Robisz to na tej samej zasadzie co siłę i szybkość.
Najpierw ze rozruch np. ze 3-4 km, potem interwałowo sam trening na schodach (w sensie akcentem jest podbieg, interwałem zejście) i potem znów ze 2 km truchtu.
Same schody warto też robić na zasadzie siły biegowej jak na płaskim, to znaczy stosując różne techniki podbiegu.
Po jednym, dwa, trzy schodki i skupiając się raczej na technice wykonania niż na szybkości podbiegu.
Moim zdaniem lepiej najpierw robić to na krótszych odcinkach niż wbieganie np. na 11 piętro bloku dopiero stopniowo potem wydłużać podbieg.
Ale ja tego treningu nie robię, bo
a) nie mam do tego w miejsca, a w bloku to by mnie chyba lokatorzy zabili.
b) siłę moim zdaniem można spoko z roweru wyciągnąć i z krosów.
Jak w Rzeźniku. Wygrali chłopaki, którzy nie trenują górek, tylko po prostu są szybcy.
Czytałem wywiad z Jonathanem Wyattem, który był pięć razy mistrzem świata w biegach górskich i twierdzi, że każdy kto biega szybko dychę, będzie dobry w biegach górskich (on sam biegał dychę poniżej 28 minut, trenuje około 150km w tygodniu). Tam akurat dystanse są rzędu parunastu kilometrów, więc można to sobie przełożyć na rajdy.
Moim zdaniem optymalny jest trening do półmaratonu, bo daje dużo szybkości z zapasem wytrzymałości. To tylko takie moje niesprawdzone jeszcze przypuszczenie.
Teraz nie będę miał czasu robić długich wybiegań, więc do Blanca będę się przygotowywał robiąc samą szybkość i siłę.
Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Teza jest taka: zapas wytrzymałości tlenowej już jakiś mamy, brak nam szybkości i siły. Bez tego się nie da przyspieszyć i nie trenując szybkości utkniemy w martwym punkcie, kiedy będziemy bez większych problemów pokonywać długie dystanse, ale nie będziemy w stanie na nich przyspieszać (ja to obserwuje u siebie). Trzeba tę szybkość wytrenować i ustabilizować potem kolejnym cyklem treningu wytrzymałościowego, który powinien się już wtedy teoretycznie odbywać na większych szybkościach.
Logicznie to brzmi, czy coś głupiego wymyśliłem?
