Opublikowany 14 lipca 2012 | autor Grzegorz Łuczko
4Czasem po prostu trzeba napisać nową historię
Muzyka na dziś: The Glitch Mob – We Can Make The World Stop.
Regularnego blogowania zaprzestałem jakieś 2 lata temu. Bez trudu potrafię określić moment, w którym to się stało. Był to bowiem początek intensywnej pracy (jeszcze w fazie opracowywania konceptu) nad moim drugim internetowym dzieckiem (PK4 zawsze będzie tym pierwszym, ukochanym urwisem) – sklepem dla biegaczy Natural Born Runners.
Przez ostatnie, bez mała, 2 lata włożyłem mnóstwo, naprawdę mnóstwo sił w to, żeby stworzyć z NBR najprzyjemniejsze miejsce w sieci do robienia zakupów sprzętu biegowego. Nie powiem, że już mi się udało tego dokonać, i że jestem w pełni zadowolony z tego jak działa NBR (zawsze mam jakieś ale w zanadrzu) – wiem natomiast, że jestem na dobrej drodze! Świadczy o tym rozwój sklepu i przede wszystkim głosy, które otrzymuję od moich fantastycznych Klientów (przeczytajcie zresztą sami).
Nie chcę w tym miejscy wystawiać sobie laurki – próbuję zakreślić tło. Bo chodzi o to, że przez te 2 lata, od kiedy zaprzestałem regularnego pisania, wiele – cholernie wiele – w moim życiu się zmieniło. I ta zmiana miała olbrzymi wpływ nie tylko na bloga (z uporem maniaka stosuję tę niepoprawną formę), ale również na moje bieganie. Powtarzałem sobie, że przyjdzie moment, w którym znów PK4 odzyska dawny blask, ale przecież nie da się wrócić do tego co było. Nie jestem już tym samym człowiekiem, którym byłem 2 lata temu. Moje pisanie nie może więc być takie samo. Będzie inne. Musi być.
To trochę tak, jak z powrotem do miejsca, które kiedyś często odwiedzaliśmy w dzieciństwie, a później wydorośleliśmy i próbując wrócić do dawnych wspomnień okazuje się, że to już nie to samo. Że to se ne vrati. Oczywiście, że to się nie wróci. Historię trzeba napisać na nowo. I to jest w tym wszystkim cholernie ekscytujące!
Poza tym, wypadłem z obiegu. Tak po prostu i zwyczajnie. Nie startowałem, nie żyłem tym, co się działo w środowisku. Dawni znajomi z rajdowych tras robili coraz lepsze wyniki, w środowisku pojawiali się ludzie (i z miejsca osiągali świetne czasy), których nawet nie znam. Kalendarz wypełnił się zupełnie nowymi imprezami. Wysiadłem na stacji na chwilę, a okazało się, że pociąg odjechał dalej beze mnie.
Nic to! Nie spieszy mi się! Paweł pod ostatnim wpisem napisał fajną rzecz: „Przyjdzie taki czas, że zatęsknisz mocno za ultra, tym swoim ultra. Piszę – „swoim” – bo chyba, każdy ma swoje, inne ultra, co innego z tym kojarzy”. Stęskniłem się. Bardzo. Właśnie za tym moim prywatnym ultra. Skrojonym na miarę moich aktualnych potrzeb – a te są przecież inne niż były jeszcze kilka lat temu.
Chcę wrócić do regularnego treningu i startowania w zawodach. I chcę być w tym dobry! Tak po prostu, tak dla siebie, bo – kurwa mać! – inaczej nie potrafię! Ten typ tak ma. Nie kopię się już sam ze sobą, wiem jaki jestem, jakie są moje i mocne i słabe strony – wiem też jak wykorzystać tę wiedzę. Nie muszę być najlepszy, i pewnie nigdy nie będę. Ale chcę być dobry w tym co robię i basta!
Zawsze traktowałem bloga jako miejsce, w którym tworzę własną historię. Historię wzlotów i upadków (szczególnie w tych drugich byłem całkiem niezły). Mam nadzieje, że zainteresuje Was moja nowa historia. Zapraszam do lektury kolejnych wpisów. Miłego czytania!
PS. Zatoki już prawie zaleczone. Wracam do gry! Od poniedziałku 😉
PSS. Zdjęcie: autorem fotki jest Tomek Kowalski , byliśmy razem na treningowej majówce nad Gardą we Włoszech.
The Glitch Mob – We Can Make The World Stop.
WYMIATA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Filmik i muza miszcz 🙂
To co z tym Chudym Wawrzyńcem 😀
Takie comebacki lubię 🙂 Wytrwałości i czasu, czasu czasu życzę.
Bela,
Zerknij na listę startową – i’m back! 😀
Kuba,
W kolejce już mam relację z maratonu w Madrycie, zrobiłem w weekend 2 treningi, za miesiąc start, jest dobrze!
A wytrwałości mi nie zabraknie, tego jednego jestem pewien!