Łukasz S. i jego mapa, Leszek + 55% mojego śladu (Holux...):
http://3drerun.worldofo.com/2d/index.ph ... 5D=-408982Skleciłem jakiś opis (do lektury niezbędna jest mapa):
Jakoś dziwnie się złożyło, że wystartowałem 9:33:30. Tak mi się spieszyło, żeby wszystkich dogonić, że nie zauważyłem nawet, że na PK17 jadę naokoło. Prawie przy samym punkcie, odbijając na NW, wyprzedzam sporą grupkę osób, a z punktu wyjeżdża już dwóch pozostałych faworytów - Łukasz M. i Krzysiek C. Trzeba ich złapać, co udało się dopiero na PK14. PK13 podbijamy mniej więcej razem. Na długim asfaltowym przelocie do PK10 (przez Karłowice) doganiam Krzyśka, daję mu zmianę, a później urywam go i 10-tkę podbijam chwilę przed resztą. Na 9-tce jestem z Łukaszem. Jedziemy na PK8, po drodze płosząc ogromne stado jakichś sarnowato-jeleniowatych zwierzątek. Kawałek dalej, kilkaset m przed nami, drogę przebiegają trzy dziki. Podbijamy PK12. Na skrzyżowaniu z drogą na południe - do PK4 - jestem chwilę wcześniej. Upewniam się linijką, że to właściwe skrzyżowanie, dojeżdżamy i dziurkujemy karty. Muszę w końcu dokręcić mapnik, bo opadł mi na dziurach już chyba z 20 razy. Łukasz, pewny że go dogonię, odjeżdża na NE. Dziwna decyzja. Gonię go tą samą drogą, którą przyjechałem. W Dąbrówce Kościelnej już wiem, że jakimś cudem "jestem pierwszy", a Ł. za mną nie widać. Upewnia mnie w tym minięty inny uczestnik TR100. Zaliczam PK1 -> przez pola na NW, pod silny wiatr, do "Łąki Komorniki". Nie odmierzam się i przegapiam o 200m skręt do PK2. Wracam do prawie niewidocznego skrzyżowania i jadę... na północ. Innej drogi tam nie widziałem. Po 150m jestem pewny że znów zabłądziłem, wracam i jest. Coś jakby nikła, zasypana liśćmi przecinka prosto na punkt. Co najmniej 4 minuty w plecy. Z punktu jadę 750m na ~E, skręcam na S i przerywaną ścieżką jadę ~2,5km do asfaltu. W Głęboczku mijam jadącego w drugą stronę Tomka S. PK3 atakuję od południa - mijam wyjeżdżającego stamtąd Krzyśka C. Uśmiecha się zadowolony, że jest przede mną. Nie wiem jak to możliwe, ale wnioskuję, że chyba tak niestety jest. Trzeba docisnąć. Dojeżdżam do asfaltu przy Leśniczówce Boduszewo. Stop i chwila zastanowienia nad wariantem, bo dalej nie mam nawet rozrysowanej kolejności zaliczania punktów. Nic błyskotliwego nie wymyśliłem. Na PK6 przez Huciska, szlakiem cysterskim do południowego brzegu Jeziora Miejskiego. Tam, po szybciutkim rekonesansie, skręcam na dróżkę wzdłuż brzegu. Odpoczywający na ławce uczestnicy nakierowują mnie na lampion. Trzymając się drzewa, wpinam się w SPDki i atakuję podjazd. Do PK7 zapierniczam asfaltem i wjeżdżam na punkt od północy. Z punktu jadę ~800m na S i skręcam na E. Urywam łańcuch
.
//W ostatnich tygodniach mam ogromne szczęście, jeśli chodzi o sprzęt. Zniszczona klamka hamulca XTR przed startem Liczyrzepy (w bazie). Bonusowo nie mam też do czego zamocować manetki przerzutki, bo to wersja I-spec, montowana do klamki. Na trasie Rzepy rozczłonkowana w błocie spinka KMC 10s. Przed Rzepą zamówiłem zapas spinek, ale przez 3 dni nie zdążyły dojść
. Łańcuch udało się skuć dzięki pomocy drużyny DiMen. Spinek dalej brak, a ja jadę do Jeleniej Góry. Tam znów urywam łańcuch w sobotę. Nikt nie ma spinki -> skuwacz. W niedzielę na sprincie na asfaltowym podjeździe zrywam łańcuch po raz kolejny (w tym samym miejscu). Tym razem kończy się to mniej wesoło. Solidnie obity m.in. łokieć, podarte najnowsze spodenki, mocno przytarte (jeszcze w miarę nowe) buty, uszkodzona carbonowa kierownica...//
Tak naprawdę wykrusza się kawałeczek sworznia w spince (!). Szybka podmianka na zapasową. Brudne łapy i kilka minut w plecy. Wjeżdżam do Trzaskowa przez opuszczony poligon. Tam, raczej nierozsądnie, skracam sobie drogę, jadąc przez pola na SW. Trochę podjazdów i wiatr. Dojeżdżam do drogi 196, przekraczam ją kiedy zapala się zielone i... natrafiam na tarasujący polną dróżkę wóz strażacki. Nie wiem co oni tam kombinowali, ale strażaków było chyba z dziesięciu. Jakoś ich wymijam. Tracę koncentrację, nie bardzo kontroluję gdzie jestem, a gdzie mnie nie ma. Przejeżdżam powolutku przez mostek, rozglądając się za być-może-gdzieś-tu-się-czającym PK. Jadę jeszcze z 60m, ale droga skręca na S. Wracam, znów powoli przejeżdżam przez mostek i jadę na północ. Po jakichś 300m stwierdzam że to bezsensu i zmierzam do mostka. Jest punkt - dokładnie na mostku, tuż nad wodą. Jedyny dobrze ukryty lampion tego dnia. Nie spodziewałem się. Wkurzony, że właśnie zmarnowałem sporo cennych minut i pewnie przez to przegram, wracam w stronę drogi 196. Strażacy dalej spacerują po podmokłym polu, ale nie blokują już ścieżki. W Owińsku wjeżdżam na szlak cysterski. Jadę już nieco wolniej. Pokłady energii bardzo stopniały. Na wysokości jeziorka po mojej prawej stronie mijam jadącego z naprzeciwka Łukasza. Cholera! Do podbicia zostały mu już tylko 3 punkty, a mnie 4. Mimo piekących nóg i braku sił, znacznie przyspieszam. Ekspresowo zaliczam PK5. Wracam kawałek czerwonym szlakiem i wjeżdżam na PK11 od wschodu. Mknę niczym wyścigowy ogier w szaleńczym galopie, o zmierzchu, po bezkresnych stepach. Chcę jak najszybciej wjechać na czarny szlak, a po chwili już na czerwony i nim dostać się do PK15 na szczycie Dziewiczej Góry. Mimo niesprzyjających warunków, udało się skutecznie przeprowadzić atak szczytowy na rowerze. Zjeżdżam na złamanie karku w stronę PK18. Idealnie, jak po sznurku, najkrótszą drogą. Docieram do rogu ogrodzenia nad strumykiem, dostrzegam lampion. Przeprawiam się z rowerem nad rwącym potokiem po zbutwiałym pniu. Ostatni pusty kwadracik na karcie przedziurkowany. Mam je wszystkie! Teraz trzeba jak najszybciej dostać się na metę. Po chwili wyskakuję z lasu na drogę wschód-zachód bezpośrednio pod punktem. Jedna, ogromna piaskownica - budowa. W takim razie wjeżdżam z powrotem w las - na SW. Po 700m jestem na asfalcie, ale wybieram zakręcony wariant przez łąki i nie-łąki, w kierunku kościoła św. M. B. Fatimskiej. Okazuje się, że już tędy kiedyś jechałem. I to nie z kim innym, jak z organizatorem Róży - Zbyszkiem. Mijając osiedla opłotki, boiska i i stokrotki w zawrotnym tempie, myślę tylko o jednym. Czy udało się ubiec Łukasza? Gdzie jest Krzysiek C.? Wpadam na teren szkoły. Jeszcze 2 zakręty, dwoje drzwi i schody. Nie widzę żadnych rowerów. Wbiegam do środka, oddaję kartę. Dalej nie widzę innych rowerów. Zbyszek potwierdza że jestem pierwszy. Zwycięstwo
.
Z licznika: 98,3km; 4h23 czas jazdy; 22,4km/h avg; 159 avg hr; 720m up; całkowity czas 4h39