Kuertiego przypadki no image

Opublikowany 19 marca 2010 | autor Grzegorz Łuczko

14

Kilka refleksji po zimie

Będę się streszczał.

Jest przepiękny, chyba wiosenny już!, poranek, siedzę w Nowej Iwicznej w mieszkaniu Kroliska i Sahiba. Oni jeszcze smacznie śpią, a ja zerwałem się skoro świt, aby napisać kilka słów na PK4. Za kilka godzin jedziemy z Ulką i Pawłem do Ulanowa, na Rajd Dolnego Sanu i to dlatego muszę się streszczać.

Zacznę od tego, że… jest forma! Wiem, że nie spodziewaliście się po mnie takiej radosnej deklaracji, ale w końcu tyle razy pisałem, że czas skończyć z marudzeniem, więc kończę! Jest dobrze. Tak po prostu, bez żadnego ale. Począwszy od końca października, kiedy to zacząłem przygotowania do sezonu 2010, cały mój trening przebiega bez większych zakłóceń.

Oczywiście były słabsze momenty, ale przecież to nieuniknione, spadki formy, kryzysy, choroby (akurat mnie one w ostatnim czasie omijają szerokim łukiem – odpukać!), to wszystko po prostu trzeba sobie wpisać w plan treningowy. Możecie być tego pewni, prędzej czy później na pewno się pojawią!

U mnie były to: bodaj tygodniowa przerwa po treningach po Nocnej Masakrze (problem ze stopą), lekkie przetrenowanie po AST Trophy, które spowodowało spadek formy na kolejnych kilka tygodni oraz generalnie ZIMA – przez 2 miesiące w ogóle nie jeździłem na rowerze, można powiedzieć, że zima zaskoczyła Kuertiego (dlatego na przyszły rok planuję zakup trenażera).

Starałem się być jednak ponad te chwilowe problemy – cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość! Wiedziałem, że mam w nogach wykonaną dobrą pracę i to będzie procentować. I rzeczywiście, w ciągu ostatniej zimy (piszę już o niej w czasie przeszłym, mam jej WYJĄTKOWO dosyć!) zadowolony byłem ze wszystkim startów. Forma sukcesywnia rosła z rajdu na rajd – nawet jeśli przed startami (tak jak choćby przed Włóczykijem) wydawało mi się, że jestem w takiej sobie dyspozycji, to później okazywało się, że na trasie jest moc. W dużej mierze wynika to z rozsądnego treningu, który wykonywałem w ostatnich miesiącach. Zmieniłem podejście z „księgowego”, który wpatrzony jest w cyferki i plany, na „surfera”, który kieruje się wskazaniami organizmu i samopoczuciem.

Nie chcę tutaj lansować takiej luźnej postawy – bo prawdopodobnie nie u wszystkich to będzie najlepsze rozwiązanie. No i powiedzmy sobie szczerze, ja nie trenuję w sensie stricte, nie wykonuję żadnego rozpisanego z góry planu – ja się bawię treningiem. Wcześniej, gdy układałem sobie plany na kilka tygodni, czy miesięcy naprzód, choć miałem poczucie pewnego uporządkowania i kontroli nad treningiem, to jednak okazywało się, że to całe zorganizowanie tylko mnie stresuje. Bo to jest tak, że gdy mamy jakiś plan, to chcemy za wszelką cenę się go trzymać.

A to bywa cholernie trudne! Nikt z nas tutaj (chyba?) nie jest zawodowcem. Mamy swoje rodziny, prace, znajomych (nierajdowych 😉 ), być może inne hobby. Rajdy, choć dla wielu z nas, zajmują ważną część w życiu, nie są przecież sprawą najważniejszą. Wychodzę więc z założenia, że nie ma co sobie komplikować nadmiernie życia i dokładać niepotrzebnego stresu, a tym jest kurczowe trzymanie się planu. To nie jest też tak, że stałem się teraz zwolennikiem pełnego chaosu. Trzymam się pewnych wytycznych treningowych, ale to są tylko pewne ramy, które trzymają w ryzach, na wypadek gdybym „odleciał” za daleko.

Podsumowując ten wywód: po tych kilku latach zabawy w rajdy i trenowanie udało mi się (chyba, bo przecież nasze „podejście” cały czas ewoluuje) wypracować satysfakcjonujący, dla mnie, stosunek do rajdowego hobby. I myślę, że właśnie dlatego ostatnio idzie mi coraz lepiej. A właśnie, skoro mowa o wynikach. W ostatnią sobotę byłem na Maniackiej Dziesiątce. Założenia przedstartowe były takie: nabiegać czas poniżej 42 minut. Być może napiszę za jakiś czas relację z tego biegu (a może znów zrobię mały miks i połącze tekst z Maniackiej z tym po Rajdzie Dolnego Sanu..), więc teraz krótko: udało się! Nabiegałem czas netto: 41:14.

Biegło mi się szalenie lekko – nie na tyle jednak, aby już teraz nabiegać 39:xx (co jest moim celem na ten rok). Miałem siły na mocny finisz, a w trakcie biegu nie miałem żadnego kryzysu. Brakuje mi jednak mocnych treningów, w tym roku prawie nie biegałem nic szybkiego (oprócz 3-4 akcentów i startu w biegu na 5km). Nie jestem obiegany z prędkościami rzędu 3:5xmin/km, myślę, że to jest jednak kwestia paru tygodni i porobienia nieco interwałów. Ewentualnie mogę częściej przyjeżdżać w odwiedziny do Sahiba – w środę wybraliśmy się na fajny trening (do Pawła i z powrotem), zrobiliśmy 18km, z czego większość naprawdę mocnym tempem, nie wiele wolniej niż biegałem w sobotę nad Maltą…

Zwykle trenuję sam – przede wszystkim z przyzwyczajenia. Co jest o tyle fajne, że biegnę/jadę swoim tempem i mogę sobie realizować jakieś tam założenia treningowe. Jedna rzecz jednak w tym samotnym treningu umyka – trudno mi wnieść się ponad pewien ustalony poziom, albo inaczej – ten wzrost formy jest stosunkowo wolny. Wcześniej nigdy nie biegałem tak szybko na treningach, tak jak teraz z Marcinem. Okazało się, że mogę (oczywiście przez większość biegu to nie było wybieganie ani w pierwszym, ani w drugim zakresie.. serducho się nie nudziło) biegać tak szybko, że to w gruncie rzeczy jest pewna umysłowa bariera, którą sam sobie postawiłem.

Miałem w głowie zakodowany pewien próg, którego się tak kurczowo trzymałem. To tak samo jak kiedyś wybrałem się ze znajomym na rower. Wcześniej jeździłem sobie wolniutko po 20km/h, z nim zrobiłem prawie 100km w tempie 23-25km/h. Byłem zdziwiony, że mogę jechać tak szybko, wcale nie wkładając w to tak wiele energii. Chyba miałem i pewnie nadal mam, za dużo takich mentalnych ograniczeń. Nie zrobisz czegoś, jeśli nie wierzysz, że jesteś w stanie tego dokonać. Nie będziesz biegał szybciej, jeśli wierzysz w to, że Twoje możliwości kończą się na tempie x min/km. Te mentalne ograniczenia są.. są ograniczające. Tak po prostu.

Rozpisałem się, a miałem się streszczać… Na RDS wystartuję wspólnie z Ulą, zgrywamy się przed Adventure Trophy (start na długiej trasie! Jupikajej! To będzie spełnienie marzeń 🙂 ). Parcia więc na wynik nie mam. I nawet fakt, że zbieram punkty do Pucharu Polski w „pięćdziesiątkach” jakoś specjalnie mnie nie kusi, żeby pobiec to samemu i powalczyć o jak najlepszy czas. Staram się przeplatać starty, w których daje z siebie maks i walczę o wynik, z takimi podczas, których stawiam na dobrą zabawę i miłe towarzystwo. Myślę, że takie zróżnicowanie pozytywnie wpływa na psychikę, nie ma zagrożenia przedwczesnego wypalenia się w ciągu sezonu.

Wczoraj byliśmy na ściance, a później pograliśmy nieco w badmintona. Czuję się caly obolały! Wiedziałem, że wspinaczka dla niewprawionych żółtodziobów (to ja!) jest męcząca, ale że odbjanie lotki może być tak wyczerpujące, to przekonałem się dopiero wczoraj. To tyle, czas się pakować, a jutro dobrze się bawić w Ulanowie. Do zobaczenia z tymi, którzy startują z nami! 🙂 .

PS. Chyba naprawdę idzie wiosna!!!
PS2. Nie wiem dlaczego na zdjęciu mamy takie zacięte miny – wbrew pozorom dobrze się bawiliśmy na tej ściance 😉 .


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



14 Responses to Kilka refleksji po zimie

  1. Marcin mówi:

    Gratuluje przełamania barier, optymizmu i wiosny, przede wszystkim!

    Właśnie próbuję pojąć o co chodzi z tymi barierami. Odkąd pamiętam tempo 6 min /h wydawało mi się jakąś granicą. Odkąd biegam dłużej na raz, i zamiast 5 km robię 20 raptem okazuje się, że i tempo mam znacznie szybsze bez wysiłku. Ten mózg to porypany…

    Bawcie się super na Rajdzie Dolnego Sanu, a ja z wami wystartuję w Kieracie.

  2. Adamo mówi:

    Kuerti,

    A moze przyjac metode startowa. Wybrac kilka startow biegowych i traktowac je jako trening WB3 zas tylko tydzien/dwa przed zawodami poswiecic na 2-3 szybsze treningi cos w stylu BPS. Widac tez, ze solidna objetosc w zimie nawet bez duzej intensywnosci procentuje. Istnieje mit ze trzeba caly czas szybko a szybkie treningi to tak naprawde 20% z czego 5-10% w tempie startowym.
    Przepracowana solidnie zima to podstawa a czesto jest tak ze ktos dopiero w lutym zabiera sie za solidna robote a starty przychodza szybko i nie ma czasu a solidny trening.

    Co do badmintona to pozornie jest to tylko „gra w paletki”. Bole wszystkich miesni o ktorych nawet nie mialo sie pojecia to normalka 🙂

  3. monia mówi:

    kciuki trzymam za oboje !

  4. Guliwer555 mówi:

    Powodzenia!!! Nie ma to jak solidnie przepracowana zima. Mam nadzieje poznac was osobiście np na Kieracie:-)

  5. Mickey mówi:

    No, w końcu zaczynasz inspirować 😉
    Muszę więcej startów towarzyskich sobie zafundować no i przełamać tą barierę co do tempa.

  6. Beti mówi:

    Byle tak dalej Kuerti! Optymizmu oczywiście życzę i powodzenia na RDSie 🙂

  7. borman mówi:

    A widzisz!
    Mnie choróbska nie ominęły, no i forma przeciekła przez palce. Wczoraj miałem tego dowód 2:03 w półmaratonie ślężańskim. Klęska, choć nastrój dopisał, no i kibice – córy moje przepiękne 🙂
    W Poznaniu to chyba będę plecy Twoje oglądał, bo wątpię, że do formy jakiejś dojdę przez tydzień, no i dalej chory jakiś się czuję 🙂
    Powodzenia życzę i do zobaczenia 27 w Poznaniu.

  8. Yanek mówi:

    Kuerti i Ula byli drudzy na RDS-ie, na trasie 30 km. Jak wynikało z późniejszych rozmów start miał charakter treningowy, bardziej skupili się na pracy zespołowej niż na zajmowanym miejscu. Gratulacje dla Grześka, gratulacje dla Uli.
    PS. Grzesiek, problem techniczny ze stroną, o którym Ci wspominałem, nadal występuje.

  9. Kuerti mówi:

    Dzięki wszystkim! 🙂 .

    Faktycznie udało nam się wybiegać drugie miejsce, do pierwszego zawodnika straciliśmy raptem 6 minut, ale i tak jesteśmy baardzo zadowoleni 🙂 . Jest dobrze. 🙂 .

    Adamo,

    W ten sposób mniej więcej kombinuję. Za tydzień biegnę półmaraton poznański, w zasadzie przygotowując się tylko udziałem w zawodach, na treningach nie robię obecnie nic konkretnego.

    Yanek,

    Później się tym zajmę.

  10. Krolisek mówi:

    Było naprawdę super, na polach żaby, w rowach kwiatki i na niebie słońce! Cała akcja RDS trwała w sumie dłużej i była dość przygodowa, jednym słowem niezły początek wiosny.

  11. hiubi mówi:

    …a w ogóle to przyjechaliście z Grześkiem żeby pograć w ping-ponga…
    …a Maciek też grał w ping-ponga i to jeszcze zanim szósty zawodnik przyszedł na metę…
    …a na ściankę to teraz chodzi się ,żeby pograć w badmintona…

  12. Krolisek mówi:

    jak się okazało, ma to nawet swoją mądrą nazwę w trenerskim słowniku: ogólnorozwojówka 😀

  13. Kuerti mówi:

    Dokładnie Hubert, to się ogólnorozwojówka nazywa! 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA