – wiszenie na linie głową w dół, nie dość ze relaksuje po pewnym czasie to jeszcze z zatok wszystko zlatuje (pudełko chusteczek pod ręką). Trzeci mój – „Załóż czapkę skinie …” 😉 – noś czapki i bufy, a w czasie treningu przepocone często zmieniaj na suche, ja nawet w lato nad ranem wciągam bufa podczas snu – pomaga trzymać zatoki w ryzach. Tylko się wydaje, że lekki chłodzik nie zaszkodzi. Kask rowerowy zazwyczaj w lecie wystarcza, ale jak coś chłodniej to dokładam bufa – mokry wieszam na kierze, suchy zakładam itd.
Z M. mieliśmy wczoraj jechać na Szagę do Trzciela na 50 km rowerem (mam nowy tymi ręcami złożony :D, a M podrasowane 28″), a tu dupa, deszcz i inne takie :/
Ten czas przyszedł właśnie teraz. Tęsknie. Mocno. Poukładałem sobie trochę spraw i znów pojawiła się przestrzeń na pisanie i rajdowanie – no, może nie w tej kolejności 🙂 .
Dzięki za rady w sprawie zatok.
PS. Też miałem jechać na Szagę 🙁 .
Jak sobie poradzić z tym nie spokojem, o którym piszesz, i rozdrażnieniem spowodowanym nie-bieganiem? Ostatnimi dniami nie biegałam, bo stopa odmawiała mi posłuszeństwa. Myślałam, że zwykłe przemęczenie, ale zaczęła puchnąć.. dziś odebrałam zdjęcie prześwietlenia: poprzeczne, wielocząsteczkowe, złamanie trzonu II kości śródstopia o charakterze przewlekłym. Nigdy nie miałam takich problemów, ale lekarz mi wyjaśnił że rozciąganie i odpowiednie obuwie nie wystarczy, trzeba odpoczywać. Widać,można złamać kość zmęczeniem. Dla mnie to jak wyrok 🙁 Jeszcze w październiku chciałam wziąć udział w biegu Trzech Kopców w Krakowie.. Pierwszy raz rozstaje się z bieganiem na dłuższy czas i czuję się fatalnie 🙁
Edzia, witaj na PK4!
Wiesz, jak jestem w formie i generalnie wszystko mi się dobrze układa, to mogę Ci udzielać super rad – ale jak mi się trafi dołek, to wtedy nawet te moje super rady i przemyślenia okazują się mało warte. Zwykle.
Paskudna sprawa z tym złamaniem, obyś szybko wróciła do zdrowia. Jednego Cię ta sytuacja na pewno nauczy, odpoczynek jest cholernie ważny! I słuchanie własnego organizmu – on doskonale wie kiedy docisnąć, kiedy odpuścić. Sam teraz mocno się wsłuchuję w jego reakcje, odpoczywam po długim biegu na Chudym Wawrzyńcu i zastanawiam się czy już mogę zacząć normalnie trenować, czy jeszcze nieco odpocząć?
A jak sobie poradzić z tym niespokojem? Zajmij się czymś innym niż bieganie! Zawsze patrzyłem holistycznie na całe to bieganie. Zajmij się innym sportem (rower? joga?), zdrowym odżywianiem, albo nawet optymistycznym podejściem do świata 🙂 . Wszystko ma znaczenie! Wrócisz do treningów mądrzejsza, może z lepszym nastawieniem, bardziej zdystansowanym. Powodzenia!