Recenzje no image

Opublikowany 22 kwietnia 2009 | autor Grzegorz Łuczko

18

Into the Wild: Recenzja

Można żyć życiem codziennym i cieszyć się z tego, co się ma. Jeśli jesteś w stanie urzeczywistnić swoje marzenia, krocząc uparcie w ich kierunku to jesteś szczęśliwym człowiekiem, a przynajmniej masz zadatki na takiego. Jeśli jednak czujesz, że czegoś Ci brakuje, że z każdym dniem marzenia uciekają Ci coraz dalej nie zaznasz szczęścia. W tym drugim wypadku nie oglądaj – ani nie czytaj „Into the Wild” (polski tytuł: Wszystko za Życie)! Powtarzam, nie oglądaj tego filmu pod żadnym pozorem! Ten film zniszczy Cię, wydobędzie na światło dzienne wszystkie Twoje głębokie pragnienia, pasję i to, coś czego boisz się nawet nazwać, paskudną świadomość tego, że tak naprawdę wszystko zależy od Ciebie, Ty decydujesz! W każdej chwili możesz spakować plecak i ruszyć w drogę…

Tak jak Chris McCandless, Chris Supertramp. Szczerze żałuję, że obejrzałem ten film. Teraz już nic nie jest takie samo. Pamiętam pierwszy i jak do tej pory jedyny seans – raptem kilka dni wcześniej wróciłem z podróży po Rumunii. Obserwowałem przygody Chrisa z głupawym uśmieszkiem na twarzy, przecież ja również byłem w drodze! Zaznałem jej cudownego smaku, a teraz mogłem obejrzeć przygody gościa, który Drogę uczynił sensem swojego życia. Chris to facet, który w głębokim poważaniu miał społeczne konwenanse, oczekiwania innych ludzi, słuchał własnego serca, być może i był strasznym sukinsynem. Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko żyjąc jak outsider był po prostu szczęśliwy…

To film drogi. To film o facecie, który nie uznawał półśrodków. A tak naprawdę to film o nas samych, o naszych głęboko skrywanych pragnieniach, które chowamy na co dzień bardzo głęboko próbując wyjść naprzeciw oczekiwaniom naszych rodzin, społeczeństwa. Zagłuszamy wewnętrzny zew, który wciąż nie ma dość. Przeraził mnie ten obraz. Nie potafię o nim zapomnieć, choć tak bardzo chciałbym. Mógłbym wtedy znaleźć rozgrzeszenie dla zaniechania, dla mojego własnego lenistwa, dla strachu?

To właśnie moim zdaniem największy paradoks obrazu Seana Penna – z jednej strony „Into the Wild” to potężny kop motywacji, ale z drugiej… to pełne urzeczywistnienie marzenia przeraża, onieśmiela. Chris mógł, a my? No właśnie. Jeśli my również możemy to dlaczego wciąż marzymy o drodze szukając wymówek, żeby pozostać tam gdzie jesteśmy? A jeśli nie możemy? Pewnie, że nie możemy! Takich ludzi jak Chris – totalnych ekstremalistów – nie ma wielu. Może jest ich ledwie garstka, osobników z trudem dopasowujących się do równo skrojonych wymagań społeczeństwa.

Kto z nas rzuciłby wszystko i popędził bez grosza w portfelu (a nawet bez portfela, bo i po co on nam?) na spotkanie ku przygodzie, na spotkanie temu, co przyniesie los? To ekstremum. Totalność zawsze mnie przeraża, bo nic nie jest albo tylko czarne, albo tylko białe. Zatracając się w czymś do reszty tracimy zdrowy osąd rzeczywistości, o czym zresztą przekonał się sam Chris będąc już u kresu podróży, wtedy było już jednak za późno.. Dla mnie „Into the Wild” jest jak jedna wielka inspiracja, skłania mnie do refleksji nad samym sobą – nad tym czego chcę od życia. Obraz ten jednocześnie mnie przeraża ale i motywuje.

Nie, drugim Chrisem nie zostanę, ale przecież mam swoje marzenia, które chciałbym kiedyś urzeczywistnić. Jeśli dzieło sztuki ma pobudzać, inspirować i nie pozostawiać obojętnym to obraz Seana Penna to zasługuje na to miano w 100 procentach! Szczerze POLECAM!

PS. Polecam również książkę Jona Krakauera „Wszystko za Życie”, ukazuje historię Chrisa w większych detalach. Poza tym koniecznie zapoznajacie się z genialnym soundtrackiem Eddiego Veddera (wokalista Pearl Jam), rewelacja!

PPS. Długo zbierałem się do napisania tego tekstu, choć chciałem zrobić to już dawno temu. Nie byłem pewien czy uda mi się przelać moje odczucia w postać elektroniczną, zresztą, nadal nie jestem pewien…

PPPS. W sumie recenzji to w tym tekście nie ma 😉 . Raczej zbiór luźnych przemyśleń, ale co ja poradzę na to, że ten film zrobił na mnie takie wrażenie?!


O autorze

Tu pojawi się kiedyś jakiś błyskotliwy tekst. Będzie genialny, w kilku krótkich zdaniach opisze osobę autora przedstawiając go w najpiękniejszym świetle idealnego, czerwcowego, słonecznego poranka. Tymczasem jest zima i z kreatywnością u mnie słabiuśko!



18 Responses to Into the Wild: Recenzja

  1. robert59 mówi:

    Tak się składa, że film obejrzałem jakieś 3 tygodnie temu. Książkę czytałem jak tylko została wydana (11 lat temu). Nie ukrywam, że mam bardzo podobne wrażenia. Przez tydzień po obejrzeniu filmu nie mogłem przestać o nim myśleć, przewijał się w większości myśli i rozmów.
    Ciekawe jest, że bardzo zmienił się mój punkt widzenia. Książkę przeczytałem z trudem, tylko dlatego, że wcześniej przeczytałem „Wszystko za Everest” tegoż autora. Natomiast film mnie walnął, podobnie jak Ty to opisujesz. W tej chwili się zastanawiam, czy to siła przekazu obrazu, czy dojrzałem? 11 lat temu uważałem się za super faceta, który przebiegł maraton, teraz jestem malutki – choćby w porównaniu z Wirkiem – ale maratony biegam „dla treningu” i wiem, że nie ma granic, tzn. są, ale to ja je sobie wyznaczam.

    Swoją drogą moją lekturą obowiązkową jest wspomniane „Wszystko za Everest”. Jeżeli jesteś ciekawy jaka jest moja odpowiedź na główne pytanie stawiane w tej książce: czy warto oddać wszystko za Everest (cokolwiek to znaczy), to niezmiennie jest to odpowiedź twierdząca? Tylko nie zawsze mam odwagę, żeby to co wynika z tej odpowiedzi wcielić w życie. Pozdrawiam.

    ps. choć raz jestem pierwszy :). Odkąd tu wszedłem chciałem jako pierwszy napisać komentarz.

  2. Camaxtli mówi:

    Ja niedawno przeczytałem książkę, która jednak sporo wyjaśnia, sporo dopowiada. Film jest świetnym obrazem, ale im dalej po obejrzeniu, tym bardziej się upewniam, że historię Chrisa reżyser mocno okroił i mocno wygładził.
    Racja, ItW jest soczystym kopniakiem, ale jak już tam gdzieś pisałem;) nie powinno się brać z Chrisa przykładu. Zbyt impulsywnie podróżował, zbyt pochopnie, za mało wiedząc o regionie, przeceniając siebie. Co nie zmienia faktu, że obraz jest kapitalny!
    Innym tematem jest sprawa ideałów jakie promuje ten film, w sam raz na dobę kryzysu;)

  3. hiubi mówi:

    O nie!
    Koleś byl dla mnie bezczelnym aroganckim chłopczykiem ktory sądzil ze potrafi i może wszystko. nie wiedział czego chce od życia i próbował zapełnić w jakiś sposób wewnętrzną pustkę. nawet mu do głowy nie przyszło, że przy okazji krzywdzi swoich bliskich.
    totalna ucieczka od życia, od odpowiedzialności.tchórzostwo po prostu!!!
    w pewnym momencie pod koniec chlopczyk zalapał ,że to nie tak,ze w życiu chodzi o coś innego. ale wtedy psikusa mu sprawila przyroda i pokazala że nie jest wszechmocny.
    strasznie mnie wkurza gloryfikowanie takich postaw. Dodal bym tu jeszcze takie filmy jak „Zakochani widzą słonie” albo „Absolwenta”. „Absolwent” jak miałem 19 lat bardzo mi się podobał. Obejrzalem go pare miesięcy temu i było mi niedobrze.
    Pewnie 20 lat temu „Into the wild” też podobało mi sie . dziś jestem bardzo, bardzo na nie.

  4. Petro mówi:

    Mi sie film bardzo podoba wizualnie i jest dobry pod wzgledem wymowy. Zgadzam sie z Hiubim co do McCandlessa, ale tylko w kwestii dokumentalnej. W sferze fabularnej film jest wlasnie bardzo dobry, bo pokazuje ten blad w mysleniu. Ja jestem dosc daleki od tego hipisiarsko-londonowskiego typu myslenia i nie odbieram McCandlessa jako idola, ale postac jest ciekawa wlasnie w tej fabule jako ¨przyklad moralizatorski¨.
    Poza tym film jest bardzo atrakcyjny wizualnie i soundtrack rzeczywiscie jest swietny. Nucilem sobie go czesto na pustyni. Jakos mi sie te teksty wydawaly bardzo na miejscu 😉

  5. jasiekpol mówi:

    O wreszcie się waść wziął i napisał 😉 Muzyka rewelacja w samochodzie słucham lub na treningach. Tylko dziwne że taki był inteligentny naukowiec a się roślinką struł.

  6. Yanek mówi:

    W Into the Wild dla mnie ważne są powody dla których Supertramp ( wg mnie Alexander, a nie Chris, ale mogę się mylić ) wciąż przed czymś ucieka. Toksyczni rodzice – tu chyba tkwi przyczyna tego że chłopak nie potrafi zdobyć się na dłuższy i głębszy kontakt z żadnym człowiekiem. Przy okazji krzywdzi np. swoją siostrę, z którą kontaktuje się tylko wtedy gdy to ON odczuwa taką potrzebę… Postać tragiczna, ale bynajmniej nie świetlana, a już na pewno nie wzorzec do naśladowania.
    Sam film doskonały, genialne prowadzenie kamery ( np. scena śmierci bohatera ), świetna muzyka. Fajnie że mi o tym przypomniałeś, przeczytam a potem oglądnę raz jeszcze.

  7. Kuerti mówi:

    Powyższy opis jest próbą oddania tego jakie wrażenie na mnie zrobił film Into the Wild. Celowo nie zajmowałem się w nim oceną głównego bohatera (Yanek: Chris McCandless to jego nazwisko, a Alex Supertramp to pseudonim), gdyż uznałem, że mija się to z celem. Chciałem wyłuskać samą esencję, tą wymowę, o której pisze Petro (jak to jest z tej pozycji w jakiej znajduje się Piotrek spojrzeć na to, co zrobił Chris? Dla niewtajemniczonych, Petro kończy niedługo 3 miesięczną wyprawę po Ameryce Południowej). Chciałem wyjść poza rzeczywistość.

    Dzięki temu mogę jednocześnie zarówno zgodzić się z Hubertem jak i mieć od niego zupełnie różne zdanie. Oczywiście jeśli spojrzymy na rzeczywistość i całą sieć zależności to Chris jest po prostu nieczułym skurwielem. Nic nie tłumaczy tego jak zachował się w stosunku do rodziny. Nawej jeśli, jak wspomina Yanek, prawdopodobną przyczyną takiego stanu rzeczy był głęboki konflikt na linii Chris – rodzice. Dla mnie to nie jest żadna wymówka.

    Oczywiście również ostatnie przemyślenia Chrisa z Alaski są strasznie naiwne, szczęście tylko dzielone z innymi ludźmi? Przecież to taki banał! Och, Ty naiwny Chrisie! Hubert, masz rację, była z niego straszna świnia, zostawił rodzinę, skazał ich na cierpienie, ale… cholera, bronisz mu szukać? Szukać swojej drogi, swoich ideałów, swojego celu? Nawet jeśli po tych 2 latach tułaczki doszedł do tego banalnego stwierdzenia, że jednak szczęście możliwe jest tylko wśród ludzi to bronisz mu tego? Spójrz na to, co dzieje się w świecie, ludzie pracują po kilkadziesiąt lat z nadzieją, że gdy już się dorobią to wtedy będą szczęśliwi! O matko! Przecież to jest beznadziejne, albo jest się szczęśliwym TERAZ albo nigdy.

    A oni pędzą całe życie z pustą nadzieją. Chris szukał, szukał bardzo mocno i totalnie. Jego prawo. Był skurwielem, nam się to może nie podobać, ale to jego prawo. Jego osobiste prawo do poszukiwania szczęścia. Robi Ci się niedobrze z tego powodu? Nie wiedział co począć z wewnętrzną pustką? Nie wiedział czego chce od życia? A kto, cholera, wie? Każdy z nas szuka. Jedni bardziej, drudzy mniej. Każdy na swój sposób. Jednym się udaje, drudzy marnieją i w końcu umierają.

    Daleki jestem od gloryfikowania drogi jaką obrał Chris i jak widzę po komentarzach tutaj się wszyscy zgadzamy. Niemniej pozostaje on dla mnie wielką inspiracją, którą kroję na własną miarę, na moje własne ideały i możliwości. Nie zagłębiam się w rzeczywistość, nie obchodzi mnie to, że jego śmierć w istocie była czystym idiotyzmem (z książki: kilkaset metrów od miejsca, w którym Chris próbował sforsować rzekę była przeprawa na drugą stronę), co z tego? To jego droga, nie moja.

    Musimy skądś czerpać inspirację, i dla mnie Into the Wild jest pozycją obowiązkową w tym temacie.

    Ciekawi mnie też zestawienie opinii Huberta i Roberta. Obaj wspominają o dojrzewaniu, ale wynik tego procesu u każdego daje zupełnie inną odpowiedź, ciekawe dlaczego? Może chodzi o to skoncentrowanie się na rzeczywistości w jednym przypadku, a w drugim (zapomniałem dopisać 🙂 ) o spojrzenie na całość, na sam przekaz?

    Robert,

    Niestety nie miałem okazji przeczytać tej pozycji. A czy „wszystko za Everest”? Rozumiem, że tak naprawdę jest to pytanie o ideały, o wielki cel, który w końcu przejmuje kontrolę nad naszym życiem.. Takie właśnie odnoszę wrażenie. Nie mam pojęcia czy jest taki cel, o którym można by powiedzieć, że dałbym za niego „wszystko”. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli Twoja odpowiedź jest twierdząca to musisz być do niej w 100% przekonany. Ja nie jestem.

    PS. Masz subskrypcje RSS? Jeśli tak, to dużo szybciej będziesz komentował 🙂 .

  8. Krolisek mówi:

    Oglądałam tylko film, jakiś czas temu. Zapadł mi w pamięć jako świetny obraz – ujęcia i muzyka tworzą genialnie skomponowaną całość i być może na tym polega też niebezpieczeństwo tego filmu.
    Co do samej fabuły – pewnie z 15 lat temu byłabym zachwycona i marzyłabym o takim życiu. Ale czy wolność znajduje się tylko tak? Czy wolność nie rodzi się w głowie?
    Moim zdaniem podejście Chrisa było naiwne, a sposób realizacji – mówię o wyjeździe na Alaskę bez odpowiedniego przygotowania – po prostu głupi. Traperstwo na tym terenie ma wyjątkowo długie tradycje i niejeden człowiek zdany tylko na siebie potrafi tam przetrwać. Polecam książeczkę wydaną w 1990 r. „Sztuka życia i przetrwania” Hansa-Otto Meissnera. Kilka historyjek tego typu autor przytacza.

  9. Krolisek mówi:

    Ok, dodam, że oczywiście nie tylko o techniczną stronę zagadnienia mi chodzi (tak można zrozumieć mój komentarz). Mam jednaj wrażenie, że uciekając w dzicz, czego innego będzie szukał np. 20-latek, czego innego 40-latek.

  10. hiubi mówi:

    Ula- wolność rodzi się w głowie! Właśnie tak! Podpisuje się też pod twoim ostatnim zdaniem.
    Kuerti- rozgrzaleś sie (trochę ci pomoglem 😉 )i bardzo ci z tym do twarzy.

  11. rocha mówi:

    Z równą ciekawością przeczytałem ten wpis, jak również dyskusję pod nim. Film znam tylko z opowiadań i raczej go nie obejrzę. Jestem Piotrusiem Panem, który postanowił jednak dorosnąć i wcale nie żałuje, że przestał latać. Wdając się w dyskusję o życiu przy okazji słuchania wrażeń po tym filmie (w czasie podróży na On-Sight) zdałem sobie sprawę, że mnie udało się wydostać z tego zdewastowanego autobusu.
    Wielu przedpiścców (super-słowo Robert!) powtarzało, że kiedyś by się im ten film podobał, ale teraz…
    No i własnie – wcale nie żal mi, że nie potańczyłem z delfinami 150m pod wodą na bezdechu, że nie złamałem efektownie kregosłupa na Cerro Torre, nie zabrała mnie żadna lawina, nie zamarzłem w kucki na śniegu, że nie przysypało mnie w sztolniach… i że nie widziałem „Into the Wild”.

  12. robert59 mówi:

    Moim zdaniem: Alex jak każdy miał prawo do własnych wyborów. Czy jego wybór był naiwny – niewątpliwie TAK, czy krzywdził innych – TAK bardzo. Czy go potępiam NIE, bo na tym polega podmiotowość człowieka, że może dokonywać takich wyborów. Czy, gdybym miał okazję, to bym uciekł, zmienił tożsamość – NIE, przywiązanie do bliskich jest chyba zbyt silne. Historię Alexa traktuję nie wprost, ale jako pewien opis przypadku. Sztuka zawsze ostro rysuje historię, żeby pokazać meritum.
    Zauważcie, że jestem z bliskimi, ale nie zostawiam im wyboru. Pracując ponad 50h tygodniowo i przygotowując się do IM czy do Przejścia, poświęcam na to cały wolny czas, nie zostawiając im pola manewru, przekazując jasny komunikat – jeżeli chcecie być ze mną, to musicie to zaakceptować. Jeżeli jesteście w jakichś związkach postępujecie w mniejszym, lub w większym zakresie podobnie.
    Chyba najważniejsze dla mnie pytanie: czy zaakceptowałbym takie postępowanie mojej kochanej Córki (chyba w wieku Kuertiego :)). Było by to trudne i bolesne, ale staram się myśleć w ten sposób, że ja już swoje zrobiłem, teraz ona żyje swoim życiem i ma prawo popełniać dowolne głupstwa. Mogę jej radzić (jak zapyta) i pomagać, ale to Jej życie i jej odpowiedzialność za to jak je przeżyje. Wiem, że brzmi to okropnie w ustach ojca, ale staram się siebie przekonywać, że ma prawo do decyzji, które mogą wpływać na jakość i długość tego życia. Jak to pisał Wańkowicz, należy iść pół kroku za dzieckiem, a nie przed (zwłaszcza jak jest dorosłe).

    Rocha – Twoja osoba bardzo mnie zaciekawiła – z powodu jednej odpowiedzi – po Twoim poście chyba rozumiem więcej. Ja niestety jestem tchórzem i za szybko się wycofałem z różnych aktywności. Dzisiaj żałuję.

    Kuerti – bardzo ciekawy wydaje mi się zauważony przez Ciebie wątek dojrzewania. Zacząłem nawet coś na ten temat pisać, ale na razie to zbyt osobiste – może kiedyś.
    Mam RSSa. Mój problem to raczej brak czasu. Ta dyskusja mnie wciągnęła i piszę zamiast pracować.
    Wszystko za Everest to pytanie o cenę za realizację własnych marzeń w kontekście najbardziej tragicznego sezonu na Evereście. Autor był klientem jednej z dwóch konkurencyjnych agencji i osobiście uczestniczył w opisywanych wydarzeniach. Wtedy, w roku 1996 zginęli nie tylko klienci, ale również właściciele agencji. Książka jest reportażem uczestnika tych wydarzeń. Liczę, że przeczytasz i… napiszesz recenzję.

    Krolisek – dwa dni temu skończyłem 50 lat. Wiem, że to nieprzyzwoite (w sensie żyć tak długo) i trochę mi wstyd.

  13. Krolisek mówi:

    Robert – zatem: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! (czy ja pisałam coś o wieku? znajomi nazywają mnie „babcią” :))

    Moim skromnym zdaniem nie da się „zdobyć” wolności uciekając przed czymś (cudzysłów jest celowy). Kuerti, piszesz, że Chris szukał. A czy nie była to przypadkiem ciągła ucieczka? Przed oczekiwaniami, konwenansami, ludźmi, którzy narzucają nam sposób myślenia i emocjonalne więzy?

    Rozwijając poprzednią myśl – wolność rodzi się w głowie. Wymyśliłam kiedyś takie porzekadło: „Wolność jest jak kapelusz, który każdy, kto ma głowę, może sobie założyć.” Nie jest związana z miejscem, ale ze stanem ducha. Dlatego mieszanie gór/wyjazdów/wypraw z pojęciem wolności zawsze wydawało mi się naiwnością.

    Wolność to poczucie – jestem sobą, mam do tego prawo, mogę żyć po swojemu, zamieszkać gdzie chcę, studiować co chcę (albo wcale), zająć się tym, co lubię robić. Ważne – poniosę konsekwencje, bez rozmemływania się nad sobą (jakie ładne słowo), jak coś nie wyjdzie. Inna ważna sprawa to krzywdzenie innych – znalezienie równowagi pomiędzy wolnością a krzywdzeniem innych to pewnie jeden z najtrudniejszych dylematów w życiu.

    A co do tego mają góry/wyjazdy, uciekanie poza miejsca zamieszkałe? Skoro poczucie wolności może spłynąć na Ciebie u cioci na imieninach albo na skrzyżowaniu w centrum miasta?

    Dla mnie góry są po coś zupełnie innego…

  14. Kuerti mówi:

    Krolisek,

    Napisałaś: „Oglądałam tylko film, jakiś czas temu. Zapadł mi w pamięć jako świetny obraz – ujęcia i muzyka tworzą genialnie skomponowaną całość i być może na tym polega też niebezpieczeństwo tego filmu.” Fajnie, że o tym wspominasz bo również to zauważyłem. Ta cała historia, nawet jeśli kończy się tak tragicznie jest nieco zbyt cukierkowa, te wszystkie piękne widoki zmiksowane z cudowną muzyką, droga i wiatr we włosach… Tak, można się dać nabrać, że to jest takie łatwe, wystarczy spakować plecak i ruszyć, a później wszystko będzie już tylko piękne..

    „Czy wolność nie rodzi się w głowie?” Warto sobie to zapamiętać! Zgadzam się w 100%. W kolejnym komentarzu piszesz o „oświeceniu”, które przydarzyć nam się może u cioci na imieninach. Pewnie jest to możliwe, ale generalnie chyba łatwiej o wgląd we własne życie w czasie intensywnej podróży gdzie dzieje się tak wiele, gdzie cały czas trzeba przełamywać rutynę niż w trakcie kolejnych, często nijakich dni, które przyżywamy na co dzień. Nie twierdzę, że takie rozwiązanie jest dla wszystkich (dla mnie być może nie). Poza tym tak sobie myślę, że bycie w drodze wymusza na nas refleksję nad sobą – w codziennym życiu niestety łatwo utknąć i bezrefleksyjnie witać kolejne dni.

    Czy Chris uciekał? Prawodpodobnie tak. Ostatecznie jednak wydaje się, że znalazł to czego szukał i był gotów na powrót do społeczeństwa (przynajmniej ja tak odczytuje końcówkę filmu). Gdyby więc nie ta idiotyczna śmierć być może teraz z rozrzewnieniem wspominałby swoje przygody w młodości…

    Robert,

    Strasznie podoba mi się to co napisałeś dawaniu wolności innym. Napisałeś: „Wiem, że brzmi to okropnie w ustach ojca, ale staram się siebie przekonywać, że ma prawo do decyzji, które mogą wpływać na jakość i długość tego życia.”. To wcale nie brzmi okropnie, tylko jest aktem ogromnej odwagi i zrozumienia. Zastanawiam się czy ja sam kiedyś będę mógł tak o sobie powiedzieć, nie wiem czy będę mógł, ale z pewnością chciałbym!

    PS. Książkę pewnie prędzej czy później przeczytam!

    Radek,

    Kurczę, jeszcze pół roku temu pewnie nie myślałeś, że w tym sezonie będziesz startował w rajdach przygodowych. A teraz nagle się okazuje, że mamy fajny team i jest nadzieja na fajne wyniki i fajne rajdy. Nie musisz zamarzać na jakichś górach w Patagonii, albo uciekać przed lawinami w Himalajach, w rajdach również jest to coś DALEJ, Into the Wild mimo wszystko daje zastrzyk takiej pozytywnej energii, mówi o tym, że jak się bardzo chce to można w życiu zrealizować swoje marzenie, nawet jeśli jest bardzo naiwne. To inspiruje, popycha nas do stawiania kroczków ku naszym marzeniom. Nie musisz zostawiać rodziny, ale może zainspiruje Cię to do startu w jakimś rajdzie na drugim krańcu świata?

    Powtórzę to co napisałem wcześniej, niech każdy skroi sobie ten wulkan pozytywnej energii jaki powstaje po obejrzeniu Into the Wild na własną miarę i na własne marzenia. Nie musimy nikogo naśladować, mamy swoją drogę…

  15. monia mówi:

    Film znalam już od jakiegos czasu i co mi zostalo po nim – glownie smutek, zal ze wartosciowy, ciekawy swiata i bardzo odwazny (na swój sposób) czlowiek zginal/umarl w tak durnych okolicznosciach (durnych, bo nie mogl przejsc przez rzeke…). Pytanie jakie mi przyszlo do glowy, chyba nieuniknione – czy ja bym tak potrafila podrozowac? Czy ja bym tak chciala? W pewnym sensie potrafilabym wyjechac na dluzej, ale nie tak totalnie – wyjechac i zostawic rodzine, przyjaciol bez krzty informacji. gigantyczne samolubstwo.

    A z drugiej strony – wielka odwaga zdecydowac się byc zdanym tylko i wylacznie na siebie (mimo poznawanych na jakis czas ludzi). Nie moc dzielic ani trosk, ani smutkow z innymi…

    Ksiazka wpadla mi w rece w oryginale, w podrozniczo-pasujacych okolicznosciach. Siedzialam w nieczynnej stacji kolejowej na plaskowyzu w ekwadorze. Było jakos przed 5 rano, team Speleo wlasnie zszedl z trasy zawodow i pakowal się do spiworow (czyli dookoła rajdowy gwar, zza okien pokrzykiwania tych, co jeszcze się scigali) a ja czekalam na wiecznie opozniajacy się transport na dol. W drewnianej chacie z przywieszonymi na wszystkich scianach portretami che guevary (jakzeby inaczej, niestety czlek ten jest tam powszechnie uwielbiany), klimat mocno egzotyczny. zaczelam czytac. Oczywscie nie było czasu na wiecej niż 2 rozdzialy ale to wystarczylo (plus okolicznsoci) żeby mi przyszlo do glowy, ze z podrozowaniem jest pewien klopot – albo zyjesz sobie w „normalnym” swiecie i co jakis czas (raz na miesiac, raz na 3, raz na rok…) wyjezdzasz gdzies, odcinasz się od codziennosci, przezywasz przygody, poznajesz ludzi. A potem wracasz i tamto zostaje przyjemnym wspomnieniem. Albo zaczynasz podrozowac tyle, ze to staje się twoim „normalnym” zyciem, a codziennosc – przerwą, chwilowym etapem przed kolejnym wyjazdem. Dla mnie na przykład to jest problem.. a Chris z pelna swiadomsocia zamienil jedno na drugie. Na swiecie nie ma wielu takich ludzi i chwala im za to, ale smiem twierdzic, ze tylko z perpsektywy takich jak my, ogladaczy-czytaczy jego historii.

  16. Kuerti mówi:

    Monia,

    Co do wyjazdów.. Wszystko chyba rozbija się o to, co napisała Krolisek: „Inna ważna sprawa to krzywdzenie innych – znalezienie równowagi pomiędzy wolnością a krzywdzeniem innych to pewnie jeden z najtrudniejszych dylematów w życiu.”. Ty podobnie jak Petro masz niedostępne dla nas w tym momencie spojrzenie osoby, która spędziła sporo czasu w drodze i może o tym wszystkim opowiedzieć mając w pamięci to wszystko, co przeżyła w ciągu tych kilku miesięcy. Ja ciągle zastanawiam się nie nad tym czy mógłbym wybrać się na kilka miesięcy w drogę, bo wiem, że mam odwagę, ale czy rzeczywiście to jest to, co chciałbym zrobić. Ty już to wiesz, więc?

    Widzisz siebie jako taką wieczną nomadkę? Zawsze, tylko teoretycznie, w końcu najdłużej w drodze byłem raptem ponad 3 tygodnie, zastanawiam się czy taki wieczny nomada w końcu nie znudzi się takim życiem bez korzeni? Czy nie przyjdzie taki moment, w którym stwierdzi, że on już ma dość i chce żyć tak jak inni?

    Ps. Nie do końca zrozumiałem Twoje ostatnie zdanie. to dobrze, że nie ma wielu takich ludzi jak Chris, czy to dobrze, że są tacy ludzie, którzy podejmują to.. hmm.. wyzwanie? 🙂 .

  17. monia mówi:

    sorry za troche spozniona odp…. chodzilo mi o to, ze po 1. wspaniale ze sa tacy na swiecie ale tez po 2. ze akceptacja takich ludzi i ich wyborow jest trudna dla ich bliskich. ze zawsze jest ta druga strona medalu

  18. Joanna mówi:

    nie radzę ogladać tego filmu ,gdyż potem nie jest się w stanie znaleźć filmu na równym poziomie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Back to Top ↑
  • TUTAJ PRACUJĘ

  • FACEBOOK

  • OSTATNIE KOMENTARZE

    • Avatar użytkownikaYou got 38 163 USD. GЕТ > https://forms.yandex.com/cloud/65cb92d1e010db153c9e0ed9/?hs=35ccb9ac99653d4861eb1f7dc6c4da08& i6xbgw – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaPaweł Cześć. Że niby 100 km w terenie to bułka z masłem? Że 3 treningi w tygodniu po godzince wystarczą? No... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaTrophy Superstore... trophy store brisbane Constant progress should be made and also the runner must continue patiently under all difficulties. Most Suppliers Offer Free Services... – WIĘCEJ
    • Avatar użytkownikaRobbieSup https://pizdeishn.com/classic/365-goryachie-prikosnoveniya.html - Жесткие эро истории, Лучшие секс истории – WIĘCEJ
    • Older »
  • INSTAGRAM

    No images found!
    Try some other hashtag or username
  • ARCHIWA